MALBAT (ZOSTANIE WYDANE)

By Zuzaannx

264K 12.3K 480

Alice to młoda policjantka, której życie nie rozpieszcza. Kiedy zostaje przydzielona do ciężkiej sprawy porwa... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40

Rozdział 22

6.1K 255 1
By Zuzaannx

Śniadanie w stylu wszystkich członków Malbatu w ogóle mnie nie zaskoczyło.
Był to pierwszy raz, kiedy jedliśmy posiłek wspólnie siedząc przy długim stole, a brak manier i jakichkolwiek zasad zaczął wydawać mi się tak naturalny i oczywisty, że sama przestałam uważać na to, jak jadłam. Krzyki, śmiechy, mlaskanie i bekanie były normą.
  Wczoraj zasnęłam podczas czytania pamiętnika. Ogarnęła mnie przerażająca ciemność, koszmary nie dawały mi spokoju aż do rana i zerwałam się z łóżka zlana potem. W dodatku obudziłam się strasznie głodna i od razu pożałowałam, że nie zabrałam sobie do pokoju kolacji.
Kilka razy podchodziłam do próby zejścia na dół, ale zawsze cofałam się w obawie, że spotkam Hammera i zestresuje mnie swoim spojrzeniem już na początku dnia. Wolałam więc zaczekać do siódmej, bo właśnie wtedy usłyszałam pierwsze głosy należące do Nancy, Neila i Mary. Rodzeństwo oczywiście już od rana skakało sobie do gardeł, a starsza kobieta rozkładała talerze i szklanki na stole.
  Zasiedliśmy do śniadania. Wylądowałam między Astrid, a Masonem, który był moją idealną motywacją do jedzenia- musiałam szybko nakładać potrawy na talerz, inaczej on wszystko wciągał niczym odkurzacz z workiem bez dna.
   – Muszę dużo jeść. – mruknął pod nosem, między jednym, a drugim kęsem. Wszyscy posłali Masonowi pytające spojrzenie, na co odparł, podnosząc głowę. – Wczoraj zasłabłem, wiecie? Muszę bardziej o siebie dbać. No i więcej jeść.
   – Zasłabłeś? – Mary przechyliła głowę na bok, robiąc zmartwioną minę. Kilka zmarszczek pojawiło się jej wokół oczu. Wyglądała zupełnie jak moja mama, kiedy się przejmowała. – Może powinieneś zrobić badania krwi?
   – Chyba mózgu. – parsknął Neil, nakładając sobie naleśniki. Prawie wypuścił z rąk półmisek, kiedy Nancy dźgnęła go palcem w bok. Poruszył się na krześle, posyłając jej zirytowane spojrzenie. – Pogięło cię? – warknął, łapiąc jej rękę, kiedy próbowała powtórzyć swój poprzedni ruch.
Przysunął dłoń siostry do ust i polizał jej wierzch, zostawiając na niej mokrą plamę, na co Nancy wydarła się głośno:
    – Fu! Jesteś obrzydliwy! – skrzywiła się i wytarła skórę o jego bluzę, jęcząc z odrazą. – Właściwie co ci się stało, Mason? – zapytała, kiedy pozbyła się całej śliny z ręki. Wskazała na jego szyję. – Masz tutaj taki czerwony ślad.
    – To malinka. – odparł Neil z szerokim uśmiechem. – Jesteś jeszcze za mała, żeby wiedzieć jak się takie robi.
    – Mam dwadzieścia cztery lata, idioto. Wiem skąd się biorą malinki, ale to, co ma na szyi ani trochę nie wygląda jak...
     – A niby skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? – obruszył się Neil, a jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej lodowate. Zmarszczył brwi, słysząc jak wszyscy, łącznie z Nancy, wybuchli śmiechem.
   – Przypomniała mi się mina Neila, kiedy dowiedział się, że Nancy będzie udawać striptizerkę. – włączył się Christian i pokręcił głową z rozbawieniem. – Nigdy nie widziałam go w tak wkurwionego. Był gotowy sam się ubrać w kieckę i tańczyć na rurze.
  Salon znów zadrżał od śmiechu i nawet Hammer, siedzący, na szczęście, najdalej mnie, wyglądał na rozluźnionego. Uśmiechał się szeroko, obserwując jak Neil morduje Christiana wzrokiem.
    – Bawi cię to? – uderzył pięścią w stół, ale zrobił tym wrażenie tylko na mnie. Pozostali nawet tego nie zauważyli. – To był najgłupszy pomysł na świecie.
     – Najgłupszym pomysłem na świecie było zrobienie prawdziwego striptizu. – stwierdziła Astrid, nie przestając chichotać. – Tego nie było w planie, więc zdziwiłam się, kiedy dostaliśmy zdjęcia z monitoringu. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się rozebrałaś!
    – Musiałam wczuć się w rolę. – skwitowała Nancy, dumnie unosząc głowę.
  Cofnęłam się myślami do tamtego dnia. Wszystko to wydawało mi się tak odległe, a opowieści z perspektywy członków Malbatu, niesamowicie ciekawe.
   Cholera, Christian musiał być w niemałym szoku. Aż żałowałam, że nie mogłam zobaczyć jego miny, kiedy Nancy zrobiła show w swoim stylu. A Neil? Jego musiał trafić szlag.
    – Kurwa mać, nie przypominaj mi o tym. – Neil odchylił głowę do tyłu, wypuszczając powietrze, jakby próbował się uspokoić. – Po prostu mi nie przypominaj.
    – Nie przesadzaj.
    – Nie przesadzaj? – spiorunował Nancy wzrokiem. Był gotowy rozszarpać ją na strzępy. – Moja młodsza siostra udawała dziwkę!
     Kiedy wszyscy znów zaśmiali się głośno, przypomniałam sobie o obecności dziecka. Zmieszana spojrzałam na Ashley, która zdawała się nie przejmować wulgaryzmami, padającymi przy stole zdecydowanie zbyt często.
  Liam siedział obok mamy i choć zajęty był robieniem sobie ogromnej, piętrowej kanapki, której na pewno nie był w stanie zjeść, podejrzewałam, że przysłuchiwał się rozmowie dorosłych. Różnił się od Ashley tak bardzo, że nigdy nie wpadłabym na to, że mógłby być jej synem. Chłopiec miał jasne, pofalowane włosy i delikatne rysy twarzy. Na tle nas wszystkich- nieprzyzwoitych przestępców, prezentował się uroczo i niewinnie.
Na tle nas wszystkich, pomyślałam, dziwiąc się na własne myśli.
Hammer odkaszlnął, wyrywając mnie z przemyśleń. Straciłam wątek i nie wiedziałam, na jakim etapie kłótni byli Nancy i Neil, ale chyba zaczęli przeginać, bo szef wbił w nich tak ostre spojrzenie, że oboje się zamknęli. Nancy wydęła dolną wargę i zamrugała oczami, zupełnie jak dziecko chcące przypodobać się ojcu, na co Hammer zareagował delikatnym, ledwo zauważalnym uśmiechem.
Gdyby nie moja spostrzegawczość, którą wyćwiczyłam przez lata służby w policji, nie wiem czy w ogóle dostrzegłabym jakąkolwiek mimikę na jego twarzy.
   – Mam coś dla was. – rzucił nagle, a wszystkim wręcz zaświeciły się oczy. Hammer szybko sprowadził nas na ziemię. – Nie chodzi o pieniądze. Jeszcze nie.
   Rachel westchnęła głośno, odkładając pomarańczę, którą zamierzała sobie obrać, a Mason zaklął pod nosem. Nawet Christian wydawał się być nieco zawiedziony, chociaż gdyby Hammer faktycznie otrzymał zapłatę, na pewno wiedziałby o tym jako pierwszy. W końcu nie bez powodu był jego prawą ręką.
   Szef pochylił się nad stołem i cisnął na blat małą kartkę. Nie miałam pojęcia o co chodzi, dopóki Mason nie chwycił jej w ręce. Wtedy zrozumiałam, że to zdjęcie, ale nie dane było mi od razu zobaczyć, co się na nim znajdowało, bo mężczyzna wybuchnął śmiechem, przysuwając się do Neila. Obaj zaczęli rżeć, a kiedy dołączył do nich Christian, nastało kompletne zamieszanie.
Każdy chciał choćby zerknąć na fotografię, ale ta trójka idiotów jak zwykle nie była skora do współpracy. Wyrywali sobie nawzajem zdjęcie, nie zwracając uwagi na innych.
  Hammer obserwował ich reakcję z zadowoleniem, a sposób w jaki na nich patrzył przyprawiał mnie o dreszcze. Coś niepokojącego świeciło mu w oczach.
   Dopiero po chwili faceci zdecydowali się uspokoić. Oddychali ciężko, nabierając łapczywie powietrza po tym nagłym ataku śmiechu, a fotografia zaczęły krążyć między innymi.
Aż wreszcie trafiła do mnie.
    – O kurwa! – wrzasnęłam, rzucając zdjęcie na stół, czym bardzo rozbawiłam Masona.
  Pociemniało mi przed oczami, a w ustach zrobiło mi się sucho, jak na Saharze.
    – Nie chcesz się lepiej przyjrzeć? – zagadał mnie Mason, szczerząc się szeroko. – To właśnie kilku byłych szefów tej gównianej mafii, Blaus. No wiesz, pajaców, którzy ukradli kokę meksykanom.
    – Ciekawe czy chcieli coś powiedzieć przed śmiercią. – Rachel postanowiła wypowiedzieć na głos swoje myśli, doprowadzając mnie do obłędu.
  Byłam pewna, że zaraz zwymiotuję.
    – Nawet jeśli, to brzmiało to pewnie jakoś tak: ghhh... – Neil wykrzywił się w przerażającym grymasie, naśladując głosy konających mężczyzn, powodując chichot u wszystkich siedzących przy stole. Łącznie z Liamem.
   – Mogę zobaczyć? – zapytał chłopiec, kiedy Neil nie przestawał się wygłupiać.
Christian bez wahania podsunął mu zdjęcie, a ja byłam bliska ataku serca.
   – Zwariowałeś? – ryknęłam tak głośno, że ściągnęłam na siebie uwagę nie tylko Christiana, ale i całej reszty. W tamtym momencie było mi to jednak obojętne, bo jedyne o czym myślałam, to jak ucierpi psychika kilkuletniego dziecka, kiedy zobaczy fotografię, przedstawiającą... trzy obcięte głowy. Głowy z wyłupionymi oczami i nienaturalnie rozszerzonymi ustami, w których brakowało języków.
    – Alice, skończ panikować. – zaczął Neil, ale widząc moją minę zrezygnował z dalszych prób uspokajania mnie.
    – Wyluzuj. – dodała Ashley, a mnie aż zmroziło. Głos miała oschły i nieprzyjemny, jakbym próbowała zrobić coś złego.
  Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
    – Przecież te zdjęcie... – zaczęłam, szukając wsparcia w Astrid, która właśnie trzymała przed sobą brutalną fotografię. – ... Liam to jeszcze dziecko.
    – Myślisz, że nie wiem, jak mam wychowywać swojego syna? – przechyliła głowę w bok, wpatrując się we mnie intensywnie. Rzucała mi wyzwanie, którego nie chciałam się podjąć, więc odwróciłam wzrok i wbiłam go w pusty talerz.
     – Mamo, mogę? – dopominał się Liam.
     – Oczywiście, że tak. – odpowiedziała, zupełnie zmieniając ton.
Zwracając się do chłopca, jej głos był delikatny i spokojny. Brzmiała zupełnie jak mama, mówiąca do swojego małego synka, jednak słowa to jedno, a czyny- drugie. Podsunęła mu zdjęcie, doszczętnie mnie tym niszcząc.
     – Kto to? – zapytał Liam, kompletnie niewzruszony makabrycznym widokiem, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak często widział podobne rzeczy, skoro nie robiły już na nim wrażenia.
    – Złodzieje, synu. Źli ludzie, którzy musieli dostać nauczkę za swoje czyny.
    – A gdzie są ich oczy?
    – Dobre pytanie. – mruknęła Astrid.
  Liam nie doczekał się odpowiedzi, bo Christian wstał i podszedł do niego, a następnie podniósł go jedną ręką i przerzucił sobie przez ramię. Chłopiec zawisł głową w dół, wypełniając salon dziecięcym śmiechem.
  Nie zdążył nawet spróbować swojej wielkiej kanapki, bo Mason korzystając z okazji, przysunął sobie jego talerz i odgryzł większą część.
   – Ashley... – zaczęła niepewnie Nancy, nachylając się i ściszając głos. Zerknęła w kierunku Christiana, który podrzucał Liama pod sufit, upewniając się, że malec zajęty jest zabawą. – Jesteś pewna, że młody powinien oglądać takie rzeczy?
   – Liam nie urodził się w normalnej rodzinie. Nie jest dzieckiem oglądającym bajki na Cartoon Network i musi być wychowywany z duchem panującym w Malbacie. To jedyny sposób, żeby tu nie zwariować. Wszyscy musimy zaakceptować fakt, że tak wygląda nasze życie. – odparła dość przyjaźnie, czym nieco mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się raczej oschłej odpowiedzi.
  Cóż, najwidoczniej tylko dla mnie była niezbyt pozytywnie nastawiona.
    – Biedny dzieciak. – westchnęła Rachel, zakładając za ucho czerwone pasmo prostych włosów. Jej ciemny makijaż i krwiste usta odznaczały się na bladej twarzy, a ten styl niesamowicie jej pasował.
   – Żyjemy tylko dzięki Hammerowi. Zawsze będę mu za to wdzięczna. – Ashley zdobyła się na niewielki uśmiech, którym obdarzyła nas wszystkie.
  Rachel nie skomentowała jej słów, a ja odniosłam dziwne wrażenie, jakby sprawiły jej ból. Nie znałam jeszcze historii tych dwóch dziewczyn, ale wiedziałam, że niebawem się to zmieni. Czy tego chciałam, czy nie, wciąż zbliżałam się do członków Malbatu i odnajdywałam się między nimi coraz lepiej.
  I choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że to grupa niebezpiecznych przestępców i jedyne co nas łączy, to brudny, nielegalny interes, serce kazało mi dać tym ludziom szansę. Tak naprawdę na tamtą chwilę tylko oni mi pozostali.
  A Ashley miała rację:
  „Wszyscy musimy zaakceptować fakt, że tak wygląda nasze życie."

  – Twoje imię zajebiście do ciebie pasuje. – rzucił Neil, kiedy zalegliśmy na kanapie po obfitym śniadaniu.
  Byłam tak najedzona, że ostatkiem sił położyłam sobie rękę na brzuchu i jeszcze mocniej wyciągnęłam się na sofie. Głowę oparłam na kolanach Nancy, która od razu zabrała się za zabawę kosmykami moich włosów.
   – O co ci chodzi?
   – Wszystkie Ashley są wredne.
  Zaśmiałam się pod nosem. Oczy miałam zamknięte, ale dałabym sobie rękę uciąć, że usłyszałam cichy chichot Rachel, która rozłożyła się wygodnie na fotelu.
   – Znasz aż tak dużo osób o tym imieniu? – odburknęła Ashley i założyła sobie ręce na piersi, jakby tym sposobem chciała odeprzeć wszystkie przytyki padające z ust Neila.
   – Nie oglądasz seriali? W każdej pieprzonej amerykańskiej szkole jest wredna suka o imieniu Ashley.
   – Masz na myśli te seriale dla nastolatek? – zapytała, przechylając głowę na bok, identycznie, jak wtedy, gdy rozmawiała ze mną.
   – Mhm. – mruknął.
Kobieta roześmiała się, zbijając go z tropu i odparła:
   – Musisz być prawdziwym fanem tego typu telenoweli.
   Znów zaczęłam się śmiać i poczułam, że kolana Nancy zadrżały mi pod głową. Uchyliłam powieki i zobaczyłam, że zakrywa sobie usta dłonią, ukrywając rozbawienie.
  Neil chwycił poduszkę i cisnął nią w Ashley, burcząc coś pod nosem. Nie musiałam tego słyszeć, żeby wiedzieć, że nie było to nic miłego i cenzuralnego.
Tak właśnie mijał mi czas w willi Malbatu- musiałam nauczyć się odpoczywać wśród ludzi, którym cisza i spokój były obce.

Usiadłam na podłodze w sypialni, opierając brodę na złączonych i zgiętych w kolanach nogach. Po tym, jak Mason dołączył do nas w salonie i razem z Neilem zaczęli się wyzywać, a później bić, stwierdziłam, że ucieczka na górę jest jedynym dobrym rozwiązaniem.
Przez uchylone okno wpadało chłodne powietrze, działając na mnie wyjątkowo kojąco. Dłonie lekko mi drżały, lecz bynajmniej nie z zimna.
Przejechałam palcami po pogniecionym papierze, szykując się na kolejne emocjonalne otumanienie.

Isabella wyciągnęła kilka butelek, a ja nie byłam pewna, czy powinnam się przyznać, że mam dwadzieścia lat i nigdy nie piłam wódki. Rodzice rzadko pozwalali mi wychodzić na noc z domu. Byłam dorosła, ale co z tego, skoro mieszkałam pod ich dachem i musiałam słuchać ich nakazów lub zakazów.
   Dzisiejsza impreza miała być wyjątkiem, bo Isabella przekonała moją mamę, że wrócimy znad zalewu jak tylko zacznie się ściemniać. W rzeczywistości po zmroku miała dopiero zacząć się zabawa.
  Isabella zaprosiła siedem dziewczyn, łącznie ze mną. Nie wiem, dlaczego wybrała akurat to miejsce, bo w drugiej połowie września nie było tu wcale przyjemnie. Właściwie to było mi cholernie zimno, więc Isabella odkręciła szklaną butelkę. Napiła się pierwsza, a ja obserwowałam, jak krzywi się od smaku mocnego alkoholu. Podsunęła mi wódkę pod nos.
Musisz się napić. – stwierdziła, pocierając dłońmi odkryte ramiona. – Rozgrzejesz się.
  Posłuchałam przyjaciółki, bo z nas dwóch to właśnie ona miała większe doświadczenie w piciu alkoholu.
  Wzięłam spory łyk, a moje gardło zapłonęło. Zaczęłam kasłać jak opętana, a Isabella się ze mnie śmiała.
  Odsunęłam od siebie butelkę, ale przysięgam, na Boga, gdybym tylko wiedziała o tym co miało nas spotkać, wypiłabym sama wszystkie procenty, które Isabella przyniosła w torbie nad zalew.
Być może byłabym zbyt pijana, by cokolwiek poczuć, a być może zapiłabym się na śmierć i dzięki temu uniknęła największego koszmaru w moim życiu.
  Usiadłyśmy na drewnianych ławkach na tyle wygodnie, na ile pozwalały nam krótkie sukienki. Kiedy usłyszałyśmy kroki, byłyśmy pewne, że to któraś z naszych koleżanek postanowiła zjawić się wcześniej, chociaż żadna z nich nie wiedziała, że z Isabellą miałyśmy być nad zalewem dwie godziny przed czasem.
  Chciałyśmy wszystko przygotować, chociaż jak się okazało, przygotowania zakończyły się po tym, jak wystawiłyśmy kilka butelek wódki na stolik. Nie miałyśmy nic więcej do roboty, więc zajęłyśmy się rozmową.
  Odwróciłam głowę dopiero wtedy, kiedy kroki zmieniły się w głośne szuranie i usłyszałyśmy męski śmiech.
Kilku chłopaków było zaledwie parę metrów od nas. Przekrzykiwali się między sobą i nawet nie patrzyli w naszym kierunku. Dopiero kiedy jeden z nich przypadkiem objął nas wzrokiem, dał znać pozostałym i zwolnili kroku. Wciąż jednak zbliżali się do naszego małego obozowiska.
Chcemy zrobić ognisko. – rzucił jeden z nich, nie siląc się nawet na kulturalne przywitanie.
My byłyśmy tu pierwsze. Za dwie godziny mam urodziny. – odpowiedziała Isabella bez skrępowania.
Bardzo jej tego zazdrościłam. Ja od razu poczerwieniałam, gotowa byłam zwolnić im miejsce na ławce i uciec czym prędzej.
  Tak bardzo żałuję, że tego nie zrobiłam.
  Tak bardzo żałuję, że nie mogę cofnąć czasu.
Będziecie tu siedzieć i nic nie robić przez dwie godziny, a my mamy stać i czekać? – prychnął kolejny, nieco wyższy.
  Isabella wzruszyła ramionami, nie chcąc chyba wchodzić z nimi w dyskusję, a ja modliłam się w duchu, by odpuścili i po prostu sobie poszli. Czułam się niekomfortowo w otoczeniu obcych chłopaków, którzy, chociaż byli w wieku zbliżonym do naszego, na pewno mogli pochwalić się większą siłą niż my.
Nie macie nawet drewna. – dodał ten pierwszy, marszcząc brwi. Widząc nasze zakłopotanie uśmiechnął się, a mnie przeszły dreszcze niepokoju. – Możemy pokazać wam domek na drewno i pomóc rozpalić ognisko. Ale w zamian będziemy mogli posiedzieć tu z wami.
   Ten pomysł wydawał mi się wyjątkowo głupi. Grupa obcych chłopaków była nam zupełnie niepotrzebna, to miało być babskie spotkanie i tego zamierzałam się trzymać. Jednak Isabella uśmiechnęła się i pokiwała głową.
  Zgodziła się.
To była jej wina i miałam jej nigdy tego nie wybaczyć.
I nie wybaczyłabym, gdyby nie to, że Isabella zapłaciła za swój błąd największą cenę.

Wzięłam głęboki wdech, odrywając wzrok od kartki. Oddychałam szybko, jakbym walczyła o przetrwanie i nawet nie zauważyłam, że w progu stał mężczyzna, opierając się o futrynę.
   – Wszystko w porządku? – zapytał Christian, bacznie mi się przyglądając.
Nie wyglądałam, jakby było w porządku, ale musiał zadowolić się niewinnym kłamstwem, bo nie zamierzałam zdradzać mu moich sekretów.
   – Jasne. – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. – Potrzebujesz czegoś czy tak tylko tu stoisz?
Skarciłam się w głowie za to pytanie, bo zabrzmiało fatalnie. Gdyby był normalnym facetem, na pewno zauważyłby mój nietakt. Na szczęście był po prostu Christianem i moja gafa nie zrobiła na nim większego wrażenia.
    – Myślałem, że jesteś głodna.
    – Głodna? – zawahałam się na moment, próbując odgadnąć czy po prostu sobie ze mnie nie żartuje. Wyglądał całkowicie normalnie, więc odparłam: – Przed chwilą jedliśmy śniadanie.
     – Wiem, ale... – teraz to on się zatrzymał, przenosząc spojrzenie na moje wciąż podbite oko, pod którym formował się obrzydliwy siniak. Pamiątka zostawiona przez ludzi, z którymi jeszcze niedawno pracowałam w jednym zawodzie nie znikała tak szybko, jak myślałam. – Ostatnio dużo się działo.
    – To prawda. – przyznałam, bo moje życie wyglądało jak pieprzony rollercoaster.
– Chcesz pojechać do restauracji? Odpocząć trochę od tego miejsca...
    – Czekaj. – przerwałam mu, podnosząc dłoń. – Chcesz iść na obiad do restauracji? Podczas gdy jesteśmy poszukiwani, a moją skromną osobę wycenili na milion dolców?
     – Widzisz, jeśli kiedykolwiek pomyślisz, że jesteś nic nie warta, przypomnij sobie o tym, że...
     – Christian! – znów weszłam mu w słowo, a on uśmiechnął się szeroko. Nie taktował mnie poważnie, zresztą jak zwykle. – To nie jest zabawne.
    – W restauracji nic nam nie grozi. To nasze miejsce.
    – Nie rozumiem.
Westchnął i przejechał dłońmi po twarzy, jakbym była dzieckiem, zadającym oczywiste pytania. Miałam ochotę zakończyć tę rozmowę, ale dopiero, kiedy podszedł nieco bliżej zobaczyłam zmęczenie malujące się na jego twarzy.
Cóż, jak widać bycie gangsterem to nie wakacje. Nie miałam pojęcia czym tak naprawdę się zajmował i w jak dużym stopniu pomagał Hammerowi, ale skoro był jego najbardziej zaufaną osobą, musiał mieć na swoich barkach mnóstwo obowiązków, o których ja nawet nie miałam pojęcia.
   – Gdyby ludzie należący do Black Souls wiedzieli o restauracji, wiedzieliby też o naszej kryjówce. Te dwa miejsca są ze sobą w pewien sposób powiązane i na razie oba są bezpieczne.
   – Okej, rozumiem. W takim razie jest duża szansa, że nikt nie zabije nas podczas jedzenia, brzmi fajnie. Ale jest jeszcze jeden mały problem, jakbyś zapomniał. Policja.
  Christian pokręcił głową, znów delikatnie się uśmiechając.
    – Już ci kiedyś mówiłem, że to nie policji powinniśmy się bać.
  Zamrugałam z niedowierzaniem. Zaczęło do mnie docierać, że muszą mieć w garści kogoś naprawdę ważnego, skoro czują się aż tak pewnie.
   – Jesteśmy poszukiwani. Niedawno doszło do strzelaniny.
   – Wiem. Nie twierdzę, że jesteśmy niewinnymi obywatelami. – zaczął i zrobił jeszcze krok w moją stronę, po czym oparł się bokiem o drewnianą szafę. – Po prostu jest ktoś, kto informuje nas o postępach w tej sprawie. Dopóki policja gówno wie, jesteśmy bezpieczni.
  Teraz to ja wydałam z siebie cichy jęk, odchylając głowę do tyłu.
    – Chris. – zaczęłam szeptem, jakbym zdradzała mu swoją największą tajemnicę. O dziwo nie wkurzył się o zdrobnienie, tylko nachylił się nade mną, by lepiej słyszeć. – Ja tu chyba nie pasuję. – wyznałam i poczułam, jak ciężar spada mi z serca.
  Chyba chciałam powiedzieć to już dawno. Trzymałam to w sobie i pilnowałam, by wcześniej podobne zdanie nie padło z moich ust, bo dopóki nie mówiłam o tym głośno, mogłam udawać, że to nieprawda. Jednak nie mogłam dłużej się oszukiwać.
    – Pasujesz do nas idealnie, Alice.
Christian przysunął się bliżej i opierając się plecami o szafę, usiadł obok mnie na podłodze. Siedziałam ramię w ramię z facetem, od którego to wszystko się zaczęło. Chwilę wcześniej musiał być pod prysznicem, bo zauważyłam, że kilka wilgotnych kosmyków włosów opadło mu na czoło. Pachniał świeżością i męskim płynem do mycia, ale dało się wyczuć też jakiś słodki owocowy zapach. To chyba szampon do włosów.
    – A więc tak pachną gangsterzy. – uśmiechnęłam się lekko, a on spojrzał na mnie, unosząc brew. – Jak jabłko z miętą? Żałosne.
  Zrozumiał dopiero po kilku sekundach i zaśmiał się głośno, a ja stwierdziłam, że to mój ulubiony śmiech ze wszystkich, które do tej pory słyszałam.
    – To szampon Ashley. – wyjaśnił, przejeżdżając dłońmi po głowie.
    – Ashley myje włosy takim słodkim szamponem? Myślałam, że jej wybór to coś w stylu „zapach nonszalancji z morską bryzą".
  Parsknął śmiechem, przyglądając mi się z rozbawieniem.
    – Wiem, że Ashley potrafi być trudna. Wiele w życiu przeszła, zresztą jak my wszyscy.
    – Jasne. – mruknęłam. – Nancy też dużo przeszła, a nie zachowuje się jak wredna suka.
    – Nancy jest słodka, ale wkurwiająca. Ashley jest wredna, ale całkowicie nieszkodliwa. Jeszcze się polubicie, zobaczysz.
    – Wątpię. – odparłam cicho, a chwilę później poczułam silną rękę oplatającą moje ramiona.
Nie zastanawiałam się długo, bo tego właśnie potrzebowałam, przechyliłam głowę, opierając ją na jego piersi i zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą bliskości.
  Uśmiechnęłam się delikatnie, czując pod skronią rytmiczne uderzenia.
    – Niemożliwe. – poczułam na sobie jego pytające spojrzenie, chociaż nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy. – Bije ci serce, więc naprawdę je posiadasz.
    – Muszę cię rozczarować, Alice. To nie serce. – uśmiechnął się, kiedy podniosłam głowę i zerknęłam na niego marszcząc brwi. – To tylko bomba.
    – Ah, no tak. Witamy w świecie Malbatu.
    – Witamy w naszym świecie. – sprostował. Nachylił się i wierzchem dłoni przejechał po moim policzku, a mnie przeszła fala gorąca, wymieszana z przyjemnymi dreszczami. – Świecie pełnym niebezpieczeństw i ryzyka. – zatrzymał się, patrząc na moje podbite oko. – Ale czy tak właśnie nie wygląda życie?
   – Problem w tym, że ty nie znasz normalnego życia, Christian. Pamiętasz jakim człowiekiem byłeś, zanim poznałeś Hammera?
   – Nie.
   – No właśnie.
   – Najważniejsze, że wiem, kim jestem teraz.
   – Kim?
Zamilkł, bo chyba nie spodziewał się, że ta rozmowa zejdzie na takie tory i stanie się tak bezpośrednia.
Byłam z siebie cholernie zadowolona. Wreszcie odważyłam się na szczerą rozmowę i to nie ja byłam postawiona pod ścianą, a Christian. Podobało mi się to uczucie.
   – Chcesz wiedzieć jaki jestem? – zapytał spokojnie. Nie odpowiedziałam, jedynie lekko skinęłam głową, a on wypuścił mnie z uścisku i sam zaczął się podnosić. – Jestem... głodny. Jedziemy? – wyciągnął do mnie dłoń, a kiedy ją złapałam, jednym ruchem pociągnął mnie do pozycji pionowej.
  Przewróciłam oczami i ruszyłam do łazienki, by przygotować się do wyjścia.
   – Wiesz, że jesteś chodzącą czerwoną flagą? – krzyknęłam do niego, zanim zamknęłam za sobą drzwi.
   – Chodzącym czym? – przechylił głowę i zrobił tę idiotyczną minę, którą robił również Neil i Mason, gdy się nad czymś zastanawiali.
  Parsknęłam śmiechem, bo byłam skłonna uwierzyć, że naprawdę łączy ich jakaś braterska krew.
   – Chodzącym problemem. – odparłam.

Restauracja niczym nie różniła się od innych knajp, w których bywałam zanim moje życie wywróciło się do góry nogami. Niestety, odkąd zrozumiałam, że miejsce to należało do Malbatu i pełniło funkcję przykrywki, ukrywając tajemnice, o których nie miałam najmniejszego pojęcia, nie mogłam skupić się na jedzeniu.
Cholera, Bóg jeden wie, jakiego pochodzenia były serwowane tu dania. Wątpiłam w to, że kucharz naprawdę był kucharzem i spodziewałam się, że pod fartuchem nosił giwerę.
    Christian nawinął makaron na widelec i wsunął go do ust. Przynajmniej jedno z nas mogło czuć się swobodnie.
   – Znów zamówiłeś to samo?
Rzucił mi badawcze spojrzenie, jakby zapytała o coś nienormalnego. Przecież za każdym razem, kiedy odwiedzaliśmy tę restaurację, zamawiał spaghetti.
   – Nieważne. – machnęłam lekceważąco ręką, rozglądając się po przytulnym wnętrzu.
  Kilka zajętych stolików, wejście do kuchni, toalety, nawet kącik z zabawkami przygotowany dla najmłodszych gości. Ciekawe czy Liam przychodził się tu bawić, nieświadomy tego, co działo się za ścianami lub w podziemiach restauracji.
Oh, naiwna Alice, skarciłam się w myślach. Przecież ten dzieciak wiedział o wiele więcej niż bym przypuszczała. Jeżeli ktokolwiek był nieświadomy tego co się działo- to ja.
   – Skąd Hammer miał te zdjęcie? – zapytałam, skupiając uwagę na Christianie. Nie wiem, dlaczego akurat tego tematu się uczepiłam. Być może szukałam jakiegoś logicznego i mało brutalnego wytłumaczenia.
   – Od ludzi Saltillo Cartel.
   – Po co to wysłali? Chcieli się pochwalić?
   – Pokazali nam, że nasza praca nie poszła na marne. Dostarczyliśmy im ludzi, a oni zrobili z nimi to, na co zasłużyli.
    – Jezu... – przejechałam sobie wierzchem dłoni po czole. – To chore.
    – Tak to właśnie wygląda. Biznes narkotykowy to nie zabawa. – odparł niewzruszony, a następnie wyprostował się i odłożył sztućce na bok talerza. – Niedługo będzie po wszystkim, Alice. Dostaniemy forsę i spadamy.
    – Chciałabym wierzyć w szczęśliwe zakończenie. – prychnęłam.
    – Innej opcji nie bierzemy pod uwagę. – uśmiechnął się, mrugając do mnie. – Masz jeszcze jakieś pytania? Spodziewałem się, że urządzisz tu prawdziwe przesłuchanie. – zaśmiał się, a ja razem z nim.
     – Christian, w mojej głowie kłębi się jakieś milion pytań. Właściwie ja sama nie wiem, czego nie wiem. – westchnęłam, rozbawiając go jeszcze bardziej. – I to jest najgorsze.
     – Więc zacznijmy od początku.
     – Okej. Dlaczego to ja miałam wam pomagać przy przemycie narkotyków?
     – Myślałem, że to już wiesz. Byłaś...
     – Tak, tak. Wiem. – przerwałam mu, kręcąc głową. – Bo byłam najsłabszym ogniwem, łatwym do zmanipulowania. Nie rozumiem jednak do czego byłam wam potrzebna.
     – Hm? – Christian nachylił się lekko w moją stronę. Teraz to on nie rozumiał o co mi chodzi.
     – Potrzebowaliście policjantki, która miała nie wzbudzać podejrzeń na granicy.
     – No tak. – potwierdził marszcząc brwi.
     – Dlaczego nie wysłaliście tam Astrid? – zapytałam wprost, bo wciąż nie łapał i nie zapowiadało się na to, że nagle coś go olśni. – Była policjantką, miała odznakę. Przecież mogła zagrać w tym teatrzyku główną rolę.
     – Zazwyczaj tak właśnie było, Astrid brała na siebie wszystkie sprawy, do których potrzebna była postać policjantki i radziła sobie świetnie. – przyznał. – Ale misja na granicy była za bardzo ryzykowna. Potrzebowaliśmy kogoś czystego. Kogoś, kto nigdy nie był karany ani poszukiwany, nawet w innym kraju. Nie mogliśmy ryzykować, że straż graniczna przez przypadek rozpozna któregoś z naszych ludzi.
     – Chwila... – zawahałam się na moment, próbując poukładać wszystko w głowie. – Przecież zanim Astrid postrzeliła Sadie, była czysta. Nikt nie wiedział, że należy do Malbatu, więc nie była poszukiwana.
    – Nie w Stanach Zjednoczonych.
    – Co...?
    – Astrid jest poszukiwana w Szwecji. – westchnął. – Zabiła kilku mężczyzn.

Być może powinnam była wypytać Christiana o szczegóły, ale straciłam ochotę na jakąkolwiek rozmowę. Szybko zauważył zmianę w moim zachowaniu i zmienił temat.Przez dobrych kilkadziesiąt minut opowiadał mi o ludziach z mafii Blaus, ale jego słowa jakby do mnie nie trafiały. Mój umysł się wyłączył, wzrok utkwił w jednym punkcie za oknem i tylko co jakiś czas zmuszałam się do pokiwania głową, by Christian nie zorientował się, że odpłynęłam.
  Nie zdążyłam zapytać o nic więcej, chociaż wciąż przytłaczały mnie pytania odnośnie Hammera czy restauracji, a odpowiedzi mogły być na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się tylko odezwać i wypytać Christiana o wszystko, co mnie zastanawiało, jednak jakaś niewidzialna, silna dłoń chwyciła mnie za gardło, uniemożliwiając odzywanie się.
Astrid okazała się być morderczynią? W dodatku być może seryjną, skoro Christian przyznał, że ofiar było kilka.
Nie mogłam tego przetrawić. Nawet Neil, który jako nastolatek zabił człowieka, nie zszokował mnie tak bardzo.
Przemyt narkotyków? W porządku, sama siedziałam w tym bagnie, zanurzona już po pas i z każdym dniem tonęłam coraz bardziej, zatracając siebie.
Zastrzelenie Sadie? Działała w mojej obronie. Powinnam być jej wdzięczna, bo mało brakowało, a sama gryzłabym piach.
Ale kilka morderstw?
Przez długie miesiące siedziałam w biurze z kobietą, która...
Nie, to niemożliwe. Christian musiał się pomylić.
Każdy, ale nie Astrid.
Nie miałam zamiaru rozmawiać o tym wszystkim z Christianem, ale przyrzekłam sobie, że nie odpuszczę, dopóki nie wyciągnę z Astrid całej prawdy.
Miałam prawo wiedzieć z kim mieszkam podjednym dachem. Udawała kogoś kim tak naprawdę nie była, pod maską skostniałej, introwertycznej kobiety kryła się zupełnie inna osoba. W dodatku ukrywająca mroczną przeszłość. Im dłużej o tym myślałam, tym większa panika ogarniała moje ciało i umysł.
Jako była policjantka doskonale wiedziałam jakimi cechami charakteryzują się psychopaci. Jeżeli Astrid faktycznie była niebezpieczna, musiałam o tym wiedzieć.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg willi, pałacyku czy tam domu Malbatu, zwał jak zwał, ruszyłam prosto do jej pokoju.

Continue Reading

You'll Also Like

Snake Zone By Dominik847

Mystery / Thriller

3.2K 440 28
Akcja rozgrywająca się w Barcelonie dotyczy głównej bohaterki Sary Miller która uczęszcza do liceum w którym jest prześladowana przez dwójkę uczniów...
1.6M 45.7K 45
POPRAWIONE ROZDZIAŁY 15/44 „Szef mafii i jego przyrodnia siostra" W wieku osiemnastu lat Orabella Martinez straciła ojca, a kontakt z matką był znik...
74.1K 3.2K 30
Akcja dzieje się po dziewiątym odcinku gry Duskwood, to co znajduje się w tej książce, nie jest w żaden sposób powiązane z tym jak będzie wyglądał dz...
706K 28.8K 41
On - przystojny nauczyciel a jednocześnie właściciel firmy, który uwielbia swoją pracę w szkole. Skrywa tajemnicę, przez którą kiedyś był na samym dn...