7.

1.7K 113 3
                                    

Gdy Dean dowiedział się, gdzie będzie przez następne 24 godziny kompletnie zwariował i pojechał po "zaopatrzenie". Tym zaopatrzeniem okazało się być poncho i jakieś dziwne kowbojskie koszule i buty. Sam nie był zadowolony, ale widząc nalegający wzrok brata postanowił założyć jedynie koszulę. Dean wyglądał śmiesznie w stroju, mimo tego był cholernie uroczy z tym swoim entuzjazmem. Castiel pojawił się dokładnie o 12, i nie mówiąc słowa wysłał chłopców do Sunrise.
- Castiel jesteś pewny ze to bezpieczne? - spytałam z wahaniem.
- Nie, to ani trochę nie jest bezpieczne, muszę już iść. - Odwrócił się by zniknąć lecz wtedy zatrzymał go Bobby.
- Ale jak wrócisz chłopców?
- Pomódlcie się do mnie za 24 godziny, pojawię się.
Skinęliśmy głowami i wtedy też zostałam sam na sam z Bobbym. Przez cały dzień czytaliśmy, i próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o "matce wszystkiego" oraz próbując odgadnąć gdzie może się pojawić. Gdy było po 2 w nocy, poszłam na górę zmęczona, nie przebierałam się w koszulkę do spania, tylko położyłam się w ubraniach. Spałam tak dłuższy czas, gdy nagle na dole usłyszałam trzask. Zerwałam się, wzięłam pistolet i zbiegłam na dół. W kuchni leżał Castiel, a zaraz obok klęczał Bobby próbując się dowiedzieć co się stało, krwawił. Schowałam pistolet, i podbiegłam do anioła, na piersi miał ogromną ranę, z której ciurkiem wypływała krew, on jednak nie przejmował się tym, i narysował symbol na drzwiach lodówki, symbol chroniący przed innymi aniołami. Zaraz po tym wstał, ale zamiast zrobienia kroku...stracił przytomność.
- O Boże Castiel! - Krzyknęłam przerażona. - Bobby weź go pod ramię, musimy go położyć.
Bobby zgodził się i wykonał moje polecenie. Położyliśmy go na kanapie w biurze Bobby'ego. Spojrzałam na zegarek, była 11 rano...nie wiedziałam że udało mi się przespać resztę nocy.
- Bobby wiesz co się stało? Cokolwiek?
- Nie, spałem przy biurku i usłyszałem trzask, wstałem odrazu i zobaczyłem słaniającego się Cas'a.
Skinęłam głową, i nie odzywałam się już słowem, siedząc obok Castiela i martwiąc się jego stanem. Postanowiłam przeczyścić jego ranę, ponieważ wyglądała na prawdę okropnie. Wstałam, chcąc iść po wodę i ścierkę.
- Gdzie idziesz? - Spytał Bobby.
- Chcę przemyć ranę.
Po 5 minutach wróciłam, a Castiel nadal był nieprzytomny, musi się wybudzić...za niecałą godzinę Sam i Dean muszą wrócić do nas. Usiadłam obok anioła i rozpięłam jego koszulę, skrzywiłam się widać jego ranę, przesunęłam po niej mokrą ścierką i usłyszałam syknięcie.
- Iveline? Co robisz?
- Cas?! Jak dobrze! Przemywam twoją ranę, wygląda paskudnie...
Delikatnie złapał mnie za ręce i odsunął od siebie, potem usiadł delikatnie się krzywiąc.
- Nie trzeba, za chwilę się zagoi, ale dziękuję.
Skinęłam głową i nie odzywałam się słowem.
- Cas zostało Ci pół godziny.
- Nie dam rady ich przywrócić.
Bobby odwrócił się z powrotem patrząc na anioła. Ja sama byłam w szoku.
-Powtórz proszę?
- Byłem ranny, walka mnie wyczerpała, moja zastępczyni mnie zdradziła, nie mam sił by ich przysłać z powrotem.
-JAK TO NIE MASZ SIŁ?!
-Bobby uspokój się. - Powiedziałam zdenerwowana sytuacją, położyłam rękę na ramieniu Cas'a. - Ale możesz poprosić innego anioła by to zrobił?
- Nie...nie mogę, zostałem zdradzony. - Powiedział, a ja zrobiłam się blada na te słowa, tak jak i Bobby. Nie znałam Winchesterów dobrze, ale byli dla mnie ważni...nie potrafię określić czemu, ale łowca przywiązuje się szybciej, jak ja teraz.
- Da się coś zrobić? -Spytał Bobby.
Castiel zawiesił się na moment a potem odezwał się cicho.
- Jest tylko jeden niebezpieczny sposób.
- Jaki?
- Dusza.
- Co? Mam ją oddać demonowi? - Spytał Bobby.
- Nie...muszę jej dotknąć.
- Oh, okej, dawaj.
-Nie, nie rozumiesz. To bardzo bolesne, a Ty możesz eksplodować jeśli nie będę uważny, mimo tego gdyby to się udało...odzyskał bym siły. Dusza to czysta energia.
- Więc...po prostu bądź uważny. - Odezwał się Bobby siadając w fotelu i czekając na to aż anioł zrobi to co miał zrobić. Do tego czasu siedziałam zmrożona, jednakże nie myśląc wiele wstałam i zatrzymałam Castiela.
- Ja to zrobię.
- Co?
- Co?
Odezwali się jednoczenie, obaj bardzo zdziwieni. Bobby wstał i podszedł do mnie.
- Czemu chcesz to dla nas zrobić?
- Nie wiem, nie mogę pozwolić by oni tam zostali, a ja jestem młodsza, więcej wytrwam...poza tym Castiel potrzebuje energii. - Spojrzałam na anioła,który wyglądał na poruszonego. Położyłam rękę na ramieniu Bobby'ego i usiadłam na miejscu na którym on przed chwilą siedział. Wzięłam pasek w zęby, i dałam znak by zaczynał, została minuta.
Cas schylił się i przed rozpoczęciem działania wyszeptał do mnie.
- Dziękuję Ivy.
Potem czułam tylko rozpierajacy ból, którego nigdy przedtem nie czułam, dało się go znieść, lecz mimo to wiedziałam że dłuższy czas się po nim nie pozbieram. Jak szybko się zaczął tak szybko też się skończył. W tym samym momencie na ziemi pojawili się chłopcy. Cieszyłam się z tego ze są tutaj w kawałku i bezpieczni, miałam wstać i przywitać się z nimi lecz w momencie gdy chciałam to zrobić straciłam przytomność.

                                ***

Ocknęłam się mając nad głową, aż cztery obce głowy. Leżałam na kanapie na której wcześniej leżał Castiel, podniosłam się chcąc usiąść, i w tym momencie poczułam jak ktoś mnie obejmuje, tym kimś był Dean. Moje serce zabiło tysiąc razy szybciej, i mimo, że wiedziałam kto mnie przytula, zszokowana nie miałam sił oddać objęcia.
- Byłaś nieprzytomna 4 godziny, baliśmy się że już się nie obudzisz. - odezwał się Dean po cichu, po chwili puszczając mnie.
-Co?! Poważnie?! - Zdziwiłam się. - Udało się wam chłopcy?
- Przepraszam Ivy...nie chciałem aż tak Cię nadwyrężyć. - Odezwał się pełen wyrzutów sumienia Castiel, widać było ze czuł się okropnie.
- Przestań Cas, nic się nie stało, ważne że oni wrócili. - Uśmiechnęłam się do nich. - I że Ty czujesz się już dobrze. - Wstałam i delikatnie go przytuliłam. Poczułam ze sztywnieje cały, zdziwiony czułością, więc puściłam go równie szybko,co objęłam.
- Sam! - Zobaczyłam go i się uśmiechnęłamc, natychmiast tez przytuliłam się do niego, co odwzajemnił. Na koniec podeszłam do Dean'a i po raz kolejny go przytuliłam. Położyłam głowę na jego ramieniu, którą on objął jedną dłonią, drugą zaś objął moją talię. Staliśmy tak chwilę, aż usłyszeliśmy chrząknięcie. Oderwałam się od mężczyzny i stanęłam między nim a jego bratem zawstydzona.
- Więc...- odkaszlnęłam.- Udało się?
- Może nie do końca nam, ale Samuel Colt wysłał nam przesyłkę, adresując ją dokładnie na ten dzień, w niej były popioły Feniksa. - Powiedział Sam uśmiechając się.
- Cieszę, no i cieszę się że jesteście cali. - Odwzajemniłam uśmiech.
- To tobie powinniśmy być za to wdzięczni.
- Chciałam żebyście wrócili, nie ma o czym mówić.
- Dziękuję. - Powiedział Dean patrząc mi w oczy.
Spuściłam głowę w dół, czując ciepło na policzkach.
- Ta podróż miała jednak kilka minusów...na przykład Dean juz nigdy więcej nie pomyśli o kobietach z tamtych czasów. - Zaśmiał się głośno Sam.
- Co?- spytałam śmiejąc się.
- Jego wyobrażenia różniły się od rzeczywistości...kobieta która chciała zabrać go do pokoju miała popsute zęby i opryszczkę a była "najlepszą dziewczyną w barze" - na te słowa zaśmiałam się na prawdę głośno i spojrzałam się na Dean'a który sam ledwie powstrzymywał się od śmiechu.
- Pójdę dowiedzieć się czegoś o położeniu Eve, przyjdę gdy się czegoś dowiem, wy też szukajcie do tego czasu. - Odezwał się Castiel, a zaraz potem zniknął.
- Pójdę nabić kule popiołem. - Powiedział Bobby. Przystaliśmy na to, a sami usiedliśmy przy krzesłach i zaczęliśmy szukać czegokolwiek, jakichś dziwnych zdarzeń w gazetach, które pojawiły się na biurku i były świeże. Jeszcze trochę i zabijemy tę sukę, przynajmniej na to liczę.

Kolejny rozdział wita. Nie jest idealnym odwzorowaniem rozdziału, ale mimo to jestem z niego zadowolona, mam nadzieję że jest niezły, buziaki:)

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz