14.

1.3K 78 4
                                    

Od dwóch tygodni siedzimy w drewnianym domku, pośrodku lasu w Montanie, każde z nas zaczyna wariować. Mówiąc każde z nas, mam na myśli siebie i Dean'a. Sam nadal czasem się zawiesza, jednak jest o wiele lepiej od zdarzenia w magazynach. Bobby pracuje i na prawdę rzadko bywa w domu, więc tak na prawdę mieszkam z dwoma nieporadnymi facetami. No tak, nie wspomniałam o tym, iż Dean od tych rzeczowych dwóch tygodni ma nogę w gipsie i większość czasu spędza na kanapie oglądając telenowelę, a ja...siedzę z nim. Sam śmieje się z nas, w większości czyta, śpi oraz znów czyta.
- Ivy! - Dean uderzył mnie w ramię, gdy przysypiałam na jego ramieniu w czasie oglądania kolejnego odcinka. - Diego! Popełnił samobójstwo. - Powiedział poruszony.
- O nie! Buenos Noches Amigo. - Powiedziałam przykładając rękę do piersi. Po zrobieniu tego gestu, znów położyłam głowę na ramieniu łowcy i przzymknęłam oczy.
- Ivy? Wiesz...jedzenie się jakby kończy, trzeba by było po nie skoczyć.
- Co? Teraz kolej Sama! - Powiedziałam. - Nie mam ochoty się ruszać, właściwie, wydaje mi się że jestem chora. - Mówiłam szczerze, od wczoraj co chwila miałam dreszcze, katar oraz rozbolało mnie gardło.
- Okej, pojadę. - Powiedział Sam wyciągając rękę, na której za chwilę pojawiły się kluczyki.
- Nie zarysuj jej. - zagroził. Sam skinął głową i poszedł do drzwi. - Sam? - Zatrzymał go Dean. - Placek. Nie zapomnij o placku.
- Nie zapomnę. - I wyszedł.
- Widziałaś jego kolejny moment, wprost z "Pięknego umysłu"? - Odezwał się po chwili zaniepokojony.
- Dean, on był w piekle przez 100 lat! Poza tym jest...Winchesterem. - Powiedziałam prosto. - Wy obaj jesteście stuknięci...- miał się już odezwać. - A ja razem z wami. I tak jest z nim dobrze, nie oczekuj ze odrazu będzie świetnie. Ty też jesteś chory. - Poklepałam jego zagipsowaną nogę.
- Tak! Za tydzień, dwa zdejmę gips i będę jak nowy! Sam tylko...czeka na kolejny wybuch. - Stwierdził Dean.
- Daj mu szansę, to Twój brat, może nas jeszcze zaskoczyć i może z czasem po prostu będzie lepiej.
- Nigdy nie jest po prostu.
- Daj mu czas. - Powiedziałam i wstałam. - Chcesz coś? Ja...idę się położyć bo na prawdę czuje się koszmarnie.
- Nie, dzięki. - Uśmiechnął się, wracając do telewizji. - Ale wiesz...nie chce mi się tu siedzieć samemu. - Przesunął się na kanapie pod sam koniec, wyciągając koc. - Połóż się tutaj.
Zgodziłam się, i umiejscowiłam swoją głowę na kolanach łowcy, całe szczęście gips nie sięgał tak daleko. Dean przykrył mnie kocem, zajęło mi 5 minut, może mniej by usnąć wpatrując się w jakieś denne reality show.
Obudziłam się, gdy drzwi otworzyły się ukazując w progu Sama. Lecz coś przeszkadzało mi wstać, wokół mojej talii była owinięta ręka Dean'a, a on sam spał na siedząco opierając głowę o ramię kanapy. Zobaczyłam uśmiech Sama. Ściągnęłam rękę mężczyzny z mojego biodra i wstałam starając się go nie obudzić. Gdy mi się to udało, podeszłam do Sama.
- No i co się szczerzysz? - Wypięłam mu język. On tylko wzruszył ramionami śmiejąc się.
- Co się dzieje? - Zapytał zaspany głos za nami.
- Sam wrócił. - Stwierdziłam. Podałam mu reklamówkę z jego rzeczami,  jak to określił młodszy Winchester. I sama wzięłam się za rozpakowywanie zakupów.
- O, kupiłem Ci aspirynę i jeszcze jakieś leki na przeziębienie i czekoladę.
- Dziękuję!
- Czekaj, Sam? Gdzie jest placek? - Spytał Dean trzymając kawałek ciasta w ręku.
- Masz ciasto. - Wzruszył ramionami.
Dean zdenerwował się, ale mimo tego nie powiedział słowa. Przekręciłam oczami, i westchnęłam.
- Mamy chyba jeszcze mąkę, cukier i resztę składników, w sumie mamy też jagody obok domu. Może być jagodowy? - Spytałam, chcąc zrobić coś dobrego dla obu facetów, chociaż pytanie skierowane było głównie do starszego z nich.
Widziałam jak oczy zaświeciły mu się jak świeczki.
- Poważnie Ivy? Będziesz nam piekła? - Zachichotał Sam. Odwróciłam się w jego stronę.
- Oh, a czego nie robi się dla takich uroczych chłopców. - Powiedziałam stając na palcach by złapać go za policzki. - Ale...- zwróciłam się w stronę Dean'a, podchodząc do niego. - Pozbierasz owoce, może i masz gips, ale niedaleko możesz wychodzić,kule zresztą też masz, jasne?
- Oczywiście. - zgodził się zadowolony, wstając i biorąc reklamówkę by pozbierać jagody. Ja zaś wyjęłam składniki, może się nie wydaje, ale mieliśmy wszystko co potrzebne, nawet piekarnik chociaż był długo nie używany. Ogólnie mówiąc, sam domek był długo nie używany, gdy weszliśmy do niego po raz pierwszy wszystko było zakurzone i brudne i gdyby nie ja oni żyli by w tym bałaganie, ponieważ jak to określili "bywali w gorszych warunkach". Jednakże, nie miałam zamiaru mieszkać w domu, w którym zalegają kilogramy kurzu i tego samego dnia zwerbowałam wszystkich do roboty i muszę przyznać, że domek w środku jest na prawdę ładny.
- Ivy? - Zaczął Sam.
- Hm?
- Znalazłem sprawę.
- O to świetnie! Nareszcie coś do roboty!
- Tylko...ja chciałbym...załatwić ją sam. - Powiedział niepewnie. Przerwałam dodawanie składników i odwróciłam się w jego stronę.
- Czemu?
- Nieskończone sprawy.
- Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Wątpię, że Dean się zgodzi.
- Poradzę sobie, jestem duży. - Powiedział rozkładając ramiona. - A Dean się nie dowie. Nie powiem mu i po prostu wyjadę jak będzie spał. - Westchnęłam.
- Nie chcę okłamywać twojego brata, Sam.
- Wiem, widzę ale...proszę, możesz powiedzieć mu gdy wyjadę, mówię Ci to żebyś go uspokoiła gdy się dowie no wiesz...
- Ufam Ci Sam. Wiem, że dasz sobie radę. Zajmę się twoim bratem, tylko uważaj na siebie i napisz mi przynajmniej trzy SMS'y w ciągu całego polowania jasne? - rozkazałam matczynym głosem. On tylko skinął z uśmiechem głową, i pocałował mnie w czoło. Potem, po prostu usiadł na kanapie, i zaczął oglądać telewizję. Po pół godzinie skończyłam wyrabiać ciasto, i włożyłam je do lodówki owinięte w folię, w momencie gdy zamykałam drzwi lodówki, Dean wszedł do domku. Miał w ręku reklamówkę, w połowie zapełnioną jagodami, uniósł je w górę z uśmiechem.
- Gratuluję! Daj mi je. - Złapałam je, i wysypałam wszystkie do miski, którą z kolei włożyłam do zlewu, by wypłukać jagody. Dean patrzył na każdy mój krok, potem gdy gotowałam owoce, przecierałam, czy mieszałam z cukrem. Po jakimś czasie ciasto było gotowe. Wyjęłam je z piecyka, stawiając na desce, by miało czas wystygnąć. Dean nie czekał na ten moment i rzucił się na nie z łapami, jednak nie zdążył go chwycić, gdyż go zatrzymałam.
- A a a, czekać. Czekałeś prawie dwie godziny, 15 minut tez wytrzymasz.
- Ale...
-Dean!
- Ivy! - Krzyknął piszczącym głosem.
Sam tylko śmiał się z nas z tyłu.
- O właśnie, idź pogadać z bratem, złapać kontakt i w ogóle. - pchnęłam go w stronę kanapy. W czasie czekania, sprawdziłam czy na telefonie nie ma żadnych wiadomości. Były dwie od Teda, głównie denerwował się ze się nie odzywam, wiec odpisałam mu kilkoma zdaniami na temat tego co się teraz dzieje. Nim się obejrzałam, minęło kilkanaście minut, wiec wyjęłam trzy talerze i pokroiłam ciasto w dosyć spore kawałki. Wzięłam je w ręce i zaniosłam moim facetom, siadając na wolnym miejscu między nimi. Sam jadł powoli, wcześniej chwaląc, że ciasto jest na prawdę dobre. Rzeczywiście było, bo pieczenie to jedna z przyziemnych rzeczy które na prawdę bardzo lubię. Dean zaś jadł jakby, ktoś miał mu to ciasto zabrać.
- Dean?
- Hę? - Spytał z pełną buzią.
- Możesz jeść szybciej? Spokojnie, jest jeszcze dużo. - Zaśmiałam się.
- Nowa zasada. Co tydzień żądam ciasta.
- Co miesiąc, i mamy układ. - Wzruszyłam ramionami, Dean przystał na moją propozycję. Gdy się najadł, odłożył talerz na stół i po prostu usnął. Poczekaliśmy z Samem jeszcze jakieś pół godziny.
- Dean? - Spytałam szeptem. Nie było żadnej reakcji, dlatego skinęłam głową do Sama. On uśmiechnął się do mnie, wziął torbę i kluczyki i po cichu wymknął się z domku. Ja zaś wstałam, zebrałam talerze i poszłam do kuchni. Resztę ciasta wstawiłam do lodówki, umyłam talerze a potem wzięłam leki na przeziębienie, poszłam do pokoju i położyłam się spać.
Obudził mnie krzyk Deana. Wpadł do mojego pokoju, z wściekłą miną.
- Sam?! - Zaczął się rozglądać. - Gdzie jest Sam? - Westchnęłam świadoma tego, że czeka mnie przesłuchanie. Zrzuciłam z siebie kołdrę, ignorując fakt ze mam na sobie jedynie krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka.
- Siadaj.
- Wiesz gdzie on jest? - Spytał słuchając mnie i siadając obok.
- Tak, wiem. - Zaczęłam, ale przypomniałam sobie coś i postanowiłam o to zapytać. - Dean? Tak właściwie...czemu szukałeś Sama w moim pokoju? - Na moje pytanie Dean opuścił głowę, po chwili znów ją unosząc.
- Myślałem...no wiesz...- Odchrząknął. - Myślałem, że coś zaszło.
- Słucham? Co miało zajść? - Zaśmiałam się. - Ja, na prawdę uwielbiam Twojego brata, poważnie uwielbiam, z tym że...bardziej właśnie jak rodzinę, nic nigdy między nami nie zaszło, jeśli się zastanawiasz. - poczułam potrzebę by się wytłumaczyć, i przez chwilę była cisza, podczas której oboje się uśmiechaliśmy.
- Więc, wiesz gdzie jest Sam? - Spytał.
- Oho, i zaczynają się schodki. - Wzięłam głęboki oddech. - Sam pojechał na polowanie.
- Co?! - Odchylił się, spoglądając na mnie.
- Znalazł sprawę, poprosił bym Ci nie mówiła, ale nie chciałam nic przed tobą ukrywać, więc poprosił bym powiedziała Ci jak juz wyjedzie. Racja...- Powiedziałam, widząc jak chce cos powiedzieć. - Mógł mnie wziąć ze sobą, ale powiedział ze chce załatwić to sam, Dean...- złapałam go za rękę. - On nie jest kaleką, potrafi rozwiązać sprawę, daj mu szansę, kilka dni a jeśli nie wróci znajdziemy go. Powiedziałam ze ma dawać mi znaki. - Wytłumaczyłam uspokajając go. On pokiwał głową.
- Wiesz, może i bym się na to zgodził..
Gdyby nie ukradł dziecinki! - Wstał i wyszedł z pokoju.
- Oh daj spokój! - Jęknęłam idąc za nim. - Dean? - Zawołałam nie widząc go nigdzie w domku. Po chwili usłyszałam jakieś głośne tarcie. - No jasne. - Pobiegłam za domek, Dean rozcinał swój gips.
Także jak się za pewne domyślacie, po poinorfmowaniu Bobbego i NIE poinformowaniu Sama wyjechaliśmy moim samochodem, który kierował Dean, po to by znaleźć Sama. Zatrzymaliśmy się w sklepie, w którym prawdopodobnie zatrzymał się Sam. Dean przesłuchał faceta na kasie, powiedział mu ze widział Sama.
- Sam pojechał do Spokane. Jakiś potwór z przed lat, chyba nawet wiem jaki. Musimy się tylko upewnić. - Mówił prowadząc. Czułam się winna że go nie zatrzymuje, ale wszyscy wiemy, że nic by to nie dało.
Po jakimś czasie, zameldowaliśmy się w motelu, przebraliśmy się ( oddzielniei i tym razem bez wpadek) w służbowe ciuchy i udaliśmy się do kostnicy.
- Agent Rooney, a to moja partnerka agentka Holder. - Mówił wskazując na mnie. - Był tutaj może agent? Wysoki i bardzo postawny? W sprawie ciała, szpikulec do lodów te sprawy?
- Tak, był, oglądał ciało.
- Możemy je zobaczyć? - Zapytałam. Na moje słowa koroner skinął głową i zaprowadził nas do kostnicy. Wysunął ciało, jakiegoś zarosniętego narkomana.
- Gdy był tutaj, oglądał jakieś miejsca? Zadawał pytania? - Zapytał Dean.
- Nie oglądał jakoś specjalnie ciała. - Pokręcił głową. - Ale pytał o przysadkę mózgową.
- Przysadkę? - Zdziwiłam się.
- Właściwie, o jej brak.
- Sukinsyn. - Powiedział pod nosem Dean.
- Dobrze, dziękujemy. - Powiedziałam i wyszliśmy z pomieszczenia kierując się do samochodu.
- Więc wiesz co to może być? - Spytałam.
- To kitsune.
- Kitsune?
- Mieliśmy taką sprawę, Sam miał może 15 lat i jego zadaniem było znaleźć jak najwięcej informacji na temat tego. No cóż, zabił tego stwora.
- Skoro go zabił to czemu..?
- Nie mam pojęcia, wiem tylko gdzie on teraz jest.
I rzeczywiście, zatrzymaliśmy się w naszym motelu, z tym ze zamiast iść do naszego pokoju poszliśmy do pokoju 104. Weszliśmy tam, i był to pokój Sama, o czym zorientowaliśmy się widząc jego laptopa. Jego samego nie było, więc po prostu na niego czekaliśmy. Wrócił po około pół godzinie, Dean stanął w drzwiach, a gdy te się otworzyły po prostu uderzył brata w twarz.
- Dean! Odbiło Ci?! - Krzyknęłam.
- Nowa zasada! Jeśli kradniesz dziecinkę dostajesz w ryj! - Powiedział wściekły idąc za bratem do wnętrza pokoju. Ja wyjęłam zimną puszkę coli i przyłożyłam ją Samowi do policzka, zabijając wzrokiem Deana.
- Dzieciak! - Powiedziałam. - Przepraszam, wiesz ze bym go nie zatrzymała, uparł się, rozciął gips i po prostu...
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się. Odeszłam od niego, podchodząc do jego starszego brata i stanęłam przed nim łapiąc się za biodra.
- Jesteś okropny! Myślałam...ugh! Dzieciak!
- Tak tak wiem. - przekręcił oczami, łapiąc mnie za biodra i sadzając obok siebie na łóżku. - Sam, załatwiłeś ją?
- Nie do końca...właściwie puściłem ją.
- Co?!
I wtedy Sam powiedział nam historię o jego pierwszym zauroczeniu - Amy, która okazała się kitsune, i dziewczyną która zabiła swoją matkę by ratować jego życie, teraz pracowała w zakładzie pogrzebowym żeby nie zabijać ludzi, jednak zachorował jej syn, a jedynym ratunkiem było świeże mięso. Właściwie to go rozumiałam.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś. - Stwierdził Dean.
- Właściwie nikomu tego nie mówiłem.
Dean westchnął.
- Okej, więc po prostu jedźmy, na razie zatrzymamy się tutaj, Bobby będzie przejeżdżał tędy dziś i się spotkamy. A ja...pojadę po leki, zalecenie lekarza. - Pomachał nam pustym pudełkiem. Zostaliśmy sami rozmawiając, o wszystkim i o niczym, potem wrócił Dean, i pojawił się Bobby, wymieniliśmy się tak na prawdę nic nie wartymi informacjami. Bobby pojechał szukać dalej, a my wróciliśmy do domku. Od czasu powrotu...Dean zachował się dość dziwnie. Zamknięty w sobie i jakby...wycofany. Myślę, że muszę z nim o tym porozmawiać.

Dawajcie znak że się podoba miło widzieć takie rzeczy! xx

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz