Aubrey's POV;
Wizyta u mojego taty trwała równe cztery dni. Siedziałam właśnie w samolocie śmiejąc się z bezsensownych żartów Tylera. Największym moim błędem było dostać miejsce obok niego. Nigdy więcej. Gdy chłopak postanowił się zdrzemnąć ja odwróciłam się w stronę Codiego. Siedział za mną wraz z Louisem. Trzymali się za ręce i głupio chichotali, co było urocze, ale równie obleśne.
-Nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć twoją mamę, Liama i Ryana. –Cody kiwnął głową i uśmiechnął się w moją stronę. Pochylił się lekko do przodu by móc ze mną trochę porozmawiać, ale również lepiej słyszeć.
-Ryan cholernie za tobą tęskni, Liam, a moja matka już w ogóle. –Powiedział, a ja nie powstrzymałam się od rozciągającego się uśmiechu na mojej buzi.
-Czy to nie będzie niezręczne? No wiesz, ty i Liam i Louis... -zapytałam ściszając swój głos tak by zmęczony Louis niczego nie słyszał. Dobrze wiedział, że między Codym a Liamem było coś, kiedyś. Nie chciałam wiedzieć jak chłopcy będą się przy sobie dziwnie czuć. A może nie? W końcu to chłopaki.
O siedemnastej wylądowaliśmy w Beacon Hills. Szczęście biło ode mnie z każdej strony. Na lotnisku nikt na nas nie czekał. To była tak jakby niespodzianka, że spotykamy się tu znów wszyscy. Wiedziała tylko mama Codiego, która pewnie już nas wyczekiwała w swoim domu. Każdy zabrał się taksówką w swoją stronę. Umówiliśmy się, że spotkamy się wszyscy później.
Byłam już u Codiego. Tak jak myślałam jego mama czyhała na nas w oknach. Gdy przekroczyłam próg domu od razu rzuciła się na mnie. Przez pięć minut byłam ściskana i całowana. Mama przygotowała dużo jedzenia. Gdybym miała tyle miejsca w żołądku wsunęłabym zapewne wszystko. Kobieta świetnie gotowała. Nie było grzechem to, że kochałam bardziej jej kuchnie niż mojego taty, czy Camilli.
-Jak zaraz nie wyjdziemy taksówka sobie odjedzie! –Krzyknęłam na poprawiającego się w lustrze Codiego. Byliśmy spóźnieni już 10 minut. Wszyscy nasi znajomi zebrali się już w galerii. –Dla kogo się tak stroisz?!
-Dla mojego chłopaka. –Powiedział wytykając mi język. Przewróciłam oczami, po czym wyszłam z domu a mama Codiego zamknęła drzwi za nami. Nie byłam pewna czy wrócimy dzisiaj do domu. W Beacon Hills byłam w stanie iść z tymi głupkami dosłownie wszędzie.
-Może dla byłego chłopaka. –Mruknęłam pod nosem. Oboje byliśmy już w drodze do galerii. Cody nawet nie skomentował tego, co powiedziałam po prostu mnie zignorował. Nie chciałam żeby to była prawda. Nie wyobrażam sobie zranionego Louisa. Chłopak jest delikatny i uczuciowy i jestem pewna, że przeżywałby to strasznie.
Spóźniliśmy się dwadzieścia minut. Nie musiałam się nawet z tego tłumaczyć. Wszyscy wiedzieli, że Cody ma długi ogon.
Najpierw chodziliśmy po sklepach z ciuchami i butami. Nikt nic nie kupił, przez co większość była wkurzona, że straciliśmy tyle czasu na szukaniu niczego. Później weszliśmy na salę. Chłopacy poinformowali nas o niedużej imprezie, jaką planuję urządzić O'Brien. Kupiliśmy dużo niezdrowego jedzenia i alkoholu.
-Ile tu zostajemy? –Zapytał się mnie nagle Dylan.
-Nie wiem. O co chodzi? –Spojrzałam na niego zmieszaną minę. Wyglądał na zamyślonego.
-Wiesz, że jedziemy do Miami za dwa dni? –Powiedział to dość nie pewnie. Miami, no tak. Przez to całe wypełniające mnie szczęście zupełnie zapomniałam o naszych „wakacjach". Gdyby nie to, że inni wyjeżdżali gdzieś z rodzicami, albo wracali do Nowego Jorku chętnie zostałabym w Beacon Hills.
-Wiem Dylan, -uśmiechnęłam się by nie pomyślał sobie, że się rozmyśliłam. Chłopak również delikatnie się uśmiechnął, po czym złożył pocałunek na moich ustach i razem dołączyliśmy do naszych znajomych.
Następnego dnia wędrowałam z jednego domu do drugiego odwiedzając rodziny moim przyjaciół. Wszyscy witali mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Czułam, że jestem w domu. Nawet, jeśli myślałam, że nie mam tu nikogo, to i tak miałam więcej, niż chciałabym mieć. Dowiedziałam się, że mogę odwiedzać Beacon Hills, kiedy tylko chcę. W końcu ktoś by mnie do siebie przygarnął. Szczególnie mama Codiego, Crystal bądź Dylana, która rozpłakała się na mój widok.
Po szesnastej zaczęliśmy przygotowania do imprezy. Pomagałam dziewczynom się jakoś ładnie ubrać, sprzątałam i układała alkohol w kuchni na wysepce. Stał tam gdzie zawsze. Przemieszczając się po jego domu wszystkie wspomnienia wróciły. Przez te najgorsze do tych najlepszych.
-A ty się nie przebierasz? –Zapytała się mnie Holland wskazując mnie palcem. Spojrzałam na siebie w lustrze. Miałam na sobie czarne, bardzo obcisłe rurki biały crop top i czerwoną koszulę w kratę.
-Chyba nie wyglądam tak źle. –Oznajmiłam a Roden wykrzywiła się znacznie, informując mnie o tym, że jednak nie jest to odpowiedni strój na imprezę. Cóż, olałam to. To tylko kolejna impreza chłopców.
Dochodziła dziewiąta. Ludzie, którzy dostali wiadomość o imprezie zaczęli się schodzić przyprowadzając ze sobą osoby towarzyszące i litry alkoholu. Ucieszyli się na widok Dylan i innych. Ci, którzy chodzili kiedyś z nami do szkoły również się zjawili. Młodsi, równi i starsi.
O dziesiątej wylądowałam na kanapie z Codym, Louisem i Tylerem. W czwórkę postanowiliśmy się po nudzić. Nie wiedziałam gdzie jest Dylan. Nikt z nas nie wiedział. Nie odbierał telefonów, ani nie odpisywał na sms'y. Pewnie się dobrze bawi.
Znikąd poczułam jakby ktoś właśnie nade mną czuwał. Zablokowała telefon a przed moimi oczami dostrzegłam czerwony kubek z jakimś alkoholem w dłoni chłopaka. Uniosłam swój wzrok do góry by móc spojrzeć na jego twarz.
-Ryan! –Krzyknęłam i zerwałam się z kanapy by móc się w niego wtulić. –Wyładniałeś! –Powiedział, gdy już się od niego odsunęłam. Zdecydowanie Ryan był najprzystojniejszym facetem na tej pieprzonej imprezie. Był ubrany w czarne spodnie, granatową bluzkę i czarną skórkę. Jego szarozielone oczy wędrowały po mojej sylwetce. Ich kolor był jeszcze bardziej intensywniejszy, przez co przyprawiał mnie o dreszcze.
-Też się zmieniłaś. –Uśmiechnął się a ja już czułam, że jestem jego. Ryan to typ faceta, któremu chyba żadna dziewczyna nie ma prawa odmówić. –Mam nadzieję, że nie piłaś beze mnie.
-Ależ skąd! –Zaśmiałam się i wzięłam od chłopaka jeden kubek. Z Ryanem i Tylerem wznieśmy toast za nas i za nasze spotkanie. W trójkę zaczęliśmy się bawić. Słuchaliśmy kawałów Posey, które zawsze po alkoholu zdawały się mieć jakiś sens. Na trzeźwo na pewno bym go nie zrozumiała i śmiała się z grzeczności. Słuchałam jak Ryan opowiadał nam o swoich przygodach w Beacon Hills. Został policjantem a teraz szkolił się na zastępcę szeryfa.
-Obyś nie przyskrzynił Dylana za rozpijanie nieletnich.
-Chyba sam bym miał później kłopoty. –Zaśmiał się. –Sam cię rozpijałem, kiedy byłaś jeszcze nieletnia. –Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie i upicie. Byłam zła na Dylana i chciałam zapomnieć o nim i o całym Bożym świecie.
-Gdybym cię wtedy nie poznała pewnie bym płakała całą noc. Dzięki za upicie mnie –poklepałam go po plecach a chłopak się uśmiechnął. Tyler zaczął mówić o tym, że w Nowy Jorku nie chodzę nawet na imprezy. –Nie ma, kto mnie upić. –Mruknęłam a oni oboje zachichotali jak pijane głupki.
-Proszę, proszę. Ktoś się zjawił i rozpija mi dziewczynę.
/Wiem, że nic się takiego nie dzieje i jest mało Dylana ale obiecuję, że od następnego wszystko wróci do normy. spojler; Aubrey i Dylan wylatują do Miami :d ps. w załączniku macie Ryana tego przyjaciela od alko ;d
komentujcie!