Sojusz, Granger?

By HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 79

1.2K 92 38
By HachiYuuko

— Lavender Brown urodziła — oznajmiła Minerwa następnego poranka, zasiadając spóźniona do stołu nauczycielskiego. — Córkę.

Hermiona spojrzała na siwiejącą czarownicę ponad pustym fotelem Aurory i uchyliła usta w zaskoczeniu, uśmiechając się szeroko, kiedy pełen sens słów przełożonej do niej dotarł. Severus Snape natomiast był równie zdegustowany, co zdezorientowany tym, dlaczego ta informacja musiała zostać przekazana w tak obcesowy sposób i to w dodatku w jego obecności.

— To cudowne wieści — powiedziała młoda gryfonka łamiącym się ze wzruszenia głosem. — Jak się czują?

Ciemnowłosy mężczyzna zmrużył oczy, zerkając na nią przelotnie. Martwiła się, ale wyczuł w jej głosie coś jeszcze. Coś obarczonego nieznanym mu ciężarem.

— Molly zapewniała, że panna Brown i mała Cordelia czują się dobrze. — Cordelia. Hermiona aż uśmiechnęła się pod nosem. — Zostaną w Mungo jeszcze przez jakiś czas, a potem wszyscy jesteśmy zaproszeni do Nory.

Sztywne ciało Snape'a wzdrygnęło się i wyprostowało odruchowo, kiedy siedząca obok szatynka odwróciła się i posłała w jego stronę przelotne spojrzenie.

— A co z Ronem? — zapytała, spoglądając na Minerwę pytająco, ale ta od razu zaprzeczyła ruchem głowy.

— Przykro mi, nie wiem — odparła. — Z listu Molly zakładam, że to sam pan Weasley przyniósł wieści do domu, a teraz opiekuje się rodziną.

— Dziękuję, pani dyrektor — mruknęła Hermiona, rzucając kobiecie wdzięczny uśmiech. Nie powiedziała jednak nic więcej do końca śniadania, a siedzący obok Snape nie zamierzał tym razem przychodzić jej z pomocą. Rewelacje, jakich właśnie się dowiedział były osobliwe i pozornie nieistotne — a mimo to fakt, że nie znał historii, która do nich doprowadziła, sprawiał, że jego pierś przeszyła ciekawość.

Granger w dodatku wydawała się nimi przejęta. Ulga odmalowała się w brązowych oczach, ale jej barwy zbrukane były obawą i czymś, co niezamierzenie coraz mocniej zaczęło przypominać zazdrość. Oczywiście — nie zazdrościła im trudności i wertepów na drodze do szczęścia, z którego w dodatku szczerze się cieszyła; w końcu niezmiennie traktowała Ronalda jako przyjaciela, jak rodzinę. Wydawało jej się jednak, że dostali promyk słońca, pozwalający im przysłonić niedogodności, jakie stawały na ich drodze i źle czuła się z tym, że gdzieś pod radością i ulgą, kryło się tak obrzydliwie pospolite, bezduszne uczucie, którego czuć nie powinna, nie chciała.

— Brown i Weasley? — mruknął Snape, kiedy opuścili w końcu Wielką Salę po kolejnym, cichym śniadaniu.

Hermiona zerknęła na niego przez ramię i prychnęła pod nosem.

— Naprawdę to tak długo zaprzątało ci myśli? — zapytała, unosząc brew, a mężczyzna idący obok zmrużył oczy, lustrując ją złowrogo.

— Nie potrafię pojąć, jaki splot wydarzeń doprowadził do takiej tragedii — mruknął, krzywiąc się teatralnie.

Nie jego wina, że żadne z tych nazwisk nie kojarzyło mu się z niczym dobrym — i o ile do dziewczyny miał stosunek czysto ambiwalentny, nie mógł tego samego powiedzieć o żadnym z rudowłosych czarodziejów.

— Cóż, zakochali się w sobie — odparła niewzruszona Hermiona. — To z reguły najczęstszy powód, dla którego ludzie się schodzą.

Severus dostrzegł kątem oka, że zwolniła kroku. Zmarszczył brwi, czekając, czy jeszcze coś powie, ale kobieta odwróciła twarz, chowając ją za kurtyną rozpuszczonych włosów, luźno opadających na plecy i ramiona. Z rumieńcem, którego nie dane mu było dostrzec.

— Odniosłem wrażenie, że było coś na rzeczy między waszą dwójką — powiedział nagle Snape, a Hermiona niemal natychmiast posłała w jego stronę pytające spojrzenie. — Tobą i Weasleyem — wyjaśnił nieco poirytowanym tonem mężczyzna. Jakby nie wysławiał się wystarczająco jasno.

Panna Granger roześmiała się perliście, a kiedy jej oczy ponownie skierowały się na Snape'a, towarzyszył im pobłażliwy uśmiech.

— Och nie, nie — zaprzeczyła odruchowo. — To znaczy tak — dodała szybko, wymownie się krzywiąc. — Ale to było dawno temu. Zwykłe, nastoletnie zauroczenie.

Zobaczyła, jak ciemna brew na beznamiętnej twarzy Severusa unosi się w nieco pogardliwym wyrazie i poczuła przewrót w żołądku, wiedząc, co z reguły towarzyszyło takiej minie.

— Niedostatecznie dobra partia? — zakpił mężczyzna, a szatynka zmarszczyła mocno brwi, zatrzymując się w półkroku, tuż przy wejściu na klatkę schodową prowadzącą na pierwsze piętro, gdzie miały za niedługo odbyć się jej zajęcia.

Snape niemal od razu dostrzegł, jak ciepły uśmiech Hermiony znika, a w jego miejsce pojawia się surowszy wzrok i oburzony grymas.

— Nie wiesz, czy to ja nią nie byłam — odgryzła się, zeźlona jego słowami.

Ona i Ronald może faktycznie — całkiem obiektywnie — nie pasowali do siebie, zarówno poziomem emocjonalnym, jak i intelektualnym, ale przede wszystkim różnili się stylem życia, ambicjami i tym, czego szukali w życiu. Nie chodziło o różnice między nimi, a o to, czego nie mieli ze sobą wspólnego.

Severus posłał jej drwiące, surowe spojrzenie, widząc jednak, że poczuła się urażona tym, co powiedział. Nie wiedział czemu, ale poczuł się dziwnie źle z tym, że ją rozgniewał — ale tylko trochę. W końcu mowa była o Ronaldzie Weasleyu.

— Cóż, kwestie wyborów Weasleya pozostają niezmiennie i konsekwentnie sprzeczne z logiką — rzucił, a Hermiona wywróciła oczami, ignorując jego kolejny przytyk. Mimo wszystko na jej ustach pojawił się nikły, krótki uśmiech. — Tak czy inaczej, nie brzmi jak wielka strata.

— To zwyczajnie nie było coś, czego żadne z nas chciało — odparła szybko kobieta, a wyraz jej twarzy z powrotem nabrał ciepła. — Ani coś, za czym którekolwiek tęskni.

— Jak widać — wtrącił Snape, wymownie poruszając brwią, po czym wcisnął dłonie do kieszeni spodni i prychnął gorzko pod nosem. — A ponoć przeciwieństwa się przyciągają, co za bzdury.

— Jak widać istnieją wyjątki od tej reguły — stwierdziła Hermiona. Wiedziała, do czego pił Severus; uważał Rona za kretyna, nigdy tego nie ukrywał, za to ją, zdążyła dowiedzieć się, że mimo wszystko cenił za inteligencję. Błędnie więc założył, że to tu wystąpił główny problem. Mistrz dedukcji, pomyślała nieco rozbawiona. — Chociaż byłbyś zaskoczony, jak prawdziwe to powiedzenie czasem jest.

Nie byłby. A ona zupełnie o tym zapomniała.

— Nie wydaje mi się, że cokolwiek ma szansę zaskoczyć mnie w tej kwestii bardziej, niż okoliczności, w jakich to wszystko się zaczęło — powiedział Snape jadowicie pewnym siebie głosem.

Głosem, który zawsze wywoływał w Hermionie pragnienie protestu i poczucie rzuconego jej wyzwania.

— Poczekaj, aż usłyszysz z kim spotyka się Harry — mruknęła złośliwie.

Wiedział, że sam ją sprowokował, a mimo to skrzywił się pod nosem. To, o czym rozmawiali było dla niego co prawda coraz mniej abstrakcyjne, coraz mniej... dziwaczne. Wciąż jednak nie zatarła się dla niego granica pomiędzy przeszłością, którą pamiętał, a rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. I wciąż była mowa o gówniarzach, których nie znosił. Nawet jeśli nie byli już tymi samymi ludźmi.

— Wprost nie mogę się doczekać — sarknął. Nie dał gryfonce tym razem w żaden, nawet niemy sposób skomentować jego słów, szybko dodając: — Ale ponownie... ciężko mi wyobrazić sobie, co zaskakującego miałoby być w wyborze partnerki życiowej przez Pottera.

I w dodatku interesującego, pomyślał kpiąco.

— Na przykład fakt, że nie jest to partnerka — powiedziała od razu Hermiona, a jej wargi wykrzywiły się w wyjątkowo złośliwym grymasie. Obserwowała, jak ciemne oczy mrużą się, lustrując ją z konsternacją, ale szybko na blade oblicze wypłynęła ponownie maska obojętności. A ona jedynie szerzej się uśmiechnęła, dodając: — Draco mógłby czuć się źle z tym, że przekręciłeś jego płeć.

Mina Severusa Snape'a była dla niej jak złoty medal. Wycisnęła na jej usta zuchwały, chełpliwy uśmiech, przybierając kolejno zaskoczony, otępiały, aż w końcu podejrzliwy wyraz. Hermiona aż zaśmiała się, widząc jak głębokie bruzdy pojawiają się pomiędzy ściągniętymi w niedowierzaniu brwiami i pokręciła głową, wesoło odwracając się na pięcie. Punkt dla Gryffindoru, pomyślała, wspinając się po schodach.

Zatrzymała się po pokonaniu kilku stopni, orientując, że Severus nie poruszył się z miejsca. Posłała w jego kierunku pobłażliwy uśmiech, a mężczyzna ściął ją wzrokiem i prychnął pod nosem. Ruszył w końcu ku schodom z wyjątkowo złowieszczą miną, a Hermiona obserwowała, jak wspina się po nich powoli i czuła, że każdy pokonywany przez niego stopień powodował szybsze bicie jej serca. Snape znalazł się na wysokości jej wzroku i rzucił w jej stronę przelotne spojrzenie, a ona aż wyprostowała się odruchowo, wypuszczając powietrze z płuc dopiero, kiedy ją minął. Dotarł do połowy piętra, zanim nie dogoniła go z wesołym uśmiechem na ustach.

— Dobrze się czujesz? — zapytała, powstrzymując prychnięcie, które cisnęło się na jej usta, zwłaszcza na widok jego złowrogiej miny.

Snape zatrzymał się przy rozwidleniu klatki schodowej, zerkając w stronę wschodniego skrzydła pierwszego piętra. Nie chciało mu przejść przez gardło przyznanie się do tego, jak bardzo zaskoczył go fakt, że Potter rzekomo spotykał się z Malfoyem. Część z niego nie chciała w to wierzyć, bo było to zbyt niedorzeczne, aby mogło być prawdziwe — a jednak wiedział, że Hermiona Granger nie kłamała. Prędzej czy później musiał pogodzić się z absurdalnym konceptem tego, że nie dość, że chłopak był homoseksualistą, to do tego związał się z kimś, z kim do tej pory łączyły go raczej wrogie stosunki. Że gej to jeszcze zrozumiem, ale Malfoy?

— To zależy od tego, czy się nie przesłyszałem — prychnął.

Młoda kobieta wydęła pobłażliwie usta, kręcąc głową.

— Nie — odparła. — Harry spotyka się z Draco już od dłuższego czasu. Choć właściwie ciężko nazwać to spotykaniem się...

Urwała tak niespodziewanie, że Snape aż zmarszczył brwi.

— Nie waż się nawet wchodzić w szczegóły — warknął szybko, choć nie zabrzmiało to ani trochę złowrogo.

Hermiona uśmiechnęła się, przechylając głowę w sposób, który wywoływał na ciele mężczyzny dziwnie przyjemne mrowienie. Nie wiedział, co kryło się w tym geście, ale był on tak łagodny i pełen ciepła, że instynktownie przywoływał na myśl same dobre wspomnienia. Których Severus nie miał za wiele, a i nigdy nie nadarzyła się dobra okazja do ich odgrzebania.

— Wbrew pozorom naprawdę dobrana z nich para — odgryzła się kobieta, unosząc wymownie brew. Skrzyżowała ramiona na piersi, przelotnie spoglądając w kierunku klasy, gdzie za niedługo była zmuszona się udać i dodała: — Zrobili dla siebie naprawdę wiele dobrego i wiele... — Jej brwi poruszyły się ledwo dostrzegalnie, kiedy zamilkła na ułamek sekundy. — Wiele sobie zawdzięczają.

Snape patrzył na nią w milczeniu i pozwalał, aby mówiła, dopóki nie zdradzała szczegółów, których znać zdecydowanie nie chciał. Kiedy jednak usłyszał, co powiedziała, prychnął cicho pod nosem i zmierzył ją drwiącym spojrzeniem.

— To chyba jedyne, co mają ze sobą wspólnego — stwierdził z kpiną.

— Sam to powiedziałeś — żachnęła się Hermiona, naśladując jego ton — w końcu przeciwieństwa się przyciągają.

Dziwne, że się jeszcze nie pozabijały, prychnął czarodziej w myślach, ale nie odezwał się już ani słowem. Co nie było raczej domeną "nowego" Snape'a — młoda kobieta siłą rzeczy zauważyła, że młodszy, pozbawiony ciężaru wspomnień mężczyzna mówił o wiele więcej niż starszy, dużo bardziej wyciszony Severus. Wciąż doskonale znała ten ton, choć wyczuwała w nim nutę zjadliwości, której najwyraźniej mężczyzna wyzbył się z biegiem lat bądź która stępiła się, pozostając jedynie cierpkim, gorzkim sarkazmem. I dopiero teraz, mając porównanie, Hermiona dostrzegła jak bardzo Snape mimo wszystko zmienił się przez te wszystkie lata.

To, że częściej reagował na jej wypowiedzi najbardziej rzucało się w oczy. Severus, którego poznała, zauważyła, że częściej powstrzymywał się od marnowania energii na rozmowy, które nie szły po jego myśli i zbywał konwersacje wywróceniem oczami lub wymownym spojrzeniem, czemu często towarzyszyło milczenie lub zdawkowy, równie sarkastyczny komentarz kończący dyskusję. Jakby był już zbyt zmęczony, żeby bawić się w słowne przepychanki i mimo wszystko wolał ich unikać.

Mężczyzna, naprzeciwko którego teraz stała, wydawał się o wiele bardziej żywy, choć Hermiona skrzywiła się, kiedy to określenie przyszło jej do głowy. Nie umiała jednak inaczej określić trzeźwiejszego, jeszcze bardziej ciekawskiego wzroku i przytyków, którym rzucał w jej stronę jak mięsem armatnim.

— Zresztą — dodała niespodziewanie, odrywając spojrzenie od ciemnych oczu i przestąpiła z nogi na nogę — to nie są już ludzie, których znałeś. To, co przeszliśmy zmieniło każdego z nas. I choć dalej masz nas za gówniarzy, co rozumiem, bo w końcu ciężej się odzwyczaić, niż przyzwyczaić... — powiedziała na wydechu, a Snape dostrzegł, że jej brwi ponownie zadrżały w wymownym geście. — My wszyscy, a zwłaszcza oni... musieliśmy dorosnąć. Nauczyć się żyć w niesprawiedliwym świecie, a to zbliża ludzi, często wbrew ich woli. Nawet tak różnych.

Nie wiedziała skąd pojawiła się w niej tak nagła ochota powiedzenia tego wszystkiego. Zadarła spojrzenie na wysokiego mężczyznę, który w bezruchu i kompletnym milczeniu przypatrywał się jej, świdrując bacznie jej zmieszaną twarz. Poczuła jednak nagle przejmującą ulgę, kiedy Severus prychnął pod nosem, głębiej wciskając dłonie do kieszeni spodni.

— Proszę, proszę — mruknął. — Dotarło, że życie nie jest sprawiedliwe?

— Pogodziłam się z tym już dawno temu — powiedziała szybko Hermiona, uśmiechając się wymownie. — Zresztą sam mi w tym pomogłeś.

Nie zdołała powstrzymać zalotnego spojrzenia, jakie wyrwało się w kierunku stojącego przed nią mężczyzny. Od razu zestrofowała się w myślach i odsunęła, speszona odwracając głowę, po czym spojrzała w stronę drzwi swojej klasy. Wiedziała, że i tak za długo przeciągała rozmowę, ale nic nie mogła poradzić na to, że odnajdywała w tym coś przyjemnego. Innego, ale wciąż znajomego. Na tyle znajomego, że zapomniała się i przez chwilę Severus był dla niej znów Severusem, a nie profesorem Snape'em.

— Pójdę już — mruknęła, siląc się na nonszalancki ton głosu. — Zobaczymy się później.

Snape patrzył za nią, dopóki nie zniknęła za drzwiami sali lekcyjnej. To, w jaki sposób na niego patrzyła, jak się do niego uśmiechała i jak lgnęła do jego towarzystwa, tak bardzo kłóciły się z jej wyobrażeniem w jego głowie. Tak bardzo nie pasowały do nastolatki, którą pamiętał... Jednocześnie tak zaskakująco dobrze prezentując się w wykonaniu dorosłej kobiety, którą powoli akceptował, że była.

Pochlebiało mu w pewien dziwny sposób, że była studentka się nim zainteresowała. Choć powinien czuć się z tym nieswojo i osobliwie, im dłużej o tym myślał i oswajał się z tym, co się wokół niego działo, poznając przy tym kolejne elementy ich rutyny, tym bardziej potrafił zrozumieć "siebie" z przyszłości, który rzekomo wszedł w dwuznaczny układ z młodą, konwencjonalnie atrakcyjną czarownicą. Nie była tak irytująca, jak się spodziewał, ani tak nieopierzona, jak pamiętał, za to była zaskakująco... czuła. Widział, że próbowała się opanować i wiedział, że sam tego od niej zażądał, a teraz zastanawiał się, czemu jej sporadyczne zachowania wypełniają dziwne pragnienie i lukę, które nawet nie wiedział, że posiada.

"Później" nadeszło zgodnie oczekiwaniem. Kiedy Hermiona zakończyła ostatnie, krótkie zajęcia, udała się na lunch, na którym jednak — ku jej zaskoczeniu — nie pojawił się ani Severus ani Minerwa. Młoda nauczycielka wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Aurorą, która wypoczęta po odespanych, nocnych zajęciach zajadała się waniliowym puddingiem, który serwowano tego dnia w towarzystwie placka z mięsem. Hermiona poszła śladem starszej koleżanki i wzięła mały, porcelanowy ramekin, delektując się ciepłym jeszcze deserem, do którego — oczywiście — nie mogło zabraknąć czegoś słodkiego.

Kiedy odchodziły od stołu, młoda kobieta niespodziewanie poczuła ciężar, który opadł na jej ramię i zaskoczona podtrzymała się oparcia fotela, drugie ramię odruchowo wyciągając w stronę ciała, które na niej spoczęło. Zerknęła zaniepokojona na Sinistrę, która szybko otrzeźwiała, kręcąc głową, ale Hermiona dłuższą chwilę przyglądała się jej ze zmarszczonymi brwiami. Dostrzegła ponad ramieniem ciemnoskórej czarownicy Henry'ego i skinęła mu głową, kiedy mężczyzna podszedł do nich i czule ujął tułów ciemnoskórej kobiety.

Aurora fuknęła na niego oburzona, teatralnie wywracając oczami, a kiedy odeszła ku drzwiom wyjściowym, towarzyszący jej nauczyciele popatrzyli po sobie pobłażliwie. Oboje wiedzieli jednak, że było to coś poważniejszego, niż niewyspanie.

Hermiona wróciła do swojego gabinetu dosłownie na moment — zabrała z szafy cienki płaszcz i zmieniła buty, po czym opuściła zamek, kierując powolne kroki ku drewnianemu pomostowi łączącemu granice Hogwartu z błoniami rozciągającymi się w tej części. Skorzystała z chwili samotności, oddychając głęboko i pozwalając, aby jej ulatniające się myśli poniosły się z lekkim wiatrem, który przemierzał przestronną dolinę odchodząc w końcu w dal i zapomnienie.

Zeszła po kamiennych schodkach, kierując się ku chatce Hagrida i uśmiechnęła się szeroko na widok powoli kwitnących łodyg tuż pod oknami domu gajowego, które za kilka miesięcy miały zamienić się w dojrzałe, piękne słoneczniki. Zapukała, a pół-olbrzym otworzył jej z radosnym uśmiechem i wpuścił ją do środka, oferując ciepłą herbatę.

— Dziękuję — powiedziała wdzięcznie, siadając na twardej, niewygodnej ławce ustawionej przy wysokim stole. — Widziałam, że słoneczniki dobrze się przyjęły.

Ostatni raz, kiedy go odwiedziła, dopiero je sadził i martwił się, że w ogóle nie wyrosną. Żałowała, że od tego czasu zadziało się tyle rzeczy, które uniemożliwiły jej częstsze odwiedziny, zwłaszcza, że Hagrid coraz rzadziej odwiedzał Hogwart, więc widywała go raz na dość długi czas.

— A tak, cholibka — odparł, zawieszając nad ogniem garnek z wodą na herbatę. — To ten przefermentowany kompost, mówię ci, żem wcześniej na to nie wpadł.

Hermiona zaśmiała się rozczulona, kiedy olbrzym poklepał się wielką ręką po czole. Z przyjemnością przyjęła parujący kubek, który postawił przed nią chwilę później i z uśmiechem słuchała o próbach, które poczynił tej wiosny, aby wzmocnić działanie nawozu dla roślin w swoim ogrodzie.

— Właśnie, Hagridzie — powiedziała w pewnej chwili, kiedy gajowy na moment zamilkł, doglądając fruwokwiatów posadzonych w dużych donicach ustawionych na parapecie. — Czy masz może jeszcze trochę tych ziół, które ostatnio od ciebie brałam?

— Ta, a no pewnie, że mam. Możesz zabrać to wszystko w cholerę, jeśli ci jest potrzebne — krzyknął wesoło zza pół-ścianki dzielącej część, w której siedziała Hermiona, a wnętrze chatki.

— Wszystko nie jest mi potrzebne — odparła ze śmiechem kobieta. — Tylko tyle, co wtedy, po kilka porcji.

Pół-olbrzym wyłonił się zza przejścia, ostrożnie uchylając głowę przed wiszącą przy suficie lampą i zerknął na drobną szatynkę pytająco.

— A właściwie na co ci te ziółka, hm? — zapytał, unosząc krzaczastą brew, która ledwo odznaczała się na tle bujnych, nieokrzesanych włosów rozrzuconych na ogromnych ramionach. — Co tam znowu modzisz?

Gryfonka zaśmiała się nerwowo pod nosem, jakby została przyłapana na próbie zrobienia czegoś nieprzyzwoitego, podczas kiedy prawda była dokładnie odwrotna.

— To do eliksiru — wyjaśniła, posyłając gajowemu pobłażliwy uśmiech. — Ta mieszanka świetnie rozszerza żyły i poprawia przepływ krwi, a w rezultacie rozluźnia ciśnienie.

Niemal parsknęła, kiedy dostrzegła kompletnie otępiałe spojrzenie Hagrida.

— Nic żem nie zrozumiał, cholibka — prychnął pod nosem. — To dla Snape'a?

Coś tam jednak zrozumiałeś, pomyślała nieco kpiąco Hermiona. Zerknęła na pół-olbrzyma, mocniej zaciskając dłonie na jeszcze ciepłym, metalowym kubku i przytaknęła krótkim ruchem głowy.

— Zrobiłam takie opatrunki, przez które może używać tej mikstury na jego... — Nie dokończyła, jedynie wymownie wskazując szczupłą dłonią na swoje lewe ramię, w miejscu, gdzie pierś Severusa szpeciła rana. Hagrid zmierzył ją bez słowa pytającym wzrokiem, przerywając krzątanie się po kuchni i szukanie ziół. — Tylko właśnie kończy mi się baza do eliksiru i muszę uwarzyć jej więcej.

Gajowy przekrzywił głowę, jakby oceniając, co Hermiona do niego powiedziała, po czym odwrócił się, sięgając do półki zawieszonej nad blatem ciągnącym się pod oknem kuchennym.

— Działają chociaż? — zapytał niespodziewanie, a młoda szatynka chwilę po prostu przyglądała się, jak olbrzym zwinnie kręci się przy swoim stanowisku.

— Tak mi się wydaje — powiedziała. Gajowy rzucił jej krótkie spojrzenie przez ramię, a Hermiona obruszyła się, prostując i dodała: — Severus ciągle ich używa, więc zakładam, że działają. Inaczej dowiedziałabym się o tym pierwsza.

Ku jej zaskoczeniu, cisza jaka wypełniła przestronną dla niej chatkę, okazała się nieprzyjemnie niezręczna. Kobieta nie powiedziała już nic więcej, przyglądając się jak Hagrid kompletuje dla niej małą paczuszkę z ziołami, których potrzebowała, a w pewnej chwili zabiera ją i wychodzi z chatki.

— Przeklęte szkodniki, tylko by żarły i żarły — mruczał pod nosem, przechodząc obok niewyrośniętych jeszcze słoneczników i odepchnął na bok poczerniałą łodygę, która skryła się za innymi, pięknie dojrzewającymi na lato roślinami.

Hermiona spojrzała na grządkę, którą Hagrid obszedł, kierując się po walerianę rosnącą dalej i zmarszczyła brwi.

— Wygląda, jakby usechł — powiedziała cicho, dotykając wciąż bujający się słabo korzeń.

— Muszę dać im więcej tego kompostu, cholibka — dosłyszała z boku. — Trzymaj. — Odwróciła się, dostrzegając, że gajowy podaje jej pakunek, który w drobnych dłoniach nagle okazał się o wiele większy, niż się zapowiadało. — Dałem ci trochę przefermentowanej waleriany, spróbuj — dodał Hagrid, wskazując ręką paczkę. — Może u ciebie też się sprawdzi lepiej, niż świeża.

Rozczulona jego zaangażowaniem kobieta uśmiechnęła się, z podziękowaniem wymalowanym na twarzy ściskając przy piersi zawinięte w materiał zioła.

— Mam nadzieję — mruknęła.

I wtedy zrozumiała, dlaczego Hagrid rzucał jej takie niecodziennie jak na niego spojrzenia.

— Ja żem słyszał, co się stało, Hermiona — powiedział nieco niemrawo, jakby wcale nie chciał pytać. — Strasznie dziwna sprawa, wiesz. — Mi nie musisz mówić, sarknęła w myślach. Widziała jednak, że pół-olbrzym silił się, aby zapytać o coś jeszcze. — Coś mu się...

Hermiona roześmiała się niespodziewanie, widząc, że duża dłoń Hagrida wykonuje wymowny gest koło jego głowy, kręcąc się wkoło z palcem wskazującym wystawionym ku skroni. Coś mu się poprzestawiało, tak, dokończyła w myślach.

— Czekamy na lekarza, który powie co się stało — odparła. — A póki co, próbujemy się w tym wszystkim odnaleźć.

— A Snape jakoś... się trzyma, co nie?

Zachichotała wzruszona troską gajowego, nawet wymuszoną i widocznie okazywaną z grzeczności bądź przez wzgląd na nią. Choć nigdy nie wyraził się o jej "związku" ze Snape'em w żaden nieprzychylny sposób, ani nie ubliżał mężczyźnie w jej obecności — choć podejrzewała, że w ogóle tego nie robił, w końcu mowa była o Hagridzie — znała go na tyle długo, że wiedziała kiedy powstrzymuje się od komentarza. Teraz podejrzewała, że przyzwyczaił się do tej myśli i nawet jeśli jej nie pochwalał, nie robił absolutnie nic, aby wtrącić swoje trzy grosze.

— Tak — odparła w końcu. — Jakoś się trzyma. — Jej dłonie mocniej zacisnęły się na zawiniątku przy piersi, a kobieta westchnęła cicho. — Ale i tak mam nadzieję, że to wszystko szybko się skończy. I że to nic poważnego.

Zamierzała następnego dnia udać się do Mungo. Czekali wystarczająco długo i nawet jeśli Severus nie wykazywał żadnych niepokojących objawów poza dokuczliwą utratą pamięci, nie mogli nie zrobić nic. Nawet, jeśli miało nie udać się jej złapać Whitlocka — który podejrzewała, że był zwyczajnie zajęty, dlatego nawet nie odpisał na list Minerwy — zamierzała poszukać innych możliwości pomocy. W końcu nie on jeden pracował w Mungo, a i sam przyznał, że nie jest pewien, czy będzie w stanie pomóc.

— Na pewno, cholerka — powiedział Hagrid, drapiąc się po głowie. — Kto jak kto, ale ten skurczybyk tyle już w życiu przeszedł, że chyba trzeba naprawdę porządnej siły na niego.

Hermiona uśmiechnęła się rozczulona i pożegnała się z gajowym, wracając do Hogwartu i przy okazji obierając dłuższą trasę prowadzącą przez jezioro i kamienistą plażę. Zaczęła zastanawiać się, czy zwłoka Whitlocka może wynikać z czegoś innego, jeszcze bardziej przyziemnego. Żwir pod jej nogami zachrzęścił, kiedy przystanęła w miejscu, marszcząc mocno brwi. Minerwa przecież by mnie nie okłamała...

Nie, pomyślała surowo. O ile dyrektorka udowodniła, że ma swoje za uszami i jeśli chce, potrafi złośliwie zaatakować, tak nie miała żadnego powodu, żeby kłamać na temat wysłania listu. Mogła wciąż żywić do nich urazę za to, że się "spotykali" — co w normalnych okolicznościach wycisnęłoby ukontentowany uśmieszek na ustach Hermiony, bo znaczyło to, że ich "plan" działał — ale bądź co bądź, Snape był jej przyjacielem. Wiedziała, że się o niego troszczyła i wszystko, włącznie z działaniem mu na nerwy, robiła w swoim mniemaniu dla jego dobra.

Zaszyła się w pracowni, chcąc wykorzystać swoją przymusową bezczynność i przekuć ją w coś pożytecznego, czego pierwszym krokiem była wizyta u Hagrida. Rozłożyła przybory i nastawiła płomień pod palnikiem, gdzie po chwili znalazł się i żeliwny kociołek — a po pół godzinie bulgotał w nim cicho wywar, z której unosiła się gęsta, jasna para. Kobieta zorientowała się, że nie przyniosła moździerza i zniknęła w kantorku, nie słysząc, że drzwi pracowni cicho się otwierają.

Severus pojawił się w nich, wzrokiem od razu skanując rozświetlone pomieszczenie, które ewidentnie było przez kogoś okupowane. Spodziewał się tego jednak, bo sam szukał sprawczyni bałaganu, jaki panował na stanowisku. Mężczyzna wcisnął dłonie do kieszeni spodni, podchodząc bliżej, kiedy niespodziewanie ze składzika wyłoniła się Hermiona, przyodziana w fartuch roboczy i z włosami związanymi z tyłu głowy.

Kobieta zastygła w miejscu, kiedy zanotowała jego obecność i mocniej ścisnęła ramiona, przyciskając do piersi duży, ciemny moździerz.

— Severusie — powiedziała cicho i zupełnie odruchowo. Zobaczyła, że jego spojrzenie stężało i obruszyła się, wracając do stanowiska i odstawiając całkiem ciężkie naczynie na blat. — Co tu robisz? — zapytała, widząc kątem oka, że ciemnowłosy czarodziej podszedł bliżej, wciąż jednak zachowując spory dystans.

Prychnął kpiąco w odpowiedzi na jej pytanie.

— Mógłbym zadać ci to samo pytanie, gdyby nie było tak głupie — odparł, przystając przy krawędzi długiego, podłużnego blatu.

Hermiona uniosła na Severusa lekko oburzone spojrzenie, niespodziewanie jednak czując, że jej policzki zajmują się żywym ogniem, kiedy dostrzegła, że patrzył na nią z pobłażliwą kpiną. Przysunęła ceramiczną misę bliżej siebie i agresywnie roztarła w nim przesuszony głóg, robiąc wszystko, aby uniknąć kontaktu ze wzrokiem Snape'a; który z kolei śledził uważnie jej ruchy, przyglądając się zaskakującej precyzji, z jaką kobieta poruszała się przy pracy.

Kiedy dorzucała przetarte nasiona do kociołka, Severus wskazał brodą na żeliwne naczynie i zapytał:

— Co to?

Nie spodziewał się, że na twarzy Hermiony pojawi się drwiący, pobłażliwy, ale i niezwykle zadowolony z siebie uśmieszek.

— Eliksir, głupie pytanie — mruknęła z przekąsem, odwracając obojętnie głowę. Kątem oka dostrzegła, że mężczyzna zgromił ją surowo wzrokiem, jednak wywróciła ostentacyjnie oczami.

Severus, pamiętając o obietnicy złożonej samemu sobie, skrzywił się niemrawo; a Hermionę przed usłyszeniem tyrady o bezczelności ratowało w tej chwili tylko to, że była przy pracy, a dla Snape'a ta była rzeczą świętą.

— Doktor Whitlock, uzdrowiciel z Mungo, który próbował cię zdiagnozować, podsunął mi pomysł na ten eliksir — wyjaśniła niewzruszona Hermiona, odstawiając na bok moździerz, który opróżniła. Zamieszała wywar niewerbalnym zaklęciem, a Severus obserwował w milczeniu subtelne, ale niezwykle pewne gesty jej dłoni, kiedy drugą ręką zmniejszała powoli ogień pod kociołkiem, kątem oka kontrolując bulgoczący w środku napar. — Osłabia receptory nerwowe i przez to nie są tak podatne na bodźce — powiedziała w końcu. — To pomaga na twoje skurcze.

Znów wykonała ten sam gest, kiedy zamiast powiedzieć o jego ranie, wskazała na własnym ramieniu miejsce, gdzie ta się znajdowała. Snape zmarszczył brwi, widząc, że kobieta poczuła się niekomfortowo z tym, co powiedziała, więc nie skomentował jej słów w żaden sposób. Nie wiedział zresztą, co miał jej powiedzieć. Podziękować? Choć zdążył poznać historię swojej "choroby", dalej nie pamiętał, by dokuczały mu skurcze, nie zdając sobie przy tym sprawy, że to znaczyło, że nie pamiętał również o bólu, jakiego doświadczał — co było póki co jedynym pozytywnym aspektem całej sytuacji.

— Nie wiedziałem, że jesteś fanką warzenia eliksirów — mruknął w końcu, mrużąc oczy, kiedy kobieta spojrzała na niego przelotnie nad kociołkiem, który kontrolowała przez dłuższą chwilę z czujną miną.

— To dlatego, że nią nie jestem — odparła ze śmiechem Hermiona. Rozejrzała się po blacie, odsuwając na bok gruby notes z notatkami i odszukała w niedbale rzuconą pod niego fiolkę. Snape zmrużył oczy, dostrzegając estetyczne pismo i choć nie mógł rozczytać z tak daleka jego treści, poczuł zachciankę, aby to zrobić. — Nie sprawia mi to jakiejś wielkiej przyjemności, ale musiałam tę umiejętność opanować. Prędzej czy później.

Severus wyprostował się nieco, kiedy dostrzegł, że młoda kobieta cofnęła się o krok od stanowiska, ostrożnie odmierzając dwie krople z otwartej fiolki, aż wywar zaczął cicho wrzeć i uniósł brew, wykrzywiając usta w drwiącym uśmiechu. Przy pracy była tak swobodna i naturalna, jakby obserwował zupełnie innego człowieka. Choć wokół niej panował chaos — będący względnie normalnym nieporządkiem podczas tego typu zajęcia w rozumieniu zwykłego, niepedantycznego człowieka — potrafiła się w nim odnaleźć i robiła to w sposób, którego nawet jeśli Snape by chciał, nie umiał skrytykować. Robiła dokładnie to, czego ewidentnie jej nauczył, czego od zawsze próbował nauczyć ich wszystkich — kretynów, idiotów, ale i takich asów, jak Granger.

— Ponownie zresztą, masz w tym swoje zasługi — powiedziała niespodziewanie Hermiona, sięgając po ściereczkę i wycierając wieczko fiolki, którą zamknęła i odłożyła na bok. Kątem oka dostrzegła, że Snape podszedł bliżej, nie ukrywając dłużej zainteresowania tym, co działo się na stole. — Pomogłeś mi uniknąć wielu nieudanych prób.

Usłyszała jego parsknięcie zdecydowanie za blisko, choć przystanął dobre trzy stopy od niej.

— Mam nadzieję, że poprzez ich sabotaż — mruknął mężczyzna, bezczelnie i bez pytania sięgając po jej dziennik, który już od jakiegoś czasu przyciągał jego uwagę.

Hermiona roześmiała się, machając dłonią i wprawiając mieszadło w ruch zaklęciem. Zerknęła na ciemnowłosego mężczyznę, który przysunąwszy notes bliżej, studiował uważnie jego treść, zerkając ukradkiem na kolejną stronę.

— Właściwie to upewniałeś się, że robię wszystko zgodnie ze sztuką — odgryzła się, uśmiechając przy tym czule pod nosem. Sięgnęła po kolejną, jeszcze mniejszą fiolkę i sprawnie odkorkowała ją, zatrzymując jednak rękę tuż nad parującym kociołkiem. — I że nie wysadzę przy tym pracowni w powietrze.

Snape podniósł wzrok dostrzegając drwiący uśmieszek przemykający przez twarz Granger, która odwróciła się jednak, zanim ich spojrzenia się spotkały.

— Całkiem uzasadnione obawy — stwierdził kpiąco, obserwując jak szczupła dłoń odmierza kolejne trzy krople do wywaru.

Podobała mu się zwinność jej ruchów i pewność, z jaką je wykonywała. Wyważenie, z jakim do tego podchodziła. Przyjemny profesjonalizm, absolutnie obiektywnie, rzecz jasna, coś czego nie miał w zwyczaju dość często oglądać, a co mimowolnie wycisnęło na jego usta grymas aprobaty.

Hermiona zerknęła na niego przelotnie, widząc, że się jej przypatruje i uśmiechnęła się szerzej, kiedy dostrzegła, że tym razem to on odwrócił wzrok, wracając do przerwanej lektury jej prywatnych notatek. Odeszła kilka kroków, przysuwając sobie deskę do krojenia, gdzie szybko wylądowała również waleriana od Hagrida.

— Ach — dodała nieco przekornie, siekając nieco lepką roślinę — i oczywiście musiałeś upewnić się, że wiem, gdzie popełniam błędy. Więc nie obyło się bez ubliżań.

Nie umiała nie uśmiechnąć się, kiedy wrzucając składnik do kociołka, wyłapała kątem oka rozbawiony, nieco pobłażliwy wyraz, jaki pojawił się na wąskich ustach Snape'a. Mężczyzna uniósł brew w krótkim, kpiącym geście, nie podrywając jednak wzroku i stwierdził pod nosem:

— Zapewne równie adekwatnych.

Tym razem to Hermiona prychnęła.

— Nie usłyszałam niczego, na co bym sobie w jakiś sposób nie zasłużyła — potwierdziła, mieszając w kociołku. Zerknęła do niego, nie chcąc po raz kolejny rzucać ukradkowego spojrzenia w stronę wysokiego mężczyzny i odliczyła w myślach pięć sekund zgodnie z przepisem. — Poza tym — dodała, odkładając przyrząd na bok i ponownie wytarła dłonie w ściereczkę — człowiek uczy się całe życie, a takie coś tylko hartuje charakter.

Severus oderwał spojrzenie od notesu, widząc, że Granger macha wymownie ręką, w której trzymała lniany materiał, uśmiechając się przy tym w bardzo łagodny, obrzydliwie ciepły sposób. Choć nie był to nieprzyjemny widok, jemu kojarzył się z czymś niechcianym, z czymś odstręczającym.

— Właśnie widzę — rzucił. Zmarszczył brwi, czując nieprzyjemny odór dochodzący do jego nozdrzy znad kociołka i zbliżył się, kiedy Hermiona odkładała niepotrzebne już przyrządy na bok. — Co tak śmierdzi?

Młoda kobieta odwróciła się do niego, zerkając na bulgoczący wywar i wzruszyła ramionami.

— To pewnie waleriana — odparła, pochylając się i zabierając nieużywane mieszadło.

Kilka następnych sekund zadziało się jak w zwolnionym tempie. Snape zdążył zobaczyć, że zawartość kociołka przybiera niepokojącą barwę zanim nie rozległ się wybuch, a po pracowni poniósł się urwany krzyk Hermiony. Kobieta wylądowała przy sąsiednim stanowisku, odepchnięta ramieniem Severusa, który postawił barierę między nimi, a eksplodującym kociołkiem, przytrzymując przy okazji jej wątłe ciało w bezpiecznej odległości.

Hermiona uniosła wzrok, dostrzegając, że stojący plecami w jej stronę mężczyzna odwrócił się nagle przodem do niej, omiatając ją szybkim, gniewnym spojrzeniem.

— Jesteś cała?

Zamarła, słysząc jego głos. Krew pulsowała w jej uszach, kiedy lawirowała wzrokiem pomiędzy dwoma czarnymi denkami wpatrzonymi w nią z widoczną złością, ale przytaknęła słabo głową, zerkając obok ramienia Severusa na stół za jego plecami.

— Czego tam dodałaś? — warknął mężczyzna, widząc, że jej rozkojarzone oczy uciekły jego świdrującemu spojrzeniu. Zacisnął dłoń na ramieniu Hermiony, która skrzywiła się, trzeźwiej na niego spoglądając.

— Przefermentowanej waleriany — mruknęła cicho, czując, że jej gardło jest kompletnie suche. Zamrugała kilka razy i odwróciła głowę, nieco przytłoczona nagłą bliskością Snape'a, który mocno zmarszczył brwi w reakcji na jej słowa.

— Zdurniałaś do reszty? — zapytał ostrym głosem, potrząsając jej ramieniem.

— Sądziłam, że... przyspieszy rozkład składników, skoro to samo robi w nawozach — powiedziała słabo Hermiona.

Severus spojrzał na nią jak na idiotkę, choć doskonale zrozumiał, co do niego powiedziała i jaki efekt liczyła uzyskać. Był tylko jeden szkopuł, który jej umknął, a on liczył, że była nieświadoma, a nie nieuważna.

— Zapomniałaś, że masz tam nagietek, który go spowalnia — warknął, a kobieta posłała mu pełne niezrozumienia spojrzenie. — Do cholery, Granger, myśl! — Szatynka syknęła, kiedy duża dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na jej ramieniu. — Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, jak takie rzeczy ze sobą reagują.

Hermiona zmarszczyła brwi, dopiero po chwili i bardzo powoli przetwarzając to, co powiedział do niej Snape. Zrozumiała, że była winna temu, co się stało, łącząc coś, czego najwyraźniej łączyć się nie powinno, o czym ona nie miała zielonego pojęcia. Ciemnowłosy czarodziej zmrużył oczy i puścił nagle rękę kobiety, obserwując jak jej ciało opada na blat sąsiedniego stanowiska.

I wtedy zobaczył, że jego reakcja nie była tak szybka, jak mu się wydawało. Gryfonka popatrzyła przed siebie tępo, ściskając na brzuchu dłonie, a zaskoczony Snape zmarszczył mocno brwi, dostrzegając, że są całe poranione. Sięgnął po nie zbyt agresywnie, słysząc cichy jęk Hermiony, ale nawet nie pomyślał o przeprosinach.

— To nic... — zaczęła cicho, próbując wysunąć nadgarstek spod długich, chłodnych palców.

Te jednak zamknęły się na jej skórze w żelaznym uścisku.

— Pójdziesz z tym do Poppy — powiedział lodowatym tonem Severus. Zmrużył oczy, przyglądając się zaczerwienionym wnętrzom dłoni i obdartym kłykciom, ale i lśniącemu na serdecznym palcu pierścionku.

— To naprawdę nie jest konieczne... — mruknęła Hermiona. — Poradzę sobie z tym.

Niemal udało jej się wyswobodzić rękę z krępującego uścisku, kiedy nagle Snape zrobił pół kroku w jej stronę i szarpnął mocniej szczupłym nadgarstkiem, zmuszając, aby kobieta spojrzała mu prosto w oczy.

— Teraz — warknął surowo przez zaciśnięte zęby.

Znała ten ton. Choć nie dokładnie ten, to wciąż na tyle znajomy, że wiedziała — nie mogła mu się sprzeciwić. Nie mogła mu odmówić. Znajdowała się zaledwie kilka cali od ciemnych oczu, które skanowały jej twarz i potrafiła jedynie się w nie patrzeć, lawirując pomiędzy nimi, szukając choćby cienia szansy na protest.

Skinęła w końcu głową, a kiedy tylko to zrobiła, ucisk na jej ręce zelżał. Dłoń Severusa odsunęła się, a Hermiona patrzyła w bezruchu jak mężczyzna cofa się, ścinając ją krótkim, rozgniewanym wzrokiem. Odwrócił się w stronę zniszczonego stanowiska, a ona dopiero wtedy wypuściła wstrzymywane powietrze, czując, że jej ciało rozluźnia się i zaczyna niekontrolowanie drżeć.

— Ja się tym zajmę — powiedział Snape, zerkając na nią przez ramię. — Znikaj stąd.

Spojrzała w jego stronę, ale on odwrócił się plecami do niej, machając różdżką nad stołem, gdzie panowało kompletne zniszczenie. Kobieta uchyliła usta, zamierzając jeszcze coś powiedzieć, ale zmięła słowa w ustach, zaciskając je mocno i odwracając się do wyjścia. Miała wrażenie, że jej nogi zamieniły się w galaretę, a kiedy dotarła pod drzwi ambulatorium, ledwo przekroczyła próg.

Poppy wyłoniła się ze swojego kantorka w pewnej chwili, kiedy po zamknięciu się drzwi nikt do niej nie przyszedł. Otaksowała stojącą wciąż przy wejściu młodą nauczycielkę pytającym spojrzeniem, dostrzegając, że dłonie złożone przed sobą miała mocno zaczerwienione i poranione.

— Moja droga, a cóż ci się stało? — zapytała od razu i podeszła do Hermiony, ujmując delikatnie jej ręce z zatroskanym, surowym wyrazem na twarzy.

Szok dopiero wtedy opuścił ciało młodej gryfonki, która spojrzała na stojącą przed nią pielęgniarkę i odpowiedziała bezwiednie:

— Severus.

Continue Reading

You'll Also Like

21.1K 3.6K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
238K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
5.3K 1.3K 26
Zbiór wszelkich dodatków do opowieści ,,Winny Ród'' dostępnej na moim profilu.
95K 4.7K 22
"Rozłąka jest dla miłości tym, czym wiatr dla ognia - małą gasi a wielką roznieca."