13.

1.7K 82 5
                                    

Wróciliśmy do Bobby'ego, gdzie od jakiegoś czasu znajdował się on sam. Powiedzieliśmy mu wszystko co sam przegapił, łącznie z tym, że Cas nie żyje. Byliśmy przygnębieni i w sumie jak ostatnio często, znów nie wiedzieliśmy co robić. Bobby na powrót zajął się pracą, szukał czegoś o Lewiatanach, bo jedyne co na tę chwilę o nich wiedzieliśmy to to że krwawią czarną breją. Sam znów spał, czuję że przez sprawę z halucynacjami sen jest jego jedynym ratunkiem. Stałam opierając się o futrynę oraz przypatrywałam się temu co robi Dean. Starał się obudzić brata.
- Czas wstawać słonko. Brać się do roboty...Sammy! - chwycił go za ramię, na co młodszy Winchester podskoczył przestraszony.
- Woah! Spałeś 12 godzin myślę, że się wyspałeś. Masz zjedz coś, i napij się. - Podał mu batona oraz butelkę wody, Sam usiadł, a Dean przysunął krzesło by siedzieć na przeciw brata.
- Pokaż rękę. - Uśmiechnęłam się słysząc troskliwość w głosie Deana. Sam na te słowa popatrzył się w kąt pomieszczenia z niepokojem, na co zmarszczyłam brwi. Dean odwinął bandaż z ręki Sama.
- Przeżyjesz. - wziął butelkę whisky stojąca na biurku i polał nią ranę zszytą przeze mnie. 
- Ałć!
- Spokojnie.
- Więc, jakieś tropy odnośnie lewiatanów? - na te słowa podeszłam bliżej kanapy i usiadłam Obok Sama i Deana. W tym momencie wszedł Bobby.
- Dałem cynk. Cokolwiek chcą, znajdą nas, wygląda na to że chcą po prostu rozprostować nogi.
- Okej, przejdźmy do innego wielkiego problemu. - Powiedziałam, zwracając się wprost do Sama. - Jak się trzymasz? I nie mów ze w porządku, bo zrobię Ci krzywdę!
- Nie jest w porządku.
- No co ty! - Powiedział Dean.
- Hey, uspokój się Dean. - Przerwał nam Bobby.
- Tu nie ma miejsca na spokój! Zachowywaliśmy się tak, jakby nad wszystkim panował!
- Wiem, przepraszam, nie chciałem się tak rozsypać. - Powiedział skruszony Sam. Pokręciłam delikatnie głową na jego słowa.
- Co tak właściwie się tam stało? - Spytałam.
- To...już nie tylko przebłyski.
- Więc co? - Odezwał się Dean.
- Teraz raczej...widzę jakby przez szczeliny. - Spojrzałam na niego skonsternowana.
- Co to znaczy?
- Mam trudność z rozpoznaniem co jest prawdziwe. - Powiedział zmartwiony.
- Halucynacje? - Spytał Dean.
- Na początek. - Pokiwał głową.
- Czemu ukrywasz, że coś z tobą nie tak?!
- Nie ukrywałem tego, po prostu o tym nie mówiłem.
- Przecież właśnie o to Cię prosiłam, Sam! - Przerwałam.
- Wiem, ja tylko...mieliście dość problemów na głowie. Ale teraz robi się coraz bardziej dziwnie.
Sam wstał, oraz oparł się o kant biurka, zaraz za nim wstaliśmy i my, Bobby odszedł pracować dalej, ja i Dean staliśmy przed Samem, ja założyłam ręce na piersi, Dean pił właśnie whisky zdenerwowany.
- Widzę...Lucyfera, mówi do mnie.
Byłam zszokowana, tak jak i Dean który zaczął chodzić po pokoju.
- Poważnie, jak możesz się z tym spierać!
- Wiem...to problem.
- Czekaj już wiem. - Powiedziałam. - Po co diabeł miałby trudzic się wymyślaniem dla ciebie jakiejś iluzji, skoro mógłby Ci po prostu skopać tyłek?
- Twierdzi, że nie można torturować kogoś, komu nie ma się już co zabrać. - W połowie mówienia tego zdania spojrzał się na przeciw siebie, mimo że tam znajdowały się jedynie książki.
- Więc, co? Miałby odbierać Ci życie w którym po raz kolejny miałbyś zwalczać jakieś gówno? - Odpowiedziałam.
- Mówi ze inaczej nie uwierzyłbym ze to moje życie. - Mówił nadal nie odwracając wzroku od tamtego miejsca.
- Widzisz go teraz. - Stwierdziłam na co on pokiwał głową.
- Wiesz że nie jest prawdziwy? - Powiedział Dean nachylając się nad bratem.
- On mówi to samo o was.
Spojrzelismy na siebie z Deanem nie wiedząc co powiedzieć.

Wieczorem siedzialam z Samem przy biurku, przypatrując się temu jak rozkłada broń, Dean i Bobby rozmawiali o czymś, sprawdzając coś na komputerze. Kątem oka zobaczyłam jak Dean robi coś z telefonem Sama, prawdopodobnie włącza GPS na wszelki wypadek. Bobby wyszedł z kuchni oraz poszedł na górę. Wtedy wstałam, klepiąc Sama po ramieniu i poszłam porozmawiać z Deanem. Usiadłam na krześle, blisko niego.
- Jak się trzymasz?
- Ja? Dobrze, nie jestem przeklęty czy coś. W końcu to mój brat, jest bliski szaleństwa z którego prawdopodobnie nie da się wyleczyć.
- Dean, wiem, ja też się martwię, ale zrób coś dla mnie i powiedz jak się masz. - Na moje słowa podniósł głowę do góry patrząc w moje oczy.
- A kogo to obchodzi? Nie sądzisz że mamy więcej zmartwień na głowie? - Z lekceważeniem powiedział.
- Mnie idioto obchodzi! - uniosłam się, po chwili speszona swoimi słowami dodałam. - Mnie, Sama, Bobby'ego...nie wkurza Cię to, że Sam też to mówił zanim mu odbiło?
- Nie jestem Samem, Ivy!- Krzyknął. - Naprawdę nic mi nie jest. - Dodał łagodnie łapiąc mnie za rękę.
- Jasne! To wcale nie jest tak, że właśnie straciłeś jednego z najlepszych przyjaciół, twój brat oszalał, a najgorsze chojraki z Czyśćca buszują sobie po świecie. Ale oczywiście wszystko jest świetnie!
- No to świetnie. - Powiedział Dean oraz usiadł przy komputerze.
- Jeśli jednak wkońcu pomyślisz, że to totalne bzdury i chciałbyś pogadać, pamiętaj że tu jestem. - Powiedziałam, pocałowałam go w czoło i wyszłam z kuchni, na powrót siadając z Samem.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz