Duskwood: Afterstory

By WalecznaWalkiria

60.6K 4K 6K

Tajemniczy haker zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Dziewczyna wierzy jednak, że pewnego dnia zapuka d... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Pytanko :)
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93
Rozdział 94
Rozdział 95
Rozdział 96
Rozdział 97
Rozdział 98
Rozdział 100
Rozdział 101
Rozdział 102
Rozdział 103
Rozdział 104
Rozdział 105
Rozdział 106

Rozdział 99

273 19 47
By WalecznaWalkiria

Kilka dni później dostała wypis ze szpitala. Stanęła przed budynkiem, z maskotką pod pachą, torbą w jednej ręce i telefonem w drugiej. Chciała zadzwonić do Phila z prośbą o odebranie jej z tego przygnębiającego miejsca. Już miała wybrać numer, kiedy usłyszała czyjeś przyspieszone kroki.

-Zdążyłem.-Powiedział, ledwo łapiąc oddech.

-A ty co tutaj robisz?-Zapytała oschle.

-Przyjechałem odebrać cię ze szpitala.-Oznajmił, układając dłonie na udach i pochylając się do przodu.

-Obejdzie się.-Nawet nie spojrzała w jego stronę.

-Zrobiłem coś nie tak?-Zmarszczył brwi, powoli się prostując.

-Poza tym, że się nie odzywałeś i nie odwiedziłeś mnie w szpitalu?-Otaksowała go wzrokiem.-Ależ oczywiście, że nie zrobiłeś niczego złego, Jake.-Posłała mu sztuczny uśmiech.

-Co się z tobą dzieje, Judy?-Nie dość, że była blada jak ściana, to jeszcze zachowywała się opryskliwie, zupełnie jak nie ona.

-Nic-westchnęła.-Nafaszerowali mnie lekami i chyba nie do końca jeszcze wróciłam do siebie.-Odparła, masując się po skroni.

-Przepraszam, że nie odpisałem na twoją wiadomość, ale musiałem coś załatwić.-Chwycił za pasek od jej torby.-Poza tym nie dałaś mi znać, że jesteś w szpitalu.

-Może dlatego, że byłam nieprzytomna?-Zacisnęła mocniej dłoń na parcianym pasku.

-Kiedy się ocknęłaś też nie dostałem żadnej wiadomości.-Przez chwilę spojrzał na nią tym samym, chłodnym wzrokiem.-Chyba jesteśmy kwita?-Jego głos złagodniał wraz z kolejnym wdechem.

-Niech będzie.-Puściła torbę, dając za wygraną.

Przeszli w milczeniu jakieś kilkadziesiąt metrów, zatrzymując się przed samochodem bruneta. Po chwili otworzył jej drzwi i poczekał aż wsiądzie. Była mile zaskoczona tym drobnym gestem. Zajęła miejsce i powoli zapięła pas, uważając żeby nie docisnąć nim swojej ręki, na której nadal odczuwała skutki wbitego wenflonu.

-O czym chciałaś ze mną rozmawiać?-Zaczął, rozglądając się w lusterkach.

-Nie rozumiem.-Złączyła ze sobą kolana, jakby obawiała się, że zmieniając biegi mógłby się o nią otrzeć.

-Napisałaś w tej wiadomości, że musimy porozmawiać-przypomniał.

-To nic takiego.-Odwróciła głowę i spojrzała przez okno.

-Na pewno?-Zerkał to na nią to na drogę.-Wyglądasz na przygnębioną.

-Jestem po prostu zmęczona.-Mimowolnie przesunęła dłonią po brzuchu.

-Rozumiem.-Westchnął, nie mając zamiaru dłużej na nią naciskać.

Zatrzymał się pod domem Phila, zabrał jej rzeczy i zamierzał pomóc jej wysiąść, ale dziewczyna go w tym ubiegła. Gdy przekroczyła próg, odniosła wrażenie, że temperatura nie wzrosła nawet o stopień. W całym pomieszczeniu panował przeciąg.

-Dlaczego wszystkie okna są otwarte?-Zapytała, obejmując się rękoma.

-Musiałem trochę przewietrzyć.-Odparł, podchodząc do parapetu.

Rozejrzała się na wszystkie strony. W innym wypadku pewnie nawet nie skomentowałaby całego zajścia, ale z racji tego, że dom nie należał do niej, usilnie starała się znaleźć źródło problemu. Zastała takowy w kuchni. W zlewie leżało naczynie żaroodporne, zalane jeszcze ciepłą wodą z dodatkiem, na oko połowy butelki, płynu do naczyń.

-Troszeczkę się przypaliło.-Usłyszała za sobą zawstydzony głos bruneta.

-Obawiam się, że to naczynie nadaje się tylko do wyrzucenia.-Oceniła to nie tylko na podstawie czarnego jak smoła szkła, ale również pojedynczych pęknięć powstałych dookoła. Nie chciała wnikać jakim cudem do tego doszło, ale o jedno musiała zapytać.-Co robiłeś?

-Kurczaka.-Odparł, błądząc wzrokiem gdzieś po suficie.

-Kurczaka-powtórzyła.-A wygląda jakbyś próbował upiec bryłki węgla.-Powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem, ale przed kąśliwą uwagą już nie potrafiła.

-Nie jestem najlepszy w gotowaniu, ale to już z pewnością zdążyłaś zauważyć.-Powiedział zrezygnowanym głosem, chwytając za kosmyk jej włosów.

-Chyba za bardzo się starasz.-Nie znajdowała lepszych słów pocieszenia, bo to co się odwaliło to istny armagedon, ale w zasadzie zakłopotana mina bruneta była dla niej iście satysfakcjonująca.

-Chciałem, żebyś zjadła coś pożywnego. Szpitalne jedzenie z pewnością jest okropne.-Objął ją od tyłu, opierając podbródek o czubek jej głowy.

-Nie było tak źle.-Mimo unoszącego się smrodu spalenizny, nie potrafiła gniewać się za zniszczone naczynie. Doceniała to, że się starał, chociaż nie bardzo mu to wychodziło.

-Da się to jeszcze uratować. Chodź.-Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.

Zaprowadził dziewczynę do salonu, od razu dostrzegła rozpalony kominek i porozkładane przed nim poduszki. Posłusznie usiadła na jednej z nich, podczas gdy brunet zniknął gdzieś w głębi domu. Po chwili wrócił, niosąc w ręku półmisek owoców i jakichś krakersów.

-Nic lepszego nie znalazłem.-Oznajmił, kładąc przed nią przekąski i zajmując miejsce naprzeciwko.

-Tak też jest dobrze.-Uśmiechnęła się i sięgnęła po jedną truskawkę.

Skupiła wzrok na pląsającym ogniu. To było hipnotyzujące. Potęga i niebezpieczne piękno żywiołu, mogącego strawić wszystko, co spotka na swojej drodze. Musiała przyznać sama przed sobą, że potrzebowała takiej chwili wytchnienia. Dni spędzone w szpitalu, z jednej strony dostarczyły jej potrzebnego resetu, ale z drugiej dołożyły nowych zmartwień.

Być może powinna powiedzieć Jake'owi o tym, czego się dowiedziała. Przecież uprawiali ze sobą seks. Poniosło ich, wtedy w tym hotelu i nie użyli żadnego zabezpieczenia, bo niby skąd miała je wziąć? Lubiła się ostro zabawić, ale nie była rozwiązła. Nie nosiła przy sobie paczki prezerwatyw, czekając na pierwszą lepszą okazję.

Pewnie miał prawo wiedzieć, ale obawiała się jego reakcji. Nie wiedziała, czy po tym co usłyszy stanie się tym samym chłodnym i nieczułym hakerem, czy raczej poniosą go emocje i da wyraz swojej wściekłości. Znała przecież obie te wersje, a wykluczała ewentualność, w której mógłby się z tego ucieszyć.

Sama też nie wiedziała co czuje. Przyjęła tę informację z niebywałym spokojem, ale im dłużej o tym myślała, tym mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że być może dobrze się stało. Pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że w gruncie rzeczy się...cieszy. To rzutowało na jej przyszłość i z pewnością odczuje tego skutki, ale wyjątkowo szybko pogodziła się ze swoim losem. Takie rzeczy się przecież zdarzają. Nie są niczym nowym ani niecodziennym. Skoro inni dają sobie z tym radę, to ona też powinna.

-Judy?-Odwróciła głowę w jego stronę, gdy tylko wypowiedział jej imię.

Zdjął przekąski z poduszek, kładąc je na podłodze, po czym chwycił polarowy koc i okrył nim brunetkę, nie pomijając nawet jej głowy. Przez chwilę patrzył na nią z przejęciem, jakie nigdy wcześniej nie biło z jego oczu. Nie bardzo wiedziała jak na to wszystko zareagować. Zaciskała w dłoniach materiał i po prostu patrzyła na niego, nie mając odwagi ani się poruszyć, ani odezwać.

-Martwiłem się o ciebie.-Szepnął i błyskawicznie zamknął ją w szczelnym uścisku.

Początkowo nie wykonała żadnego ruchu, ale ciepło jego ciała i przyspieszone bicie serca sprawiły, że zapragnęła więcej. Wysunęła ręce spod koca i oplotła go nimi, umieszczając dłonie na jego plecach. Być może Jake zachowywał się przez większość czasu jak bezuczuciowy dupek, ale widziała ile kosztuje go, aby bardziej otwarcie mówić o swoich uczuciach. Przecież miała dokładnie tak samo, więc powinna umieć zrozumieć go jak nikt inny.

-Nic mi nie jest.-Odparła, chowając głowę w jego ramieniu.

-Poszedłem do tego baru, gdy zbyt długo nie wracałaś. Dopiero tam dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu-wyznał.

-Eric powiedział ci co się stało?-Dopytywała.

-Nie, Phil-sprostował.-Dopiero gdy dotarłem na miejsce, zastałem Erica. Powiedział, że twojemu życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale nadal jesteś nieprzytomna.

-Pobiliście się?-Poderwała głowę do góry i spojrzała na niego oceniającym wzrokiem.

-Nie tym razem.-Odparł z pełnym przekonaniem.-Po tym czego się dowiedziałem, stwierdziłem, że muszę koniecznie załatwić pewną sprawę-zaczął.-Wiem, że to głupio zabrzmi, ale wiedziałem, że zostawiam cię w dobrych rękach.-Chociaż nie powiedział tego głośno, brunetka od razu domyśliła się, że chodziło mu o Erica. Ciemnooki co prawda ani razu nie pojawił się w szpitalnej sali, ale o jego obecności świadczył pluszak, którego zastała zaraz po odzyskaniu przytomności.

-Jaka to sprawa?-Zapytała, będąc ciekawą, czy w ogóle jej na to odpowie.

-Za chwilę się przekonasz.-Poluzował uścisk, wstał i zostawił ją samą przy rozpalonym kominku.

Wrócił po kilku minutach z czarnym futerałem w ręku. Po samym kształcie rozpoznała instrument, który z pewnością krył się za materiałem.

-To bardzo miłe z twojej strony, ale ja nie chcę żadnej nowej gitary.-Oznajmiła, starając się dobierać słowa w taki sposób, żeby go nie urazić.

-Nawet nie spojrzysz?-Zapytał z niespodziewanym błyskiem w oku, podając jej pakunek.

Przez chwilę zastanawiała się czy powinna je otworzyć. Nie wypadało przecież nie zajrzeć, skoro zadał sobie tyle trudu, aby sprawić jej nową gitarę. Rozsunęła zamek i zaniemówiła.

-Przecież to jest-rozchyliła usta, wyjmując instrument.

-Zgadza się.-Uśmiechnął się szeroko.

-Ale jak to jest w ogóle możliwe?-Zacisnęła w ręku gryf.

Po raz pierwszy w życiu miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Jeszcze zaledwie kilka dni temu na własne oczy widziała tę gitarę w opłakanym stanie. Połamaną, zniszczoną, sponiewieraną. A teraz znów mogła trzymać ją w swoich rękach. Nie miała wątpliwości, że to gitara Olivera. Nie pomyliłaby ją z żadną inną. To była ona. Naprawiona, odrestaurowana i jeszcze piękniejsza niż przedtem.

-Domyśliłem się, że nie będziesz chciała innej gitary-zaczął.-Skontaktowałem się z tym całym Brandonem. Jest przecież stolarzem i pomyślałem, że być może będzie potrafił jakoś temu zaradzić. To był strzał w dziesiątkę.

-Jechałeś specjalnie nad morze, żeby tylko ją naprawił?-Nadal nie potrafiła wyjść z szoku.

-To dlatego nie odwiedziłem cię w szpitalu.-Delikatnie skinął głową.-Musiał niestety wymienić niektóre elementy, ale większość pozostała niezmieniona.

-Nowe struny.-Musnęła palcami po naprężonych żyłkach.-Nie wiem jak mam ci dziękować.-Nie znajdowała słów wdzięczności. W tym momencie nie interesowało jej to, czy zrobił to bezinteresownie, czy po to, żeby jej zaimponować i tym sposobem się do niej zbliżyć. Cieszyła się tylko z tego, że nie musi żegnać się z pamiątką po najlepszym przyjacielu.

-Po prostu coś zagraj.-Zachęcał spokojnym głosem.

Wyjątkowo nie trzeba było jej długo na to namawiać. Ręce aż same rwały się, żeby wypróbować to cudo. Dostroiła struny, a kiedy przyłożyła do nich swoje palce, natychmiast poczuła jak przez jej ciało przenika niespożyta energia. Zazwyczaj trudniła się graniem ballad lub innych smętnych piosenek. Jednak tym razem miała ochotę na coś żywszego. Coś, co samo przez się wyrazi jej radość. Nic nie nadawało się do tego bardziej niż gorące, latynoskie rytmy, które nie tylko wpadały w ucho, ale również dawały wspaniały pokaz jej umiejętności.

Gdy po całym domu rozległa się energiczna melodia, Jake nie potrafił oderwać wzroku od jej roześmianych oczu. Chyba po raz pierwszy zobaczył przebłysk szczęścia na jej delikatnej twarzy.

Continue Reading