MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)

By Zuzaannx

265K 12.3K 484

Alice to młoda policjantka, której życie nie rozpieszcza. Kiedy zostaje przydzielona do ciężkiej sprawy porwa... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 35

5.1K 274 8
By Zuzaannx


– Nie ma ciała, nie ma zbrodni.
Tylko tyle mogłam powiedzieć. Taką zasadą kierowałam się podczas pracy w policji i w tym przypadku również postanowiłam trzymać się tej teorii. Nie mieliśmy żadnych dowodów świadczących o tym, że Hammer pozbył się Mary. Tak naprawdę byliśmy w kropce.
Leżeliśmy w moim pokoju. Christian gapił się w sufit i intensywnie się nad czymś zastanawiał. Opierałam głowę o jego twardy brzuch, nogi zwisały mi po lewej stronie łóżka i wpatrywałam się w zmarszczone czoło Astrid. Neil obracał w dłoniach plastikową piłeczkę, którą Liam musiał tutaj zostawić.
Faktycznie, jego rzeczy walały się po całym domu, a ja dopiero uczyłam się życia z małym dzieckiem.
– Co dalej? – mruknął Neil, podnosząc wzrok znad zabawki. – Jeżeli to prawda i Hammer faktycznie zgarnął całą kasę za fury...
– To znaczy, że jest pieprzonym milionerem i wcale nie grozi nam bieda.
– Kutas.
– Neil, nie mamy jeszcze pewności, że...
– Serio, Astrid? Masz zamiar go bronić?
– W żadnym wypadku.
Westchnęłam cicho, przekręcając się na bok.
– Właściwie to jakie mamy opcje? – zapytałam. – Może trzeba go wypytać...
– Jasne. – prychnął mężczyzna, podrzucając piłkę. – „Cześć Hammer, czy przypadkiem nie zapomniałeś nam o czymś powiedzieć? Sprzedałeś nasze samochody i wydymałeś nas na siano?", czy to brzmi dobrze? Jak myślisz, Alice?
– Nie o to mi chodziło. – wywróciłam oczami, bo humory Neila zaczynały działać mi na nerwy. – Moglibyśmy jakoś go podejść.
– Bez szans. Jest za sprytny. – odparł Christian zrezygnowanym głosem. – Trzyma nas w garści i zawsze jest o krok przed nami.
– Kutas. – powtórzył Neil.
Leżeliśmy w milczeniu, a moja głowa unosiła się i opadała, kiedy Christian oddychał.
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Chyba. Mam. Pomysł.
– Astrid?
– Hm?
– Pamiętasz, jak opowiadałaś o mi o tym, że pomagałaś Hammerowi prać brudne pieniądze?
– Tak i chyba wiem do czego zmierzasz. Nie mam dostępu do jego kont bankowych.
– To wiem, ale mogłabyś mieć.
– Wątpię. To nie jest prosta robota. Ja tylko otwierałam mu fałszywe konta, na które przelewał forsę, a następnie wykorzystywałam ją w wyimaginowanych działalnościach gospodarczych lub tworzyłam lewe transakcje. – popatrzyła na mnie z wahaniem. – Pranie brudów to co innego niż włamywanie się bezpośrednio na konto. To nie na moje możliwości, przykro mi. Zresztą nie mamy pewności, że trzyma tę forsę w banku. To przecież grube miliony. Albo współpracuje z kimś, kto dba o to, żeby nikt nie zauważył tajemniczych przelewów, albo za wszystkie sprzedane auta otrzymywał gotówkę.
– Myślicie, że ktoś byłby tak głupi, by płacić za te samochody przelewem? – Christian zmarszczył brwi i uniósł głowę, przez co napiął brzuch i zrobiło mi się niewygodnie. – To przecież za duże ryzyko.
– Wcale nie. Fury nie były kradzione, prawda?
– No nie.
– Właśnie. Więc jedyną przeszkodą jest fakt, że Hammer to poszukiwany przestępca, ale kupujący zapewne o tym nie wiedział. Pracowałam dla niego wystarczająco długo, by wiedzieć, że Hammer potrafi zadbać o pieniądze.
– Okej, więc jeżeli Hammer ma konto i po prostu posługuje się fałszywymi danymi, może trzymać forsę w banku? – Neil stukał palcami o skroń, a jego twarz robiła się coraz bardziej napięta i sina.
Normalni ludzie czerwienieją, kiedy są wkurzeni.
Neil nie należał to tej grupy, bo jego skóra przybierała porcelanowy odcień, a oczy wyglądały jak dwa sople lodu. Był wściekły.
– Dopóki bank nie zainteresuje się skąd wpływają mu te miliony. Hammer działa ostrożnie, na pewno przekupił kogo trzeba było. Skoro ma wtyki w policji, może też mieć owinięty wokół palca cały oddział bankowy. Pewnie nie ma jednego konta, a kilka. Każde na inne nazwisko.
– Kutas. – padło po raz trzeci.
– Musimy wiedzieć, czy ma tę forsę. To miliony, które nie należą do niego.
– Świetny pomysł, Alice. Idź i go zapytaj.
– Neil. – upomniał go Christian ostrym tonem, przyjmując swoją słynną poważną minę.
Zrobiło mi się cieplej na sercu, a kiedy Neil przewrócił oczami i poirytowany zajął się podrzucaniem piłki, poczułam dziwną satysfakcję. Byłam pod ochroną Christiana i nawet docinki jego przyjaciela przestały mnie dosięgać. Podobało mi się to.
– Mamy szansę dowiedzieć się prawdy, jeżeli pieniądze faktycznie znajdują się w banku.
– Cóż, z jednej strony to prawda, bo jeśli dostał gotówkę, jesteśmy w dupie. Szukaj wiatru w polu, forsa może być ukryta wszędzie, bo raczej nie trzyma jej pod łóżkiem. Ale z drugiej strony, co to zmienia? Już mówiłam, nie potrafię takich skomplikowanych rzeczy.
– Ty nie. – uśmiechnęłam się cwaniacko.
Astrid szybko podłapała mój nastrój i również się uśmiechnęła.
– Ale...?
– Ale znasz ludzi, którzy to potrafią.
Nie odpowiedziała. Christian i Neil popatrzyli na mnie z uznaniem, a po moim ciele przeszły przyjemne ciarki.
– Zobaczę, co da się zrobić. – skwitowała Astrid, unosząc dumnie głowę.


– Nancy kazała ci przekazać, że jesteś tępym błaznem z wrodzoną wadą mózgu. – rzucił Mason, wchodząc do kuchni. Zauważył wzrok Neila, odchrząknął i wrzucił brudne talerze do zlewu. – Cokolwiek miało to znaczyć...
– Wredna cipa.
– Oh, jak cudownie słyszeć, że nasze kochane rodzeństwo znów jest w formie. – zachichotała Rachel, nalewając zupy do miski. – Kto dziś gotował? – skrzywiła się, wąchając bulgoczącą ciecz.
– Christian.
– Fuj. – wzdrygnęła się, odkładając chochlę. – Nie tknę tego.
– Nie jest takie złe, jadłem wcześniej.
– Mason, ty akurat zjadłbyś wszystko. Tęsknię za Mary...
– Ja też. – westchnęłam, ale szybko tego pożałowałam. Głębokie oddychanie w kuchni nie było najlepszym pomysłem- obiad, który przygotował Christian śmierdział spalonym plastikiem i starą rybą. Aż bałam się pytać o przepis.
– Była taka kochana, napełniała te zimne wnętrza taką miłością i...
– Rachel, nie mów o niej, jakby była martwa.
– Myślisz, że żyje? Że naprawdę nas zostawiła i spieprzyła? – popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. – To nie w jej stylu.
– Może uciekła, bo musiała. Dowiemy się wszystkiego z czasem.
Chciałam wierzyć we własne słowa. Nie mogłabym pogodzić się ze śmiercią kolejnej osoby. Nie ma ciała, nie ma zbrodni.
– Co tak wali? – mruknął Neil, zatykając palcami nos. – Cholera, zaraz się porzygam.
– To nasz dzisiejszy obiad. – mruknęłam niechętnie, przyglądając się brązowo- żółtej, rzadkiej zupie.
– Ohyda.
– Nie marudź, nie ma nic innego. – zauważyła Rachel.
– Jak to?
– Lodówka jest pusta. Nie mamy zapasów, Hammer nie wysłał nikogo po odbiór zakupów.
Neil otworzył szerzej oczy i ruszył do lodówki. Szarpnął drzwiczkami, prawie wyrywając je z zawiasów. Faktycznie- wnętrze świeciło pustkami. Resztka sera przykleiła się do jednej z półek, a w przezroczystym pojemniku potoczyło się ostatnie jajko.
– To jakiś żart? – warknął.
Typowy facet. Świat mógłby się walić i miałby to w dupie, ale kiedy kończyło się jedzenie, zaczynała się prawdziwa panika.
– Zdechniemy z głodu. – odezwał się Mason, wycierając dłonie o ścierkę. – Ja jako pierwszy, bo mój organizm dozna szoku głodowego.
– Zajebiście, więc zjemy Masona. – Rachel zaklaskała w dłonie.
– Sam tłuszcz.
– Oh, Neil. Nie bądź taki wybredny. – zaśmiałam się pod nosem i założyłam dłonie na piersi. – Nic ci nie smakuje. Wybrzydzasz Masonem i zupą, którą przygotował Christian.
Rachel dołączyła do mnie i teraz obie chichotałyśmy, podpierając się wzajemnie.
– Sama byś tego nie zjadła. – kiwnął głową na garnek.
– Zjadłabym, ale nie jestem głodna.
– Tak?
– Tak. – odpowiedziałam pewnie. Nawet powieka mi nie drgnęła, gdy kłamałam jak z nut.
Oczywiście, że wolałabym umrzeć, niż wziąć do ust choćby jedną łyżkę tej podejrzanej potrawy.
Neil uśmiechnął się złośliwie i nim się obejrzałam, trzymał mnie w pasie i ciągnął w kierunku kuchenki.
– Przestań! – pisnęłam, nie mogąc przestać się śmiać. – Cholera, jaki ty jesteś dziecinny!
– Otwórz buzię, Alice. – rozkazał, chwytając za chochlę. Coś dziwnego przykleiło się do jej spodu, a w połączeniu z cieknącą z niej zupą, wyglądało to niesamowicie obrzydliwie. Warzywo okleiło się i wpadło do brei, ochlapując mi lekko twarz, którą Neil próbował wepchnąć mi do gara. Co za idiota!
– Puszczaj mnie! – szamotałam się na wszystkie strony, ale nie robiło to na nim wrażenia. Był silniejszy ode mnie i z rozbawieniem obserwował moje próby wyswobodzenia się z żelaznego uścisku.
– Za mamusię... – zaczął, podstawiając mi chochlę pod nos. – Jeżeli nie zjesz obiadku, nie dostaniesz deseru.
– Spieprzaj! – syknęłam, kręcąc głową. Ciepła kropla skapnęła na moje wargi, a ja odruchowo je oblizałam.
To był błąd. Słodko- słony posmak torturował moje biedne kubki smakowe, a była to zaledwie jedna, mała kropelka. Musiałabym przepłukać gardło, żeby pozbyć się odrażającego smaku stęchłej ryby. Myśl, że miałabym przełknąć całą łyżkę, przyprawiała mnie o mdłości.
– Spróbuj, Christian na pewno bardzo się starał i byłoby mu przykro, że nie chcesz zjeść tej pysznej zupki. – zaśmiał mi się do ucha, a ja już wiedziałam, że nie odpuści. Ten dupek nie miał litości.
– Masz ostatnią szansę, żeby mnie puścić, debilu!
Neil parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem i ujął moje policzki dłonią, robiąc z warg dziubek. Ta niewielka szparka wystarczyła, by mógł wlać mi do ust odrobinę śmierdzącej wody.
Oplułam siebie, blat, garnek i jego silną rękę, która drżała pod wpływem męskiego rechotu, wypełniającego całą kuchnię. Zacisnęłam pięści i powieki, próbując zapanować nad odruchami wymiotnymi.
– Nie smakuje ci? – zapytał przesadnie słodkim tonem, a we mnie krew zawrzała.
Przestałam walczyć z kimś, kto był ode mnie większy i silniejszy. Wykorzystując swoją drobną sylwetkę, wywinęłam się pod ramieniem Neila, zaskakując nie tylko jego, ale również samą siebie. Wytarłam usta ręką, ale niewiele to pomogło, bo wciąż czułam resztki cuchnącego wywaru.
Mężczyzna patrzył na mnie z rozbawieniem i kiedy myślałam, że skończył już swoją głupią zabawę, postanowił jeszcze się ze mną podrażnić.
– Oh, Alice... Nie bądź taka wybredna. – powtórzył moje własne słowa.
I to był jego błąd.
Bez chwili wahania ruszyłam w jego kierunku z furią wymalowaną na twarzy. Nim zdążył zareagować, ugięłam kolano i trafiłam go w samą męskość.
Tak, to był cios poniżej pasa. Dosłownie. I sądząc po reakcji tego głupka- za dziesięć punktów.
Neil jęknął i zgiął się w pół, a Mason i Rachel wybuchli gromkim śmiechem. Kobieta uniosła kciuk do góry, pokazując mi swoje poparcie, Mason zerknął z politowaniem na przyjaciela, który z zaciśniętymi powiekami burczał coś pod nosem, a ja? Cóż, byłam z siebie cholernie dumna.
– Z czego się śmiejecie? – zapytał Christian, zaglądając do kuchni. Z uniesionymi brwiami przyglądał się pochylonemu Neilowi.
– Twój kumpel źle się poczuł. – zamrugałam, przybierając najbardziej uroczą i niewinną minę, na jaką było mnie stać.
Christian uniósł kąciki ust, obserwując moją grę aktorską.
– Czyżby?
– Ta twoja psychopatka kopnęła mnie w Arnolda.
– W kogo? – wykrztusiła Rachel. Wciąż jeszcze nie uspokoiła się po wcześniejszym ataku histerycznego śmiechu, a wyglądała, jakby już nadciągał kolejny, odbierając jej zdolność wysławiania się.
– W Arnolda, kurwa. Głucha jesteś? – warknął, próbując się wyprostować, jednak ból najwidoczniej był zbyt silny. Znów jęknął i się zgarbił.
– Chcesz mi powiedzieć, że nazywasz swoje przyrodzenie Arnoldem? – Rachel przejechała rękawem bluzki po policzkach, wycierając łzy. – To popieprzone. – stwierdziła między salwami śmiechu.
– Ja mam Arnolda, Christian Henry'ego, a Mason Gabriela. – Neil wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś najlogiczniejszym na świecie.
– Ja pierdzielę. Dlaczego?! – kobieta nie mogła już ustać na nogach. Oparła się o lodówkę i osunęła na podłogę, pozwalając, by jej rechot wypełnił całe pomieszczenie.
– Kiedyś Ashley nawrzeszczała na nas, że za dużo przeklinamy, bo Liam nauczył się słowa „kutas". – odparł Mason, przewracając oczami. Najwidoczniej uważał nasze rozbawienie za coś dziwnego, bo kontynuował z powagą: – Stwierdziliśmy, że przestaniemy używać takich wulgarnych określeń i nasze fiuty dostaną imiona.
– Ale przecież wy klniecie na okrągło. – zauważyłam.
– No tak. Nie udało nam się oduczyć przeklinania, ale imiona zostały. – wyjaśnił Christian.
Nie mogłyśmy zapanować nad niekontrolowanym wybuchem śmiechu, który wyrywał się z naszych gardeł. Rachel rozpłakała się już na całego, trzymając się za brzuch. Ledwo łapałyśmy powietrze.
– Koniec tego dobrego. – mruknął Neil, zerkając na nas z wyższością, jakby nigdy nie dostał ataku głupawki. – Musimy zorganizować coś do żarcia.
– Przecież jest obiad. – odpowiedział Christian ze szczerym zdziwieniem.
– A próbowałeś tego?
– No nie. – wzruszył ramionami. – Hammer kazał mi zrobić zupę, to zrobiłem.
– Świetnie. Prawdziwy Gordon Ramsay. Wyczyściłeś chociaż rybę, zanim wrzuciłeś ją do gara?
– Rybę? – przekrzywił głowę na bok. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Ta zupa śmierdzi rybą na kilometr.
– Ah, o to chodzi. Wrzuciłem tam tuńczyka z puszki.
– Jezu, stary!
– Porzygam się. – Mason przycisnął dłoń do ust i ruszył w kierunku łazienki.


Z zachrypniętym gardłem wpadłam do pokoju. Musiałam pogodzić się z tym efektem ubocznym histerycznego napadu śmiechu. Cóż, było warto.
Miałam zamiar sięgnąć po coś cieplejszego do ubrania i zejść od razu na dół.
Astrid bawiła się z Liamem w ogrodzie, więc był to idealny moment, by rzucić się na kanapę w salonie i poczytać w ciszy.
Nachyliłam się nad torbą, w poszukiwaniu bluzy, ale moją uwagę przykuły pożółkłe kartki, wystające z jednej z kieszeni.
Nie. Nie, nie, nie. Nie teraz, pomyślałam, zaciskając powieki.
Postanowiłam, że nie będę psuła sobie humoru. To był dobry dzień i chciałam wykorzystać go w stu procentach.
Jednak mój umysł miał własny plan- nie udało mi się odpędzić nieprzyjemnych myśli. Zawładnęły moją głową. Nie musiałam czytać wyrwanych z pamiętnika, pogniecionych stron. Doskonale wiedziałam, co się na nich znajduje, bo cały tekst znałam na pamięć.
Oparłam się o ścianę, oddychając głęboko.

Siedziałam w chatce kilka godzin, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie miałam pojęcia, która godzina, ale na dworze zapanowała ciemność.
Słyszałam głosy chłopaków, niektóre bliżej, inne dalej. Co jakiś czas znikali gdzieś na kilkanaście minut, a ja naiwnie myślałam, że odeszli i już nie wrócą.
Jednak zawsze wracali. Śmiali się, rozmawiali i zdawali się być całkowicie niewzruszeni tym, co się stało.
Oni zabili Isabellę. A ze mną zrobią to samo, myślałam.
Tak, byłam pewna, że nie wyjdę z tego cało. Uwięzili mnie, a zwłoki mojej przyjaciółki zapewne wciąż pływały po gładkiej tafli wody.
Jej sine ciało unosiło się lekko, jakby spała. Jedynie nienaturalnie powykręcane kończyny i liczne zadrapania świadczyły o bólu, którzy czuła tuż przed śmiercią. Bestie. Bestie zabiły moją najlepszą przyjaciółkę.
Zaczęłam trząść się z zimna. A może ze strachu. Albo jedno i drugie, w chatce nie było niczego, czym mogłabym się okryć. Siedziałam na podłodze z nogami podciągniętymi pod brodę, kiedy nagle poczułam dym wdzierający się do środka przez szpary w drewnianych belach.
Rozpalili ognisko. Zjedzą, wypiją i odejdą.
Zjedzą, wypiją i odejdą, powtarzałam w myślach, by nie zwariować.
Mamy mały problem. – usłyszałam głos jednego z nich.
To znaczy?
Milczeli przez kilka sekund, po czym odezwał się ten drugi.
Kurwa! Co to ma być!
Domyśliłam się, że zauważył zwłoki Isabelli. A to oznaczało, że nie było go podczas morderstwa.
Uniosłam się na zdrętwiałych nogach, podchodząc po chichu do drzwi, by lepiej słyszeć rozmowę.
Boże, może przybył mój ratunek? Czy to możliwe, by jeden z nich okazał choć odrobinę człowieczeństwa i mnie wypuścił?
Zaciskałam pięści, kiedy przez moje ciało przechodziły drgawki.
Chcieliśmy się tylko zabawić, ale zaczęła się wyrywać. – tłumaczył jeden z nich. – Nie wiedzieliśmy, że tak szybko się utopi. Serio, miała głowę pod wodą tylko przez chwilę... Tak jakoś wyszło.
Z moich oczu znów popłynęły łzy, chociaż byłam pewna, że wypłakałam już wszystkie. Zamknęłam oczy, gdy wstrząsał mną szloch.
Tak jakoś wyszło? Zabili ją, a wcześniej... zgwałcili? Czy byli aż tak okrutni?
Zostawiłem was na kilka godzin, do cholery.
Sorki. – głos tego, który się tłumaczył, był pozbawiony wyrzutów sumienia. – Pozbędziemy się ciała. Ale jest jeszcze coś.
Co?
W szopie na drewno siedzi jej przyjaciółka.
Zamrugałam kilka razy, wytężając słuch, by nie umknął mi żaden szczegół rozmowy. Błagałam w myślach, by chłopak, który dołączył do pozostałych, po prostu mnie uwolnił.
Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Milczeli, a z każdą chwilą bałam się coraz bardziej. Serce waliło mi jak oszalałe, a kiedy wreszcie do moich uszu dobiegły szmery, przypominające kroki, wyprostowałam się i w przerażeniu ruszyłam pod ścianę, znajdującą się jak najdalej drzwi.
Wysoki chłopak, starszy ode mnie pojawił się w progu. Miał luźną bluzę i czapkę z daszkiem.
Przez moment szukał mnie wzrokiem, a na palcu wskazującym wisiał mu pęk kluczy.
Jak się nazywasz? – zapytał z uśmiechem, gdy w końcu mnie znalazł.
Taksował mnie od góry do dołu, nie zwracając uwagi na łzy cieknące po moich policzkach.
Proszę, wypuść mnie.
Zignorował moją prośbę i cmoknął z niezadowoleniem. Nie uzyskał odpowiedzi na zadane pytanie, ale czego się spodziewał?
Twoja przyjaciółka nie żyje. – wyznał niewzruszony. Przecież doskonale o tym wiedziałam. – Biedaczka nie umiała pływać.
Zacisnęłam zęby ze złości aż skrzypnęły. Nie uszło to jego uwadze i zbliżył się do mnie, szczerząc demonicznie.
Nie rób mi krzywdy. – wychrypiałam, obejmując się ramionami.
Jak ona się nazywała? – wskazał kciukiem za siebie.
Isabella.
Ładnie. – mruknął, oblizując wargi. – Chyba nie chcesz skończyć tak, jak ona?
Nie. – pokręciłam głową. Byłam gotowa błagać go o wolność i zgodzić się na wszystko. – Przysięgam, nikomu nie powiem. Nie pójdę na policję, tylko pozwól mi wrócić do domu.
Chłopak wpatrywał się we mnie, unosząc jedną brew. Następnie klepnął się dłonią w udo, wybuchając szyderczym śmiechem.
Widzę, że jesteś skora do współpracy. Nie to co twoja koleżanka.
Proszę...
Spokojnie, wrócisz do domu.
Moje oczy rozszerzyły się pod wpływem nadziei, która wypełniła moje serce. Rozpalił iskrę, która zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, pozostawiając puste, wypalone miejsce, po tym jak dokończył:
Jeżeli na to zasłużysz... – syknął, a jego twarz rozciągnęła się w uśmiechu, który był tak przerażający, że odebrało mi mowę.
Nie krzyczałam. Nie próbowałam uciekać.
Czekałam, aż jego błyszczące oczy, przypominające ślepia samego diabła, powoli się do mnie zbliżą. A później upadłam na podłogę, bo szarpnął mnie za włosy.
Za nim pojawili się kolejni. Nie byłam w stanie policzyć ilu ich było, kręciło mi się w głowie, a łzy sprawiały, że obraz ciągle mi się rozmazywał.
Jak z nią skończysz, to zawołaj. – powiedział jeden z nich. Stał przy drzwiach i patrzył na mnie, jak drapieżnik na swoją ofiarę.
Nie. – chłopak, który powalił mnie na ziemię zaczął już ściągać mi majtki. – Mieliście tamtą. – zdecydował. – Ja nie lubię się dzielić.
Dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie, że moje życie właśnie legło w gruzach. Szarpnęłam się, ale nic to nie zmieniło. Mój oprawca praktycznie na mnie leżał, czułam jego zapach, a raczej smród. Pot wymieszany z piwem i dymem papierosowym.
Próbowałam krzyczeć, ale któryś z jego kolegów złapał mnie za ręce, a własną dłonią zatkał mi usta.
Poczułam rozrywający ból, kiedy wbił się w moje ciało. Pchnął jeszcze mocniej, a po drewnianym domku rozległy się stłumione jęki, wyrywające mi się z zaciśniętego gardła.
Przez całą noc walczyłam, lecz rano już przestałam. Po prostu leżałam obolała, brudna od spermy, ściekającej po udach i pozbawiona godności. Nie reagowałam na niesamowite pieczenie krocza, bicie po twarzy i szarpanie za włosy. Chciałam umrzeć. To jedyne o czym marzyłam.
Pogodziłam się z myślą, że skończę tak, jak moja przyjaciółka i modliłam się o szybką śmierć.
Cały dzień spędziłam w jednej pozycji. Zostawili mnie krwawiącą na podłodze, wychodzili po kolei, nie zwracając na mnie uwagi. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
Przez kilka godzin gapiłam się w drewniany, popękany sufit, czując, jak uchodzi ze mnie życie. Bolało mnie całe podbrzusze, było mi niedobrze.
A kiedy nadszedł wieczór- wrócili. I tak jak przypuszczałam, chcieli więcej.

– Wszystko w porządku? – zapytał Christian, otwierając delikatnie drzwi. – Pukałem, ale nie odpowiadałaś i...
– Zamyśliłam się. – posłałam mu smutny uśmiech, poprawiając włosy. Uświadomiłam sobie, że przez cały czas nerwowo skubałam końcówki. – Coś się stało?
– Neil chce jechać po towar i pomyślałem, że przyda ci się trochę... Relaksu?
– Relaks z Neilem w samochodzie? – zaśmiałam się.
– Spokojnie, pojadę z wami. Nie puściłbym cię samej z tym psychopatą.
Uśmiechnęłam się szerzej, tym razem nie musiałam wymuszać tej reakcji.
– Dlaczego? Świetnie daję sobie radę. – rzuciłam rozbawiona, chwyciłam za bluzę i ruszyłam do wyjścia. – Dziś przecież kopnęłam go w Arnolda.
– Tak, to było godne podziwu. – puścił mi oko, przepuszczając w drzwiach. – Ale nie pozwolę narażać twojego zdrowia psychicznego.
– Neil to twój przyjaciel, czyż nie?
– Mhm, właśnie dlatego nie pojedziesz z nim sama. Znam go aż za dobrze, odbija mu od życia w czystości.
Zachichotałam, schodząc ze schodów.
– Zazdrosny? – szepnęłam przez ramię. Nie odpowiedział, ale wiedziałam, że się uśmiecha. Tyle mi wystarczyło. – Christian... – dodałam po chwili.
– Słucham?
– Przestań gapić się na mój tyłek.
Znów nie odpowiedział, a mi znów to wystarczyło. Szach, mat.
Poczułam przyjemny skurcz w brzuchu i uśmiechnęłam się triumfalnie.
– Poczekaj, Alice. – złapał mnie za nadgarstek, nim zdążyłam skierować się w stronę kuchni. – Muszę z tobą pogadać. W cztery oczy.
– Tutaj? W pałacyku, gdzie ściany mają uszy?
– Wiem, żyję z tymi ludźmi od lat. – wyszczerzył się. – Chodź do salonu.
Podążyłam za nim, wchodząc do pomieszczenia, które o dziwo było puste. Rzadko się to zdarzało, więc naprawdę mieliśmy szczęście. Christian zamknął drzwi i kiwnął głową w stronę kanapy, dając mi znak, bym usiadła.
– Posłuchaj. – zaczął spokojnie, przeczesując palcami ciemne włosy. – Ostatnio sprawy nieco się skomplikowały...
– Nie da się ukryć.
– Ashley, Mary... – wymieniał poważnym tonem, a ja przypomniałam sobie jak kiedyś na mnie działał. Bałam się jego nieczułej maski, stresowałam się podczas rozmów, a dziś? Dziś lubiłam spędzać z nim czas. – Malbat nie jest już taki sam.
– Martwisz się o mnie? – uniosłam jedną brew, obserwując jego reakcję.
Liczyłam, na jakieś zakłopotanie z jego strony, ale nie dostrzegłam nic takiego. Ten człowiek potrafił zachować zimną krew, to trzeba było mu przyznać.
– Oczywiście, że tak. To ja cię w to wciągnąłem. – odczekał chwilę, ważąc słowa. – Niby Hammer o wszystkim decydował, ale gdyby nie ja... Być może dziś byłabyś bezpieczna.
– Christian, ja...
Drzwi otworzyły się z hukiem, w progu stanął Neil, a po chwili tuż za nim pojawił się Mason. Oboje ubrani byli w szare dresy i czarne bluzy i dopiero teraz zauważyłam, że Christian miał na sobie taki sam zestaw ubrań.
– No cholera jasna. – warknął mężczyzna unosząc głowę. Zmierzył przyjaciół ostrym wzrokiem, ale nic sobie z tego nie robili.
– Musimy jechać po towar.
– Właśnie. – odezwał się Mason, poklepując blondyna po placach. – Jesteśmy głodni.
– Nie możecie poczekać trzech minut? – syknęłam poirytowana.
– Trzech minut? – Neil wyszczerzył się głupkowato, odwracając do Masona. – Słyszałeś to, stary?
– Wstyd nam za ciebie, Christian. – pokręcił głową, hamując śmiech. – Naprawdę mógłbyś się bardziej postarać.
– Idioci. – westchnął, patrząc na mnie przepraszająco. – Porozmawiamy później, w porządku?
– Jasne. – odparłam rozbawiona.
Cholera, zniżałam się do ich debilnego poziomu, bo żarty o seksie i idiotyczne wyzwiska czy przytyki zaczynały mnie śmieszyć. Pogrążasz się, Alice, pomyślałam, starając się ukryć banana na twarzy.
– Są takie prezerwatywy wydłużające stosunek. – Neil przyłożył palec do ust, udając zamyślonego. – Możemy zrobić zrzutkę i ci kupić.
– Obejdzie się. – odpowiedział Christian, przechodząc obok niego. Łokciem dźgnął przyjaciela w brzuch, a ten zgiął się i cicho jęknął.
– Lepiej dostać w brzuch niż w Arnolda, hm? – zauważyłam, uśmiechając się złośliwie.

Mason postanowił zostać w domu. Po zupie, przygotowanej przez Christiana, rozbolał go żołądek i wolał nie ryzykować podróży samochodem. Całe szczęście, bo wolałam nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby podczas jazdy dopadła go biegunka. Fuj.
Christian kierował, a Neil usiadł na miejscu pasażera, wcześniej pytając mnie, czy mam ochotę usiąść z przodu. Zdziwił mnie tą propozycją, bo zazwyczaj miał wszystko i wszystkich w dupie, ale powoli docierało do mnie, że moje miejsce w hierarchii Malbatu znajdowało się wyżej, niż jeszcze kilka tygodni temu.
Pozwoliłam mu jednak usiąść obok Christiana, a sama zajęłam tył i rozłożyłam się wygodnie.
– Ciekawe co się z nią stało.
– Z kim? – Neil przetarł zmęczone oczy.
– Z Marilyn Monroe.
– Zaćpała się?
Christian westchnął zrezygnowany i popukał się w czoło, zerkając kątem oka na przyjaciela.
– Z Mary, idioto.
– Aaa. – mężczyzna wzruszył ramionami. – Czy ja wiem? Nie sądzę, że Hammer zrobił jej krzywdę. Przecież ją pieprzył, więc musiał coś do niej czuć.
– Niby tak, ale wiesz, z jakiegoś powodu zniknęła i zostawiała nam wskazówki.
– Nie wiem czy w to wierzyć, Christian. Co to właściwie za dowody? Zwykła zabawka i pięć centów, a my bawimy się w detektywów i oskarżamy Hammera, że chce nas orżnąć na kasę.
– Nie zaszkodzi sprawdzić.
– Astrid zabrała się do pracy?
– Mhm. Wszystko to jest nieźle popieprzone.
Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Słuchałam rozmowy facetów, opierając głowę oszybę.
Wyjechaliśmy z leśnej drogi i sunęliśmy ciemnym asfaltem. Christian nie oszczędzał auta, dociskał gaz. Musiał być cholernie głodny.
Zwolnił dopiero, kiedy wjechaliśmy na obrzeża miasta, gdzie znajdowało się kilka starych nieczynnych fabryk, obskurne baraki i niezbyt urodziwe domy z obdrapaną farbą i dziurawymi, metalowymi ogrodzeniami.
Okolica cieszyła się raczej złą sławą. Nic więc dziwnego, że właśnie w takim miejscu dochodziło do spotkań z ludźmi, którzy odpowiadali za nasze wyżywienie. Zaburczało mi w brzuchu i wlepiłam wzrok w budynki za oknem. Właśnie wtedy go zobaczyłam...
– Oczywiście, że to porąbane. – przyznał Neil, przykładając rękę do czoła. – Hammer zachowuje się jak idiota. Zupełnie go nie poznaję i...
– Ja go znam! – krzyknęłam, a Christian wzdrygnął się zaskoczony. Całe szczęście, akurat trzymał kierownicę obiema rękami. Gdyby było inaczej, moglibyśmy wylądować na czyimś zapuszczonym podwórku, bo po obustronach ulicy znajdowały się zabudowania.
– Wcale go nie znasz, Alice. Uwierz mi, kiedyś był zupełnie inny. – ciągnął Neil, kompletnie niewzruszony moim nagłym wybuchem.
– Nie mówię o szefie! Zwolnij, Christian. – rozkazałam dramatycznie, przyciskając nos do szyby. – Ten facet w ciemnych spodniach, widzicie?
– No. – odparli chórem.
– Jego zdjęcie wisiało na komisariacie przez długie miesiące, zapamiętałam każdy szczegół jego twarzy...
– Alice, co to za gość? – niecierpliwił się Christian.
– Należy do Black Souls.
– Jesteś pewna? – Neil otworzył szeroko oczy i obrócił się w moją stronę. – Alice, na sto procent?
Jeszcze raz wyjrzałam za okno.
Nie myliłam się, moja pamięć fotograficzna po raz kolejny dała o sobie znać. Byłam gotowa poręczyć głową.
– Tak, jestem pewna.
Mężczyźni popatrzyli po sobie, jakby komunikowali się bez użycia słów. Byłam przekonana, że tylko najlepsi przyjaciele mają opanowaną sztukę telepatii do takiej perfekcji.
Zaniepokoiłam się świdrującym spojrzeniem Christiana. Obserwował faceta za oknem z nienawiścią i pogardą w oczach, śledząc każdy jego ruch. Nie widziałam wyrazu twarzy Neila, ale przypuszczałam, że jego błękitne oczy znów zamieniły się w ostre sople lodu.
– Co chcecie zrobić? – zapytałam z paniką w głosie.
To nie był czas na wyrównywanie rachunków, ale nie śmiałam im o tym przypominać. Byłam zbyt przejęta całą sytuacją, by w ogóle myśleć logicznie, a co dopiero pouczać nabuzowanych mężczyzn.
– Zapłacą nam za to, co zrobili. – odparł Christian rzeczowo.– Alice, zostań w samochodzie. – popatrzył na mnie i otworzył drzwi od strony kierowcy. Neil poszedł w jego ślady i również opuścił pojazd, a ja zostałam sama.
Nie zdążyłam nawet zaprotestować.
Minęło kilkanaście minut, lecz nikt po mnie nie przyszedł. Mój niepokój zaczął sięgać zenitu i zastanawiałam się w jaki sposób mogłabym im pomóc. Być może wpadli w pułapkę, a ja bezczynnie czekałam w aucie.
Gonitwa myśli doprowadzała mnie do szaleństwa, a brak telefonu powodował frustrację i panikę.
Po dłuższym czasie pojawił się Christian. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak przeciętny przechodzień, rozejrzał się subtelnie wokół, nim zbliżył się do samochodu.
Kiedy upewnił się, że teren był czysty i nie groziło nam żadne niebezpieczeństwo, wsiadł do środka, jak gdyby nigdy nic. Oparł dłonie na kierownicy i dopiero wtedy zauważyłam, że jego knykcie pokryte były rozmazaną krwią.
Wstrzymałam oddech, dając mu czas na zebranie myśli.
– Rozmawiałem z Hammerem. – powiedział poważnym tonem, gapiąc się w przednią szybę. – Poinformowałem go, że mamy jednego gnoja należącego do Blauck Souls.
– I co? – zapytałam drżącym głosem.
– Nie był zachwycony. – mruknął, uśmiechając się pod nosem, ale nie było w nim ani grama radości. – Kazał nam zostawić go w spokoju i po siebie przyjechać. Chce być obecny przy przesłuchaniu.
– Przesłuchaniu?
– Mhm. – potwierdził, przenosząc wzrok na swoje zdarte kostki, tak, bym zrozumiała o czym mówił.
– Nie zostawiliście go w spokoju. – stwierdziłam fakt.
– Nie. Neil jest z nim w tamtej opuszczonej fabryce. – kiwnął głową w stronę starego gmachu, odstraszającego swoim wyglądem. – Musimy jechać po Hammera. – dodał, odpalając auto.
– Poczekaj. – położyłam mu dłoń na ramieniu. – Powinnam zostać z Neilem.
– Po co?
– Chcesz zostawić go samego?
– Nic mu nie będzie.
– A jeśli...
– Co, Alice? – Christian popatrzył na mnie odrobinę lekceważąco. – Jeśli to pułapka to i tak na niewiele się przydasz, nie uważasz?– uśmiechnął się lekko, widząc moją nadąsaną minę. – Jesteś na tyle odważna, by stawić czoła całej grupie? Blaus to prawdziwi psychole.
– Po prostu uważam, że...
– Nigdy nie odpuszczasz, co? – pokręcił głową z rozbawieniemi pochylił się w moją stronę, kładąc mi rękę na kolanie. – Imponujesz mi.
Przygryzłam dolną wargę i poczułam, że się czerwienię.
– Co mam robić? – czekałam na rozkazy, udowadniając tym samym, że naprawdę byłam gotowa do działania.
Christian przez chwilę milczał, prawdopodobnie szukając mi niezbyt ambitnego, ale bezpiecznego zajęcia.
– Idź do Neila i stój z boku, jakby cię nie było.
– Oh, świetnie. – mruknęłam, marszcząc brwi.
– Mówię poważnie, Alice. Po prostu pilnuj go, żeby nieprzesadził. Hammer chce tego gościa żywego.

Continue Reading

You'll Also Like

5.3K 161 7
~I kto by się spodziewał że osoba która miała mnie naprawić zniszczyła mnie doszczętnie~ Kłótnie rodziców, wyprowadzka ojca z domu, nowy partner matk...
3K 348 10
W Folly Beach mieszka dwa tysiące ludzi i tylko jeden z nich jest synem mordercy. Dla Cassandry Harrington liczy się tylko jedno: surfowanie. Zatem...
1.2M 8K 12
Ellie Morgan to dziewczyna sponiewierana przez ojca alkoholika, niemalże przyzwyczajona do tego rodzaju życia. W pewnych okolicznościach spotyka pięc...
2K 84 12
Noelia Wood to niszczona i deptana przez życie dziewczyna. Takie potwory jak jej rodzice nigdy nie powinny mieć dzieci. Z rodziną zielonooka cały cza...