9.

2K 97 3
                                    

Słowem wstępu, postanowiłam, że Cas jednak będzie zamieszany w sprawę z Czyśćca,ponieważ wydaje mi się ze fabuła będzie ciekawsza. Miłego :)

Kolejnego dnia wstałam, myśląc, że czas już zbierać się i ruszać w dalszą drogę. Ubrałam się w dres i bluzę, potem krzątałam się po pokoju pakując ostatnie rzeczy do torby, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę.
Drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się głowa Dean'a, jego szmaragdowe oczy spoglądały na mnie zdziwione.
- Co tam? - Spytałam.
- Nie schodziłaś długo na śniadanie. Co robisz?
- Pakuję się, sprawę z Eve skończyłam i myślałam że powinnam się już...
-Co?! Nie! Słuchaj, dobrze wiemy ze i tak nie masz dokładnych planów, właściwie chcieliśmy zaproponować Ci byś z nami została. - Powiedział podchodząc bliżej, a moje serce przyspieszyło, na prawdę cieszyłam się z tej propozycji. Pracownie z nimi było świetne i...na prawdę ich polubiłam. Na te słowa uśmiechnęłam się.
- Poważnie? Bardzo bym tego chciała...lubię z wami pracować.
- Więc rozpakuj się, dzisiaj mamy robotę tutaj...właściwie musimy porozmawiać na poważny temat. - Powiedział.
Skinęłam głową, i po rozpakowaniu zeszłam razem z mężczyzną, do kuchni.
- Ivy zostaje z nami.
Bobby i Sam skinęli głowami uśmiechnięci, ale nigdzie nie widziałam anioła.
- Gdzie Cas? - Spytałam
- To...ten temat, który chcieli poruszyć. Sam na razie nic nie wiem.
Podniosłam brew w zdziwieniu spoglądając na chłopców.
- Siadajcie. - Odezwał się Bobby. - Dean...proszę wysłuchaj nas do końca co by nie było, w porządku?
Skinął głową bez słowa.
- My...podejrzewamy że Cas chce znaleźć i otworzyć Czyściec, współpracując z Crowleyem. - wyrzucił z siebie Sam.
Byłam w szoku, tak jak i starszy brat Sama. To nie możliwe, Cas nie jest taki! Jest niewinny. Pierwsza otrząsnęłam się z odrętwienia.
- Słucham?! - Wstałam szurając krzesłem. - Cas? Musiało wam się coś pomylić!
- Nie wiemy tego, nie zarzucamy nic, ale uznajemy za prawdopodobne...
- Sam! On uratował nam życie. Kilka razy! Poświęcał się dla nas, opuścił niebo dla nas, wszystko robił dla nas! Nie mógłby pracować z gościem który chce nas zabić! - Wykrzyczał Dean.
- Wiem! Ale myślę że powinniśmy być ostrożni. Jeśli Cas jednak okaże się zły...będzie supermenem po złej stronie mocy.- odezwał się Bobby.
- To nie możliwe.- pokręcił głową.
- Zobacz, coraz częściej znika, bardzo zainteresował się Eve, zrobił się tajemniczy...oddalony, jeśli to prawda, będziemy potrzebowali Kryptonitu. - Zaoponował Sam.
Nie odezwał się słowem, zresztą ja też tego nie zrobiłam, nie wierząc w pomysł chłopców. Dean wyszedł wściekły.
- Ivy...złapaliśmy demona, za plecami Dean'a. Powiedział nam gdzie znajduje się facet który jest prawą ręką Crowleya, który przyjmuje od demonów potwory. Może gdy go znajdziemy powie nam gdzie Crowley jest, może uda nam się go zabić.
- Czemu Dean nic o tym nie wie?
- Chcieliśmy powiedzieć mu pierw o naszych podejrzeniach, a teraz nas nie słucha. Ciebie może, powiedz mu ze musimy udać się do tego demona. - wyjaśnił Sam.
Skinęłam głową i wyszłam za Deanem. Siedział niedaleko jednego z samochodów, naprawianych obecnie w warsztacie. Podeszłam tam.
- Dean?
- Ivy. - odpowiedział schylając głowę i kładąc ją na rękach.
Usiadłam obok niego, kładąc rękę na jego plecach i delikatnie zaczęłam je głaskać.
- Słuchaj, tez uważam ze to nie prawda, na prawdę. Cas jest na to za...dobry. Ale musimy wziąć pod uwagę ich zdanie. Jeśli mieli rację będziemy musieli...unieszkodliwić go, jeśli nie on nigdy się o tym nie dowie, a nawet, jeśli przeprosimy go. Musimy wiedzieć, a nie się domyślać.
- Ale my wiemy! Wiemy ze on nie mógłby zrobić czegoś takiego! - Krzyknął spoglądając na mnie.
- Musimy im zaufać.
Pokręcił głową, ale już spokojniejszy.
- Słuchaj... - Mówiłam, zabierając rękę z jego pleców. - Bobby i Sam, złapali demona, nie mówiąc Ci o tym..
- C..
- Nie denerwuj się! Chcieli poczekać, przed tym mówiąc ci o Castielu, ale wyszedłeś. Tak czy siak, złapali go, powiedział im nazwisko demona który jest prawą ręką Crowleya. Musimy się tam udać.
- Po co?
- Wiesz dobrze, po pierwsze lokalizacja Crowleya, po drugie...może on wie czy Cas...
- Dobrze, jedźmy tam. - Powiedział i łapiąc mnie za rękę wstał i pociągnął w stronę domu. Weszliśmy tam, po czym Dean odezwał się.
- Wy możecie mu nie ufać, ale dla mnie to przyjaciel, jedźmy do tego demona, przekonamy się ze Cas jest niewinny.
Pół godziny potem siedzieliśmy wszyscy w samochodzie Dean'a, i ruszyliśmy w stronę Dallas. Siedziałam obok Dean'a, ponieważ był on wściekły na brata, dlatego ustaliłam z Samem że tym razem to ja będę najbliżej. Sama byłam zła na Bobby'ego i Sama, ale nie na tyle by zaprzestać rozmów. Przez całą jazdę Dean jechał spięty, ściskając jedną pięść na siedzeniu. Martwiłam się o niego, i obserwując go od dłuższego czasu, nie dużo myśląc - co szczerze mówiąc zdarza mi się często w obecności Dean'a - złapałam go za pięść, wyprostowałam palce i złapałam jego dłoń w swoją. Mężczyzna spojrzał w moje oczy, potem na złączone ręce, nie wyrwał swojej. Co więcej, uśmiechnął się! Czułam ciepło na policzkach. Przez resztę drogi ani na chwilę nie puściłam jego dłoni. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i zabraliśmy broń. Było spokojnie, trochę za bardzo.
- Chodźmy, wywarzę drzwi, a wy bądźcie przygotowani. - Powiedział Sam. Uderzył stopą w drzwi a te puściły. Woah, co za siła. Byliśmy gotowi do ataku ale...
- Pusto. Oszukał nas? - Spytałam.
- Nie, to nie możliwe, nie mógł kłamać, wierz mi. - Powiedział Bobby.
- W takim razie demony się zmyły. - Odpowiedziałam.
- Ale...tu nie czuć nawet siarki, jakby zniknęły juz dawno.
- Może tak było.
- Nie, ten demon był tu dwa dni temu.
- Więc co jest? - Spytałam.
- Zawołajmy Castiela. - Powiedział Dean.
Bobby i Sam spojrzeli na niego jak na idiotę.
- Po co?
- Zawsze wzywamy go w takich momentach do pomocy...- odezwał się Dean. - Zróbmy to tym razem.
Sam westchnął głośno.
- Castielu...proszę przybądź. - Powiedział głośno Sam. Nic.
- Cas, ześlij tu swój tyłek! - Dean. Też nic.
- Może jest po prostu zajęty. - Wzruszyłam ramionami. - Chodźmy stąd.
Odwróciłam się w stronę wyjścia i w tym momencie usłyszałam głos Sama.
- Dean za Tobą!
I wtedy się zaczęło. Pięć demonów pojawiło się z nikąd, zaatakowały nas. Mnie powalił facet wielki jak niedźwiedź, jednakże nie przewidział, że zamiast próbować mu się wyrwać jak na łowcę przystało, po prostu mu się wyślizgnę. Mój wzrost był w walce plusem. Gdy stanęłam na nogi wyciągnęłam nóż na demony z kurtki, i wbiłam w plecy zdziwionemu demonowi. Zaświecił się i padł. Obejrzałam się za siebie, i zobaczyłam koszmar. Dean był pod jakimś facetem, który obijał go z każdej strony, widać było ze był na wygranej pozycji, Sam został właśnie rzucony przez cały pokój, jednakże nie podbiegłam im na pomoc, ponieważ to Bobby był w największym niebezpieczeństwie, demon trzymał go w powietrzu ściskając za szyję. Podniosłam rękę w górę i wbiłam ostrze noża w kolejne plecy. Bobby był bezpieczny, miałam już atakować kolejnego demona, gdy zobaczyłam Castiela zabijającego obie kreatury. Pojawił się tu! Na prawdę się pojawił! Nie mógł być zły skoro tak było prawda? Uśmiechnęłam się do siebie, i pomogłam podnieść się Bobby'emu. Posadziłam go na krześle i zwróciłam się w stronę Sama, siedział na podłodze trzymając się za głowę. Podeszłam do niego, i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Jak się czujesz?
- Jakby ktoś rzucił mną przez pokój.
- Zaśmiał się. Pokręciłam głową i pomogłam wstać i jemu.
- Nieźle sobie radzisz Ivy. - Odezwał się Dean.
- Dziękuję.
Stanęliśmy na środku pokoju, gdy zebraliśmy się wszyscy zwróciłam się do Cas'a.
- Dziękuję Castiel.
- Znów nas uratowałeś. - Powiedział znacząco Dean.
- Nie ma sprawy. - Pokręcił głową anioł.
- Powinniśmy Cię też przeprosić. - Zaoponował Sam.
- Za co? - Spytał zdziwiony.
- Myśleliśmy...myśleliśmy ze współpracujesz z Crowleyem. - Zawstydził się młodszy Winchester.
- Słucham? Czemu miałbym to robić? - Zaśmiał się.
- My tylko...- pokręcił głową Bobby.
- Nie martwcie się. Nie jestem superbohaterem po złej stronie mocy.
Wszyscy zamarliśmy. Skąd wiedział co mówił Bobby, skoro go tam nie było? Chyba że...że był, i wszystkiego słuchał. Spojrzałam na Dean'a. Wyglądał na zranionego, mimo to odezwał się żartobliwym tonem.
- Wygląda na to ze możemy wyrzucić Kryptonit prawda?
- Jasne. - uśmiechnął się. Zaraz potem zniknął a my staliśmy tak w szoku.
- Mieliście rację. - odezwał się grobowym tonem Dean. Znów na niego spojrzałam, był zawiedziony...niesamowicie zawiedziony. Nie wytrzymałam i ze łzami w oczach, przytuliłam go do siebie. On wcisnął swoją twarz w moją szyję, głośno biorąc oddech. Położyłam rękę na jego głowie. Było mi przykro. Ja poczułam się zdradzona...A co dopiero on? Przecież uważał Castiela za najlepszego przyjaciela. Oderwałam się od niego, i odwróciłam się w stronę Sama i Bobby'ego. Wyglądali na zdziwionych, prawdopodobnie naszym...objawem czułości.
- Co robimy? - Spytałam.
- Musimy go zatrzymać. - Stwierdził Sam. Potem wytłumaczył nam plan, mieliśmy zwabić anioła w to miejsce, znów, oraz złapać go w pułapkę ze świętego oleju. Zrobiliśmy z niego krąg, oraz poprosiliśmy Dean'a by wezwał Castiela. Ten pojawił się u szczytu schodów.
- Czego potrzebujecie?
- Chyba mamy plan jak znaleźć Crowleya. - Odezwałam się. Castiel słysząc te słowa, zszedł ze schodów i stanął na środku pokoju, dokładnie tam gdzie chcieliśmy by się znalazł.
- Jaki to plan?
- Ty. - Powiedział Bobby i zapalił olej.
- Dean? Co to? Czemu...
- Skąd wiedziałeś o superbohaterze? - Spytał zły.
- O czym mówisz Dean?
- Powtórzyłeś słowa Bobby'ego. Nie było Cię tam...wiesz kto posłuchuje? Szpieg! - Wykrzyczał Dean.
- Dean daj mi wyjaśnić...
- Myślałem że jesteśmy rodziną! Ze mogę Ci ufać Cas!
- Ale tak właśnie jest! Robiłem to dla was! Dla Ciebie... - Powiedział Cas, a Dean zbliżył się do ognia. Sam chciał go powstrzymać, ale złapałam go za ramię, muszą sobie to wyjaśnić. Chociażby kłótnią.
- Dla nas? Dla nas współpracujesz z demonami?! Dla nas chcesz wypuścić te wszystkie kreatury z Czyśćca?!
- Tak! Rafał chce przejąć władzę nad niebem, chce wypuścić Lucyfera i Michała! Znów wywołać Apokalipsę...zniszczyć to, na co tak ciężko pracowałeś z Samem! Te dusze pomogą mi wygrać..
- To nie jest wytłumaczenie! Mogłeś poprosić nas o pomoc!
- Ułożyłeś swoje życie...nie polowałeś, nie chciałem tego niszczyć!
- Powinieneś był! Byłeś dla mnie jak brat Cas, pomógł bym Ci...- Powiedział cichym głosem. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu.
- Teraz już jest za późno. - Odezwał się Cas, a ziemia zatrzęsła się pod nami, Cas wyglądał na przerażonego. - Przybyli tu, uciekajcie! No już, uciekajcie! - Wykrzyczał, a my go wysłuchaliśmy. Wsiedaliśmy do Impali, zostawiając Castiela w środku,   i ruszyliśmy w stronę domu Bobby'ego. Podróż była cicha, przygnębiająca jedyne słowa wypowiedział Sam.
- Przykro mi, Dean.
Po wejściu do domu, nałożyliśmy pieczęcie ochronne na dom, i każde z nas skierowało się do swojego pokoju. Umyłam się i przebrałam w koszulkę i krótkie spodenki. Chciałam położyć się spać, ale nie mogłam. Wyszłam z pokoju i poszłam na koniec korytarza. Zapukałam do drzwi, i po chwili dostałam zgodę na wejście. Przekręciłam delikatnie klamkę. Weszłam do pokoju, i zobaczyłam Dean'a, siedzącego na skraju łóżka. Stanęłam przed nim, w ten sposób ze miał widok na moje stopy. Wtedy podniósł głowę.
- Ivy?
Nie mówiąc nic, usiadłam przy nim.
- Nie mam pojęcia jak się czujesz Dean, mnie zraniło to co zrobił Cas...ale ty...słyszałeś co mówil prawda? - Odwróciłam się do niego siadając na jednej nodze, w ten sposób że siedzialam przodem do mężczyzny. Dotknęłam jego ramienia. - On zrobił to dla nas, popełnił błąd, ogromny. Ale kto tego nie robi? Musimy go powstrzymać, ale nie znaczy to że musisz go skreślić.
Pokręcił głową na te słowa, ja zaś złapałam jego policzki w dłonie i zwróciłam jego twarz w swoją stronę.
- Gdy będzie po wszystkim, powinieneś dać mu drugą szansę wiesz?
Spojrzał mi tymi smutnymi, szmaragdowymi oczami w moje.
- Czy to na prawdę będzie dobre? Przecież on...
- Ty i Sam. Tez myśleliście ze działaliście w dobrej sprawie, popełniliście błędy, ale mieliście siebie nawzajem, to właśnie dzięki temu wracaliście na dobrą drogę. Teraz on potrzebuje kogoś takiego. Was. - Stwierdziłam prosto.
Dean nie powiedział ani słowa i po prostu mnie objął i przycisnął do piersi. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale gdy zaczęłam czuć odrętwienie oderwałam się od niego, i wstałam, przed wyjściem pocałowałam go w czoło.
- Nie martw się Dean, uratujemy naszego aniołka.
On uśmiechnął się delikatnie. Wyszłam, i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, i prawie natychmiast zapadłam w sen. Nie wiem w jaki sposób, na prawdę nie wiem, ale musimy uratować Castiela, zbłądził, ale to naszym zadaniem jest go odnaleźć.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz