Sojusz, Granger?

By HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 38

2.3K 181 188
By HachiYuuko

Severus Snape po raz kolejny spojrzał w prawo, obserwując spokojną twarz Hermiony Granger, która pałaszowała już trzeciego naleśnika. A nawet nie było południa. Zmarszczył brwi, prychając pod nosem i oparł się wygodniej na krześle.

— Tyle wystarczyło, żebyś w końcu zaczęła więcej jeść? — spytał.

Hermiona uśmiechnęła się tylko, zupełnie ignorując przytyki mężczyzny.

— I jak widzisz umiem to robić całkiem sama — odparła z uśmiechem.

Niefortunnie kawałek, który miała przygotowany zsunął się z widelca i upadł z głuchym odgłosem na talerz. Snape prychnął pod nosem, unosząc wymownie brew, a Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie.

Jej apetyt był jednak absolutnie zrozumiały. Poprzedniego wieczora zasnęła, zanim Severus zdążył zjawić się w jej komnatach z kolacją. Mężczyzna wysłał Różyczkę na przeszpiegi, kiedy kobieta nie odpowiedziała na jego pukanie i z satysfakcją stwierdził, że pannie Granger faktycznie nie przyszło już nic głupiego do głowy. Eliksir od Poppy musiał dość szybko pochłonąć jej wycieńczony organizm, ale za to przyniósł niesamowite efekty — Hermiona, mimo iż wciąż blada i nieco osłabiona była dzisiaj w o wiele lepszej formie. Jakby nic się nie wydarzyło.

— Hermiono, jak się czujesz? — spytała Minerwa, kiedy para opuszczała Wielką Salę. Młoda nauczycielka zacisnęła mocniej dłoń na ramieniu Severusa, który posłał jej przelotne spojrzenie.

— Dziękuję, dużo lepiej — przyznała ze słabym uśmiechem, który chwilę później ustąpił miejsca ściągniętym brwiom i wyrzutom sumienia. — Przepraszam za łazienkę, pani dyrektor. Wiem, że powinnam załagodzić ten konflikt w jakiś inny sposób...

Wbrew jej oczekiwaniom, Minerwa McGonagall nie wyglądała na złą. Uśmiechnęła się do niej nieco zmęczona, ukradkiem zerkając na dłonie, które młoda kobieta wciąż zaciskała na ramieniu jej przyjaciela. Który w milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań kobiet i nie wyglądało na to, żeby miał wtrącić swoje pięć groszy.

— Nikt nie wie, jak zachowałby się na twoim miejscu — stwierdziła Minerwa, przerywając wypowiedź swojej podwładnej. — Ważne, że to co zrobiłaś przyniosło jako-takie skutki.

Zarówno Hermiona jak i Severus spojrzeli na swoją przełożoną szczerze zaskoczeni, choć w przypadku kobiety towarzyszyły temu szeroko rozdziawione usta, a u jej towarzysza skończyło się na krótkim uniesieniu lewej brwi.

— Co ma pani na myśli? — spytała w końcu młoda nauczycielka.

— Zamknęliśmy go w Izbie Pamięci i od wczoraj nie powiedział ani słowa. Poza wyzwiskami, jakie towarzyszyły temu... pojmaniu — wyjaśniła Minerwa. Założyła dłonie za plecami i przyglądnęła się Hermionie uważniej. — Być może staniesz się konkurencją dla Krwawego Barona.

Hermiona parsknęła śmiechem przyciągając uwagę zarówno Severusa, jak i Minerwy. Spojrzeli na nią jednocześnie, na co młoda gryfonka tylko pokręciła głową i mruknęła:

— To chwilowe, przejdzie mu do następnego razu.

— Oby nie nastąpił za szybko. Odpoczywaj, moja droga — odparła Minerwa. Skinęła parze głową i oddaliła się ku schodom, znikając w głębi korytarza, a Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie do Severusa.

— Jest metoda w tym szaleństwie, mówiłam — mruknęła.

Snape prychnął pod nosem i pociągnął ją lekko w stronę schodów.

— Nawet gdybym nie posiadał wiedzy do jakiego domu przynależysz to i tak nie miałby w tej kwestii wątpliwości — rzucił.

Kobieta zaśmiała się i przytrzymała mocniej jego ramienia, kiedy ruchoma platforma nieco za mocno szarpnęła jej osłabionym ciałem. W kilka minut dotarli pod drzwi jej gabinetu i weszli do środka, zamykając za sobą drzwi. Czekał ich ostatni mecz Quidditcha w sezonie, a na zewnątrz zapowiadał się sowity mróz — szyby wysokich, strzelistych okien w zamku zdobiły lodowe malowidła wytworzone przez nocne przymrozki. Półokrągłe okno za biurkiem Hermiony wyglądało pod tym względem wręcz niebiańsko.

— Chciałabym porozmawiać, skoro do świąt pozostało nam niewiele czasu — powiedziała niespodziewanie kobieta, wychodząc z części sypialnianej ubrana w granatową, zimową szatę sięgającą połowy ud. Snape posłał jej pytające spojrzenie, zerkając ukradkiem na śpiącego w ramie Alberta.

— Nie ukrywam, również chciałem poruszyć ten temat — odparł.

Zmarszczył brwi, kiedy kobieta podeszła bliżej i dostrzegł, jak na tle jasnego krajobrazu zza okna jej talia wyraźnie odznacza się pod ciemnym materiałem ubrania.

— W takim razie po meczu? — zaproponowała Hermiona, unosząc pytająco brwi, a Snape przytaknął, pozwalając, aby kobieta ponownie uczepiła się jego ramienia. Mieli jeszcze trochę czasu więc po odwiedzinach w gabinecie Severusa, który również przywdział wierzchnią szatę, postanowili wolnym krokiem udać się na trybuny.

Minęli grupę uczniów w Holu Głównym i wyszli na zewnątrz, a Hermiona aż zatrzęsła się, czując przeszywający, lodowaty mróz. Ukryła twarz w szaliku, chowając czerwony od zimna nos i usłyszała prychnięcie mężczyzny. Szedł obok niej, zupełnie niewzruszony ani mrozem, ani sypiącym się z nieba śniegiem.

Patrzył tylko na Hermionę, która zupełnie jakby znów była nastolatką wyciągnęła dłoń i pozwoliła, aby kilka śnieżynek osiadło na jej wełnianej rękawiczce. Uśmiechnęła się pod nosem i zadarła brodę, przymykając oczy, kiedy zimne płatki zaczęły spadać na jej policzki. Z lekkim niezrozumieniem Severus zdał sobie sprawę, że jej zachowanie przyprawiło go o krzywy uśmiech. Szybko starł go z twarzy i podszedł do kobiety, która posłała mu promienne spojrzenie.

— Severusie Snape, a gdzie twoja czapka? — zaśmiała się cicho, strzepując delikatnie śnieg z jego czarnych włosów. Mężczyzna warknął, rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie, ale nie śmiał przyznać, że go to rozbawiło. Usłyszał pisk za plecami, a w następnej sekundzie minęła ich grupka uczennic, które cicho wymamrotały "dzień dobry". Kiedy dziewczęta zniknęły z dziedzińca, Snape posłał Hermionie uważne spojrzenie. — Jeszcze nie — mruknęła.

Pociągnęła mężczyznę za rękę dając mu tym samym możliwość, aby zobaczył kto podąża ich krokami. Aurora w towarzystwie Anabelli i Horacy'ego opuszczała właśnie Hogwart, a kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Hermiony, kobieta skinęła jej głową z uśmiechem. Snape w porę zanotował ich obecność i uśmiechnął się pod nosem.

— Skąd w takim drobnym ciele tyle siły? — spytał, kiedy Hermiona ponownie pociągnęła jego ramię. Ruszyli ścieżką w stronę boiska, a zza niewielkiego wzniesienia wyłoniły się szczyty trybun oraz metalowe bramki.

— Słyszałeś sam, jestem postrachem Hogwartu — odparła, uśmiechając się szeroko. — Już pal sześć Barona, ale pomyśl, jaka to konkurencja dla ciebie.

Severus Snape spojrzał na nią tak, że nie umiała powstrzymać nagłego, donośnego śmiechu. Zmarszczył brwi i skrzywił usta w tak dziwacznym grymasie niezrozumienia, że pannie Granger chwilę zajęło dojście do siebie.

— Chyba nie sądzisz, że swoim wybrykiem będziesz w stanie pozbawić mnie tytułu, na który pracowałem ponad dwie dekady — zakpił. Hermiona przestała się śmiać i posłała mu śmiertelnie poważne spojrzenie, podszyte jedynie drżeniem kącika ust.

— Jakżebym śmiała. — Snape wywrócił oczami. — Naprawdę minęło tyle czasu?

Hermiona spojrzała na niego zaciekawiona, a w jej oczach pojawił się szczery podziw. Mężczyzna posłał jej krótkie spojrzenie, marszcząc brwi.

— Dwadzieścia dwa lata nie będąc gołosłownym — przyznał. Sam właściwie nie wiedział po co; rozmowy z młodą kobietą zawsze sprowadzały go na ścieżki, których nie spodziewał się odwiedzać i wbrew oczekiwaniom kroczenie po nich wcale nie było tak nieprzyjemne, jak zawsze podejrzewał.

— Czyli zacząłeś uczyć... — Hermiona szybko dokonała obliczeń w głowie i uchyliła usta zdziwiona. — Jak miałam dwa lata.

Chociaż nie było to nic dziwnego zważywszy, że Severus był kiedyś jej profesorem, to wypowiedzenie tego na głos w pewien sposób dobitniej im to uświadomiło. Nie mieli pojęcia, że żadne nie spoglądało na tę różnicę wieku krytycznie — Hermionie w pewien sposób imponował dorobek i dojrzałość mężczyzny, za to on czuł, że dzięki znajomości z nią odmłodniał o dokładnie tyle lat, ile ich dzieliło. Choć nawet najgorsze tortury nie zmusiłyby go, aby kiedykolwiek przyznał to na głos.

— Myślałaś kiedyś, żeby zacząć dzielić się z innymi swoją wszechstronną wiedzą? — prychnął Snape. Zszedł po kamiennych schodkach i odwrócił się, podając kobiecie dłoń. Hermiona przyjęła ją z wymownym uśmiechem i zaskoczyła się siłą, z jaką mężczyzna wsparł jej kroki tak pozornie drobnym gestem.

Dotarli w końcu na trybuny i wspięli się po wysokich, niekończących się schodach na szczyt zajmując miejsca na najwyższej ławce. Kobieta założyła nogę na nogę i nieco wtuliła się w ciało Severusa, kiedy kolejni nauczyciele pojawili się na trybunach. Przedstawienie przedstawieniem, ale ciepło drugiego człowieka było wysoce pożądane na takiej wysokości.

Mecz Hufflepuffu ze Slytherinem miał być zwieńczeniem pierwszego semestru i nie było wśród widowni osoby, która spodziewała się łatwej walki. W ostatnich latach reprezentacja puchonów zebrała jednych z lepszych zawodników w swojej skromnej historii i teraz mogła poszczycić się dumną rywalizacją zarówno z gryfonami, jak i ślizgonami. Tych pierwszych ograli w ostatniej rozgrywce, zajmując tym samym miejsce w finałowych rozgrywkach naprzeciw podopiecznych Horacy'ego Slughorna. Który wyjątkowo puszył się siedząc w pierwszym rzędzie.

— Dwadzieścia galeonów na Slytherin — rzucił Snape, pochylając się nieco w stronę Hermiony. Kobieta posłała mu zaskoczone, pełne rozbawienia spojrzenie.

— Hazard nie jest domeną profesjonalizmu, zwłaszcza taki na prawdziwe pieniądze — stwierdziła, a Snape wywrócił oczami.

— Nie ma czegoś takiego jak hazard nie na pieniądze — odparł takim tonem, że Hermiona aż zaśmiała się pod nosem. — A etyka zawodowa nic nie wspomina o zakładach Quidditcha.

— Jestem przekonana, że nawet jeśli wspomina to pominąłeś tę część. — Hermiona zmrużyła nieco oczy, a po chwili wyciągnęła w stronę mężczyzny dłoń uśmiechając się ukradkiem. — Przyjmuję. Dwadzieścia galeonów na Hufflepuff.

Severus Snape zlustrował ją rozbawionym spojrzeniem. Szczerym, bez cienia kpiny czy rozdrażnienia. Uniósł brew, zerkając wymownie na rękawiczkę, którą kobieta wciąż miała na dłoni. Hermiona zrozumiała, co mężczyzna ma na myśli i szybko ją ściągnęła. Zaskoczyło ją, że mimo mrozu i nieustannych powiewów lodowatego powietrza na szczycie trybun dłoń Severusa była tak ciepła.

Trybuny zapełniły się po brzegi mimo niesprzyjającej pogody oraz kiepskich warunków. Uczniowie skandowali głośno, a dźwięk ten roznosił się po okolicy niesiony podmuchami coraz mroźniejszego wiatru. Hermiona otuliła się szczelniej szalem i zacisnęła ramiona wokół ciała, chcąc ogrzać nieco zmarznięte kości. Rozległ się gwizdek, Rolanda pojawiła się z graczami na wysokości najwyższych trybun i po raz ostatni w tym semestrze wyjaśniła zasady rozgrywki. Usłyszeli kolejny gwizdek, a w następnej chwili słychać już było tylko świszczenie przecinających powietrze mioteł i komentarze Ernesta Pudle'a.

— Tak! — krzyknęła Hermiona, kiedy Hufflepuff zdobył pierwszą bramkę. — Wcale nie potrzeba gryfonów, żeby pokazać ślizgonom kto nimi rządzi — rzuciła w stronę Snape'a, który nie był ukontentowany jej radością. Tym bardziej, że dosłownie kilka minut później puchoni zdobyli kolejne punkty, a trybuny aż zagotowały się od wrzasków triumfujących uczniów.

Kiedy przewaga osiągnęła sto punktów, Severus był już mocno zdegustowany. Jego uradowana towarzyszka wierciła się z ekscytacji obok niego, co chwilę wskazując palcem na przyodzianych w żółć zawodników, a on jedyne o czym myślał, to to, że przegra zakład z cholernie zarozumiałą gryfonką i będzie musiał zapaść się pod ziemię ze wstydu, o ile jego własne ego go nie zmiażdży.

Spojrzał na kobietę kątem oka i na moment zmarszczył brwi. Widząc, że jest absolutnie pochłonięta meczem zawiesił wzrok na jej zarumienionej mrozem twarzy przez moment po prostu jej się przyglądając. Bez większego celu i z powodów czysto zaspokajających jego poczucie estetyki. Było w jej twarzy coś, co Severus lubił obserwować choć nie umiał tego jasno wskazać — nie wiedział czy był to sposób, w jaki marszczyła nos, wgłębienia, które pojawiały się na jej twarzy, kiedy się uśmiechała, czy błysk w oku, kiedy coś ją fascynowało. Ale to coś zaczęło przyciągać coraz więcej jego uwagi i nie był pewien czy jest z tego powodu zadowolony.

Hermiona zapiszczała, kiedy Hufflepuff zdobył kolejną bramkę osiągając przewagę stu dwudziestu punktów. Rzuciła spojrzenie Severusowi, który w porę oderwał od niej wzrok i uniósł brew, widząc jej zachwyt.

— Możesz pożegnać się z tymi dwudziestoma galeonami — powiedziała pewnym siebie głosem. Ku jej zaskoczeniu Snape uśmiechnął się kpiąco pod nosem i wyciągnął dłoń, dotykając jej podbródka. Skierował jej twarz z powrotem na boisko dokładnie w momencie, w którym na całych trybunach rozległ się przerażający wrzask, a drobna dziewczyna wyleciała niczym strzała w powietrze wyciągając wysoko do góry zaciśniętą dłoń.

— SLYTHERIN ZDOBYWA ZŁOTY ZNICZ — ogłosił speaker.

Hermiona Granger uchyliła usta i przyglądała się tablicy, na której pojawił się wynik. Dziesięć punktów różnicy.

— Czujesz? — usłyszała i spojrzała na Severusa, który spoglądał na nią z triumfującym uśmieszkiem. — Tak pachnie porażka.

Przegrałam... ze ślizgonem?

— Dobrze, że hazard jest w Hogwarcie nielegalny — mruknęła pod nosem. Skrzyżowała ramiona na piersi przypominając teraz naburmuszonego pięciolatka, któremu rodzic odmówił słodyczy. Snape, chyba czując się jak rodzic w tej dziwacznej relacji, prychnął pod nosem i wywrócił oczami.

— Daruj sobie — stwierdził. — Gdzie twoja gryfońska godność, co?

Tym razem to Hermiona wywróciła oczami. Szybko zorientowała się, że zachowuje się jak kopia Snape'a mimikując jego zachowania i gesty. Posłała mężczyźnie krótkie spojrzenie akurat kiedy on kierował na nią oczy. Hermiona roześmiała się szczerze ściągając na nich uwagę rozchodzących się powoli nauczycieli.

Kiedy mężczyzna wstał, kobieta sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła niewielką portmonetkę powodując na twarzy Severusa Snape szok. Uniósł brwi, a jego usta na ułamek sekundy rozchyliły się w czystym, pierwotnym zaskoczeniu. Szybko jednak się opamiętał mrużąc oczy i prychając głośno pod nosem.

Hermiona wyciągnęła przed siebie dłoń, w której dostrzegł pieniądze.

— Dwadzieścia, zgodnie z umową — powiedziała, unosząc wymownie brew.

Snape dłuższą chwilę mierzył ją badawczym spojrzeniem, po czym sięgnął ręką w kierunku jej dłoni. Zanim zdążyła ją odsunąć — co naiwnie liczyła, że uda jej się zrobić zanim on wykona jakikolwiek ruch — mężczyzna złapał jej nadgarstek i płynnym gestem pociągnął do siebie zmuszając, aby wstała. Spojrzał na nią z góry, a w kącikach jego ust zamajaczył cwany uśmieszek.

— Hazard nie jest domeną profesjonalizmu, Granger — powiedział tak cicho, żeby tylko ona mogła go usłyszeć. Zlustrował wzrokiem jej twarz i dodał: — Zwłaszcza taki na prawdziwe pieniądze.

Musiałby być ślepy, żeby nie dostrzec spojrzenia, które na dosłownie ułamek sekundy zsunęło się po jego twarzy. Puścił ramię Hermiony, która uśmiechnęła się pod nosem. Schowała portmonetkę do kieszeni i pozwoliła, aby Severus pomógł jej zejść ze schodów ponownie podtrzymując jej dłoń. Z tą różnicą, że kiedy zrobił to ponownie przeszywający dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa.

Wymieniając błahe spostrzeżenia oddalili na bezpieczną odległość w kierunku pomostu. Skierowali powolne kroki ku zmrożonej, szklanej tafli jeziora upewniając się, że nikt niepożądany nie będzie świadkiem ich rozmowy. Hermiona przystanęła przy krawędzi jeziora, zastanawiając się jak powiedzieć Severusowi o wpadce z Molly Weasley. Wiedziała, że musi to zrobić i to nie podlegało dyskusji, ale spodziewała się też, że mężczyzna będzie niezadowolony. Zerknęła w jego stronę — stał dobrych kilka stóp od niej, cały czas wciskając dłonie do kieszeni długiego płaszcza. Obserwował białe korony drzew na małej wyspie przed nimi kompletnie nie zwracając uwagi na nic innego. W pewien sposób dodało jej to odwagi.

— Musimy wprowadzić nieco zmian w naszych ustaleniach — zaczęła. Mężczyzna nie odpowiedział ani nie poruszył się, spokojnie czekając, aż Hermiona skończy mówić. — Przez przypadek... potwierdziłam, że będziemy na obiedzie w Norze. — Severus Snape zwrócił na nią spojrzenie i zmarszczył brwi. — Nie zrobiłam tego specjalnie, naprawdę.

— Tak po prostu wyszło? — spytał, niejako dopowiadając to, czego Hermiona nie dodała. Kobieta posłała mu nieco wymowne spojrzenie. — W jaki sposób można coś potwierdzić przez przypadek?

— Spotkałam w Hogsmeade Ginny i rozmawiałyśmy o jakichś głupotach. Sam pan rozumie, nie widziałyśmy się tyle czasu. — Nie rozumiał, ale nie zaprzeczył w żaden sposób. Hermiona naprawdę wyglądała na przejętą, co nieco bawiło Severusa zważywszy, że pierwotnie taką wersję wydarzeń planowali. — A potem nagle pojawiła się Minerwa i... Nie wiem. Chyba byłam zbyt rozkojarzona. Przegapiłam moment, w którym Ginny powiedziała, że przekaże Molly, że będziemy.

— I nie zaprzeczyłaś — dodał za nią Snape, kiedy widział, że kobieta zamilkła na dłuższą chwilę. Hermiona przytaknęła i ponownie spojrzała na swojego rozmówcę, ale tym razem w jej oczach było o wiele więcej winy.

— Przepraszam — mruknęła niespodziewanie. Ledwo ją dosłyszał, bo wiatr co jakiś czas unosił się i niósł wycie nad taflą jeziora dosięgając brzegu. — Wiem, że nie chciał pan w tym uczestniczyć.

Więc o to chodziło, pomyślał. Zrozumiał, że nie powinien był się z nią droczyć. Młoda kobieta nie rozumiała, że Severus w ten sposób operował. Manipulował jej uczuciami, aby wzbudzić poczucie winy. Nie celowo i z pewnością nie złośliwie. A od czasu wojny niestety i nie zawsze świadomie. To on sam doprowadził do tego, że Hermiona mimo iż była dorosłą kobietą, w dodatku od lat z nim współpracującą, to wciąż widziała w nim człowieka bez uczuć, oschłego i złośliwego, który wypomni jej każdy, najmniejszy błąd. Człowieka, któremu jest mu winna przeprosiny.

— To się akurat nie zmieniło — dodał w końcu. — Nie jest to jednak koniec świata. Choć wyobrażam sobie, że znajduje się gdzieś blisko.

Hermiona podniosła na niego pytające spojrzenie, ale na jej ustach szybko pojawił się niepewny uśmiech, kiedy zrozumiała, że Severus nie jest na nią zły. Widziałaby to po nim. Wciąż miała w pamięci to jedno, konkretne spojrzenie, kiedy podtrzymał ją przed upadkiem w bibliotece.

— Może akurat nas zaskoczą — odparła, wzruszając ramionami. — Kto wie, może dostanie pan od Molly ręcznie robiony sweter z reniferem?

Severus zmrużył oczy.

— To ma mnie przekonać czy zniechęcić? — spytał złośliwie, wzdrygając się na samą myśl. Obydwoje najwyraźniej pomyśleli o tym samym, bo posłali sobie krótkie, porozumiewawcze spojrzenie, a Hermiona zacisnęła wargi powstrzymując śmiech.

— Przecież wiem, że po cichu pan o tym marzy — powiedziała i uniosła wymownie brew. — Spokojnie, nikomu nie powiem.

— I tak nikt by ci nie uwierzył — zakpił Snape. Spoważniał nieco i dodał: — Skoro jesteśmy już w temacie prezentów, chciałem poruszyć z tobą ten temat.

Młoda kobieta uspokoiła się niemal natychmiast. Uśmiech zniknął z jej twarzy, która wykrzywiła się w słabym grymasie.

— Nie mam bladego pojęcia, co mogłabym panu kupić — przyznała szczerze.

Severus nie spodziewał się tego, ale dziękował w duchu, że to ona pierwsza to powiedziała. To była dokładnie ta sama myśl, która ostatnio nawiedzała jego myśli i nie do końca wiedział, jak to rozwiązać.

— Spodziewam się, że w tej kwestii mamy identyczny problem — odparł.

— Możemy zrezygnować z tej tradycji — zaproponowała niespodziewanie kobieta. Jej głos nie był tak pewny, jak do tej pory. — Nie wiem jak pan, ale ja nie jestem do niej przywiązana.

Interesujące, pomyślał.

— Ale społeczeństwo jest — stwierdził Snape. — I niestety narzuca parom, zwłaszcza zakochanym, żeby sprawiali sobie prezenty.

Hermiona wzdrygnęła się, słysząc jego słowa. Nie była pewna czy to przez powiew wiatru czy określenie, jakiego Severus użył w ich kontekście, ale jej ciałem wstrząsnął dreszcz.

— Na szczęście my nie jesteśmy konwencjonalną parą, więc zasady nas nie dotyczą — stwierdziła po chwili i odwróciła się od niego. Wystawiła twarz do słońca, które na chwilę wychyliło się zza ciężkich zimowych chmur i przymknęła powieki. — Zawsze możemy udawać. W tym akurat jesteśmy dobrzy.

Snape zawiesił na kobiecie przeciągłe spojrzenie. Marszczyła czerwony od zimna nos, a kąciki jej ust lekko drgały, kiedy mrużyła oczy oślepiona jaskrawym światłem. Z jakiegoś powodu na myśl nasunęła mu się porcelanowa lalka i podobieństwo cech, jakie kobieta wykazywała. Z tą różnicą, że panna Granger oddychała i właśnie zwróciła na niego brązowe oczy, które pod tym kątem mieniły się jaśniejszymi, niemal złotymi odbarwieniami. Widząc, że mężczyzna się jej przygląda Hermiona uśmiechnęła się ledwo zauważalnie.

— Niech tak będzie — powiedział Severus, odrywając spojrzenie od swojej towarzyszki. — Miałem zaproponować, żeby każde kupiło prezent dla siebie, ale wbrew oczekiwaniom twoje pomysły czasem do czegoś się nadają.

Hermiona roześmiała się wesoło pod nosem.

— Właśnie przystał pan na moją propozycję, profesorze — przypomniała, zerkając na mężczyznę wymownie. — A że nie zadowala pana byle jaka jakość to uznam to za komplement.

— Profesjonalizm nie pozwala mi zadowolić się byle czym, Granger — mruknął. — Albo robisz coś dobrze, albo nie robisz tego wcale.

— Nie każdy od razu jest profesjonalistą we wszystkim, czego się dotknie, profesorze Snape — wyśmiała go Hermiona. W jej głosie pobrzmiewała lekka kpina, ale i rozbawienie; ton, który coraz częściej udzielał jej się w rozmowach ze starszym mężczyzną. Od niego się tego nauczyła i wyłącznie siebie mógł za to winić. Severus prychnął, słysząc, że podobnie jak on kobieta użyła jego nazwiska w rozmowie. — Wiem, że dla pana to obcy koncept, ale człowiek uczy się całe życie.

— Jest różnica między nauką, a partactwem — zakpił. — Niektórym całe życie nie wystarcza, aby osiągnąć jakikolwiek sensowny poziom.

Hermiona posłała mu pobłażliwe, bardzo wymowne spojrzenie, ale nie skomentowała jego wypowiedzi w żaden sposób. Uświadomiła sobie, że chcąc nie chcąc jedyne, co mogłaby zrobić to przyznać mu rację. Snape najwyraźniej domyślił się, że to właśnie oznaczało jej milczenie, bo uśmiechnął się triumfująco pod nosem.

— To skoro jesteśmy w temacie profesjonalizmu — zaczęła Hermiona nieco poważniej. — Jaki ma pan plan?

Severus zmarszczył brwi. Musiał przedstawić jej wersję, którą zaplanował, ale jednocześnie był świadomy tego, że nie spodoba się ona pannie Granger. Mógł wprawdzie pozwolić jej improwizować — kobieta udowodniła mu w ciągu ostatnich miesięcy, że jest do tego zdolna. Nie mógł zaprzeczyć, że sprawdziła się w swojej roli. Obawiał się jednak, że do tego, co planował, potrzeba o wiele więcej niż gra aktorska.

— Prosty — odparł w końcu. — Czas, który pozostał nam do balu wykorzystamy tak jak do tej pory. Jak wszyscy wyjadą i skończą się zajęcia, będzie na to wystarczająco dużo czasu.

— Czyli wracamy do lekcji tańca? — spytała Hermiona, a kiedy mężczyzna przytaknął jej słowom coś sobie przypomniała. — W któryś dzień zamierzam wybrać się do Londynu po szatę. Nie planowałam ubierać nic odświętnego przed wyjazdem, ale teraz, kiedy plany się zmieniły muszę się zaopatrzyć.

— Nie szata zdobi człowieka, Granger.

Snape zlustrował kobietę uważnym spojrzeniem, kiedy wesoło się roześmiała.

— Oczywiście, że zdobi — odparła. — Tylko nie stanowi o jego wartości.

— Oświeć mnie — polecił Severus.

Hermiona chwilę wahała się, jakby zastanawiając się, czy mężczyzna naprawdę chce poznać jej punkt widzenia, czy zamierza dyskutować, aby udowodnić jej swoją rację. Odchrząknęła jednak i odwróciła się w stronę mężczyzny.

— Ciężko zaprzeczyć pięknu, profesorze — powiedziała. Snape skrzyżował ramiona na piersi i zmrużył oczy. — Coś albo jest estetyczne i przyjemne dla oka, albo nie. Nie ma zbyt wielkiej debaty w tym temacie.

— Zdajesz sobie sprawę, że nie o to chodzi w tym powiedzeniu? — zakpił mężczyzna, unosząc wyżej brew. — Tak jak coś może być piękne na zewnątrz i zepsute wewnątrz, tak coś paskudnego może mieć piękne wnętrze.

Młoda kobieta uśmiechnęła się szerzej. Nigdy nie spodziewała się, że będzie dywagować na temat ludzkiego piękna z Severusem Snape'em. I wbrew pozorom, jakkolwiek to brzmiało, nie była to najdziwniejsza rzecz, jaką mogła sobie wyobrazić.

— Oczywiście — przyznała. — Ale nawet pan to powiedział... Piękne na zewnątrz. Wnętrze jest drugą stroną medalu.

Musiała na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, czy zrozumiał. Severus przestał marszczyć brwi i tylko przyglądał się jej bez słowa. Spojrzenie ciemnych oczu przeszyło na wylot jej ciało, jej duszę i wszystko, co napotkało na swojej drodze. Wprawiało w drganie każdą najdrobniejszą komórkę, nawet takie, o których istnieniu kobieta nie miała pojęcia. Zupełnie jakby miała zaraz spłonąć. Zrozumiał, pomyślała.

Hermiona gwałtownie odwróciła głowę i odchrząknęła ponownie.

— Na szczęście dla ciebie, Granger, są na świecie ludzie, którzy dostrzegają tę drugą stronę — prychnął Severus. Hermiona uchyliła usta w teatralnym szoku, jednak nie potrafiła ukryć uśmiechu czającego się w kącikach ust.

— Całe szczęście. Inaczej musiałabym przejmować się, żeby zadowolić pana gust.

Snape uśmiechnął się złośliwie pod nosem.

— Nawet najdroższy aksamit nie jest w stanie ukryć niektórych rzeczy.

— Dlatego nosi pan surdut? — spytała zaczepnie Hermiona.

— Rozumiem brak argumentów i urażone ego, ale czy to nie ty mówiłaś przed chwilą, że piękno jest subiektywne i nie można się z nim kłócić?

Kobieta uchyliła usta i posłała mężczyźnie rozbawione spojrzenie. Nagły wiatr zawył znad niewielkiej wyspy na środku jeziora przyciągając jej uwagę. Odwróciła się obserwując, jak biała chmura pyłu poderwała się z koron strzelistych drzew i rozpoczęła taniec opadając powoli ku zmrożonej tafli wody. Śnieg rozsypał się bezgłośnie na wszystkie strony, a gdzieniegdzie tuż przed upadkiem można było dostrzec niewysokie trąby powietrzne, które z gracją niknęły pod wpływem kolejnego podmuchu.

— Nie wiem, skąd w panu przekonanie, że zamierzałam to zrobić. Stwierdziłam tylko, że surdut jest przestarzały, a nie, że źle pan w nim wygląda — odparła w końcu Hermiona, jednak nie odważyła się odwrócić wzroku od jeziora. Nie potrafiła zdobyć się, żeby ponownie paść pod ostrzał spojrzenia Severusa, który odwrócił głowę w jej stronę tylko na ułamek sekundy. — Będę musiała się postarać, żeby jakoś przy panu wypaść.

— Nie musisz przejmować się tym, żeby zadowolić mój gust — odparł Snape. Hermiona zmarszczyła brwi, czując, że w jego tonie nie słychać było takiej samej kpiny, jak dotychczas. Posłała mężczyźnie krótkie spojrzenie i zauważyła, że Severus wciąż przygląda się krajobrazowi przed sobą.

— A gdybym chciała? — zapytała, zanim pomyślała nad tym, co mówi. Zdążyła zwyzywać się w myślach od kretynek i idiotek, kiedy nagle usłyszała:

— Wtedy powiedziałbym, że czerwień prezentuje się zadowalająco.

Severus spojrzał na nią w sposób, jakiego się nie spodziewała. Na jaki nie mogła się przygotować. Jego twarz przypominała posąg, na której nie pojawia się ani jedna zmarszczka. Ani jeden kwaśny grymas. Ani jeden uśmiech. Nic. A jednocześnie w jego spojrzeniu widziała tyle nienazwanych, niezrozumiałych emocji, że aż przestąpiła z nogi na nogę. Nie była pewna czy one tam były, czy to tylko jej wyobraźnia spłatała jej figla. Ale coś w jego spojrzeniu nie dało jej zaznać spokoju przez długi czas.

— Dlatego, że jestem gryfonką? — spytała. Znów musiała odwrócić głowę, żeby oderwać myśli od czarnych oczu mężczyzny. Co się ze mną dzieje, na brodę Merlina?

— To z pewnością ma wiele wspólnego — prychnął Snape.

Dopiero teraz dotarło do niego, że reakcja kobiety nie była normalna. Wcześniej nie zwrócił na to większej uwagi... Kłamstwo, pomyślał. Zwrócił uwagę. Nie poświęcił tej myśli wystarczająco wiele uwagi, bo wydawała mu się idiotyczna. Tak. Wydawało mu się to absolutnie bezcelowe; a gdzieś głębiej czuł, jakby nie miał do niej prawa. Ale Hermiona Granger po raz kolejny zmusiła go do zrobienia rzeczy, której nie planował i nie chciał robić. Tylko jak w takim razie możliwe było, że ta sama kobieta nikła pod każdym jego spojrzeniem?

— Co w takim razie potem? Będziemy udawać szczęśliwą parę do balu, a dalej?

Dokładnie tak, gładka zmiana tematu, pomyślała Hermiona.

— Cóż, jak wygląda bal chyba tłumaczyć ci nie muszę. — Snape zrobił kilka kroków w przód, zbliżając się do zmrożonego brzegu zbiornika. — Z tego, co wiem o północy ma odbyć się pokaz fajerwerków.

— Jak ważny jest on dla nas? — spytała Hermiona, czując, że Snape nie wspomniał o tym przez przypadek. Miała rację, oczywiście, ale widząc poważniejący profil Severusa Snape'a żałowała, że się nie myliła.

— Oczywiste rozwiązanie nasuwa się samo — stwierdził.

Hermiona zastygła, czując, że doskonale wie, co zaraz usłyszy. Utkwiła wzrok w martwym punkcie na żwirowej plaży, kątem oka dostrzegając, że posągowa postura Snape'a ledwo zauważalnie się poruszyła.

— Publiczne zaręczyny — powiedziała pod nosem.

Mimo zrywającej się wichury i wyjących podmuchów Severus doskonale usłyszał ton, z jakim Granger wypowiedziała te dwa słowa. Tak jak się spodziewał. Nie była zadowolona.

— Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł — mruknął.

Chciałabym, pomyślała Hermiona. Zmarszczyła brwi i kopnęła jeden z mniejszych kamieni pod nogą; skalny odłamek potoczył się po wybrzeżu z głuchym odgłosem, który odstraszył stadko wron siedzących na drewnianych kłodach nieopodal.

— Będąc całkiem szczerą to każdy pomysł brzmi lepiej niż ten — odparła w końcu. — Wiem, że chce pan wywołać reakcję i zgadzam się... czymś takim z pewnością przyciągnęlibyśmy sporo uwagi. — Kobieta podniosła niepewne spojrzenie na Snape'a, który nie uraczył jej ani jednym skinieniem głowy. — Ale nie uważa pan, że to trochę... nie w naszym stylu?

Snape odwrócił głowę lustrując pannę Granger wnikliwym spojrzeniem.

— Ciężko określić co jest w naszym stylu, kiedy wszystko jest kłamstwem — stwierdził kwaśno. — Publiczne zaręczyny są popularne wśród czarodziejów, zwłaszcza tych na średnich czy wyższych stopniach hierarchii.

— W takim razie dobrze, że się nie kwalifikujemy — odparła gorzko Hermiona. — Przynajmniej jedno z nas.

Przez dłuższą chwilę nie słychać było nic prócz wyjącego wiatru i odgłosów pękającego lodu, który przykrywał taflę jeziora. Dość niespodziewanie żwir zachrzęścił pod stopami Severusa, który przestąpił w miejscu.

— Skąd ten kompleks mniejszości, Granger? — spytał nieco zgryźliwie. — Jesteś bohaterką wojenną, pomogłaś zakończyć największy spór czarodziejów od lat, w dodatku odznaczono cię Orderem Merlina. — Mężczyzna posłał jej nieco kwaśne spojrzenie i dodał: — Masz pod swoim własnym nazwiskiem wystarczająco osiągnięć. Nie spodziewam się, żeby ktokolwiek miał czelność oponować, gdybym naprawdę chciał się z tobą ożenić.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jego słowa. Snape był gotów oświadczyć się jej przed całą szkołą, żeby doprowadzić ich plan szczęśliwie do końca. Byleby zapewnić im sukces. Skoro on mógł... Czemu ona nie? Minerwa musiała uwierzyć, że ta miłość była wyjątkowa. Niepowtarzalna. Tylko wtedy ich "rozstanie" przybliżyłoby ich do ścieżki, jaką obrał dla siebie Severus. Zdawała sobie sprawę, że żeby to osiągnąć potrzeba czegoś więcej niż spacerowanie pod rękę i śmianie się do siebie podczas posiłków.

Jedna bariera, której nie chciała złamać.

— Myślę — zaczęła, krzyżując spojrzenie z Severusem — że gdyby naprawdę chciał mi się pan oświadczyć to zrobiłby pan to w mniej oczekiwanym momencie. A nie w takim, kiedy wszystkie pary oczu są na nas zwrócone.

Snape zmrużył oczy na ułamek sekundy i wykrzywił usta w grymasie.

— Nie uważasz mnie za spontanicznego romantyka, Granger? — zakpił, a jego towarzyszka uśmiechnęła się pod nosem.

— Nie uważam, żeby był pan osobą, która robi coś tylko dlatego, że tak wypada. — Hermiona spoważniała i uważniej przyglądnęła się mężczyźnie. — Jeśli to ma wypalić, musimy to zrobić tak, jakby to było naprawdę. A nie wydaje mi się, że jesteśmy w stanie tak dobrze grać — powiedziała. Snape nic nie odpowiedział; stał wyprostowany z dłońmi wciśniętymi głęboko do kieszeni płaszcza i w milczeniu przysłuchiwał się jej słowom. Kobieta zaśmiała się nerwowo pod nosem i dodała: — Przynajmniej ja nie. Kiedy ostatnio tu byliśmy ledwo co mogłam dotknąć pana ręki.

Szczerość w jej głosie przyciągnęła uwagę Severusa. Spojrzał prosto w jej orzechowe oczy i dostrzegł przepraszający wyraz, zupełnie, jakby czuła się winna temu, że ma opór przed jego fizycznością. Nienawidził czasem jej dumy. Skrzywił się pod nosem. Granger nie była mu nic winna. Wyciągnął z kieszeni płaszcza prawą dłoń i wyciągnął ją w stronę kobiety. Nie dotknął jej jednak — nie zrobił nic, aby wymusić na niej jakikolwiek ruch. W końcu to właśnie jej obiecał i drugi raz nie zamierzał złamać obietnicy. Chciał, żeby sama przełamała swój strach i niechęć. Miała rację. Jeśli to miało się udać, wszystko musiało być jak prawdziwe.

Hermiona podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Zmarszczyła pytająco brwi, a jej oczy niepewnie uciekały w kierunku nieruchomej dłoni Severusa niemo pytając, czego od niej oczekuje. Wyobrażała sobie, jak krępujące to musi być i dla niego. Zdawała sobie sprawę, że wyszedł jej naprzeciw i dosłownie podał pomocną dłoń. Jednocześnie nie dając jej odczuć, że robi to z niechęcią. Nie była dobra w rozpoznawaniu ludzkich emocji, ale akurat tej naoglądała się w jego wykonaniu tyle, że od razu by ją rozpoznała.

Zrobiła kilka kroków w jego stronę zamykając dystans między nimi i przyjrzała się dużej, eleganckiej dłoni mężczyzny. Niepewnie ściągnęła rękawiczkę i dotknęła palcami ciepłej skóry. Wodziła po niej powoli, z pewną dozą niepewności — jakby czekając, w którym momencie mężczyzna odbierze jej tę chwilę. Czuła pod opuszkami żyły na wierzchu jego dłoni, które uwydatniały się pod wpływem jej ruchów. Czuła kłykcie przemieszczające się, kiedy Severus poruszył palcami. Czuła każde, najmniejsze załamanie w skórze. Każdą najdrobniejszą skazę. Powoli splotła ich palce, wsuwając nieśmiało lewą dłoń w zagłębienie jego dłoni. Przyglądnęła się swoim drobnym, krótkim palcom, które karykaturalnie kontrastowały z bladymi, długimi palcami Severusa.

— Ostatnio, kiedy tu byliśmy zrobił pan coś... — zaczęła dość niespodziewanie Hermiona podnosząc spojrzenie na stojącego przed nią nieruchomo mężczyznę. — Chciałabym, żeby pan to powtórzył.

Severus zmarszczył brwi nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał jej prośbę. Sięgnął pamięcią kilka tygodni wstecz, kiedy Granger wyciągnęła go na spacer po kolejnej bezsensownej kłótni z Horacym. Starał przypomnieć sobie, co takiego mogło mu umknąć, o czym mówi teraz Hermiona, ale szybko zrozumiał, że pamiętał ten dzień doskonale. I wiedział, o co go poprosiła.

Rozluźnił delikatnie uścisk i nie odrywając spojrzenia od twarzy kobiety przeniósł dłoń na jej policzek. Poczuł, że Hermiona wzdrygnęła się, czując jego dotyk na rozgrzanej skórze. Wodził kciukiem po linii jej żuchwy, muskając ledwo wyczuwalnym gestem zagłębienie w jej policzkach. Wrażliwe na dotyk opuszki szybko wyczuły, że tam, gdzie jego palce stykały się z szyją Hermiony, na skórze kobiety pojawiła się gęsia skórka. Przymknęła oczy wciąż oddychając głęboko, jakby sama siebie próbowała uspokoić. Severus zawiesił spojrzenie na jej przymkniętych, spierzchniętych od mrozu wargach. Nagle zapragnął ich tak bardzo, że wszystko wokół zniknęło — nie było ani jeziora, ani zamku. Była tylko ona, uśmiechająca się pod wpływem jego dotyku. Snape zabrał dłoń i cofnął się o krok, unosząc lewą brew w momencie, w którym Hermiona ponownie na niego spojrzała.

— Chciałabym, żeby zrobił pan to na balu — powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. — Wtedy, kiedy będzie mnie pan publicznie całował.

Domyślał się, że jego mina w tej chwili musiała być dla panny Granger bezcenna. Dłuższą niż zwykle chwilę zajęło mu przetworzenie informacji, które właśnie usłyszał i zastanawiał się jakie mogło być prawdopodobieństwo tego, że podczas ich rozmowy ktoś podmienił kobietę na jej nieudany klon.

— Żeby była jasność — zaczął powoli, przyglądając się Hermionie coraz bardziej podejrzliwie. — Chcesz zamienić publiczne zaręczyny na publiczny manifest miłości?

Kobieta ku jego uldze zaśmiała się pod nosem.

— Po zaręczynach i tak musiałby pan mnie pocałować — sarknęła. — Poza tym... Gubi pan puentę. Tu nie chodzi o publiczność. Chodzi o realizm.

— Jedyne, co tu widzę, Granger to abstrakcję, a nie realizm — prychnął Snape. — Zrozumiałem argument, że to nie w "naszym stylu", ale teraz sama sobie przeczysz.

— Dlatego mówię, że tu nie chodzi o publiczność. — Hermiona uśmiechnęła się do niego nieco przebiegle. — Chodzi o jedną, konkretną osobę. W bardzo konkretnej sytuacji. — Snape najwyraźniej zrozumiał, gdzie według niej leży różnica, bo przestał marszczyć brwi i zlustrował ją ponownie spojrzeniem. — Nie jesteśmy już na etapie przekonywania nikogo, że jesteśmy razem, profesorze. Ona musi uwierzyć, że już teraz jesteśmy zakochani w sobie do szaleństwa. A pokazowe zaręczyny to nie to samo, co... — Hermiona zawahała się. — To.

Severus Snape odetchnął głęboko i odwrócił się, kierując spojrzenie ponownie ku tafli jeziora. Niestety, to co mówiła kobieta miało dużo sensu.

— Tylko nie przywal mi, tak jak poprzednim razem — powiedział w końcu.

Hermiona roześmiała się głośno, a echo poniosło jej śmiech aż na drugi koniec doliny. Posłała Snape'owi nieco pobłażliwe spojrzenie i odparła:

— Tym razem mnie pan nie zaskoczy, profesorze.

Mężczyzna prychnął pod nosem i rzucił przez ramię:

— Jeszcze się przekonamy, Granger.

Nie umiała wytłumaczyć, dlaczego tak lubiła kiedy wypowiadał jej nazwisko. Zauważyła, że lubił to robić zwłaszcza, kiedy ona pierwsza nazywała go profesorem. Wcześniej nie zwróciła na to większej uwagi, ale teraz ilekroć słyszała, jak się tak do niej zwracał, miała ochotę szeroko się uśmiechnąć. Mieli coś wspólnego. Coś swojego. Poza sojuszem, udawaną miłością i uprzykrzaniem życia Minerwie. Odnaleźli coś przyjemnego w całej tej maskaradzie, coś, czego żadne się nie spodziewało. Prawdziwe porozumienie. Choć oboje zaczynali zdawać sobie sprawę, że kryło się w tym coś o wiele większego.

Continue Reading

You'll Also Like

30.9K 1.2K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
26.5K 2.4K 31
Druga część trylogii OBLIVIATE. Dwa lata po akcji pierwszej części, ktoś odwiedza grób i zostawia na nim list, który ma zmienić losy nadchodzącej woj...
1.7K 237 53
TOM PIERWSZY PENTALOGI Z UNIWERSUM PIĘCIU KRAIN. Kiedy Gildia Wyzwolonych zaczyna się odradzać, zarządcy Pięciu Krain przypadkiem odnajdują na ziemi...
153K 7.6K 68
Rok po Bitwie o Hogwart Hermiona wpada na trop spisku kilku wysoko postawionych pracowników Ministerstwa Magii. Ich głównymi celami jest Hermiona i...