Sojusz, Granger?

By HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 43

2.3K 190 120
By HachiYuuko

Severus Snape chyba nigdy nie spał tak dobrze. Obrócił się na plecy, czując, że opatrunek na jego ramieniu poluzował się pod wpływem nagłego ruchu. Sięgnął po niego, ściągając nieco lepki materiał i odkładając go na stolik.

Mężczyzna usiadł, rozmasowując ścierpnięte ramię i zorientował się, że ból, który do tej pory codziennie towarzyszył mu w czynnościach został już tylko wspomnieniem. Severus zmarszczył brwi, czując dziwną lekkość w piersi i wstał, odrzucając od siebie okrycie. Mógł wyprostować się i nabrać pełnego oddechu, mógł obrócić się bez krzywienia się i napiąć mięśnie bez obawy, że odmówią mu posłuszeństwa. Właśnie poczuł się piętnaście lat młodszy.

Spojrzał na drzwi sypialni i bezgłośnie przemieścił się ku nim, uchylając je na odpowiednią szerokość. Przeszedł obok łóżka, posyłając w jego stronę krótkie spojrzenie. Hermiona spała w najlepsze, okryta kocem jedynie do połowy. Jej włosy rozsypały się po całej poduszce, na której leżała i przyjemnie wtapiały się w tło otoczenia. Mężczyzna zamknął się w łazience, biorąc gorący prysznic i zmywając z siebie charakterystyczny zapach mieszanki ziołowej, którą nasączył opatrunek. Dziwie czuł się z myślą, że nic nie krępuje jego ruchów. Nie towarzyszył mu żaden dyskomfort, który by go ograniczał.

Przecierając ręcznikiem mokre włosy usłyszał, że za drzwiami skrzypnęło łóżko. Skoro Hermiona się obudziła, nie miał szans na wypicie kawy w samotności i spokoju. Ubrał świeżą koszulę i narzucił ją na siebie, mrużąc oczy, kiedy nie poczuł znajomego ciągnięcia w ramieniu. Cienki materiał odzieży dość szybko przemoczył się od półdługich, wciąż nieco wilgotnych włosów, których Severus nie zamierzał dotykać. Dawno temu przestać zwracać na nie uwagę, od czasu do czasu poświęcając im kilka minut mycia, co uważał za absolutnie wystarczające.

Wyszedł z łazienki, od razu spoglądając w stronę łóżka. Hermiona siedziała na nim prosto, poprawiając wymięty na ramionach materiał sukienki i ziewając pod nosem. Podniosła na niego senne spojrzenie, uśmiechając się nieco krzywo.

— Dzień dobry — przywitała się. Zlustrowała go szybkim spojrzeniem, od razu dostrzegając mokre plamy przy szyi mężczyzny. — Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu spać.

Wciąż na ty, co? Snape skinął jej głową, podchodząc niespiesznie do drzwi. Otworzył je na pełną szerokość, zmuszając kobietę do podniesienia się. Rozprostowała nogi, przeciągając obolałe ciało i kątem oka obserwując, jak Snape przechodzi do salonu.

— Należało ci się — powiedział mężczyzna. Hermiona uśmiechnęła się, podążając za nim i nieco przytomniejszym wzrokiem rozglądając się po pomieszczeniu. Wypełniało je jasne, oślepiające wręcz światło, które sugerowało, że było już dość późno. Kobieta odwróciła się i przez ramię zerknęła na zegar, uchylając usta w zaskoczeniu. — Daj spokój. Są święta — usłyszała.

Severus przywołał Różyczkę, która od razu pojawiła się w jego gabinecie i poprosił ją o kawę. Posłał Hermionie pytające spojrzenie, jednak ta szybko uniosła dłoń.

— Dziękuję — mruknęła. — Wrócę do siebie, też chciałabym wziąć prysznic.

— Jak sobie życzysz — stwierdził Snape.

Kiedy skrzatka deportowała się dostrzegł, że młoda kobieta sięga po buty i naciąga je na bose stopy. Hermiona wyprostowała się, poprawiając suknię i zauważyła, że Snape przygląda się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

— Świetnie się bawiłam — wyznała, posyłając mężczyźnie szerszy uśmiech.

— Zawsze to jakiś pozytyw, skoro z Minerwą się nie udało — stwierdził pod nosem. Hermiona uniosła brew, słysząc jego słowa i zaśmiała się cicho.

— Nie wiem, jak ty, ale ja jakoś to przeżyję — odparła. Podeszła powoli do drzwi, a Severus bez słowa odprowadził ją i skinął głową, kiedy uśmiechała się do niego na pożegnanie. — Spotkamy się przed kolacją?

Przytaknął, nie odzywając się ani słowem. Odeszła, zostawiając po sobie jedynie wyblakły zapach perfum, którymi był pewien, że przesiąknęła jego pościel. Musiał jak najszybciej ją zutylizować.

Hermiona szła szybkim krokiem nieco zdezorientowana tym, co właściwie wydarzyło się poprzedniego wieczora. Jej umysł rozbudził się i powoli składał w całość zlepki wspomnień z zabawy, przyprawiając kobietę o ból głowy. Nie sądziła, że wypiła aż tyle, ale szybko zorientowała się, że nie pamięta urywków, które powodowały niezrozumiałe dla niej zaburzenia w linii czasowej poprzedniego dnia. Oczywiście głupkowaty podryw na szkolny mundurek pamiętała i od razu zaczerwieniła się, kiedy tylko przed jej oczami stanął obraz uniesionej wymownie brwi Severusa.

Kretynka.

Wróciła do siebie i czym prędzej ściągnęła ciężką, drapiącą suknię. Nie była to najbardziej komfortowa odzież do spania i kobieta dość boleśnie przekonała się o tym na własnej skórze. Rzuciła ubranie na łóżko, rozmasowując obolałe ramiona. Czuła zapach, którego nie znała. Nie potrafiła zlokalizować skąd dochodził, ale jego intensywność sprawiła, że Hermiona aż zmarszczyła brwi. Wzięła prysznic, mając wrażenie, że próbuje zmyć z siebie coś, co nie istniało. Obecność, która była z nią tylko w jej głowie. Nienależącą do niej.

Wyciągnęła z szafy pierwsze lepsze ubranie, naciągając na siebie białą koszulę z falbanami i jasno-brązową spódnicę. Narzuciła na ramiona kamizelkę i zapinając guziki skierowała kroki ku drzwiom. Zanim je otworzyła szybkim zaklęciem wysuszyła włosy, po czym wyszła z gabinetu, kierując kroki ku Wieży Astronomicznej. Chociaż na jedno pytanie chciała uzyskać jasną odpowiedź.

— Hermiona — powiedziała zaskoczona Aurora, kiedy młoda kobieta zapukała do drzwi jej gabinetu. Gryfonka uśmiechnęła się do niej promiennie, wzruszając lekko ramionami. — Dobrze się trzymasz.

— Czuję się fantastycznie — mruknęła gryfonka z cichym śmiechem. Zerknęła w głąb gabinetu Aurory, która uchyliła drzwi i zaprosiła młodszą czarownicę do środka. Przytulny, okrągły gabinet z ogromnym, owalnym oknem obserwatorium pasował do niej idealnie — wypełniony najróżniejszymi szpargałami, zawalony papierami, mapami nieba i księgami z położeniami najróżniejszych konstelacji pachniał przyjemnym, kwiatowym kadzidełkiem ustawionym na wymyślnym, pozłacanym świeczniku. — Jesteś sama? — spytała nagle Hermiona, a Aurora uniosła brew, z niesmakiem wskazując jej jeden z dwóch fioletowych foteli przy kominku.

— Błagam, za kogo ty mnie masz? — spytała, unosząc brew. — Wystarczy mi jego towarzystwa na następny rok.

— Nie przesadzaj — zaśmiała się Hermiona. — Widziałam, jak się do niego uśmiechałaś.

Aurora wywróciła oczami, patrząc na młodą kobietę wymownie.

— I kto to mówi, co? Dobre daliście przedstawienie, prawie wam uwierzyłam — stwierdziła. Hermiona poczuła dziwne ukłucie, przeszywające jej żołądek.

— Szkoda, że spalone na całej linii — mruknęła. Popatrzyła na czarnoskórą czarownicę, która przymknęła oczy opierając się wygodniej na fotelu. — Co się stało?

— Próbowałam, naprawdę — powiedziała Aurora. Posłała swojej rozmówczyni przepraszające spojrzenie i dodała: — Filch ją wezwał dosłownie w ostatniej chwili.

Cholerny... Hermiona uśmiechnęła się spokojniej, wiedząc, że nie odwróci już tego, co się wydarzyło i jej złość na nic się nie zda.

— Powiedz przynajmniej, że to nie była jakaś głupota — poprosiła, zakładając nogę na nogę. Objęła kolano ramionami, czując, że mimo gorącego prysznica jej ciało nie zregenerowało się po ciężkiej nocy.

— Jacyś uczniowie się poszarpali — mruknęła Aurora. Prychnęła pod nosem i zerknęła na młodszą kobietę pytająco. — Bardzo zepsuło wam to plany?

    Jej pytanie sugerowało, że nie widziała zajścia pomiędzy Severusem i Hermioną. A jeśli nie usłyszała o tym od Slughorna znaczyło to, że i on nic nie zauważył. Kiedy gryfonka to zrozumiała, uchyliła usta, nie wiedząc co powiedzieć. Czy w takim razie ktokolwiek widział ich pocałunek?

— Nie — odpowiedziała machinalnie. Uśmiechnęła się pospiesznie i dodała: — Będzie jeszcze mnóstwo okazji. Nawet dzisiaj.

— No tak, racja. Wychodzicie. — Aurora skinęła głową, unosząc cienką brew. — Widzicie się z wszystkimi Weasley'ami?

— I Harrym — sprostowała Hermiona. — Z tego co wiem, ma być też matka Dory z małym Teddy'm.

Na wspomnienie chłopca młoda kobieta zmarszczyła brwi. Jego widok dobitnie uświadomi jej, ile czasu minęło odkąd ich życie wróciło do normy; wiedziała to mimo, iż to się jeszcze nie wydarzyło. Małe dzieci zmieniały się o wiele widoczniej, niż dorośli, z którymi Hermiona miała większy kontakt i podejrzewała, że Teddy nie był już malutkim, niczego nieświadomym dzieckiem.

— Synem Remusa Lupina? — dopytała Sinistra, poważniejąc na moment.

Młoda gryfonka skinęła głową, nie odpowiadając.

— A ty? — zagaiła po chwili, czując niezręcznie przeciągające się milczenie. — Jakie masz plany?

— W końcu odpocznę, na to przynajmniej liczę — stwierdziła Aurora, ochoczo zmieniając temat. Zarówno nieudany plan, jak i obecność Henry'ego na balu nie była na liście tematów, które chciała poruszać tak wcześnie rano. Choć w jej słowniku definicja "poranka" mogła brzmieć inaczej, niż w przypadku Hermiony, której harmonogram snu nie był zdeprawowany nocnym trybem życia. — Albo zamiast trzeźwieć wstawię się jeszcze bardziej, kto wie — dodała nieco kwaśno.

— Nie popełniaj mojego błędu, proszę — odparła Hermiona, śmiejąc się cicho. Aurora uniosła wymownie brew, przypatrując się jej nieco zmartwionym spojrzeniem.

— Ale wszystko pamiętasz, tak? — spytała zaniepokojona. — Czy Snape...

— Merlinie, nie! — Hermiona podniosła głos dość odruchowo, wymachując dłonią w powietrzu w nerwowy sposób. Zarumieniła się wściekle, przypominając sobie żałosne próby zalotów i miała ochotę ukryć czerwiejącą twarz we własnych dłoniach. — Nie wygaduj nawet takich rzeczy.

— Chciałam spytać, czy odprowadził cię bezpiecznie do gabinetu — mruknęła Aurora, zanim Hermiona zorientowała się, że zupełnie nie zrozumiała jej intencji. — Ale w takim układzie rozumiem, że nie spałaś u siebie.

    Brunetka przymknęła oczy wiedząc, że gdyby się nie odezwała, nawet by się nie wydała. Zaraz. Przecież ona właśnie miała się podkładać. Nie przed Aurorą, nie o tym, że spędziła noc w sypialni Severusa, ale wciąż powinna zachowywać się, jakby to było coś normalnego. Nie powinna musieć przed nią kłamać, więc dlaczego czuła taki wstyd, że starsza czarownica przyłapała ją na wyznaniu, gdzie sypia?

    — Dawno już nie spałam we własnym łóżku — przyznała.

Aurora uniosła brew zaintrygowana.

— Śpisz na kanapie czy miał tyle przyzwoitości, żeby transmutować ci łóżko?

— Sama mu kazałam tego nie robić, kanapa w zupełności wystarczy — zaśmiała się w odpowiedzi Hermiona. Gorzka barwa, jaka pojawiła się w jej głosie przykuła uwagę czarnoskórej nauczycielki, która ponownie uniosła brew, tym razem wyżej i chwilę milczała, obserwując swoją towarzyszkę.

— Nie będziesz chyba miesiącami spać u niego na kanapie — powiedziała w końcu, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z gryfonką, która westchnęła cicho. — Zresztą nie o kanapę tu chodzi.

— Wiem — odparła młodsza kobieta. — Wiem przecież.

Prawdę powiedziawszy, nie robiło jej to większej różnicy. Przyzwyczaiła się do wypłowiałej sofy w salonie Snape'a i znajdowała w niej coś przytulnego, komfortowego. Mimo, iż jej kręgosłup zdecydowanie nie podzielał jej zdania.

— Naprawdę cię przepraszam, Hermiona — stwierdziła nagle Aurora. Jej ciemne, niemal czarne oczy skierowały się na brunetkę, która siedziała wyprostowana i bez słowa przypatrywała się pochylającej się ku niej czarownicy. — Mam nadzieję, że chociaż następnym razem na coś się przydam.

Wolałabym, żeby nie było następnego razu. Gryfonka uśmiechnęła się krzywo, nie dając nic po sobie poznać i odparła wymownie:

— Tylko jeśli nie będziesz próbowała nas znowu wydać przed Snape'em.

Aurora wywróciła oczami, chichocząc pod nosem.

— Nawet nas nie słuchał — prychnęła. — Podejrzewam zresztą, że jak przez większość wieczoru.

— Też nie dałabym rady, zwłaszcza pod koniec — dodała z rozbawieniem Hermiona. Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnęły się do siebie, chwilę siedząc w ciszy. Teraz przynajmniej młoda nauczycielka nie miała wątpliwości. To kolacja w Norze będzie główną atrakcją i Snape zdecydowanie będzie chciał zrekompensować sobie wigilijną porażkę. Nie wspominałbym o tym, gdyby było inaczej.

Hermiona nadużyła gościnności Aurory do momentu, kiedy obie nie stwierdziły, że przez resztę czasu chętnie skorzystają z samotności. Młoda gryfonka widziała, że jej towarzyszce również przydał się spokojny, swobodny poranek bez żadnych zobowiązań, bo chętnie podejmowała kolejne tematy do rozmowy, a podjudzona przez Hermionę pokazała jej nawet swoje miniaturowe przyrządy do obserwacji nieba.

Kiedy brunetka wracała do swojego gabinetu, słuchając własnych miarowych kroków, na końcu długiego korytarza dostrzegła znajomą, choć niepożądaną sylwetkę. Duch snuł się smętnie, ciągnąc za sobą pobrzękujące, długie łańcuchy. Nie zauważył jej i Hermiona wolała, aby tak pozostało — wciąż doskonale pamiętała, ile czas zajęło jej dojście do siebie po ich ostatnim spotkaniu w łazience na pierwszym piętrze. Irytek odpłynął w niebyt, nie odrywając głowy od posadzki, a szczęk stalowych kajdanów ciągnął się za nim dokładnie tak, jak za Krwawym Baronem. Domyśliła się, że to była jego kara i sposób, aby trzymać go w ryzach. Zasłużył sobie, przypomniała sobie. Dlaczego w takim razie czuję się tak podle?

Nie wyszła ze swojego gabinetu do późnego popołudnia. Dopiero, kiedy zegar wybił osiemnastą, Hermiona z ciężkim uciskiem na żołądku zwlekła się zza biurka i odłożyła podręcznik, który niedawno trafił w jej ręce. To z niego zaczerpnęła inspirację i to on posłużył jej oraz Horacy'emu w przygotowaniu eliksiru dla Severusa. Dalej nie pojmowała, skąd Snape wiedział, że to Slughorn jej pomógł. Nie chodziło nawet o to, że sugerował jej brak umiejętności i niezdolność uwarzenia go samodzielnie. Starszy profesor nie był jedyną osobą w zamku, która mogła jej pomóc, a co więcej — Severus nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, ile kosztowało Hermionę poddanie się i przyznanie, że sama sobie nie poradzi. Naprawdę sądził, że była tak zdesperowana, że od razu poszła do Horacy'ego?

Dobrze pamiętała wstyd, jaki czuła stojąc wtedy przed gabinetem Slughorna. Raz — musiała prosić o pomoc człowieka, który budził w niej odrazę całą swoją postawą. Dwa — musiała wyjaśnić mu, czego nie umie zrobić. Przyznać się, czego nie wie. Trzy — zbierała się do tego niemal dwa dni. Dwa! W tym czasie zdążyła przeanalizować w głowie miliony różnych scenariuszy, miliony różnych poprawek, które na nic się zdały. Zdążyła przedstawić samej sobie tyle argumentów, że idąc do niego była wściekła na siebie, że nie jest w stanie dokończyć tego, co zaczęła. Oczywiście później wyjaśnił jej, gdzie popełniła błąd, a jej złość sięgnęła zenitu widząc, jak był nieznaczny. Wtedy jednak już było jej wszystko jedno. Snape miał dostać swój prezent i tylko to się liczyło.

Podczas kiedy Hermiona brała kolejny prysznic, aby ukoić zmęczone ciało, mężczyzna siedział zamknięty w swoim gabinecie i przypatrywał się leżącemu przed nim eleganckiemu pudełku, które spoczywało na szklanym stole. Severus zmrużył oczy, pochylając się i sięgając po prezent. Chwilę wodził palcem po czarnym kartonie owiniętym czerwoną wstążką, po czym wstał i odłożył go do barku, który zabezpieczył zaklęciem. Nie znał zasad gry, którą rozpoczęła Granger i nie czuł się komfortowo, nie mając pojęcia jaki powinien być jego następny ruch.

Minerwa zjawiła się punktualnie. Zapowiedziała rano za pomocą magicznej notatki, że stawi się u niego dwa kwadranse przed siódmą i kiedy zdobione, mosiężne wskazówki zegara ustawiły się w odpowiedniej pozycji, zza drzwi dobiegło go pukanie.

Otworzył jej niespiesznie, obserwując uważnie, kiedy wchodziła do środka.

— Elegancka, pasuje ci — skomentowała Minerwa, wskazując dłonią na ciemną kamizelkę, w którą ubrany był mężczyzna. Ledwo odznaczała się na tle czarnej, zapiętej niemal pod szyję koszuli i tworzyła z nią szykowną, lecz nie za odświętną kompozycję.

Snape prychnął.

— Hermiona wybierała — skłamał i zauważył, że brew przyjaciółki lekko drgnęła.

— Chociaż tyle, że ma lepszy gust od ciebie — powiedziała po chwili Minerwa, rozglądając się po pomieszczeniu. — Spodziewałam się jej tutaj. Dołączy do nas później?

Mężczyzna przytaknął, podchodząc bliżej biurka. Wcisnął dłonie do kieszeni spodni, które każdego dnia musiał coraz ciaśniej spinać. Wiedział, że opatrunki Granger, konsultacje Whitlocka, a nawet jego badania były jedynie półśrodkiem. Ciało Severusa, poza bliznami, nosiło inne fizyczne znamiona osłabienia i choroby, które coraz ciężej było mu ignorować.

— Poszła się przygotować — stwierdził. — Nie trzymam tu jej rzeczy.

Minerwa uśmiechnęła się krzywo, krzyżując ramiona na piersi. Wyglądała dobrze; elegancko, tak jak powinna wyglądać kobieta na jej stanowisku i z jej pozycją. Szanowana dyrektor, profesor jedynej słusznej królowej nauk i usłuszna, aż nazbyt, przyjaciółka.

— Chociaż tyle. — Czarownica uniosła brew i dodała: — Mam nadzieję, że to się nie zmieni.

— Tego nie gwarantuję — odparł kpiąco Snape.

— A powinieneś — mruknęła poważniej Minerwa. — Jest różnica pomiędzy niewinnym spotykaniem się, a...

— To, co jest między mną, a Granger to wyłącznie moja sprawa i twoje zdanie nie zmieni absolutnie nic — powiedział lodowato mężczyzna.

Minerwa posłała mu przeciągłe spojrzenie, aż w końcu skinęła głową.

— Wybacz — powiedziała. — Oczywiście. Jesteś dorosły.

— Dobrze, żeby nie umykało to twojej uwadze — stwierdził pod nosem Severus. Złapał się na tym, że powiedział "to, co jest między mną, a Granger to MOJA sprawa", zamiast "nasza". Tak naprawdę była to tylko jego sprawa. Kobieta była wyłącznie narzędziem pomagającym mu spełnić jego misję. To, że miała w tym swój interes było zupełnie inną sprawą, nie wpływającą w żaden sposób na jego agendę.

— Tylko chociaż się z tym nie obnoście — poprosiła Minerwa.

— Wciąż mówimy o mnie i Granger? — spytał Snape nieco kpiąco, posyłając przyjaciółce pojednawcze spojrzenie. Czarownica uśmiechnęła się pod nosem i skinęła głową, kończąc temat. Nie chciała psuć dobrze zapowiadającego się wieczoru, który była pewna, że wszystkim im dobrze zrobi. Wypili herbatę, z przyjemnością odchodząc na bardziej przyziemne tematy, których mimo braku kontaktu nie brakowało.

— Ciebie czeka to w marcu, nie martw się — powiedziała Minerwa z uśmiechem.

— Chyba nie oczekujesz, że wybiorę się na jakiekolwiek szkolenie — prychnął Snape, unosząc kpiąco brew. Oczekiwała? Tak wnioskował po jej twardym, zagorzałym spojrzeniu. I kąciku ust, który drgał zawsze, kiedy wiedziała, że ze względu na swoją pozycję ma nad nim władzę. — A jeśli odmówię?

— To nie moja brożka, Severusie — odparła zaskakująco miękko Minerwa. — Nie tym razem. Ministerstwo to zorganizowało i tylko oni mają w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia. — Siwiejąca czarownica posłała przyjacielowi pytające, zmartwione spojrzenie i spytała: — Jesteś aż tak zdesperowany, żeby poruszyć taką machinę?

Nie był. Mimo chwilowego poprawienia stanu zdrowia wiedział, że nie miał ochoty iść na długoterminową wojnę z Ministerstwem, która najprawdopodobniej kosztowałaby go posadę. Był zbyt wygodny, aby ją teraz tracić.

— A ją kiedy wyślesz? — spytał od niechcenia, widząc uśmiech Minerwy.

— Zaraz po tobie — powiedziała czarownica. Poprawiła ciemno-granatową szatę zdobioną jaśniejszymi, również niebieskimi falbanami, które dodawały odświętności nieco nudnemu fasonowi. Severusa ciekawiło, jaką kreacją zaskoczy go dziś Granger. Nie była w stanie pobić wczorajszej, rzecz jasna, ale chciał widzieć, jak próbuje. — Potem zostanie jeszcze sześć osób i skończy nam się rok szkolny.

Minerwa nie wiedziała, że zgodnie z planem miała wtedy odetchnąć z ulgą, a jej pobożne życzenie o rozstaniu Snape'a i Hermiony miało się spełnić. Kobieta miała wyjechać, mieli ogłosić rozstanie i rozejść się w dwie zupełnie przeciwne strony, prawdopodobnie nigdy więcej się ze sobą nie widząc. Żadne z nich nie wiedziało wtedy, że wszystko pójdzie w zupełnie inną stronę, niż zakładali. Ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.

— Skoro nie pozostawiasz mi wyboru, nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekujesz — powiedział Severus. Spojrzał na zegar i odetchnął głęboko widząc, że za niedługo będzie musiał przywdziać na twarz maskę, która już go drażniła. Nie widział jednak innego sposobu, aby przeżyć kolację świąteczną u Weasley'ów.

— Nie oczekiwałam jej, Severusie — powiedziała Minerwa ze śmiechem. Ona również dostrzegła, która jest godzina i wstała, po raz kolejny poprawiając szatę. — Traktuj to jako informację służbową.

— W Boże Narodzenie? — spytał mężczyzna, unosząc kpiąco brew, a jego przełożona prychnęła pod nosem.

— Absolutna racja — powiedziała. Skierowała się ku drzwiom, a Severus podążył za nią, wychodząc na korytarz i ryglując drzwi trzema zaklęciami. — Cóż tam takiego trzymasz, kradzione kosztowności? — zakpiła, kiedy oddalili się korytarzem ku klatce schodowej.

— Oferuję pięć procent za milczenie — prychnął Snape. Szybko znaleźli się w holu, po krótkiej obserwacji dochodząc do wniosku, że panna Granger się spóźnia. Mężczyzna zerknął na ogromny, ścienny zegar nad ich głowami i zorientował się, że to oni są za wcześnie. W momencie, w którym odwracał wzrok, jego uwagę przykuła postać kobiety, która pojawiła się właśnie na szczycie wysokich, długich schodów.

Lekko rozkloszowana, jasno-błękitna spódnica luźno opływała jej biodra, a wciśniętą za pas musztardową koszulę opinała ciemna, zdobiona kamizelka. Materiał subtelnie podkreślał ramiona, choć zdecydowanie lepiej uwydatniał zgrabne wcięcie w talii, które na zbyt długą chwilę przykuło wzrok Severusa. Naprawdę jest piękna, pomyślał w pierwszej chwili. Nie wiedział, jak mógł przeoczyć coś tak oczywistego.

Kobieta zeszła szybkim krokiem po schodach, dostrzegając czekających na nią nauczycieli. Jej spódnica zafalowała, kiedy zeskoczyła energicznie z ostatniego stopnia i podeszła wesoło do Snape'a.

— Przepraszam. Długo na mnie czekacie? — spytała, nieco zaniepokojona zerkając na zegarek przewieszony przez szczupły nadgarstek, a mężczyzna objął jej talię, całując przelotnie w skroń. Hermiona zerknęła na niego ukradkiem, starając się nie zachowywać jak kłoda. Co przychodziło jej z trudem.

— Dopiero przyszliśmy — uspokoiła ją Minerwa, uśmiechając się przyjaźnie.

Młoda kobieta zrobiła to samo, czując, że dłoń na jej talii mocniej się zaciska.

— To dobrze. — Hermiona odwróciła się do Severusa, chcąc "po cichu" coś mu przekazać i mruknęła: — Zostawiłam u ciebie grzebień. Wiem, że nie używasz, więc oddaj przy najbliższej okazji.

Snape uniósł brew, unosząc lekko kącik ust.

— Sama sobie po niego przyjdź — odparł równie "cicho". Minerwa stała zniesmaczona, przysłuchując się ich przyciszonej rozmowie, której na nieszczęście dyrektorki nie miało co zagłuszyć. Dźwięki zaczarowanej harfy, które dochodziły z Wielkiej Sali były zbyt subtelne i ciche, aby oszczędzić nerwów biednej czarownicy.

— Chodźmy, moi drodzy — powiedziała nagle, rozkładając ramiona i wskazując drzwi wyjściowe. Trzy pojedyncze pstryknięcia aportowały płaszcze, a kiedy wszyscy ubrani skierowali się do wyjścia, Snape prychnął w stronę Hermiony:

— A czapka?

Minerwa zerknęła przez ramię widząc, jak młoda kobieta wywraca oczami, jednocześnie otulając się szczelnie wełnianym szalikiem. Severus idący obok trzymał w dłoni kobiece rękawiczki, w pewnej chwili podając je Hermionie i posyłając jej kpiący uśmiech. Starsza czarownica odwróciła się, wychodząc ze szkoły i szybkim krokiem kierując się za bramy ochronne Hogwartu. Merlinie, oszczędź mnie, pomyślała.

Wybrali teleportację tylko ze względu na okoliczności — Minerwa uznała, że wyskakiwanie komuś z kominka w środku świątecznych uroczystości nie jest dość grzecznym sposobem pojawienia się, co wzbudziło wesoły śmiech Hermiony. Kobieta wiedziała, że miliony dzieciaków wierzących w Świętego Mikołaja miałoby co innego do powiedzenia na ten temat. Dotarli do końca leśnej ścieżki, która przeradzała się w murowaną drogę prowadzącą do Hogsmeade i teleportowali się w okolice Nory.

Dotarli pod drzwi krótkim spacerem, a Minerwa bez zastanowienia zapukała mocno, słysząc wesołe głosy ze środka. Severus też je słyszał. Hermiona wyłapała jego spojrzenie, zaciskując dłoń, która spoczywała na jego ramieniu i uśmiechnęła się, kiedy Snape zerknął na nią z ukosa. Mężczyzna zmrużył lekko oczy, ale nie odpowiedział jej tym samym. Drzwi otworzyły się dość niespodziewanie, a Artur Weasley pojawił się w nich z szerokim uśmiechem na ustach, które okalał okazały wąs.

— Minerwo — przywitał się z czarownicą, kiwając jej głową. Miał na sobie ręcznie dziergany, kolorowy sweter, który zapewne był dziełem rąk jego małżonki. Przytył, odkąd wiedli spokojnie życie w swoim domu, a jego pracy w Ministerstwie nic już nie zagrażało. Hermiona jednak nie mogła powiedzieć, że wyglądał z tym źle. Wydawał się być szczęśliwy.

— Arturze, wesołych świąt — Minerwa uśmiechnęła się do gospodarza, zerkając ponad jego ramieniem do środka. — Jesteśmy ostatni?

— Skądże znowu — żachnął się rudowłosy czarodziej wesołym głosem. — Powiedziałbym, że pierwsi, zważywszy, że większość obecnych dalej u nas mieszka.

Zaśmiał się tubalnie, przepuszczając gości w progu i wskazał dłonią wnętrze przedsionka. Snape nie poruszył się, dopóki Hermiona nie pociągnęła go lekko za materiał płaszcza. Artur uśmiechnął się do młodej brunetki i uściskał ją mocno, ponad jej ramieniem zerkając na stojącego u boku kobiety Snape'a.

— Panie Weasley — przywitała się Hermiona. Severus bez słowa skinął mężczyźnie głową, a rudowłosy czarodziej odwzajemnił gest.

— Snape — powiedział, niespodziewanie wyciągając do czarnowłosego czarodzieja dłoń. Severus zdrętwiał na ułamek sekundy, po chwili ściskając dużą, silną rękę Artura. Wymienili spojrzenie, po czym gospodarz zaprosił parę do środka. Minerwa zdążyła zniknąć z ich pola widzenia, szybko rozbierając płaszcz, a kiedy rudowłosy czarodziej zamykał za nimi drzwi, Hermiona posłała Snape'owi wymowne spojrzenie. — Wchodźcie, rozgośćcie się. Molly jeszcze czeka na Billa, zresztą powinni za chwilę być, także musicie znaleźć sobie jakieś zajęcie na moment.

— Hermiona! — Harry Potter dość nagle pojawił się w przedsionku, dostrzegając swoją przyjaciółkę. Severus przyglądał się krzywo, jak drobna kobieta mocno obejmuje ramiona czarnowłosego czarodzieja, wieszając się na jego szyi i śmiejąc wesoło pod nosem. Minerwa minęła ich, kiwając głową Potterowi, który uśmiechnął się do niej znad ramienia młodej kobiety.

— Harry, oh, jak dobrze cię widzieć — szepnęła Hermiona, wtulając się w ciało przyjaciela. Potter mocno objął jej talię, kiwając głową.

— Ciebie też — odparł. Podniósł głowę, zerkając na Snape'a i uśmiechnął się do niego krzywo. Hermiona przeniosła wzrok z twarzy Harry'ego na posągowy wyraz twarzy Severusa i zaśmiała się urywanie. — Profesorze.

— Potter — powiedział Snape, krzywiąc się, kiedy młody mężczyzna skinął mu głową. Posłał Granger przelotne spojrzenie i uniósł brew, zerkając wymownie na jej płaszcz. Kobieta przytaknęła bez słowa, rozbierając zmarzniętymi dłońmi odzienie i podając je Severusowi.

— Wieszak jest za panem — usłyszeli z drugiego końca niewielkiego pomieszczenia, a w drzwiach do kuchni Hermiona dojrzała kolejną rudowłosą postać. Ginewra uśmiechnęła się szeroko i podeszła do brunetki, obejmując ją czule. — W końcu jesteście. Nie mogłam się już doczekać.

— Nie powiem, na kogo trzeba było czekać — mruknął pod nosem Snape, "posłusznie" odwieszając płaszcze na stojaku w rogu pomieszczenia. Trójka młodych czarodziejów w jednym momencie obróciła głowy, posyłając byłemu nauczycielowi zaciekawione spojrzenie, co ten skwitował jedynie prychnięciem.

    Hermiona zaśmiała się wesoło, zerkając na wtórującą jej Ginny i wyswobodziła się z jej objęć. Młodsza gryfonka wyglądała przepięknie w półdługiej, przylegającej, ale nie obcisłej sukience w kolorze ciemnego grafitu, którą zdobiły czarne, skórzane wstawki kończące się zabudowanym dekoltem. Brunetka uśmiechnęła się, chwilę obserwując wesołe oczy przyjaciółki, które w pewnej chwili skierowały się na nią.

— Musisz pomóc mi dokończyć dekorować babeczki — jęknęła Ginny, unosząc wymownie brew. — Matka mnie zabije, jak nie będą gotowe na kolację.

— Pytałem cały dzień, czy potrzebujesz pomocy — prychnął kwaśno Potter. Wywrócił oczami i pokręcił z dezaprobatą głową, a jego przydługie włosy rozsypały się po twarzy przysłaniając nieco oczy. Hermiona nie mogła powstrzymać się przed odgarnięciem ich, zupełnie jakby znów mieli siedemnaście lat.

— Dalej masz z nimi problem? — spytała rozbawiona, na co Harry jedynie mruknął pod nosem w odpowiedzi, a Ginny roześmiała się głośno widząc jego reakcję.

— Próbowaliśmy wszystkiego, ale nie ma na nie sposobu — stwierdziła. Hermiona posłała Severusowi wymowne spojrzenie, chcąc coś powiedzieć, ale jego surowy wzrok skutecznie ją przed tym powstrzymał. Wiedziała, że jeśli się odezwie to tak, jakby wykopała sobie grób. Zacisnęła mocno usta, powstrzymując śmiech, a Snape zmrużył oczy. Ginny zerknęła na nich z uśmiechem czającym się w kącikach ust, a nagle spoważniała, łapiąc Hermionę mocno za ramię. — Babeczki! — pisnęła i obróciła się na pięcie, wybiegając z przedsionka.

Harry spojrzał za nią z pobłażaniem i ruszył w kierunku drzwi, za którymi zniknęła. Snape usłyszał cichy jęk i skrzypnięcie czegoś, co zapewne było kuchennymi drzwiczkami.

— Naprawdę cały dzień jej pytałem — mruknął Potter.

— Nie wiesz, jaka ona jest? Cała Molly — zaśmiała się cicho Hermiona. Widząc, że przyjaciel przechodzi do sąsiedniego pomieszczenia kobieta posłała Severusowi pytające spojrzenie. — A może ty się skusisz na dekorowanie babeczek?

— Stąpasz po cienkim lodzie, Granger — odparł ledwo słyszalnie mężczyzna, spoglądając na nią z góry. Uśmiechnęła się pod nosem ale nie tak, jak się spodziewał.

— Stąpałam po cieńszym — mruknęła jeszcze ciszej i odwróciła się, znikając szybko za drzwiami.

Snape zmarszczył brwi, prychając cicho pod nosem. Nie wiedział, w co kobieta z nim pogrywała, ale ciekawiły go jej zagrywki. Chciał zobaczyć, dokąd ich to zaprowadzi.

— Chce pan fartuszek? — spytała Ginny, kiedy starszy mężczyzna przekroczył próg kuchni. Czarne oczy zmrużyły się, a dwa donośne śmiechy rozniosły się po niewielkim pomieszczeniu. Hermiona spojrzała rozbawiona na Severusa, który wywrócił oczami. Ginewra z kolei posłała mu nieco przepraszające spojrzenie. — Szkoda takiej ładnej kamizelki.

Podała Potterowi lniany materiał, co gryfon skwitował prychnięciem.

— Poradzimy sobie, Ginny — powiedział. Rudowłosa kobieta pokręciła z niezadowoleniem głową, ale szybko znalazła sobie zajęcie, które zaabsorbowało jej uwagę. Snape oparł się o wolny kawałek blatu i obserwował w milczeniu, jak wysoka córka Weasley'ów krząta się po kuchni przekładając wypieki na metalową paterę. Hermiona siedziała przy stole, odbierając od niej słodkości i pomagając jej je poukładać na podstawce.

— Harry, możesz wyciągnąć z tamtej szafki taki nieduży, biały słoik? — poprosiła, a mężczyzna posłusznie wykonał jej polecenie. Snape dziwnie czuł się, słysząc dookoła rodzinne, domowe hałasy. Coś, co powinno być normalne z początku niemiłosiernie go zirytowało. Do tego stopnia, że dłuższą chwilę nie poświęcał uwagi na toczącą się obok niego rozmowę trójki przyjaciół, którą co jakiś czas przerywał śmiech któregoś z nich. Zanotował jedynie wyjście Pottera, którego ciemna czupryna mignęła tuż przed jego oczami, kiedy przechodził do komórki.

— Nie mam ręki, cholera — zaklęła Ginny, oglądając się za siebie, a potem zerkając na Hermionę. Starsza gryfonka posłała jej krótkie spojrzenie znad babeczki, którą właśnie dekorowała i zerknęła szybko na blaszkę, która czekała na blacie.

— Severusie, mógłbyś? — poprosiła słodko, unosząc wymownie brew i kiwając głową w stronę przygotowanej do wypieku kolejnej porcji babeczek. Jej przyjaciółka początkowo przerażona obserwowała, jak wysoki mężczyzna mruży oczy w stronę brunetki i podchodzi do piekarnika, wkładając blachę do środka.

— Ten? — spytał Potter, który nagle wyłonił się z komórki i wskazał Ginny trzymany w dłoni słoik. Kobieta przytaknęła, odbierając od niego konfiturę i odłożyła ją na stół, dziękując pod nosem Severusowi, który oddalił się na swoje miejsce.

Na szczęście Ginewry jego pomoc nie była jej więcej potrzebna, co Hermiona skwitowała cichym prychnięciem. Wyszła z kuchni zawiedziona, że szansa zobaczenia Snape'a w kwiecistym fartuszku spaliła w przedbiegach. Kiedy go mijała, posłała mu krótkie spojrzenie, na co ten jedynie uniósł brew.

— A ta krzywa mina to skąd? — spytał.

Hermiona prychnęła pod nosem, mimochodem ponownie na niego zerkając. Przyłapała się na tym, że robiła to o wiele częściej; zarówno kiedy grali, jak i wtedy, kiedy spędzali czas tylko we dwoje.

— Nie wiem, o jakiej minie mówisz — odparła tak sztucznie słodkim głosem, że aż się skrzywiła. Widząc jej reakcję Severus zaśmiał się cicho pod nosem, pobłażliwie kręcąc głową. Hermiona zawiesiła na nim krótkie spojrzenie, pod wrażeniem efektu, jaki wywołał na niej niespodziewanie dźwięk.

— Chodźcie, gołąbeczki, Bill zaraz powinien być — zawołała Ginewra, machając do nich energicznie ręką. Brunetka uśmiechnęła się do niej i odwróciła, nie spoglądając za siebie. Severus bez słowa obserwował, jak się oddala, po czym sam ruszył w kierunku salonu.

Pomieszczenie nie było przestronne; ciasno ustawione krzesła wokół długiego, powiększonego stołu zastawiały nieco przejście, choć po podejściu bliżej okazywało się, że jest tam wystarczająco miejsca do swobodnego przejścia. Snape nie wiedział, czy to umysł płatał mu figle, czy dom Weasley'ów był w jakiś sposób zaklęty, aby pomieścić pokaźnych rozmiarów rodzinę. Spodziewał się, że obie opcje były równie prawdopodobne. Zatrzymał się w pewnym momencie, widząc, że na jednym z krzeseł pod oknem siedzi młody mężczyzna przyglądający im się przez ramię. Ronald pogrążony był w rozmowie ze starszą kobietą, którą widząc przybyłych uniosła głowę.

— Severus Snape — powiedziała nagle przerywając wypowiedź, a czarnowłosy mężczyzna posłał jej beznamiętne spojrzenie i wcisnął dłonie do kieszeni spodni.

— Andromedo. — Snape skinął kobiecie głową. Był przyjemnie zadowolony faktem, że nie zestarzała się tak bardzo, jak podejrzewał. Miała nieco siwych, wtapiających się pomiędzy czarne pukle włosów, ale prezentowała się dostojnie, jak na arystokratkę przed pięćdziesiątką przystało. Choć od lat nie należała do "arystokracji", maniery i wyraz twarzy to coś, czego nie da się łatwo wyzbyć. — Dobrze wyglądasz.

— To samo można powiedzieć o tobie — przyznała kobieta, unosząc wymownie brew. Otaksowała Severusa przeciągłym spojrzeniem, uśmiechając się do niego krzywo. — Lepiej, niż kiedy ostatnio się widzieliśmy.

Leżał wtedy w Świętym Mungo, podłączony do tylu kabli, ilu w życiu nie widział. Niewiele pamiętał, bo jego umysł pogrążony był w stanie upojenia, gdzieś pomiędzy przytomnością, a kompletnym ogłupieniem. Pamiętał jednak, że Andromeda odwiedziła go, nie mówiąc absolutnie nic, jedynie chwilę przy nim siedząc. Doceniał drobny gest.

— Sytuacja nieco się zmieniła — stwierdził Snape kpiąco. Andromeda przeniosła spojrzenie na Hermionę, która uśmiechała się przyglądając milczącemu Ronowi.

— Właśnie widzę — mruknęła wymownie siwiejąca czarownica. — A twoja urocza towarzyszka to...

— Hermiona Granger — odparł natychmiast Snape. Słysząc swoje imię młoda gryfonka zadrżała, choć pomieszczenie wypełniało przyjemne ciepło dochodzące z rozpalonego kominka. — Właściwie to narzeczona.

Co?

Przerażone, zagubione spojrzenie brązowych oczu gryfonki zamarło, kierując się tępo w stronę stojącego nieco przed nią mężczyzny. Nie była pewna, czy tylko ona usłyszała jego słowa, ale kiedy tylko z boku dobiegł ją pisk Ginewry wiedziała już — on naprawdę to powiedział.

Cholera jasna.

Continue Reading

You'll Also Like

153K 7.6K 68
Rok po Bitwie o Hogwart Hermiona wpada na trop spisku kilku wysoko postawionych pracowników Ministerstwa Magii. Ich głównymi celami jest Hermiona i...
182K 6.5K 17
"Draco Malfoy po wojnie powraca do Hogwartu by dokończyć siódmy rok nauki. Zniszczony psychicznie nie widzi już dla siebie miejsca w świecie czarodzi...
20.9K 3.6K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
13K 1.3K 22
TRZECIA CZĘŚĆ TRYLOGII OBLIVIATE: Bitwa zakończyła się zwycięstwem obrońców Hogwartu. Minął rok. Hermiona, pozbawiona części wspomnień, postanawia od...