Sojusz, Granger?

بواسطة HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... المزيد

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 76

1.5K 109 67
بواسطة HachiYuuko

Severus Snape od dobrych kilku minut w absolutnym bezruchu przyglądał się skupionej twarzy Hermiony Granger, która siedziała obok niego na kanapie, ciałem zwrócona w jego stronę i w milczeniu odprawiała zaklęcia nad jego raną, wodząc szczupłymi palcami po chropowatej skórze. Nie zwracał jednak uwagi na jej działania, całą poświęcając marszczącym się co jakiś czas brwiom, spojrzeniu, które śledziło jej własne ruchy oraz ustom, które wypowiadały ciche nieme inkantacje.

— Wygląda naprawdę dobrze — powiedziała w pewnej chwili Hermiona, a jej twarz nieco się rozluźniła.

Wizualny stan rany na piersi mężczyzny naprawdę się poprawił. Zbladła, nie raziła tak upiornym kolorem i o wiele bardziej przypominała bliznę przeszłości, niż wciąż żywe jej wspomnienie. Skóra dookoła ściągnęła się pod wpływem elastycznych opatrunków — które były już tylko doraźnym rozwiązaniem na rzadsze, choć wciąż dokuczliwe, często nieznośnie skurcze — a eliksir w nich zawarty przywrócił krążenie w całym ramieniu, nadając mu żywszą barwę.

— Cała zasługa jest po twojej stronie, ja nie włożyłem w to żadnego wysiłku — zakpił Snape, odnajdując przelotne spojrzenie Hermiony.

Kolejny raz wykonała ten sam gest; uniosła brwi, spuszczając jednocześnie wzrok, co wycisnęło specyficzny uśmieszek w kącikach jej ust. Uśmiech, który przyprawił go o krzywy grymas.

— Pozwoliłeś mi się tym zająć — powiedziała łagodnie, ponownie skupiając się na jego ranie. — To już jakiś wysiłek. Metoda małych kroczków.

Jej nieco kpiący ton przyprawił go o prychnięcie. Szybko jednak jego uwagę przykuły wgłębienia w policzkach siedzącej przed nim szatynki, od której dziś wyjątkowo nie mógł oderwać spojrzenia. Spięła włosy w inny sposób, niedbale związując je z tyłu głowy, ale zostawiając luźno puszczone na plecach kosmyki. Zupełnie jakby coś rozproszyło ją podczas czesania, którego nie dokończyła. Zaskakująco, pozornie niechlujna fryzura nadała jej rysom delikatniejszego, jeszcze bardziej młodzieńczego blasku — o ile było to możliwe — który zaabsorbował Severusa i odwrócił jego uwagę od nieprzyjemnego rwania w piersi.

Hermiona prawie skończyła, kiedy kątem oka dostrzegła ruch obok swojej ręki. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy długie palce musnęły materiał jej koszuli na łokciu, ale nie podniosła wzroku.

— Wiesz, to nie pomaga skupieniu — powiedziała cicho, puszczając ostatnią, nieco mocniejszą wiązkę energii przez ciało Snape'a, który jedynie mocniej zmrużył oczy.

Przelotne spojrzenie, jakie mu posłała, tylko pchnęło go do tego, czego podświadomie i tak chciał.

— Wyglądasz na całkiem skupioną — mruknął pod nosem, przejeżdżając dłonią wzdłuż jej ramienia. Poczuł jednocześnie, że opuściła zaklęcie, nie zabierając jednak ręki, a jej oczy zastygły tak blisko jego twarzy, że niespecjalnie widział cel w walce z tym, co ten widok w nim obudził.

Zsunął dłoń na jej talię i pewnym ruchem wciągnął ją na swoje kolana, a Hermiona westchnęła z cichym śmiechem, szybko poddając się natarczywym pocałunkom, które Severus składał na jej ustach. Wczepiła dłonie w ciemne, przydługie włosy, zachłannie wciskając się w silne ramiona, a te od razu zareagowały, mocniej owijając się wokół jej rozgrzanego ciała.

Snape wsunął palce pod materiał koszuli i zmiął w palcach skórę na talii kobiety, która syknęła w jego usta, napierając na niego biodrami. Poczuł, że musi szybko pozbyć się ubrań stanowiących barierę pomiędzy nimi, chcąc posiąść Hermionę dokładnie tak — pozwalając jej przeciwstawiać się jego agresji, z którą próbowała nieudolnie walczyć.

I wtedy usłyszał coś, czego nienawidził całym sercem. Pukanie do drzwi dotarło do nich tak nagle, że Hermiona oderwała się od Severusa, prostując z zaskoczeniem wymalowanym na zaczerwienionej twarzy. Spojrzała na drzwi, na które ciemne oczy siedzącego pod nią mężczyzny skierowały się z wściekłością i przycisnęła dłoń do ust, tłumiąc niespodziewany śmiech.

— Jestem wręcz zdziwiona, że tak długo udawało nam się tego unikać — prychnęła stłumionym głosem, a Severus wywrócił oczami, warcząc inwektywy pod nosem, kiedy przyjemny ciężar zsunął się z jego ud.

Hermiona zeskoczyła z kanapy, posyłając ciemnowłosemu czarodziejowi wymowny wzrok, okraszony drwiącym, rozbawionym uśmieszkiem.

— Ubierz się — poleciła kpiąco.

Nie udało jej się powstrzymać śmiechu, który wywołał widok złowrogiej, pełnej żądzy mordu miny na twarzy Snape'a.

— Bawi cię to? — zapytał śmiertelnie poważnym głosem, który jednak nie przyniósł oczekiwanych efektów. Jak zwykle.

— Nawet nie masz pojęcia jak bardzo — odparła kobieta, ruszając ku drzwiom i poprawiając jednocześnie pomięte ubranie. Zanim zdążyła je otworzyć, Severus przywołał do siebie koszulę i sprawnie naciągnął ją na ramiona, zapinając szereg guzików niewerbalnym zaklęciem.

Zamierzał później pokazać pannie Granger, do czego prowadzi wykorzystywanie jego broni przeciwko niemu samemu.

— Pani dyrektor!

Hermiona otworzyła drzwi cała w skowronkach, wprawiając w konsternację stojącą przed nią starszą czarownicę.

— Hermiono — odparła Minerwa, prostując się odruchowo. Zlustrowała wnętrze gabinetu szybkim wzrokiem i dostrzegła przyjaciela, czekającego na nią w środku. Za żywą bramą, widok której — choć nie zaskakujący — mimo wszystko przyprawił dyrektorkę o mimowolne zakłopotanie.

— Proszę, niech pani wejdzie — powiedziała młoda nauczycielka, uchylając szerzej drzwi.

McGonagall zaczęła żałować, że nie przesłała papierów notatką. Weszła jednak do środka, podchodząc do Severusa, który nie odezwał się ani słowem, nie przywitał jej nawet skinieniem głowy. Zmierzyła go krótkim spojrzeniem, szybko jednak słysząc głos za plecami.

— Napije się pani czegoś?

Merlinie, oszczędź mnie. Minerwa zerknęła przez ramię na Hermionę, która najwyraźniej przejęła rolę pani na włościach. Drobna szatynka minęła ją, pytająco unosząc brew, kiedy ich spojrzenia na moment się skrzyżowały — i próbując przy tym ukryć chełpliwy, obrzydliwe usatysfakcjonowany grymas na ustach.

— Dziękuję, wpadłam tylko na moment — wyjaśniła dyrektorka.

Jej była podopieczna uśmiechnęła się promiennie, kątem oka rzucając porozumiewawczy wzrok w stronę Snape'a. Mężczyzna odpowiedział na jej nieme pytanie, kiwając krótko głową, a Hermiona zrobiła to samo, od razu kierując się do gabloty z alkoholem.

Fakt, że Minerwa zauważyła, jak rozumieją się bez słów, miał jednak dwojakie skutki.

— W takim razie mów — zaczął Severus, mrużąc oczy, które utkwione były w przyjaciółce — co cię sprowadza?

Usłyszał brzęk kryształów, ale nie spuścił wzroku, czekając z niecierpliwością, aby dowiedzieć się jak nieistotne wiadomości przyszła mu przekazać Minerwa tylko po to, aby mógł ją jak później najszybciej wyprosić.

— Twój wyjazd do Londynu, Severusie — powiedziała McGonagall poważniej. Hermiona posłała przelotne spojrzenie na milczącego mężczyznę, którego brwi jedynie mocniej ściągnęły się ku sobie. — Przełożyłam go ze względu na proces, ale teraz nie ma już powodu, aby to odwlekać.

Młoda Gryfonka zjawiła się koło nich, ze skonsternowaną miną przyglądając się stojącym naprzeciw siebie czarodziejom, którzy w milczeniu mierzyli się spojrzeniami. Bez słowa wręczyła Severusowi jego szklankę, a mężczyzna odebrał od niej naczynko, ale kiedy kątem oka dostrzegł ruch, powiedział:

— Zostań.

Ciało kobiety zastygło odruchowo. Odwróciła się, zerkając pytająco na ciemnowłosego czarodzieja, który jednak nie oderwał oczu od nieco zakłopotanej całą sytuacją Minerwy. Stara wiedźma zlustrowała parę bez komentarza, nie za bardzo wiedząc, na co patrzy.

— Kiedy? — zapytał, przerywając niezręczną ciszę.

Hermiona mimowolnie zacisnęła mocniej dłonie na kryształowym naczynku i stanęła przy oparciu fotela, przed którym stał Severus.

— W poniedziałek — odparła McGonagall, wyciągając z kieszeni szaty papiery, które położyła na szklanym blacie. — Bilet na pociąg i broszura.

Poniedziałek, pomyślała młoda kobieta. Był dopiero wtorek, co dawało im jeszcze kilka dni, aby nacieszyć się powoli rozwijającym się romansem — i paradoksalnie szybko atakującym przyzwyczajeniem do wzajemnej bliskości. Nie zdążyła jednak nawet przywołać wspomnienia swojego własnego wyjazdu, kiedy ku jej zaskoczeniu Severus prychnął, rzucając pobłażliwe spojrzenie na dokumenty.

— Po co się na to zgodziłaś? — zapytał z kpiną.

— Mówisz, jakby to był wybór dla kogokolwiek z nas — odparła w podobnym tonie Minerwa. — Nie zamierzam dyskutować z tobą teraz na temat, który już poruszyliśmy, a który nie ma większego sensu — dodała, prostując się, co robiła zawsze, kiedy chciała sprawiać wrażenie, że postawiła na swoim.

— Podobnie jak idea tego całego przedsięwzięcia — rzucił kwaśno Snape. — To są jakieś kompletne bzdury i doskonale o tym wiesz.

— A ty musisz w tym uczestniczyć, czy tego chcesz czy nie — powiedziała szybko czarownica. — I doskonale o tym wiesz.

Szach-mat, pomyślała Hermiona, nie mogąc powstrzymać unoszących się kącików ust na widok teatralnej miny Snape'a. Wiedziała, że nawet bardziej niż ona nie chciał wyjeżdżać, choć zdawała sobie sprawę, że nie tylko ze względu na nią. Nienawidził marnowania czasu, co udowodnił jej wiele razy i nienawidził robić rzeczy, które były konieczne, a przy tym absolutnie bezsensowne. Potrafiła to zrozumieć, ale nie potrafiła niestety utrzymać spokojnego wyrazu twarzy.

Mężczyzna posłał jej przelotne spojrzenie, które dostrzegła, ale szybko zignorowała, przesłaniając szklanką, którą uniosła do ust.

— Sama mówiłaś, że to strata czasu — mruknął, a młoda gryfonka zmarszczyła brwi, posyłając mu oburzone spojrzenie. Kapuś, pomyślała gorzko.

— Hermiona raczej nie wygląda, jakby miała ci pomóc, Severusie — stwierdziła wymownie Minerwa, a w jej tonie wybrzmiało rozbawienie.

Szatynka roześmiała się wesoło i odeszła w głąb gabinetu. Nie zamierzała dać się wciągnąć w ich cichą wojnę.

— Mnie w to nie mieszajcie — mruknęła z uśmiechem i oparła się biodrami o biurko Snape'a, przysiadając na nim w nonszalanckiej pozie. — Ja swoją powinność spełniłam, nawet — dodała, zerkając przelotnie na ciemnowłosego czarodzieja — jeśli uważam, że była zbędna.

Ukryła uśmiech zatapiając usta w miodowej nalewce, a kątem oka zauważyła na profilu mężczyzny wywracające się oczy, które wręcz wrzeszczały: "To właśnie miałem na myśli mówiąc, że baba nie jest mi potrzebna".

— Nie zachowuj się jak dziecko, mój drogi — wtrąciła szybko McGonagall, a oburzony Snape, nie zamierzając poświęcić nawet strzępka energii na dalsze dyskusje, prychnął pod nosem, pociągając łyk ze szklanki.

Polała mi to, czego sama nie lubi, sarknął w myślach. Złośliwa wiedźma.

— Nie zamierzam wchodzić z tobą na temat, który już przerabialiśmy, a który, jak widać, nie ma większego sensu — stwierdził. — Dziękuję za te niezwykle istotne informacje, Minerwo. Jak zwykle, polecam zaczarowane notatki — dodał wymownie. — Szalenie ułatwiają zapobieganie takim niepotrzebnym wizytom.

Hermiona spuściła głowę, zaciskając usta w cienką linię pod wpływem tłumionego śmiechu, a dyrektorka jedynie zmrużyła oczy. Ścięła wysokiego czarodzieja niezadowolonym wzrokiem i odchrząknęła.

— Sama się odprowadzę. Severusie. — Minerwa skinęła przyjacielowi głową i zerknęła na stojącą przy biurku kobietę, w jej stronę wykonując identyczny, zdawkowy gest. — Hermiono.

Szatynka odwzajemniła pożegnanie i odprowadziła dyrektorkę wzrokiem, a kiedy ciężkie skrzydło skrzypnęło, zamykając się za jej plecami, przycisnęła szklankę z resztką alkoholu do ust. Obserwowała, jak nieruchomy do tej pory czarodziej obraca się w jej stronę, a jej brew sama z siebie uniosła się wyżej w nieco kpiącym wyrazie. Podszedł do niej jak drapieżnik, nie spuszczając ciemnych oczu z sylwetki, która ponownie oparła się na dużym, drewnianym blacie i czekała, aż ją zruga. Zupełnie nic sobie z tego nie robiąc.

— Odnoszę wrażenie, że ta cała sytuacja przyniosła ci zbyt dużo satysfakcji — stwierdził Severus, przystając przed Hermioną.

Kobieta zadarła spojrzenie i wyprostowała się odruchowo, kiedy mężczyzna pochylił się w jej stronę, odkładając kryształowe naczynie na biurku nieopodal jej uda.

— Mówiłam ci, nie wciągniecie mnie w swoje gierki — odparła przekornie.

Wysoki czarodziej zrobił pół kroku bliżej biurka, niwelując niemal całkiem dystans, jaki między nimi pozostał i wwiercił spojrzenie w jej kpiące, roześmiane oczy.

— Odwróciłaś się do mnie plecami — warknął.

Wciąż zapominał, że ten ton głosu działał inaczej, niż chciał. Chociaż patrząc w orzechowe oczy, które na ułamek sekundy ześlizgnęły się na jego usta, nie był pewien, czy nie chciał uzyskiwać dokładnie takiego efektu.

— Nie mów mi nagle, że taka perspektywa cię nie kręci — mruknęła zadziornie Hermiona, czując, że na jej łokciu zaciska się silna dłoń.

Zanim jednak zdążyła coś dodać, Severus obrócił ją gwałtownie, przytwierdzając wygięte plecy kobiety do swojej klatki piersiowej. Zaskoczona szatynka sięgnęła rękami przed siebie w poszukiwaniu stabilnego oparcia i zdążyła posłać przelotne spojrzenie szklance, z której pod wpływem agresywnego ruchu niemal wylała się resztka złotego trunku.

— Kręci, kiedy chcę cię tak mieć — warknął przy jej uchu Snape, mocniej zaciskając palce na łokciu kobiety, kiedy poczuł jej nerwowy ruch. Hermiona zastygła, prostując się instynktownie, a jej biodra otarły się o jego krocze w zdecydowanie nieprzypadkowy sposób. — Interesujące — mruknął.

Gryfonka zadrżała, kiedy poczuła drugą dłoń wślizgującą się pod materiał jej koszuli, jednak zbyła jego słowa leniwym wywróceniem oczami.

— Nie wiem, o czym mówisz — odparła pod nosem, a sztywne palce niespodziewanie oderwały się od skóry na jej talii. Zanim zareagowała, wczepiły się w jej długie włosy i delikatnie szarpnęły do tyłu jej głowę.

— Zaczęłaś lubić tracić kontrolę — zapytał bezlitośnie Severus, pozbawiając kobiety przed sobą możliwości jakiegokolwiek ruchu — czy to za mało?

Wzmocnił uścisk zarówno na jej przedramieniu, jak i na zmiętych w palcach kosmykach kasztanowych loków, ale kiedy usłyszał cichy jęk wydobywający się zza ust Hermiony, zdecydował, że sam pozna odpowiedź na to pytanie. Puścił jej włosy, pozwalając, aby ciało kobiety opadło ciężko na blat biurka i zachłannymi ruchami podwinął materiał spódnicy, który rozpracował do najdrobniejszych szczegółów. Szatynka sapnęła, czując, że zsunął po rozgrzanych udach jej majtki i zaparła się na blacie, czując erekcję między nogami w momencie, kiedy dłonie Severusa ponownie odnalazły sposób na zablokowanie jej ruchów.

Dociskał ją do biurka, wyładowując fikcyjną wściekłość, która przerodziła się w całkiem prawdziwą brutalność, jednak ta, zamiast odstraszyć, zafascynowała młodą szatynkę. Jęczała tym głośniej, im on mocniej chciał pokazać jej, że nie powinna była odwracać się do niego plecami — metaforycznie, bo tak naprawdę nie mogłaby odmówić sobie żadnej okazji znalezienia się w tej pozycji.

Choć brakowało jej tego, żeby zdusić spazmatyczny oddech na jego ustach. Odnalazła coś niezwykle podniecającego w sposobie, w jaki jego wargi pragnęły czułości jej pocałunków, jak łapczywie i bez opamiętania brały na własność wszystko, co spotkały na drodze, włącznie z jej oddechem. Severus poczuł, że jej drobne ciało się poruszyło, ale zanim Hermiona zdążyła się odwrócić, mężczyzna przygwoździł ją do blatu, zaciskając dłoń na jej włosach mocniej, niż poprzednio. W końcu to miała być dla niej kara.

Dobrze, że wygłuszał pokój, ilekroć zostawali sami. Choć z początku młoda gryfonka była dość dyskretna, nieśmiała wręcz można powiedzieć — przynajmniej jeśli chodziło o tego typu odgłosy — kobiecie dość ciężko zaczęło przychodzić utrzymanie ciszy, zwłaszcza w ostatnim czasie. Zwłaszcza kiedy to, jak traktował ją Snape, nie pozostawiało na niej suchej nitki godności. Jęknęła jego imię tak donośnie, tak dumnie, że mężczyzna nagle stał się głuchy na wszystkie inne dźwięki — nie słyszał ani jej zduszonych błagań ani stęków, które wypełniły duszny gabinet.

Nagle Hermiona uniosła się na palcach, czując, że całe jej ciało drży pod wpływem przeraźliwie przyjemnych skurczów, a dłoń mężczyzny zacisnęła się na jej karku, na co jedynie syknęła w odpowiedzi. Podniosła się posłusznie, przywierając plecami do jego ciała, a zmiana pozycji niespodziewanie wywarła tak silny nacisk na jej wnętrzu, że z jej gardła wyrwało się zduszone westchnienie.

Snape zrozumiał co zrobił i pchnął ostro biodrami jeszcze kilka razy, sztywno przyciskając do siebie ciało kobiety, która rozlała się w jego ramionach pod wpływem euforycznego spełnienia. Podtrzymał ją, nie zamierzając przerywać w takim momencie i zagłuszył jej coraz głośniejsze jęki, zaciskając dłoń na jej rozwartych wargach. Nawet zza własnych palców usłyszał skomlenie, które okazało się dokładnie tym, co miało zwiastować jego własny koniec.

Dosłownie i w przenośni — wyuzdane odgłosy przyjemności, jakie wydawała z siebie Granger, były czymś, co jednocześnie napędzało jego działania siłą, której źródła nie znał i dawały koniec wszystkim tym działaniom, zanim na dobre poddał się ich mocy. Mogło to wynikać z faktu, że było mu jej zwyczajnie mało — i nigdy nie miał się chyba nacieszyć jej obecnością. Albo mógł być zwyczajnie chciwy.

— Domyślam się, że to miała być nauczka — mruknęła Hermiona, kiedy w końcu odsunął się od niej i poprawił spodnie.

Snape posłał jej teatralne spojrzenie, unosząc jednak brew, kiedy jego wzrok ześlizgnął się po kształtach skrytych pod naciągniętym na nowo ubraniem.

— Za to po twoim głosie domyślam się, że wciąż żyjesz w fałszywym przeświadczeniu kontroli nad tą sytuacją — odparł obojętnie, zarabiając pobłażliwe, rozbawione spojrzenie od młodej gryfonki.

Która chełpliwie uśmiechnęła się w jego stronę, na co tylko czekał.

— Nie osiągnąłeś tego, co chciałeś... — zaczęła, ale uniesiona brew Severusa pokazała jej, jak bardzo się myliła.

Hermiona spaliła się ze wstydu, widząc jego kpiącą minę i w popłochu odwróciła się, szukając wzrokiem porzuconej, niedopitej szklanki. Znalazła ją, podczas kiedy Snape triumfalnie odszedł do sypialni, kierując kroki ku łazience. Kobieta powiodła za nim spojrzeniem, kryjąc uśmieszek w ostatnim łyku gorzkiego alkoholu i chwilę patrzyła na drzwi, które zamknęły się za wysoką, szczupłą sylwetką.

Zdecydowała, że powie mu prawdę, jednak dopiero po jego powrocie. Wiedziała, że mogli wykorzystać czas ich rozłąki jako idealny etap przejściowy, gdzie oboje będą mieć czas, żeby pomyśleć o ewentualnej przyszłości ich "związku"; kupiliby sobie tym chwilę na podjęcie decyzji i na oswojenie się z wiedzą, jaka ujrzałaby światło dzienne. Panna Granger zdecydowała jednak nieco egoistycznie, że użyje tych dni, aby pomóc sobie nabrać odwagi do wyznania mężczyźnie prawdy. Skoro podjęła decyzję, należało jej się coś z tego tytułu. Metoda małych kroczków.

Och, gdyby tylko wiedziała, że nie to było jej pisane.

Następnego dnia, jak co środę, Hermiona wpadła do Severusa w przerwie, którą oboje mieli w okolicy lunchu. Później on miał zajęcia do wieczora, a ona krótkie zajęcia i konsultacje, dlatego korzystali z chwili w środku dnia, wiedząc, że po długich wykładach często młoda kobieta faktycznie kończyła na jego kanapie, ale zdecydowanie nie w sposób, który miał na myśli Snape.

Idąc na trzecie piętro, szczerze nie sądziła, że skończą swoje spotkanie w sypialni. Szła tam z pewnym, zdeterminowanym postanowieniem, chcąc wypić z mężczyzną herbatę i pokazać mu zmiany w przepisie, które zamierzała wprowadzić, aby usprawnić działanie eliksiru z polecenia Whitlocka. Oczywiście nie było jej dane żadne wyjaśnienie, choć chwilę oboje starali się sprawiać wrażenie kompletnie skupionych na notatkach młodej gryfonki.

Hermiona zaśmiała się pod nosem, kiedy jakiś czas później gorące ciało wysunęło się z niej, zatrzymując jednak pomiędzy jej udami i opadając na nie całym ciężarem. Severus odetchnął głęboko, czując, że jeszcze chwila, a jego ponętna kochanka zostałaby oskarżona o zabójstwo — był już za stary na takie młodzieńcze zachcianki, jednak spełniał je, co do joty zgodnie z życzeniem, roszcząc sobie przy tym prawo do tego samego, co było jedyną, całkiem znośną rekompensatą jego poświęcenia.

— Myślałem, że nie lubisz światła dziennego — prychnął ciemnowłosy mężczyzna, odsuwając się dopiero po chwili. Usiadł na łóżku, przyglądając się błogiej minie szatynki, która podwinęła nieco speszona nogi, naciągając na siebie cienki materiał pościeli.

— Przecież to nie pierwszy raz... — stwierdziła pod nosem Hermiona, lekko się rumieniąc.

A mimo to wciąż widział, że czasem wstydziła się pokazać mu swoje ciało w pełnej okazałości. Momentami była wręcz ordynarna, wulgarna, w niewyzywający, ale przyjemnie lubieżny sposób. Były jednak takie spojrzenia, jak to, które mu właśnie posłała — pełne pobłażliwej kpiny na jego słowa, ale okraszone skrępowanym uśmiechem.

— Nie o tym mówiłem — mruknął.

Gryfonka niespodziewanie wywróciła oczami, odpychając się od materaca i zsunęła nagie nogi na podłogę. Narzuciła na siebie szlafrok Snape'a, ciasno przewiązując go w pasie, jednak kiedy podniosła się, palce ciemnowłosego mężczyzny sprawnie złapały grube sznurowanie wokół jej talii i pociągnęły drobne ciało z powrotem na łóżko. Hermiona zaśmiała się zaskoczona, ale nie oparła się, kiedy wylądowała tuż przy skrzyżowanych nogach Severusa.

— Jesteś piękną wiedźmą, Granger — powiedział, pochylając się w jej stronę. — Nie wiem, czemu tego nie widzisz, ale właściwie niewiele mnie to obchodzi. Ta opinia jest moja i nie pozwolę ci jej sobie przywłaszczyć — dodał, mrużąc oczy. Hermiona patrzyła na niego pobłażliwie, ale na rozgrzanych wargach zamajaczył wzruszony uśmieszek. — Nie powtórzę tego, bo oczywiste rzeczy nie wymagają w ogóle, żeby o nich mówić, więc lepiej się z tym po prostu pogódź.

Co, do cholery, podają w herbacie, że wygaduję takie brednie? Szatynka uniosła się na łokciach, chwilę przypatrując mu się w milczeniu, a on przyjął na siebie konsekwencje wypowiedzianych słów i jedynie uniósł brew, czekając na jej reakcję.

— Tak jest, profesorze — mruknęła, uskakując w momencie, w którym ramiona Snape'a wykonały szybki ruch w jej kierunku. Uciekła do łazienki, śmiejąc się wesoło, a mężczyzna posłał jej teatralne, podszyte rozbawieniem spojrzenie, wiedząc, że ten dźwięk uciszy wyrzuty sumienia i gorycz, jaka przyszła z nagłym wyznaniem.

On się jednak z nim pogodził. Pogodził się z tym, że robił dla niej dziwne rzeczy.

Hermiona wzięła prysznic, podstawiając gorącą od rumieńców twarz pod strumień przyjemnie ciepłej wody, do którego uśmiechnęła się, zaciskając mocno oczy. Uwielbiała momenty, kiedy wychodził z niego ten Severus. Ten, którego nigdy się nie spodziewała, a który był w pewien sposób spełnieniem części jej marzeń i którego nigdy chyba nie miało być jej dość. Nie była płytka ani rozpustna, ale była jednak kobietą; młodą, spragnioną uwagi, poznającą swoje upodobania. Które póki co skupiały się głównie wokół niego.

Owinięta ręcznikiem zerknęła na siebie przelotnie w lustrze i niemal natychmiast zarumieniła się, przypominając sobie słowa Snape'a. Och, przestań przeżywać, upomniała się. Odwróciła się, zamierzając sięgnąć ciuchy pozostawione na blacie łazienkowym, kiedy niespodziewanie usłyszała ciężkie kroki za drzwiami. Skrzydło otworzyło się tak nagle, że aż znieruchomiała.

— Granger? — Mocno zmarszczone brwi ubranego z powrotem w swoje nauczycielskie szaty Severusa od razu przykuły jej uwagę. — Co ty tu, do cholery, robisz?

Co za głupie pytanie, pomyślała instynktownie.

— Biorę prysznic — odparła ze śmiechem Hermiona, co jednak zabrzmiało jak pobłażliwe pytanie.

Nie przyniosło też rezultatu, jakiego oczekiwała, a wręcz przeciwnie; gryfonka skonsternowana zmarszczyła brwi, widząc, że wysoki mężczyzna podszedł do niej szybko, tnąc surowym spojrzeniem i złapał agresywnie jej nagie ramię.

— Nie drwij ze mnie, dziewucho — warknął.

Szybko zorientowała się, że coś jest nie tak. Syknęła, próbując odsunąć się od Snape'a, ale w tej chwili różnica w fizycznych gabarytach zrobiła zbyt wielką różnicę.

— To boli — powiedziała, ale kiedy zadarła wzrok, odnalazła dwie puste dziury, ziejące na nią z wściekłością. Zadrżała, czując obezwładniające przerażenie jego powagą i tym, co za nią stało.

— Nie wiem, co sobie myślałaś, ale nie łudź się, że uda ci się z tego wykpić w jakikolwiek sposób — rzucił ostro Snape, ciągnąc ją ku drzwiom wyjściowym.

— Severusie, puść mnie — poprosiła pod nosem Hermiona, co on jednak zupełnie zignorował, wzmacniając jedynie uścisk na jej ramieniu.

— Nie omieszkam powiadomić profesor McGonagall o twoim żenującym zachowaniu...

Profesor McGonagall? Hermiona wiedziała, że nie ma szans w siłowym starciu z Severusem, więc przy pierwszej okazji szarpnęła ramieniem i wytworzyła niewielką wiązkę energii, odpychając go na bezpieczną odległość. Sapnęła, cofając się instynktownie, ale nie oderwała wzroku od mężczyzny, który zachwiał się, rzucając jej najpierw skonsternowane, a potem mordercze spojrzenie.

— Bezczelna gówniara — wycedził przez zęby, ruszając szturmem w jej stronę, a Hermiona odruchowo uniosła ręce przed siebie, przyjmując obronną postawę.

Była skłonna ponownie użyć zaklęcia, jeśli poruszyłby się choćby o cal, a on zrozumiał to, kiedy dostrzegł determinację mieszającą się ze strachem w jej walecznej pozie. Przez kilka sekund stali w progu łazienki, mierząc się równie zdezorientowanymi, co nieustępliwymi spojrzeniami, aż w końcu Hermiona wyprostowała się, opuszczając nieco ramiona.

— Porozmawiajmy — mruknęła łagodnie.

Jej spokojny ton głosu maskował galopujące z przerażenia serce i działający na pełnych obrotach mózg. Nazwał mnie dziewuchą. Gówniarą, kołatało się w jej głowie. Sposób, w jaki wymówił jej nazwisko również brzmiał obco, było w nim coś podejrzanego. Pustego. Szybko zaczęła łączyć kropki, ale nie spodobał jej się tor, jaki obrały jej podejrzenia.

— Nie zamierzam prowadzić z tobą żadnych dyskusji — warknął Snape.

— Cóż, będziesz musiał — przerwała mu szybko Hermiona, wyciskając swoimi słowami i impertynencją niezadowolony grymas na twarzy stojącego przed nią mężczyzny. Odetchnęła głęboko, składając myśli i dodała: — Bo najwyraźniej cokolwiek pamiętasz, nie jest prawdziwe.

Jego skonsternowana mina jedynie upewniła ją w przekonaniu, że stracił pamięć. Musiała jednak wiedzieć na pewno i przede wszystkim musiała wiedzieć, jak źle było. Ile lat cofnął się we własnej głowie i czy pamiętał cokolwiek ze swojego teraźniejszego życia.

— Co ty bredzisz? — zapytał, ale tym razem to kobieta zignorowała jego słowa.

— Który mamy rok?

Nie liczyła, oczywiście, że otrzyma odpowiedź od razu. Ona sama była kompletnie wytrącona z równowagi i zagubiona, nie wyobrażała, jak on musi się czuć. Dlatego nie była nawet zaskoczona jego następnym pytaniem.

— Co to za idiotyczna taktyka, Granger?

Severus zmarszczył mocniej brwi, kiedy nie odpowiedziała. Kiedy zrozumiał, jaki dokładnie sens mają wcześniejsze jej słowa względem pytania, jakie mu właśnie zadała. Mimo całej wściekłości i dezorientacji, jakie czuł, zdał sobie też sprawę, że zachowanie młodej gryfonki było zbyt autentyczne. Była zbyt zaskoczona.

— Dziewięćdziesiąty szósty — odpowiedział w końcu.

Hermionie nie udało powstrzymać się westchnienia, jakie wyrwało się z jej gardła wraz ze spazmatycznym wydechem. Merlinie. Osiem lat. Tyle dokładnie zostało mu odebrane; brutalnie i bez żadnego ostrzeżenia — a kiedy to do niej dotarło, przerażenie, jakie w sobie tłumiła, odcisnęło na jej twarzy jednoznaczny wyraz.

— Mamy dwa tysiące czwarty rok, Severusie — powiedziała słabo.

Przez chwilę ciemne oczy po prostu się w nią wpatrywały. Bez żadnej, wyraźnej emocji. Mężczyzna stał w bezruchu, przetwarzając informacje, chcąc wierzyć w to, że to zwykły głupi żart. Wybryk gówniarzy, którym brakowało piątej klepki.

— To jakiś podstęp? — zapytał głosem zachrypniętym od ugrzęzłej w gardle suchej guli. — Prowokacja?

— Po co miałabym kłamać? — wypaliła od razu Hermiona, unosząc wysoko brwi w zdumieniu. — I to o czymś takim, o czymś, co tak łatwo można udowodnić! — Poczuła, że irytacja przejmuje nad nią kontrolę, a jej ton zaczyna ociekać niechcianą kpiną. Nie chciała tego, bo to przecież nie była jego wina; ale zdała sobie nagle sprawę, że nie dość, że musi zająć się całą sytuacją z jego utratą pamięci, to musi do tego walczyć z nim samym, niedowiarkiem w swojej najgorszej odsłonie. — Chyba, że twoim zdaniem zaklęłam cały zamek, żeby zrobić psikus Severusowi Snape'owi, Merlin jeden wie z jakiego powodu...

Urwała, kiedy coś nagle splątało jej język. Popatrzyła na stojącego w progu mężczyznę, zaciskając wargi w cienką linię, tak bardzo pragnąc, żeby tym razem — ten jeden, jedyny raz — uwierzył jej w coś bez pytania.

Nie miał podstaw jej nie wierzyć. Wiedział, że powinien jej wierzyć. Uczepił się swojego zdrowego rozsądku i nie znalazł żadnego racjonalnego powodu, dla którego Granger miałaby kłamać. Nie był jednak jeszcze Severusem, który nauczył się wyzbywać paranoi na rzecz racjonalnych argumentów.

— W takim razie nie rozumiem...

— Ja też nie — przerwała mu Hermiona, zanim zdążył dokończyć zdanie i szybko, choć spokojnie dodała: — Ale najwyraźniej... coś się stało i straciłeś pamięć z niemal dekady.

Powiedzenie tego na głos zadziałało jak zapalnik. Hermiona nie potrafiła przymknąć drżących warg, składając w głowie całokształt informacji, jakie posiadała. Stracił pamięć. Jak? Kiedy? Dlaczego? Przecież dopiero się widzieli, dopiero co... Poczuła, że jej serce przyspiesza, a krew w żyłach zaczyna wrzeć. Stracił pamięć. Musiała pomyśleć, co dalej. Co teraz. Powiadomić Minerwę — tak. Ale najpierw musiała dowiedzieć się więcej, spróbować... naprostować całą tę sytuację. Dowiedzieć się, na czym stoją.

— Muszę pomyśleć — mruknęła, robiąc kilka kroków w miejscu. Snape dostrzegł, że jej spojrzenie uciekło na posadzkę, a gesty, jakie wykonywała nagimi ramionami, stały się chaotyczne. Narwane. Był jednak zbyt zaskoczony rozwojem wydarzeń, żeby poświęcić temu więcej uwagi. — Muszę się zastanowić, muszę... — Kobieta zatrzymała się nagle, patrząc po swoim ciele, które wciąż okrywał jedynie ręcznik Severusa i niespodziewanie uniosła na niego spojrzenie. — Pozwolisz...?

Ciemnowłosy czarodziej posłał zdawkowe spojrzenie półnagiej sylwetce, którą kobieta omiotła zdenerwowanym gestem, po czym skinął głową i bez słowa wyszedł z łazienki. Kiedy tylko Hermiona usłyszała szczęk zamka, jej ciało opadło bezwładnie do przodu, a dłonie ułożyły się na udach, wspierając niemal cały ciężar tułowia.

Stracił pamięć.

Wyprostowała się gwałtownie, odrzucając długie włosy na plecy i podeszła do umywalki, opierając dłonie na porcelanowej misie. Przecież wszystko było w porządku, powtarzała sobie. Wszystko wydawało się być dobrze, nawet ból w ostatnim czasie nie był aż tak dokuczliwy... Zmarszczyła brwi, odruchowo sięgając do przedramienia, w lustrzanym odbiciu którego utkwiony był jej wzrok. Przejechała palcami po miejscu, gdzie Severus ścisnął jej łokieć i skrzywiła się, kiedy poczuła pieczenie pod skórą. Kiedy przypomniała sobie, z jak niepodobną do niego siłą ją potraktował. Było w porządku — słowo klucz. Wiedziała, że rozpamiętywanie tego nie miało jej pomóc poradzić sobie z całym tym zajściem, tu, teraz. Musiała podejść do tego z głową. Nie mogła panikować. Musiała zachować spokój, dla siebie i dla niego.

Przemyła twarz zimną wodą i szybko naciągnęła na siebie ubranie, wracając do salonu, gdzie Severus siedział za biurkiem z grobową miną. Nie odezwał się ani słowem, śledząc jej ruchy wciąż nieufnym spojrzeniem, choć Hermiona dostrzegła, że i jemu ta krótka chwila pozwoliła poukładać sobie w głowie to, co się wokół niego działo. Oswoić się z faktem, co się wydarzyło. Czego się dowiedział.

Kobieta usiadła naprzeciw Severusa, w fotelu przeznaczonym dla gości i oparła się wygodniej, kupując sobie jeszcze chwilę na wymyślenie, jak zacząć rozmowę. Ku jej zaskoczeniu i uldze, z pomocą przyszedł jej sam Snape.

— Dwa tysiące czwarty? — zaczął, a gryfonka przytaknęła, spuszczając wzrok na dłonie złożone na udach.

— Nie mam pojęcia, co mogło to wywołać — przyznała. — Jeszcze niedawno byłeś sobą, nic tego nie zwiastowało... — Kobieta poruszyła brwiami i dodała pod nosem: — To znaczy zwiastowało, nawet mam podejrzenie, co za tym stoi, ale...

— Granger. — Zastygła, słysząc swoje nazwisko i podniosła zaskoczony wzrok na Snape'a. — Bełkoczesz — powiedział, unosząc brew. Na jego ustach nie pojawił się jednak żaden przyjemniejszy wyraz. — Teraz to i tak nie ma większego znaczenia.

Oczywiście. Nie miała rozwiązać zagadki utraty jego pamięci teraz, zwłaszcza, kiedy zrozumiała, że przecież był środek dnia pełnego zajęć. Kobieta zmarszczyła lekko brwi, zerkając na zegarek, ale z ulgą stwierdziła, że mieli jeszcze czas. Długa, irytująca przerwa okazała się teraz dokładnie tym, czego potrzebowali, aby dojść do sedna całej tej sytuacji zanim uda się do dyrektorki, aby o wszystkim ją powiadomić.

— Skoro nie jesteś uczennicą — zaczął Severus, zwracając tym samym na siebie uwagę Hermiony — to co w takim razie robisz w szkole?

Krótka chwila, jaką jego wytężony, skupiony i pozbawiony odruchowej wściekłości umysł poświęcił na analizę sytuacji, utwierdziła go w przekonaniu, że jego studentka, była, może mówić prawdę. Przyjrzał się jej dokładnie, kiedy w swoim słowotoku sprawiała wrażenie dokładniej tej Granger, którą znał, jednak zrozumiał, że rysy jej twarzy faktycznie wyglądały inaczej. Była starsza, dokładnie tak, jak twierdziła. To na moment wytrąciło go z równowagi, dlatego postanowił, że i on dowie się prawdy na swój sposób.

Hermionie nie udało się powstrzymać odruchowego, pobłażliwego spojrzenia, które jednak przepełnione było ulgą. Choć początkowo jej nie ufał, mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał dłużej sabotować prób rozwikłania zagadki, w jaką zostali wplątani, co pozwoliło jej na nowo zaczerpnąć pełnego oddechu.

— Uczę — odparła. Widząc wyczekujący wzrok Snape'a zdała sobie sprawę, że jej enigmatyczna odpowiedź nie była akceptowalna i dodała: — Mugoloznawstwa.

— Jak oryginalnie — mruknął mężczyzna. Gryfonka prychnęła, zupełnie tego nie kontrolując, choć w ogóle nie było jej do śmiechu. — To nie tłumaczy, co robisz w moich kwaterach.

Poczuła, że rumieni się wściekle, kiedy odpowiedź nasunęła się na jej myśl w najgorszy z możliwych sposobów — wspomnieniem tego, jak Severus kochał się z nią chwilę przed tym, jak wyszła wziąć prysznic. Chwilę przed tym, jak w swojej oschłej manierze przekonywał ją, jak piękną kobietą jest.

— To akurat chyba mówi samo za siebie — mruknęła pod nosem.

Na szczęście dla niej, nie musiała mówić nic więcej. Ciemnowłosy mężczyzna uniósł brwi, początkowo mocno zdumiony jej ostentacyjną aluzją, ale po chwili lustrowania wzrokiem jej szczerze zawstydzonej twarzy zrozumiał, że i tym razem nie było szansy, żeby kłamała — jej reakcja była zbyt autentyczna. Zbyt prawdziwa.

Sypiał z nią. Miał romans z cholerną Hermioną Granger.

— Nie chcę chyba wiedzieć, jakie inne dziwactwa sprezentowałem sobie na starość — stwierdził tonem, który młoda kobieta rozpoznała w całym chaosie, jaki dookoła nich się rozpętał; pełnym nieskrywanej drwiny, złośliwy i pozornie nieprzystępny. — Wybacz zatem, że tak cię wcześniej potraktowałem — dodał niespodziewanie Snape, odwracając od niej spojrzenie.

Musiała dodać to do listy rzeczy, których nie spodziewała się od niego usłyszeć.

— Nie, to... — Hermiona uśmiechnęła się niezręcznie pod nosem, na moment również uciekając spojrzeniem na własne ręce, ale szybko odnalazła z powrotem ciemne oczy, utkwione w niej czujnie. — To trochę zrozumiałe.

Było pytanie, które musiała zadać. Zaczęła jednak obawiać się tego, co mogła usłyszeć; czego mogła dowiedzieć się, sama będąc zmuszona wyjawić w końcu prawdę o ich przeszłości. Przyszłości. Cholera.

— Co ostatnie pamiętasz? — zapytała, a brwi Severusa mocno ściągnęły się ku sobie, uwydatniając głęboką bruzdę na czole.

Mężczyzna odwrócił wzrok na okno, myśląc nad odpowiedzią. Blade, błękitne niebo i pełne światło dnia po raz kolejny podważyło jego własne wspomnienia i udowodniło, że cała ta sytuacja faktycznie miała miejsce — wcale nie był wieczór, a on wcale nie wrócił właśnie z Grimmauld Place w burzy śnieżnej, mając przy tym ochotę zamordować kogoś gołymi rękami. Które wciąż czuły ślady odmrożeń, co nie byłoby nawet możliwe.

— Spotkanie Zakonu — mruknął, nie zwracając jednak na swoją rozmówczynię spojrzenia, dopóki ponownie się nie odezwał. — Black znowu bredził te swoje farmazony o ukrywaniu się, których naprawdę nie mogę już słuchać, a potem ta cholerna zamieć... — Zamilkł, kiedy niespodziewanie dostrzegł, że zarumieniona wcześniej twarz kobiety przybrała grobowy odcień szarości, a cała krew odpłynęła z jej policzków. — Po twojej minie domyślam się, że nie skończył za dobrze — dodał.

Pamiętała zamięć w styczniu dziewięćdziesiątego szóstego. Mimo, iż byli zamknięci wtedy w zamku pod despotyczną ręką Umbridge, nikt tak naprawdę nie miał wtedy ochoty opuszczać ciepłych murów Hogwartu. Cała Wielka Brytania przykryta była przez kilka dni zawiesistą jak mleko mgłą, którą co jakiś czas podnosił porywisty wiatr, jednak zamiast rozwiać jej ciemność, przynosił gęste opady śniegu, które jedynie pogarszały wyjątkowo przygnębiającą aurę i ograniczały widoczność i mobilność do absolutnego minimum.

Pamiętała też, ile czasu minęło od zamieci do bitwy w Departamencie Tajemnic.

— Zmarł kilka miesięcy później — powiedziała słabo. Nigdy nie przepadała za Syriuszem, ale wspomnienie jego twarzy, po tylu latach, wywołało w niej dreszcz. Podobnie jak to, że po minie Snape'a zorientowała się, że on miał dokładnie na odwrót; dla niego to wspomnienie było świeże. — My... myśleliśmy, że go ratujemy. Voldemort użył go jako wabika, żeby dopaść Harry'ego. Wszedł do jego umysłu i podłożył... fałszywe wizje. — Urwała. Jak miała opowiedzieć o tym, co stało się później? — Trafiliśmy do Departamentu Tajemnic i... wywiązała się jatka. — Hermiona przymknęła oczy, przełykając ciężko ślinę. — Bellatrix Lestrange go zabiła.

Mógł domyślić się, że ta wariatka w końcu osiągnie szczyt swego szaleństwa. Severus zmarszczył brwi, kiedy zdał sobie sprawę, że stoczyli się jako ludzkość do stopnia, gdzie rodzina występowała przeciwko rodzinie i stwierdził, że nie jest pewien, czy chce poznawać więcej szczegółów. Nie wiedział, czy był gotów na to świeżo po tym, jak dowiedział się, że ma w ogóle co poznawać.

Będąc całkiem szczerym, nie wiedział, co robić. Pierwszy raz od bardzo dawna był kompletnie i absolutnie bezradny, znajdując się w obcej dla siebie sytuacji, w obcym — mimo wszystko — otoczeniu. Był zdany na łaskę Granger, która zachowała spokój i rozwagę, przez co niemal całkiem wyzbył się już nadziei, że jednak jest to głupi dowcip bądź sen, z którego się obudzi.

Patrząc jednak w jej twarz dostrzegł coś dziwnego — niespokojny ruch źrenic, drżącą wargę, która szybko zniknęła, przygryziona w nerwowym geście; to powiedziało mu jasno, że wspomnienie nazwiska szurniętej wiedźmy miało dla niej inne, kompletnie niezwiązane znaczenie.

— Domyślam się, że zrobiła o wiele więcej — powiedział, a siedząca naprzeciw niego kobieta zastygła, wpatrując się w niego nieco tępo.

Pokaż mu.

Cichy głos podżegający jej umysł wprawił w ruch bezwładne do tej pory ramię, które machinalnie sięgnęło do kołnierza koszuli, którą Hermiona miała na sobie. Nie oderwała wzroku od Snape'a, patrząc jak na jego obliczu wypływa wyraz ledwo widocznego zaskoczenia wymieszanego ze skupieniem, kiedy odsłoniła materiał, jednocześnie obracając nieco głowę.

Przejechała palcem po obnażonej bliźnie ciągnącej się w poprzek gardła, szybko mrugając, kiedy łzy zebrały się pod jej powiekami. Zanim zdołała wysilić się na jakiekolwiek wyjaśnienie, nerwowo poprawiła ubranie i opuściła spojrzenie na dłonie, które znów ułożyły się na drżących ze zdenerwowania udach.

Wariatka, pomyślał Snape. Ogarnęła go niezrozumiała złość, kiedy dotarło do niego ile szkód wyrządzili psychole, do których najpierw sam się przyłączył, a których później zdecydował się szpiegować. Jak toksyczne były ich zachowania, ich światopogląd. Do czego doprowadziły. Okaleczona nastolatka... Wróć. Nie nastolatka.

Czy to dlatego ją wybrał? Odnalazł w niej równie skrzywdzoną duszę i kompana we wspólnej niedoli?

— Ale to na szczęście już się skończyło — powiedziała nagle Hermiona, prostując się i uśmiechając szeroko.

Posłała Severusowi porozumiewawcze spojrzenie, licząc, że mężczyzna wyczyta jej niemą prośbę, aby nie ciągnął tego tematu, a on — mimo iż nie zrozumiał jej intencji — jakby czytał w jej myślach, powiedział:

— Nie mów mi. — Zrobił to wyłącznie dla siebie. Nie chciał znać swojej przeszłości... przyszłości. Była tylko jedna rzecz, która go interesowała. — Chcę tylko wiedzieć... jak zginął.

Wzrok Hermiony otrzeźwiał niespodziewanie i zmienił się w ułamku sekundy. Nabrał początkowo pytającego, a później nieco zdenerwowanego wyrazu, ale nie uciekł nawet na chwilę, przez co Severus wiedział, że kobieta zrozumiała, o kogo pytał. Potwierdziłby w ten sposób też swoje przypuszczenia, które były jednak dość oczywiste — skoro minęło tyle czasu, a oni obydwoje uczyli w Hogwarcie, Voldemort musiał nie żyć. Snape spodziewał się, że on sam nie pożyłby długo, gdyby było inaczej.

— Zginął tak, jak było mu to przepowiedziane — odparła Hermiona, marszcząc brwi. — W pojedynku przeciwko Harry'emu.

Snape skinął głową. Jakkolwiek potoczyło się jego życie, chociaż od tego był wolny. Był wolny. Ta myśl na moment uczepiła się jego umysłu, przytłoczonego informacjami, szybkością, z jaką działy się wokół niego rzeczy i ich zaskakującą intensywnością. Do tej pory wiódł raczej spokojne, odcięte od ludzkich dramatów życie, a w ciągu kilkunastu minut zmieniło ono swój bieg o sto osiemdziesiąt stopni.

I pozostawała kwestia Granger.

— Więc ty i ja — zaczął, chcąc w zastępstwie wspomnień dowiedzieć się, jak bardzo zmarnował sobie życie.

— Ach — prychnęła Hermiona, a na jej ustach pojawił się słaby uśmiech. — To dość... skomplikowane.

"Skomplikowane" nawet w ułamku procenta nie stanowiło poprawnej reprezentacji dla tego, co właściwie działo się w ich życiach.

— To długa historia? — zakpił Snape, nie spodziewając się, że wzrok młodej kobiety tak nagle odnajdzie jego spojrzenie.

— Nie taka znów długa — stwierdziła pod nosem. — Właściwie... To banalna, wręcz oklepana historia — mruknęła, opierając się wygodniej na fotelu. — Chciałeś, żebym udawała twoją dziewczynę. Narzeczoną właściwie — dodała, mimowolnie obracając na palcu pierścionek zaręczynowy, który nie umknął uwadze zaskoczonego Severusa. — Minerwa po wojnie stała się... nadopiekuńcza. Usilnie próbowała znaleźć ci żonę, więc wymyśliłeś, że odegramy całą tę szopkę.

Znajome imię czarownicy w ustach kobiety, która w jego głowie wciąż miała kilkanaście lat, brzmiało nieprzyjemnie nie na miejscu, jednak same rewelacje, jakie sprezentowała mu Granger, były dużo bardziej zaskakujące. Wszedł w układ z uczennicą, byłą, żeby odegrać się na starej wiedźmie?

— I dałem jej dokładnie to, czego chciała? — zakpił, a Hermiona wywróciła oczami.

— Miałam cię "skrzywdzić", żeby Minerwa dała ci spokój — wyjaśniła kwaśno, a Snape zmarszczył brwi. Wzięła na siebie odpowiedzialność za "skrzywdzenie" go? — Najpierw mieliśmy ją przyzwyczaić, pokazać, jaką to nie jesteśmy zgraną parą, jak... — Zarumieniła się zupełnie bezwiednie. — Jak idealnie do siebie pasujemy.

Chyba w życiu nie słyszał dziwniejszego zdania z cudzych ust. Chociaż czy było dziwniejsze, niż cała rozmowa, którą właśnie odbywali?

— A później mieliśmy się rozstać — dodała nagle Hermiona. — Publicznie. Tak, żeby Minerwa zrozumiała, że... jak to ująłeś: "nawet związek z inteligentną czarownicą, nie jest dla ciebie".

— Stoczyłem się — mruknął po chwili Severus, próbując odszukać swoją własną logikę w pobieżnym "planie", który przedstawiła mu szatynka i jego żenującej argumentacji. Nie było to całkiem bez sensu, ale z pozoru wydawało się nie mieć wielkich szans na powodzenie.

Niespodziewanie zobaczył na twarzy Granger rozczulony uśmiech.

— Wiele przeszedłeś — powiedziała łagodnie. — Bez wchodzenia w szczegóły — jej brwi poruszyły się wymownie — należał ci się święty spokój. Minerwa nie potrafiła tego zrozumieć, dlatego zdecydowałam się zgodzić na to wszystko.

Tym razem to on posłał jej bardzo dosadne, jednoznaczne spojrzenie.

— Bezinteresownie? — zapytał drwiąco, a Hermiona uśmiechnęła się, pobłażliwie wywracając oczami.

— Oczywiście, że nie — odparła. Jej pewność siebie wyparowała jednak w ułamku sekundy, kiedy przypomniała sobie dylematy "teraźniejszości", które musiała odłożyć na dalszy plan. Same piętrzące się problemy. — Załatwiłeś mi w zamian staż u Aleksieja Rodovica.

Szok w spojrzeniu Snape'a i lekko rozchylające się w pierwszym odruchu usta nieco ją zdezorientowały. Przez chwilę mężczyzna po prostu wpatrywał się w swoją rozmówczynię, która coraz mocniej rozbawiona obserwowała rosnącą na jego twarzy konsternację.

— Naprawdę byłem zdesperowany — rzucił w końcu.

Wesoły śmiech wypełnił pomieszczenie, rozrzedzając nieco niezręczną, nerwową atmosferę, jaka panowała w gabinecie na trzecim piętrze. Tak, pomyślała Hermiona. Jego sarkazm naprawdę był jedyną, stałą rzeczą we wszechświecie.

— Może odrobinę — przyznała.

— I co? — zapytał nagle Severus, kręcąc głową. — Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy ze sobą sypiać?

Delikatniej się nie dało? Gryfonka chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona bezpośredniością, z jaką została skonfrontowana, jednak szybko zrozumiała, że właściwie nie była ona ani trochę przekłamana, ani niewystarczająca. Tak jakoś wyszło.

Jak urywki z filmu zobaczyła wszystkie rozmowy jakie odbyli, wszystkie uśmiechy, które wymienili podczas długich spacerów — początkowo wymuszanych, niezręcznych, później wyczekiwanych, przynoszących spokój. Przyjemność. Przypomniała sobie cierpienie, które ich połączyło i wspomnienia, jakie dzielili. Pragnienie, które w sobie obudzili i nadzieję, jaką w sobie nawzajem zasiali.

To nie wyszło "tak jakoś".

— Wiem, że trudno ci będzie w to uwierzyć, zwłaszcza, że... — Hermiona niespodziewanie zmarszczyła brwi. — W której według ciebie jestem klasie? Piątej? — Na jej ustach pojawił się pogardliwy, choć słaby uśmieszek. — Byłam wtedy totalnym szczylem — przyznała.

Snape uniósł brew, a Hermiona posłała mu przelotne spojrzenie, prychając pod nosem.

— I chcesz powiedzieć — zaczął powoli — że teraz mając dwadzieścia trzy lata...

— Dwadzieścia cztery — wtrąciła kobieta mimochodem. Co jemu daje... trzydzieści sześć.

Mężczyzna spojrzał na nią surowo, ale jedyne, co dostrzegł, to czająca się w kącikach ust drwina.

— Chcesz mi powiedzieć, że mając dwadzieścia cztery lata — poprawił się, choć w jego tonie dało się odczuć niezadowolenie — to się zmieniło?

Kpiący uśmiech na jej ustach przybrał przyjemniejszy, łagodniejszy wyraz.

— Najwyraźniej musiało — stwierdziła, unosząc brew.

Irytowało go, że to robiła. Irytowało go, że przez to orientował się, że to od niego nauczyła się tego gestu i irytowało go, że jej zachowanie całe przepełnione było jego śladem, przez co nie miał zupełnie prawa kwestionować jej słów.

— Okazało się, że mimo wszystko... mamy ze sobą wiele wspólnego — dodała, ponownie uśmiechając się pod nosem.

Severus uniósł brwi w tak jednoznacznym geście, że kobieta odruchowo się zarumieniła.

— Tak, widziałem — mruknął pod nosem.

— Wbrew pozorom nie tylko to — rzuciła mimochodem, krzyżując ramiona na piersi, a ciemnowłosy czarodziej prychnął gorzko.

Ugryzła się jednak w język, zanim powiedziała zbyt wiele.

— Mówisz, że wygryzłem Pottera z roli i teraz to ja jestem twoim najlepszym przyjacielem? — zakpił Snape, kładąc nieprzyjemnie drwiący wydźwięk na ostatnie słowa.

— Aż tak sobie nie pochlebiaj — sarknęła Hermiona.

Miał problem z tym, że brakowało jej pokory. Choć Granger z "przeszłości" miewała niewyparzony język, wciąż była kulturalną, pełną powściągliwości dziewczyną, zupełnie nie przypominającą czarownicy, która siedziała w fotelu naprzeciw i bez żadnej krępacji odpowiadała na jego sarkazm równie ekspresyjnym cynizmem. Ta wersja kobiety nie bała się mu pyskować, nie miała w sobie skromności, którą znał, ale posiadała za to manierę, która nadawała jej charakter i czyniła z niej osobę bardzo podobną do niego samego. Z czym również miał problem.

— Ciężko oswoić mi się z myślą, że wybrałem akurat ciebie — przyznał po chwili Snape. Mimo, iż Hermiona doskonale rozumiała kontekst jego słów, trochę zabolało ją, że były tak dosłowne. — Ciebie, najbardziej wyszczekaną smarkulę, jaką znam.

Kolejny śmiech osłodził gorycz, którą kobieta czuła na końcu języka.

— Akurat to oboje zgodnie przyznaliśmy, że jest komplementem — odparła, wymownie poruszając brwiami — nie obelgą.

— Mogę zrozumieć czemu — mruknął Severus pod nosem.

Severus zlustrował ją tak przenikliwym spojrzeniem, że aż się wzdrygnęła. Chwilę wytrzymała jego nieznośny wzrok, który wiercił dziurę w jej brzuchu, choć nie takie było jego zamierzenie, jednak w końcu spuściła oczy na swoje nogi, czując przejmujące nad nią władzę zdenerwowanie.

Wiedziała, że nie może przeciągać tej rozmowy w nieskończoność. Wiedziała, że nie uniknie rozmowy z Minerwą tak jak nie uniknie konieczności podjęcia kroków w związku z "wypadkiem" Severusa. Mimo wszystko jednak ciężko jej było zrobić pierwszy z nich, bojąc się, jakie rzeczy może odkryć po drodze — o nim, o tym, co mu się stało. Jak długo przyjdzie mu żyć w starym umyśle, swojej młodszej głowie. Która nie przeszła tego wszystkiego, co stało się później. Wcześniej. Cholera.

— Dalej uczę eliksirów? — zapytał mężczyzna.

Merlin jeden wiedział, jak bardzo Hermiona cieszyła się z faktu, że wbrew wszelkim oczekiwaniom, to Severus przyszedł na pomoc niezręcznej ciszy.

— Nie — powiedziała, uśmiechając się ciepło. — Minerwa, kiedy sama została dyrektorem, przywróciła cię na stanowisko nauczyciela Obrony.

Tym razem to Severus niemal się zaśmiał — choć było to zwyczajnie gorzkie, głośne prychnięcie, stłumione urywanym wydechem.

— Cóż za ironia — sarknął.

Hermiona zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem.

— Z tego co wiem, dokładnie to samo stwierdziła, oferując ci tę posadę — stwierdziła wymownie. — Ale to wiem już tylko z twoich opowieści. — Mimowolnie przypomniała sobie rozmowę, podczas której jej o tym powiedział i to konkretne wspomnienie; wspomnienie tamtego Snape'a, który patrzył na nią zupełnie inaczej, niż ten, który siedział przed nią; zmusiło ją do nabrania głęboko powietrza. — Powiadomię ją o tym, co się stało — powiedziała nagle. — Musimy... musimy coś wymyślić. — Ciemnowłosy czarodziej bez słowa obserwował, jak młoda gryfonka podnosi się i poprawia materiał spódnicy. — Za niedługo wrócę — mruknęła. — Poczekaj tu na mnie, proszę.

Kolejny pierwszy raz, Severus zrobił dokładnie to, o co Hermiona go poprosiła, choć tym razem z zupełnie innego powodu, niż kiedykolwiek dotąd — z powodu, którego żadne z nich nie chciało. Powodu, którego musieli szybko się pozbyć i to za wszelką cenę. Powodu, którego żadne za nic się nie spodziewało, licząc, że w końcu uda im się w końcu trochę pożyć w spokoju. Jak naiwnie.

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

28.3K 1.6K 27
Magicznym światem wstrząsa seria brutalnych morderstw, dokonywanych na czarodziejach czystej krwi. Draco Malfoy jako szef Departamentu Przestrzegani...
21.4K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
31.4K 1.2K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
21.5K 1.7K 19
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...