Sojusz, Granger?

By HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 58

2.2K 161 72
By HachiYuuko

Stłumiony jęk wydobył się z ust Hermiony, kiedy poczuła zimną dłoń zaciskającą się w stalowym uścisku na jej szyi. Zadrżała, brutalnie przygwożdżona do materaca, jednak zanim zdążyła się poruszyć, zobaczyła ciemne oczy pojawiające się tuż przed nią. Tuż ponad jej twarzą. Severus wpatrywał się w nią zapalczywie, a jego usta wykrzywiły się w chełpliwym wyrazie, kiedy wyczuł dreszcz przebiegający przez ciało leżącej pod nim kobiety.

— Tego chcesz, Granger? — warknął gardłowo, wolną ręką rozpinając sznurowanie gorsetu. Hermiona sapnęła, kiedy niespodziewane szarpnięcie pozbawiło jej resztek ubrania, a dłoń na szyi zacisnęła się mocniej. — Tego chcesz? — powtórzył, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby. Uwolnił ucisk na szyi kobiety tylko po to, aby ułamek sekundy później złapać mocno jej brodę, zmuszając, aby na niego spojrzała.

W odpowiedzi doczekał się jedynie kolejnego jęku. Hermiona poczuła, że jego druga dłoń dotknęła skóry na jej brzuchu, przesuwając się wzdłuż talii aż na plecy. Severus jednym, pewnym ruchem uniósł jej ciało, przyciągając do siebie i niemal wciągając ją na swoje kolana. Od razu odnalazła jego usta, spierzchnięte, łapczywe, niemal z agresją łaknące jej czułości. Objęła ramiona mężczyzny, wczepiając palce w przydługie włosy, kiedy bezceremonialnie podciągnął materiał jej spódnicy. Nie zamierzał się z nią bawić. Doskonale wiedział, czego chce i wiedział, że ona chciała tego samego. Dał jej dokładnie to, warcząc pod nosem, kiedy zobaczył rozszerzające się w ekstazie oczy i uchylone usta, które cicho szeptały jego imię. Kobieta zastygła w jego ramionach, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem i jęknęła, kiedy naparł na nią bez ani krzty delikatności. Bez ani odrobiny subtelności.

Hermiona obudziła się nagle i usiadła gwałtownie, czując, jakby jej serce miało zaraz wyskoczyć z jej piersi. Spuściła nogi na podłogę i zmięła w dłoniach materiał pościeli. Opanuj się do cholery, pomyślała. Przymknęła oczy i dotknęła dłonią szyi, drugim ramieniem obejmując się szczelnie. Dlaczego to było takie realne? Przycisnęła do siebie śliską kołdrę i zerknęła za okno, na wysoko wiszący na niebie księżyc. Dotyk dłoni Severusa, nawet pozostawiony we śnie, wypalił tak wyraźne znaki na jej ciele, że Hermiona do tej pory je czuła. Tak samo jak wciąż czuła ciężar jego ciała na swoim, kiedy dociskał ją do materaca jego własnego łóżka, warcząc do ucha i tłumiąc jej jęki.

Wiedziała, że to wszystko było winą nieuchronnie zbliżających się walentynek, do których sama Hermiona nigdy nie czuła się specjalnie przywiązana. Uważała je za niepotrzebny, sztuczny wymysł społeczeństwa, które usprawiedliwiało w ten sposób zaniedbania całego roku, mając nadzieję, że wynagrodzą swoim drugim połówkom brak zainteresowania. Chociaż bardziej chyba irytował ją w tym wszystkim wszechobecny przepych i swego rodzaju wyścig — jakby ilość i cena prezentu naprawdę miały kiedykolwiek zastąpić jego jakość.

Oczywiście — to, co się działo między nią, a Severusem pewnie też miało na to wszystko jakiś wpływ. Hermiona nie była pewna, ile z wydarzeń z piątkowego wieczoru było prawdą, a ile było jedynie wytworem jej przemęczonego, wyczerpanego umysłu. Pamiętała, że po wszystkim obudziła się na kanapie, a Snape spał obok z ramionami skrzyżowanymi na piersi i głową swobodnie opartą o zagłówek. Niewielki ręcznik spoczywał na jego kolanie, a drugi, zakrwawiony, Hermiona odnalazła w łazience, kiedy poszła szybko przemyć twarz. Wiedziała, że ta krew należała do niej i szybko zrozumiała, że Severus zajął się nią, kiedy nieprzytomna utknęła w jego komnatach po nagłym wyładowaniu magii.

Żadne z nich jednak nie skomentowało tego, co między nimi zaszło. Pokaz magii i niespodziewany pocałunek przeszły obok bezgłośnym echem, nie pozostawiając jednak między nimi żadnej niezręczności. Nie, jakby nic się nie stało — lecz jakby to było coś absolutnie normalnego, naturalnego, coś, co przyszło im tak łatwo, jak oddychanie. Oboje przyjęli to z ulgą i pewnego rodzaju przyjemnym zaskoczeniem. Choć oboje zdawali sobie sprawę, że nie są w stanie patrzeć na siebie nawzajem tak, jak do tej pory; zbyt wiele emocji piętrzyło się dookoła, kiedy zostawali sami i zbyt łatwo przychodziło im grać w towarzystwie innych.

To ostatnie musiało jednak trwać dalej. W ciągu następnych dni Hogwart zaczął coraz bardziej przypominać herbaciarnię pani Puddifoot, a kolorowe, różowo-czerwone dekoracje z coraz większą intensywnością pojawiały się w kolejnych częściach zamku. Wracając ze środowego obiadu, Hermiona pokręciła głową widząc, jak kilka uczennic dekorowało okiennice wstążkami z których zwisały zaczarowane, mieniące się kolorami serca i zaśmiała się pobłażliwie pod nosem.

— Merlinie, to tylko jeden dzień, a przygotowują się do niego bardziej, niż do Bożego Narodzenia — mruknęła.

Idący obok Severus prychnął w odpowiedzi.

— Nastolatki uwielbiają sentymentalizm — stwierdził kpiąco.

Niespodziewanie usłyszeli cichy huk dochodzący zza winkla. Spojrzeli po sobie nieco skonsternowani i szybkim krokiem skierowali się w stronę, skąd dochodziły coraz głośniejsze odgłosy rumoru i poruszenia. Natrafili na doprawdy komiczny obraz — grupa uczniów kotłowała się przy parapecie, śmiejąc głośno, a w powietrzu dookoła nich było pełno różowego, pstrokatego dymu. Z sufitu natomiast, zaczepiony nogami na żyrandolu, zwisał Irytek, który śmiał się jak psychopata, trzymając za brzuch.

Tergeo — warknął Snape, unosząc natychmiast różdżkę, a dym rozpłynął się w powietrzu, przyciągając uwagę uczniów. Na korytarzu zapadła grobowa cisza, a kilkanaście par oczu wpatrzyło się z trwogą w zbliżających się nauczycieli. — Raczycie wyjaśnić, co tu się dzieje?

Hermiona rozglądnęła się po studentach, którzy nagle nie wydawali się skorzy do rozmowy i skrzyżowała ramiona na piersi. Jej wzrok spoczął na Irytku, który z prędkością światła spłynął po ścianie, a kiedy dostrzegł młodą nauczycielkę łobuzerski uśmieszek na jego wykrzywionych ustach nieco osłabł. Przekręcił głowę, niczym zaciekawione zwierzę i wystrzelił w powietrze, znikając z ich pola widzenia zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć do niego choć jedno słowo.

— To Henrietta — pisnęła nagle stojąca na przedzie ślizgonka, która ugięła się pod wpływem surowego spojrzenia stojącego przed nią Snape'a.

Tłum rozstąpił się, a oczom nauczycieli ukazała się przerażona, niska nastolatka. Cała jej szata pokryta była wściekle różowym drobinkami i świecącymi serduszkami, które wplątały się też w jej włosy i opadły na twarz. Severus i Hermiona spojrzeli na nią, synchronicznie unosząc brwi.

— Ja... prze-przepraszam... — zająknęła się uczennica. — Chciałam tylko udekorować okno... ale niechcący....

Para spojrzała po sobie, a młoda nauczycielka niemal wybuchnęła śmiechem, widząc srogą minę Snape'a. Zupełnie nieświadoma, że jej wyraz twarzy wyglądał niemal identycznie.

— Niechcący to właśnie zarobiłaś trzy ujemne punkty dla Slytherinu, panno Ross — powiedziała Hermiona, zanim dziewczyna wydusiła z siebie ostatnie słowa.

Uczennica spuściła głowę, posłusznie przyjmując karę i wzdrygnęła się, kiedy młoda nauczycielka szybkim zaklęciem oczyściła jej szatę.

— Na co czekacie? Nie stójcie jak kołki — powiedział Severus, groźnie lustrując swoich byłych podopiecznych, którzy w popłochu zaczęli zbierać się do ucieczki. Kiedy zniknęli, spojrzał na Hermionę, która uśmiechnęła się szeroko. — Nie mogłaś odpuścić sobie odjęcia punktów Slytherinowi, prawda?

— Kompletnie zasłużenie, pragnę nadmienić — stwierdziła, ale niemal natychmiast roześmiała się, kiedy dostrzegła uniesioną brew mężczyzny. — Och, nie bądź hipokrytą. Ty nigdy nie przepuściłeś żadnej, ale to absolutnie żadnej okazji, żeby odjąć punkty gryfonom.

Snape skrzywił się, niezadowolony z jej zuchwałej odpowiedzi.

— Merlinie, zaraz Minerwa zacznie suszyć mi głowę, że ma w Hogwarcie moją kopię — mruknął zniesmaczony.

Pozwolił, aby kobieta ujęła jego ramię i niespiesznie skierował się w stronę jej sali lekcyjnej.

— Nie masz się czym martwić, marna podróbka nigdy nie prześcignie oryginału — stwierdziła ze śmiechem Hermiona. — Poza tym, panna Ross będzie miała szansę odrobić punkty na naszych jutrzejszych zajęciach, o ile tylko się na nich pojawi.

Mężczyzna pokręcił głową nad łagodną naturą Granger, która mimo jej prób, nie potrafiła długo pozostać w ukryciu.

— Masz rację, marna z ciebie podróbka — skomentował z przekąsem.

— Nigdy się nie starałam, Severusie — odparła Hermiona. — Zresztą, czy to nie ty mówiłeś, że nastolatki kochają sentymentalizm? — dodała, unosząc wymownie brew i zerkając na mężczyznę kątem oka. — Możemy nie podzielać ich entuzjazmu co do natury tego święta, ale koniec końców to tylko niewinne tradycje.

Snape zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem.

— Jestem skłonny postawić dziesięć galeonów, że do końca tygodnia zmienisz zdanie i będziesz wyklinać ten ich sentymentalizm — stwierdził.

Hermiona zatrzymała się i spojrzała na swojego towarzysza.

— Zgoda — mruknęła, unosząc wyzywająco brew.

Ku zaskoczeniu Snape'a wyciągnęła do niego szczupłą dłoń.

— Nie kryjesz się już nawet ze swoją hipokryzją, Granger — rzucił, papugując jej gest, który ona sama, o zgrozo, przejęła od niego. Komedia, stwierdził.

— W końcu zaczęłam starać się być taka, jak ty — stwierdziła Hermiona z perfidnym, wyczekującym uśmiechem czającym się w kącikach ust. — Więc jak, wymiękasz?

Bezczelna. Mimo wszystko spodobał mu się błysk, jaki pojawił się w jej oczach.

— Ja nie — odparł ciszej, a jego głos przybrał gardłowy ton. Ścisnął jej dłoń, miażdżąc kobietę spojrzeniem, który przyprawił ją o ciarki i dodał: — Ale ty brniesz w coś, co szybko cię przerośnie.

Młoda gryfonka drgnęła, czując nagły przypływ adrenaliny.

— Nie masz pojęcia, ile mogę znieść — mruknęła.

Odsunęła się, uwalniając dłoń z uścisku i posłała Severusowi przelotne spojrzenie, odchodząc do sali lekcyjnej. Jej nogi drżały z podniecenia, a kiedy zerkała przez ramię, obserwując znikającego za rogiem mężczyznę, poczuła przyjemny, uporczywy skurcz pod pępkiem.

Nie była w stanie przestać uśmiechać się aż do końca zajęć, kiedy to uświadomiła sobie, że nie powinna była zakładać się z Severusem. Miała pożałować tego bardziej, niż żałowało się układów z Irytkiem — ale mleko się rozlało i Hermiona szybko zrozumiała, że będzie musiała mocno zmobilizować swoje emocje, aby nie dać po sobie poznać jak irytujące i dziecinne wydawały jej się walentynkowe tradycje. Trzeba było trzymać buzię na kłódkę, pomyślała, obracając w dłoniach skonfiskowany tuż pod koniec zajęć liścik miłosny. Sądziła, że jej studenci są dojrzalsi. Liczyła, że chociaż oni dadzą jej nadzieję, że uda jej się wygrać zakład, który podjęła w przypływie chwili. Ale nie, oni musieli pokazać jej jako pierwsi, że we wszystkim, co ludzie mówią o karmie, jest ziarno prawdy.

Westchnęła. Mimo pochmurnego widma porażki wiszącego nad jej głową, czuła dreszczyk emocji — podobny do tego, który towarzyszył jej podczas odgrywania scen przy Minerwie. Postanowiła wykorzystać pracujące na pełnych obrotach synapsy i kontynuowała próby stworzenia przepisu na eliksir, co wydawało się nie mieć końca. Zaszyła się w pracowni i powoli pogrążyła się w pracy, odcinając zupełnie od otaczającego ją świata. Badania metodą prób i błędów miały to do siebie, że trwały długo i wymagały wytrwałości. Severus słusznie zauważył, że darła niemal każdy pergamin z przepisem i wmawiała sobie, że efekty nie są miarą sukcesu. Wiedziała jednak, że to jej sposób na pozostanie zmotywowaną.

Podobnie jak wiedziała, że jest blisko stworzenia bazy do eliksiru — kilka razy udało jej się już osiągnąć satysfakcjonujący rezultat, choć daleko temu było do czegoś, co nadawałoby się do dalszej pracy. Przyniosła ze składzika gryzące cebule i rozmasowała ścierpnięty kark, zanim zabrała się do dalszej pracy. Musiała wyczarować magiczną bańkę nad stołem, żeby odgrodzić się od drażniącej zmysły rośliny i posiekała ją najszybciej, jak umiała, mimo iż uparty korzeń próbował wyślizgnąć się z jej dłoni.

— Następnym razem najpierw odetnij liście — usłyszała.

Podniosła wzrok zaskoczona i dostrzegła stojącego przy filarze Severusa, który ze skrzyżowanymi na piersi ramionami przyglądał się jej uważnie. Ostatnia korzonka drgnęła, uwalniając się z jej uścisku, a Hermiona spojrzała na nią groźnie, przyciskając ją mocno do stolika.

— Może następnym razem zwyczajnie nie strasz mi cebul — mruknęła. Bardzo niechętnie podążyła za sugestią Snape'a, a roślina zwiotczała w jej dłoni. Zła na fakt, że Severus przerwał jej pracę i w dodatku musiał podzielić się z nią cenną wskazówką, uniosła na niego spojrzenie i zlustrowała go przeciągle. — Skończyłeś wcześniej?

Snape uniósł brew, wykrzywiając usta w kpiącym grymasie. Nie odpowiedział od razu, a Hermiona zmarszczyła brwi, czując, że drwi z niej w dość oczywisty sposób.

— Gdyby tak było, wybrałbym jakieś zajęcie, które pozwoli mi odpocząć — prychnął.

Odepchnął się plecami od kamiennego wspornika i podszedł bliżej stanowiska, gdzie Hermiona akurat wrzucała cebulę do wywaru. Kobieta spojrzała na niego pytająco i wciąż dzierżąc w dłoni nóż, zerknęła na zegarek. Jej brwi uniosły się wysoko, kiedy zorientowała się jak późno było, ale właściwie nie powinna być zaskoczona — często traciła poczucie czasu przy pracy.

— Na przykład co, przerabianie kolejnych pytań na egzamin, żeby nie dało się go zdać? — zapytała pobłażliwie, mieszając w kociołku.

— Wszystko jest lepsze od patrzenia, jak siekasz składniki — zakpił mężczyzna. — Ziemniaki kroi się z większą gracją.

Hermiona parsknęła odruchowo, spoglądając na Severusa, który stanął po drugiej stronie stołu i z pełną powagą przyglądał się wytworowi jej pracy, który cicho bulgotał na wolnym ogniu.

— Cóż, w jakimś celu tu jednak przyszedłeś — mruknęła kąśliwie i uniosła brew  — a nie widzę, żebyś niósł ze sobą kolację.

Niespodziewanie ciemne oczy oderwały się od kociołka, a w kącikach ust Snape'a zamajaczył obrzydliwie chełpliwy uśmieszek. Wyciągnął z kieszeni szaty serwetkę, a kiedy rozwinął ją, kładąc na stole, oczom Hermiony — stojącej przed nim z tępym szokiem wymalowanym na twarzy — ukazało się kilka grzanek.

— Ale nie przypisuj mi za to zasług — warknął pod nosem, ewidentnie rozbawiony miną swojej rozmówczyni. Sięgnął do kieszeni jeszcze raz i postawił przed Hermioną dorodną pomarańczę, dopiero wtedy podnosząc na nią wzrok. — Sinistra powinna skończyć z herbatkami u Minerwy, bo udziela się jej matczyny syndrom.

Hermiona chwilę stała jak wryta, bo oto właśnie Severus Snape, największy ponurak, jakiego widział Hogwart, przyniósł jej kolację.

— No tak, a ty jako troskliwy narzeczony nie mogłeś odmówić — stwierdziła.

— W końcu nie mogę pozwolić, żebyś głodowała — zakpił Snape.

— Racja — zaśmiała się Hermiona, sięgając po grzankę. — Jeszcze tego brakuje, żeby Minerwa zaczęła suszyć ci głowę, że o mnie nie dbasz.

Młoda czarownica posłała rozbawione spojrzenie Severusowi, który wywrócił oczami, słysząc jej prześmiewcze słowa. Poczuła przyjemne uczucie rozlewające się po jej wnętrzu, mimo iż wiedziała, że zachowanie mężczyzny to tylko gra, w którą mieli uwierzyć wszyscy w ich otoczeniu. Taka troska, nawet udawana, była w pewien sposób rozczulająca.

Zauważyła, że Snape bez pardonu sięgnął po jej notatnik i zaczął zgłębiać jego zawartość. Chciała zaprotestować, ale jakaś część jej zbuntowała się — w końcu stał przed nią Mistrz Eliksirów. Kto, jak nie on, mógłby rzucić nieco światła na jej marne próby, które póki co kończyły się dreptaniem w miejscu?

— Masz tu same organiczne składniki, które nie mają żadnej wspólnej bazy anatomicznej — mruknął. Podniósł na nią spojrzenie, unosząc brew, kiedy dostrzegł zapał, z jakim kobieta pałaszowała jedzenie, które jej przyniósł. — Słuchałaś w ogóle tego, co mówiłem na zajęciach?

— Oczywiście — burknęła urażona Hermiona, wyrywając mu z dłoni notes. — Dlatego rozpatruję każdy składnik osobno.

Snape skrzyżował ramiona na piersi i zmrużył oczy.

— W ten sposób też do niczego nie dojdziesz — stwierdził, a Hermiona zmarszczyła brwi. Czekała cierpliwie na jego kolejne uwagi, które mimo, iż rugały jej sposób postępowania, nie miały na celu zabić jej woli walki. A przynajmniej ona nie odniosła takiego wrażenia. Nagle mężczyzna odwrócił się, kierując w stronę składzika. — Nie stój tak, nie zrobię wszystkiego za ciebie — rzucił przez ramię.

Młoda kobieta wcisnęła do ust ostatnią grzankę i podążyła za nim niemal odruchowo, karcąc się za ekscytację, jaka towarzyszyła jej ruchom. Co mogła jednak poradzić, że taki rozwój wydarzeń zwyczajnie się jej podobał? Zobaczyła światełko na końcu tunelu swoich niepowodzeń, które ku jej zaskoczeniu odziane było w czarne, długie szaty i patrzyło na nią kpiąco.

— Tego już próbowałam, baza się destabilizuje — mruknęła, kiedy Severus ściągnął z półki kolejną fiolkę. Zamilkła jednak, kiedy uciszył ją jednym, zdawkowym spojrzeniem i zaśmiała się cicho pod nosem, odbierając od niego naczynko.

— Skoro już poświęcam swój czas, żeby ci pomóc, nie bądź niewdzięczna — rzucił. Zerknął na nią przez ramię, oceniając naręcze składników i dodał: — Nie ociągaj się, idź nastaw kolejny kociołek.

Hermiona skinęła głową i wróciła do stanowiska, przygotowując powoli wszystko, co miało być im potrzebne. Severus podszedł do niej po chwili, bez słowa zabierając jej notatnik i kontynuował studiowanie jego treści. Przewrócił kartkę, sięgając po pióro i zanotował kilka uwag, których kobieta nie miała szans dostrzec.

— Ile bazy...

— Pięć uncji — przerwał jej, zanim zadała pytanie.

Prychnął, widząc, że przewróciła oczami i chwilę wodził spojrzeniem za jej szczupłymi rękami, zawieszając oczy na kostkach wystających tuż przy nadgarstkach, które z taką łatwością mieściły się w jego dłoniach.

Kiedy baza powoli dochodziła do siebie, skupił się na przeliczaniu proporcji. Od razu rzuciły mu się w oczy podstawowe błędy, które popełniła Granger, choć wciąż nie mógł wyrzucić z pamięci tego, jak poradziła sobie z cebulami. Zastosowanie przez nią magii bezróżdżkowej, której powoli się uczyła, było... intrygujące. Jasno świadczyło o tym, że kobieta doskonale wie, co robi. Wolałby jednak do końca życia wąchać gacie Merlina, niż jej to przyznać.

Tak samo jak nie chciał przyznawać, że lista jej składników była bardziej niż obiecująca. Dostrzegł na niej nawet herbarię, o której wspomniał raz — a Granger nawet nie było wtedy na zajęciach, bo leżała spetryfikowana w skrzydle szpitalnym. Nienawidził siebie za doskonałą pamięć, ale nie mógł jej zignorować.

Poczuł charakterystyczny zapach ziół unoszący się z kociołka i podniósł wzrok, widząc, że Hermiona kończyła przygotowania. Obszedł stół, stając nad kobietą i zaglądnął przez jej ramię do wywaru. Hermiona dostrzegła go kątem oka, ale nie przerwała mieszania, wiedząc, że nie może doprowadzić do zniszczenia eliksiru na samym początku. Choć Snape stojący tuż za nią zdecydowanie nie sprzyjał skupieniu.

— Trzy krople krwi salamandry — polecił. Sięgnęła posłusznie po fiolkę, chcąc ją odkorkować, ale wtedy za plecami usłyszała: — Od lewej i dociśnij.

Miała ochotę westchnąć, kiedy po raz kolejny usłyszała upomnienie, ale zamiast tego poczuła dreszcz. Nic nie mogła z tym zrobić i chyba to zirytowało ją najbardziej — Severus zrugał ją w sposób, który zamiast ją zirytować, spodobał jej się. Mężczyzna musiał jednak źle odczytać jej zachowanie, bo niespodziewanie dotknął jej ramion i zmusił, aby zrobiła krok w bok, odsuwając się od stanowiska. Wyciągnął fiolkę z jej dłoni i szybkim ruchem wcisnął korek, obracając go w lewo, a Hermiona z zaskoczeniem patrzyła, jak zatyczka swobodnie wysuwa się pod wpływem ciśnienia.

Uniosła brwi, niemal przyprawiając Snape'a o pobłażliwy śmiech.

— Jak...

— Magia, Granger — zakpił Severus. Zrobił krok w tył, pochylając się ku kociołkowi i wlał trzy krople krwi do wywaru, z którego uniosła się ciemna, bordowa para, która natychmiast rozpłynęła się po stanowisku dookoła kociołka. Hermiona była w takim szoku, że przez chwilę patrzyła na niego bez słowa. Nigdy do tej pory nie miała okazji z tak bliskiej odległości obserwować jego pracy, która wydawała się tak swobodna. Tak intuicyjna. Tak przyjemna, kiedy znało się przydatne sztuczki. — Myślałaś już o wyjściu do Hogsmeade?

Hermiona podejrzewała, że musiała wyglądać komicznie. Obeszła stanowisko, żeby móc chociaż zacząć układać w głowie odpowiedź na niespodziewane pytanie, które po prawdzie nie powinno było jej zaskoczyć — mogła domyślić się, że Snape nie przyszedł pomóc jej z dobroci serca, co najwyżej z żałości nad jej poczynaniami.

— Niespecjalnie — odparła. — Myślałam, że może pójdziemy do herbaciarni, poudajemy trochę przed Minerwą...

Co właściwie ludzie robią w walentynki? Nie miała zielonego pojęcia.

— Nie jesteś specjalnie wymagająca — stwierdził pod nosem wysoki czarodziej, a Hermiona zaśmiała się dość niespodziewanie. Zerknęła do kociołka, widząc, że wywar zgęstniał i sięgnęła po fiolkę stojącą na podstawce nieopodal. Podała ją Severusowi, uśmiechając się szerzej, kiedy posłał jej niezadowolone spojrzenie. Cholerna, bystra wiedźma, pomyślał, odmierzając kilka kropel bulbadoksowego soku. — W takim razie co powiesz na obiad? — kontynuował. — Czy to wystarczająco społecznie akceptowalny sposób na spędzanie walentynek?

Ulżyło jej, że zadał to pytanie.

— Pod warunkiem, że później zjemy ciasto.

— Ciasto? — Snape zmarszczył brwi, nie odrywając spojrzenia od kociołka, w którym zamieszał powolnym ruchem. — Niech ci będzie. Dowiem się, jaki plan ma Minerwa i omówimy szczegóły pod koniec tygodnia.

Hermiona skinęła głową, nie spuszczając oczu z dłoni, które sięgnęły po figę abisyńską. Merlinie, oszczędź mnie. Bez wahania podała Severusowi nóż, który mężczyzna odebrał od niej z krzywym grymasem na ustach. Jednym, precyzyjnym ruchem przycisnął ostrze do drewnianej podkładki i rozpołowił purpurowy owoc. Wycisnął sok do kociołka, a na wierzchu jego dłoni pojawiła się wyraźna, ciemna żyła, która biegła aż pod rękaw. Hermiona przygryzła wargę i zbeształa się na myśl o tym, w jaki inny sposób Snape mógłby użyć swoich dłoni.

— Spróbuję podpytać o to Aurorę — mruknęła, w końcu odwracając wzrok. — Minerwa mogłaby nabrać podejrzeń, jeśli nagle zacząłbyś ją o to wypytywać.

Snape zerknął na nią przelotnie, kiwając głową.

— Chodź, wystarczająco już zrobiłem za ciebie — rzucił, kiedy wywar cicho zabulgotał.

Hermiona prychnęła, podchodząc bliżej.

— Z własnej woli, pragnę nadmienić — żachnęła się teatralnie oburzona.

— Trzeba było nie bezcześcić tak prostej bazy.

Stanęła tak blisko, że ponad cierpkim zapachem ziół pomieszanym ze słodyczą soku z figi Snape doskonale wyczuł jej kwiatowe perfumy. Subtelne, przytłumione dymem i atramentem, ale nadal na tyle wyraźne, aby posłał jej przelotne spojrzenie.

Wcześniej nigdy nie spodziewał się, jak dziwnie satysfakcjonującym uczuciem było mieć obok siebie kogoś, kto będzie wiedział czego potrzebuje, zanim zdąży wypowiedzieć słowa na głos. Kogoś, kto — mimo wszystko — wiedział co robi, choć wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Kogoś, kto tak uważnie i czujnie słuchał jego sugestii i wykonywał polecenia. Zwłaszcza ta ostatnia myśl wywołała w nim dziwne, ale niesamowicie przyjemne uczucie.

— Moja baza była absolutnie wystarczająca, dopóki ktoś nie przyszedł się tu rządzić — burknęła z uśmiechem na ustach Hermiona.

Poczuł, że się zbliżyła. Poczuł jej ramię, które niby przypadkiem musnęło rąbek jego łokcia. Zobaczył uśmiech, majaczący w kącikach jej ust, kiedy obróciła się lekko, sięgając po fiolkę ze stabilizatorem. Nie zamierzał tego nie wykorzystać — stanął naprzeciw niej i spojrzał na nią z góry, unosząc brew w dość wymownym geście, a Hermiona uchyliła wargi, zadzierając wyżej brodę. Twardy, drewniany blat wrzynał się w jej biodro, a uda odruchowo mocniej się zacisnęły, kiedy ciemne oczy zlustrowały przeciągle jej sylwetkę.

Do tego momentu nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl, do jakich innych celów mógłby służyć stół w pracowni eliksirów.

— Pod warunkiem, że nie chcesz nas oboje uszkodzić, sugerowałbym jednak wlać ten stabilizator — mruknął, unosząc wymownie brew.

Hermiona ocknęła się z letargu, szybko przypominając sobie, gdzie się znajdują. Odwróciła się, pospiesznie odkorkowując fiolkę i wlała jej zawartość do kociołka, a groźna, buchająca para opadła na dno wywaru.

— Rozpraszanie kogoś przy pracy nie jest raczej profesjonalne — stwierdziła naburmuszona, choć z jej ust nie znikał uśmiech, a jej policzki dalej paliły żywym ogniem.

Severus prychnął pod nosem, widząc jej przejętą minę.

— Trzeba umieć łączyć przyjemne z pożytecznym, Granger — rzucił.

Następnym razem dam temu kociołkowi wybuchnąć. Posłała mężczyźnie przelotne spojrzenie, mieszając bazę, która powoli dochodziła do siebie, czego Hermiona zdecydowanie nie mogła powiedzieć o sobie. Przez chwilę myślała, że nie powstrzyma się od przylgnięcia do ust Severusa. Nie była jednak zdesperowana, a przez to miała wrażenie, że niespodziewane okazje, kiedy dochodziło między nimi do czegoś więcej, smakowały lepiej za każdym razem. Bawił się z nią, jakby była kąskiem na talerzu, a ona zamiast czuć zniecierpliwienie, czuła rosnące podniecenie i ekscytację.

— Dziękuję za pomoc — powiedziała, kiedy dwa kwadranse później Snape odprowadził ją do jej gabinetu.

— Tylko dobrze ją wykorzystaj.

Hermiona uśmiechnęła się i zbliżyła do Severusa, wspinając na palce. Pocałowała chłodny policzek, dłonią obejmując jego twarz, ale niespodziewanie poczuła silny, żelazny uścisk na nadgarstku. Zastygła, cal od bladej twarzy i ciemnych oczu, które nagle przybrały zupełnie inny wyraz. O wiele groźniejszy i poważniejszy, niż dotychczas.

Zamrugała zdezorientowana i wstrzymała powietrze, kiedy Severus nic nie powiedział. Jego brwi ściągnęły się ku sobie, a kąciki wąskich warg drżały, kiedy ślizgał się spojrzeniem pomiędzy jej oczami, a ustami. Jego druga dłoń wciąż obejmowała jej talię, mocno, zupełnie jakby chciał trzymać ją blisko siebie, co zupełnie kłóciło się z twarzą, która sprawiała wrażenie, jakby miał ochotę odesłać ją do diabła. Po kilku długich sekundach Severus rozluźnił uścisk na talii, jednak nie puścił od razu jej ręki. Hermiona nie poruszyła się — posłała mu pytające spojrzenie i czekała na jego ruch, kompletnie nie wiedząc, co robić. Nagle poczuła, że w jej dłoni pojawiło się coś szorstkiego, zimnego. Spuściła głowę, czując, że dopiero teraz uścisk wokół jej nadgarstka zelżał — a w jej dłoni spoczywała pomarańcza.

Snape odszedł bez słowa. Nie chciał przyznawać się, jak bardzo obawiał się siebie samego i tego, że Hermiona brnęła w to wszystko niemal na ślepo. Zacisnął mocno szczękę, przyspieszając kroku. Przeklął w myślach to, że nie potrafił czegoś tak po prostu wziąć — czegoś, co w dodatku było mu dane na złotej tacy. Była chętna. Chciała tego. Chciała jego. Widział po jej spojrzeniu, że oddałaby mu całą siebie, nawet wtedy na tym cholernym stole, w tej cholernej, stęchłej pracowni. A on nie potrafił wyprzeć z głowy myśli, jak bardzo mógłby to wykorzystać.

Nigdy nie ukrywał, że czerpał przyjemność z łechtania własnego ego, więc naturalnym było, że młoda, konwencjonalnie atrakcyjna kobieta, która okazała mu zainteresowanie, była dla niego czymś wręcz idealnym. Przyzwyczajenie i lata bycia bezwzględnym śmierciożercą sprawiły, że zaczął odtwarzać w głowie scenariusze, w których mógłby zrobić jej wiele rzeczy. Nagiąć wiele barier — w tym niestety te, które ona sama ustawiła. Obawiał się, że gdyby przekroczył granicę, do której ona uparcie się zbliżała, jego stare nawyki ujrzałyby światło dzienne. W końcu nikt do końca nie mógł wyzbyć się tego, jakim kiedyś był.

Szczęście w nieszczęściu — ból nauczył go pokory. Nauczył go tego, że człowiek powinien się zmieniać i nie ma w tym nic złego. Wiedział, że było w tym też wiele zasługi Hermiony. Dlatego nie mógł ot tak poddać się swoim zachciankom, jeszcze nie teraz. Choć tylko cholerny Merlin wiedział ile kosztowało go, żeby nie zaciągnąć jej wtedy do gabinetu. Miał ochotę zedrzeć z niej tę rozkloszowaną spódnicę i kamizelkę, która opinała jej talię w sposób, w jaki to on chciał dotykać jej ciała.

Mimo eliksiru od Whitlocka nie przespał ani minuty. Hermiona zresztą również nie zmrużyła oczu, niepewna, zdezorientowana i kompletnie rozbita. W jej głowie jak nieznośne tykanie zegara kołatała się masa pytań — czy nadużyła jego bliskości? Czy zrobiła coś, przez co nagle straciła jego zaufanie, czy to jednak w jego głowie pojawiła się jakaś myśl, która zmusiła go do zrobienia kroku w tył? I czy w ogóle powinna to traktować jako krok w tył?

Walczyła ze swoją własną głową, jednak w końcu postanowiła posłuchać samej siebie i nie myśleć o tym. Miała w końcu zadanie do wykonania, do którego musiała się przygotować, a zamartwianie się rzeczami, na które i tak nie miała wpływu, zdecydowanie nie mogłoby jej pomóc. Dowiedziała się, że Minerwa miała na sobotę w planach wyjście do Trzech Mioteł — Aurora była w na tyle dobrym stanie, że następnego dnia zgodziła się na herbatę w popołudniowych godzinach i pierwszy raz od dawna szczerze się uśmiechnęła, kiedy Hermiona opowiedziała jej o planie na nadchodzący weekend.

— Randka — powtórzyła, uśmiechając się pod nosem.

Hermiona zsunęła się zmęczona w fotelu, przymykając zmęczone powieki. Przetarła nasadę nosa i skinęła głową.

— Obiad i ciasto — sprecyzowała. — Ciasto to akurat mój kompromis.

— Nie spodziewałam się niczego innego — odparła Aurora. — Severus nie wygląda mi raczej na łasucha.

Brwi Hermiony poruszyły się dość wymownie.

— Nie? To żałuj, że nie widziałaś jak zajadał się babeczkami Molly Weasley — zakpiła, a jej policzki mimowolnie zapiekły.

— Właściwie... Jak się nad tym zastanowię to jestem w stanie sobie to wyobrazić. — Aurora wygięła usta w podkówkę. — Lukrowane babeczki idealnie pasują mi do takiego mrocznego nietoperza z lochów.

Hermiona wybuchnęła śmiechem, ściągając na siebie uwagę starszej profesorki. Wyprostowała się, opierając nonszalancko w fotelu i próbowała się opanować, ale zmęczenie kolejnym dniem pracy, nauki, prób wykorzystania bazy Snape'a i upominania uczniów, że nie, nie mogą obwieszać żyrandoli na korytarzu wielkimi, zaczarowanymi girlandami dało karykaturalne skutki. Jej oczy zaszkliły się od łez, które wycisnęło z niej ziewnięcie i śmiech, a usta wykrzywiły się w grymasie.

— Zawsze śmieszył mnie ten przydomek — powiedziała, kiedy w końcu jej oddech się uspokoił.

— Mnie też — stwierdziła Aurora z uśmiechem. — Ale trzeba mu będzie chyba znaleźć nowy, zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej porzuca swój ukochany surdut.

Hermiona też to zauważyła. Nie przyszło jej na myśl tego komentować, bo zdarzało się to mimo wszystko rzadko, a w dodatku odnalazła w tym pewien interesujący element — czarne koszule, które chował pod obszernymi szatami, sprawiały, że mężczyzna przyciągał jej wzrok na niezdrową ilość czasu.

— Zdecydowanie — mruknęła. — Po tym i po kolacji, którą mi ostatnio przyniósł. — Hermiona posłała Aurorze wymowne, rozbawione spojrzenie, widząc, że czarownica wywróciła oczami. — Nie omieszkał pożalić się przy tym, jak to mu matkowałaś.

Czarnoskóra nauczycielka oburzyła się teatralnie.

— Matkowałam? — zapytała, krzyżując ramiona na piersi. — Zwyczajnie stwierdziłam, że pomarańcza to za mało i powinien zabrać więcej. — Więc to był jego pomysł? Hermiona chwilę siedziała w kompletnym szoku, na jej szczęście Aurora dość szybko powróciła do interesującego ją tematu. — Więc jaki macie plan?

Młoda kobieta westchnęła i oparła się wygodniej na fotelu.

— Przede wszystkim chcemy, żeby Minerwa nas zobaczyła — stwierdziła. — Nie mamy jeszcze żadnego konkretnego planu, ale skoro idziecie do Trzech Mioteł zakładam, że pójdziemy z wami.

Aurora zmierzyła młodszą czarownicę przeciągłym spojrzeniem i dodała:

— A potem obiad i ciastko?

Hermiona prychnęła pod nosem.

— Taki jest plan idealny — mruknęła. — Ale sama wiesz, że różnie może być.

— Wiem — odparła Sinistra, marszcząc brwi. — Do tej pory nie mogę sobie wyrzucić, że ostatnim razem nie wypaliło.

Na moment zapadła cisza, a młoda gryfonka próbowała przypomnieć sobie, który element planu "nie wypalił". Dopiero po chwili przypomniała sobie Boże Narodzenie, fajerwerki i pocałunek, którego nie widziała Minerwa.

— To było dwa miesiące temu — powiedziała pod nosem. — Myślę, że wystarczająco się od tego czasu wydarzyło, żeby o tym zapomnieć. Poza tym... — Uśmiechnęła się, przeciągając na fotelu. — Jeśli cię to pocieszy, Severus i tak docenił twój udział, chociaż nie ma o nim pojęcia. Stwierdził, że jesteś wartościowym sojusznikiem.

Cienkie brwi starszej kobiety uniosły się w pytającym wyrazie.

— Więc właściwie dlaczego dalej mu nie powiedziałaś?

Dlaczego? Zaskoczona Hermiona zmarszczyła brwi.

— Chyba zwyczajnie się boję — mruknęła cicho.

Nauczycielka astronomii ewidentnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Pochyliła się, opierając łokcie na kolanach i zmierzyła Hermionę uważnym spojrzeniem.

— Boisz się?

Gryfonka przytaknęła słabo i oparła brodę na dłoni.

— Nie masz nawet pojęcia — wyznała. — Miesiącami budowałam zaufanie, które teraz jest między nami i... — Zawahała się, czując, że jej głos może zdradzić zbyt wiele. A może powiedzieć jej prawdę o tym, co się dzieje? — Boję się, że jak mu teraz powiem, że wiedziałaś od początku to wyda się, że Harry też wiedział, a wtedy... stracę to wszystko na zawsze.

— Nie mówiłaś, że to co Severus przeżył go zmieniło? — zapytała Aurora, marszcząc brwi. — Że da się z nim dogadać?

Cholerna Sinistra umiała zadawać niewygodne pytania.

— Tak. Tak, ale... — Hermiona westchnęła. — Nie jestem pewna, czy po tym względem nie zmienił się w drugą stronę. Skoro wcześniej miał problemy z zaufaniem, teraz może być nawet gorzej.

Sceptyczna mina Sinistry upewniła ją w przekonaniu, że nie odpuści tego tematu.

— Myślę, że go nie doceniasz — stwierdziła. Zaśmiała się, kiedy Hermiona wyprostowała się, mierząc ją buntowniczym spojrzeniem. — Spokojnie, nie zamierzam mówić ci, że nie powinnaś go okłamywać. Rozumiem twoje stanowisko, poza tym... — Aurora rzuciła w stronę młodszej czarownicy wymowne spojrzenie. — Nie jestem hipokrytką. Z tego samego powodu zresztą wtedy stanęłam po stronie Severusa, pamiętasz? — Hermiona skrzywiła się. Pamiętała zbyt dobrze. — To wyłącznie wasza sprawa, czym się ze sobą dzielicie, ale wydaje mi się, że miałaś rację. Wcześniej. Wydaje mi się, że Severus zrozumiałby, gdybyś wyjaśniła mu dlaczego chciałaś z kimś o tym wszystkim porozmawiać.

Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię.

— To naprawdę aż takie oczywiste?

— To przede wszystkim zrozumiałe — sprostowała szybko Aurora. — I myślę, że nawet Severus miałby w sobie wystarczająco dużo empatii, żeby jakoś to udźwignąć.

Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenie, a młoda gryfonka zaśmiała się pod nosem.

— Wbrew pozorom wcale nie jest taki nieczuły — stwierdziła, choć w jej głowie od razu pojawiło się wspomnienie z poprzedniego wieczoru. Westchnęła, zsuwając się nieco na fotelu i dodała: — Pewnie masz rację. Ale chyba jestem tchórzem i nie chcę się przekonać.

Hermiona miała wrażenie, jakby Aurora rozumiała każdą jej niewypowiedzianą obawę. Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem, które odbijało się w jej ciemnych, brązowych oczach, które wciąż mierzyły Hermionę z czujnym wyrazem. Nie chciała wybielać jej kłamstwa, ale uważała, że dopóki nie niosło ono za sobą poważnych konsekwencji i wynikało z braku zrozumienia, było w pewien sposób usprawiedliwione. Poza tym zatajenie prawdy ciężko było nazwać kłamstwem i w opinii Aurory rządziło się jeszcze innymi, społecznymi prawami. Których Hermiona w jej oczach póki co nie łamała.

— To gdzie Severus zabiera cię na tę randkę? — zapytała w końcu, widząc, że młodsza kobieta nie czuje się całkiem komfortowo poruszając temat swoich tajemnic. Jak za dotknięciem magicznej różdżki gryfonka uniosła na nią nieco bardziej entuzjastyczne spojrzenie.

— Nie wiem. Mówiłam ci, nie omawialiśmy żadnych szczegółów, bo najpierw chcieliśmy wiedzieć jakie plany ma Minerwa. — Aurora zmierzyła ją uważnie spojrzeniem i cmoknęła, a Hermiona zaśmiała się pod nosem. — Pewnie po Trzech Miotłach pójdziemy do herbaciarni...

— Żartujesz? — Starsza czarownica skrzywiła się. — Brzmi jak kompletna nuda.

Hermiona uniosła brwi w wyraźnym szoku. W takim razie co niby mielibyśmy robić? Większość uczniów walentynki spędzała w herbaciarni pani Puddifoot, dlatego nagłe oburzenie Aurory i nazwanie tego "nudą" zaskoczyło młodą kobietę. Zwłaszcza, że przecież nie miała to być prawdziwa randka.

— Ja przynajmniej daję się gdzieś wyciągnąć — burknęła, krzyżując ręce na piersi. — Nie odpycham zalotów uparcie jak jakiś osioł.

Poczuła pacnięcie na ramieniu i spojrzała na Aurorę, która uśmiechała się do niej teatralnie oburzona.

— Hej! Ja i Henry to zupełnie inna para kaloszy — odparła. — On...

Zamilkła, a Hermiona uniosła brew, czekając, aż Aurora wymyśli jakąkolwiek wiarygodną wymówkę. Kiedy jednak nauczycielka astronomii nie kontynuowała, gryfonka posłała jej pobłażliwy uśmiech i stwierdziła:

— Widzisz? Nie potrafisz nawet wymyślić jednego powodu, dla którego nie chcesz się z nim spotkać.

Wiedziała, że z pewnością taki powód istniał. Aurora i Henry mieli się ku sobie, widziała to odkąd pierwszy raz miała okazję widzieć ich razem — wcześniej również zwróciła uwagę na podchody starszego profesora, ale były one tak subtelne i rzadkie, że kompletnie nie poświęciła im głębszych myśli.

— To bardziej skomplikowane, niż się wydaje — odparła tajemniczo Sinistra.

Hermionę ciekawiło, jakie obawy miała Aurora przed związkiem z Henrym. To, że nic do niego nie czuła nie wchodziło w grę biorąc pod uwagę, jak kobieta uśmiechała się pod nosem i wywracała pobłażliwie oczami na jego błahe, niewinne stwierdzenia. Nie była też kimś kto nie umiałby otwarcie przyznać, że nie jest zainteresowany drugą osobą. Nie miała pojęcia za to, czy łączyła ich jakakolwiek przeszłość — może kiedyś już byli ze sobą? Nie. Nie zachowywali się, jakby łączyło ich kiedyś coś więcej, niż przyjaźń. Czy może w takim razie był w życiu Aurory ktoś inny? Ktoś poza szkołą? Nie, mało prawdopodobne. Wtedy raczej ignorowałaby zaloty Henry'ego i jasno dałaby mu do zrozumienia, że nie chce jego towarzystwa. W takim razie co ją powstrzymywało? Bała się swoich uczuć? Nie ktoś taki jak Aurora. Trzy razy nie. Pozostawała jeszcze jedna opcja — jej stan zdrowia miał na to jakiś wpływ.

Hermiona nienawidziła tego uczucia. Wiedziała, że brakuje jej kilku puzzli, żeby ukończyć układankę i nie mogła zobaczyć pełnego obrazu. Czuła nieprzyjemne mrowienie, zupełnie jak wtedy, kiedy człowiek ma na końcu języka słowo, które utknęło na dnie jego pamięci. Albo kiedy coś jest tuż poza zasięgiem wzroku, rozmyte, niewidoczne, niepozwalające się dostrzec, nawet kiedy mocno wytęża się zmysły. Wróciła do siebie wiedząc, że w tej sprawie nie będzie mogła pozbyć się tego uczucia i pozostanie jej jedynie domyślać się, co tak naprawdę stoi za zachowaniem Aurory. Czemu kobieta uparcie odpychała od siebie coś, co ewidentnie przynosiło jej szczęście.

A miałam tyle nie myśleć, prychnęła w myślach.

Continue Reading

You'll Also Like

28.3K 1.6K 27
Magicznym światem wstrząsa seria brutalnych morderstw, dokonywanych na czarodziejach czystej krwi. Draco Malfoy jako szef Departamentu Przestrzegani...
5.3K 1.3K 26
Zbiór wszelkich dodatków do opowieści ,,Winny Ród'' dostępnej na moim profilu.
17.2K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
52.3K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...