Sojusz, Granger?

By HachiYuuko

203K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 27

2.4K 181 106
By HachiYuuko

Severus Snape wywrócił oczami ze zniecierpliwienia. Siedział na skraju łóżka i pozwalał, aby Poppy po raz ostatni oceniła jego stan. Zerknął na Minerwę, która stała nieopodal i z tryumfującym uśmiechem na ustach obserwowała tę żenującą scenę. Krzyżowała ramiona na piersiach, unosząc lekko brew, co sugerowało, że odnosi z tego niemałą satysfakcję.

— Powiedz, co siedzi ci na języku — zakpił Snape, sycząc, kiedy Poppy spróbowała obsunąć nieco koszulę przy szyi. — Widzę, że aż cię nosi.

— Nie pochlebiaj sobie, Severusie — odparła Minerwa podobnym tonem.

— No i na co czekasz? — spytała nagle pielęgniarka, wskazując gwałtownie ręką na mężczyznę. Snape spojrzał na nią obojętnie, co kobieta zdawała się kompletnie ignorować. — Ściągaj, tak nic nie zobaczę, a jeszcze przypadkiem cię uszkodzę.

Severus zerknął na nią z mordem w oczach, a widząc minę Minerwy, która miała wielką ochotę się roześmiać, dodał tylko kąśliwie:

— No tak, a wtedy nici z mojej randki.

Twarz Minerwy natychmiast spoważniała, co wyraźnie usatysfakcjonowało Snape'a. Jej usta zacisnęły się w cienką linię, wokół której ukazało się sporo zmarszczek.

Snape westchnął, wiedząc, że z dwoma czarownicami nie ma szans. Nie miał zresztą sił protestować. Powoli, wciąż czując bolesne drżenie mięśni, zdjął przez głowę czarną, luźną bluzę i odsłonił blady tors. Odrzucił ubranie na łóżko, pozwalając, aby chłodne dłonie pielęgniarki zbadały ciemniejącą plamę na lewej stronie zapadłej klatki piersiowej. Sama rana może i nie wyglądałaby źle, gdyby nie ciągnące się od niej żyły, widoczne spod cienkiej jak papier skóry. Rozchodziły się od serca niczym błyskawica, który wyryła swój ślad na ciele mężczyzny. Spojrzenie jego ciemnych oczu skrzyżowało się z zaniepokojonym wzrokiem Minerwy, która uchyliła usta, widząc rozległą ranę.

— Nie wygląda źle — oznajmiła Poppy po wstępnych oględzinach. — Przynajmniej z zewnątrz. Nie wiem, czy pod powierzchnią nie zaszły żadne zmiany, ale póki co, nie widać ich oznak.

— Doktor Whitlock obiecał, że znajdzie chwilę, żeby jutro wieczorem się z tobą spotkać — dodała Minerwa, zerkając wymownie na Snape'a. — Nie przyjmuję żadnej odmowy ani wymówek, o dziewiętnastej masz stawić się w moim gabinecie.

— Czy wyście się wszystkie na mnie uwzięły? — spytał pogardliwie mężczyzna, posyłając kobietom oschłe spojrzenie. Zadał to pytanie retorycznie, nie oczekiwał odpowiedzi. Dostał ją jednak i to w postaci, jakiej najmniej się spodziewał. Drzwi skrzydła uchyliły się nieznacznie, a zza nich wyłoniła się Hermiona Granger. — Merlin chyba mnie nienawidzi — dodał pod nosem.

— Sam to na siebie sprowadziłeś, więc masz, co chciałeś — prychnęła Poppy, wyciągając zza białego pasa różdżkę. Wymierzyła jej koniec w ranę na piersi Severusa, który syknął, nie spuszczając jednak wzroku z przerażonej szatynki. Obserwowała z oddali, jak Poppy neutralizuje zaczerwienienia na skórze i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie spodziewała się, że tak wygląda jego brzemię. Podniosła spojrzenie na jego oczy, które wciąż były w niej utkwione i poczuła impuls rozchodzący się wzdłuż jej kręgosłupa. — Możesz się ubrać.

Mężczyzna posłał Poppy krótkie spojrzenie i sięgnął po bluzę. Nałożył ją na siebie z lekkim wysiłkiem, którego za nic nie dałby po sobie poznać. Wstał ociężale, zabierając z szafki różdżkę i książkę dostarczoną przez Minerwę.

— Koniec przedstawienia — warknął w stronę Poppy i podszedł do wycofanej Hermiony. Dotknął zdrową dłonią jej ramienia i musnął ustami jej czoło, na co młoda kobieta natychmiast się zreflektowała i odpowiedziała słabym uśmiechem. — I jaki werdykt, Poppy? — zakpił, zerkając w stronę pozostałych czarownic. — Mogę zabrać pannę Granger na randkę, czy raczej przewidujesz bolesną śmierć?

— Jeśli spędzenie dnia bez alkoholu do tego doprowadzi, to i tak długo byś nie pożył — zaśmiała się pod nosem pielęgniarka, zbierając przyrządy z szafki przy leżance.

— Zero alkoholu — obiecała Hermiona i zerknęła w górę, napotykając wzrok Severusa. — I zero wysiłku. Tylko relaks.

— Mów za siebie — mruknął pod nosem mężczyzna i dyskretnie – tak, żeby „przypadkiem" Minerwa tego nie zauważyła – musnął dłonią plecy szatynki. Gest ten oczywiście nie umknął uwadze dyrektorki, która zacisnęła mocniej szczękę i chrząknęła.

— Teleportacja w twoim stanie i tak nie jest możliwa, Severusie — przypomniała dyplomatycznym tonem, zerkając w stronę Poppy i szukając w niej sojusznika.

— Właściwie Minerwa ma rację. Mógłbyś się rozszczepić, nawet przy twoich umiejętnościach. Nie odzyskałeś jeszcze pełni sił — dodała pielęgniarka. Severus widział po minie Minerwy, że ta odpowiedź w pełni ją usatysfakcjonowała i zrozumiał, że przyjaciółka liczyła, że w ten sposób zniszczy jego plany. Jakaż była naiwna.

— Nawet na niewielkim dystansie? — spytała Hermiona, zanim Snape nie zniweczył doszczętnie niecnego planu swojej przełożonej.

— W takim razie z chęcią użyjemy twojego kominka — stwierdził nonszalancko, patrząc wyzywająco na starą czarownicę. Minerwa uchyliła usta, szukając wiarygodnej wymówki, ale Poppy, nie dostrzegając rywalizacji między nauczycielami, przytaknęła i mruknęła:

— To dobry pomysł. Czy twój kominek, Minerwo, nie przechodził ostatnio renowacji?

Dyrektorka założyła ramiona na piersi.

— Dlatego nie daję gwarancji, że wszystko z nim w porządku — odparła sztucznie zasmuconym tonem.

— Przecież mówiłaś mi, że połączenia są teraz niemal idealne. Pamiętasz? — Poppy, pstryknęła palcami, przywołując w pamięci jakieś wspomnienie. — Po tym, jak ostatnio pytałam cię o możliwość odwiedzenia Pokątnej.

Snape i Hermiona spojrzeli na Minerwę, której najwyraźniej zabrakło argumentów. Zacisnęła usta, uśmiechając się krzywo pod nosem i skinęła niechętnie głową.

— No tak. Oczywiście — mruknęła. Hermiona poczuła, że dłoń, którą Snape wciąż trzymał na jej plecach lekko zacisnęła się na materiale jej koszuli. Posłała mężczyźnie przelotne spojrzenie, dostrzegając tryumfujący uśmieszek czający się w kącikach jego ust. — Oczywiście, możecie skorzystać w mojego kominka.

— Skoczę się tylko szybko przebrać — mruknęła Hermiona.

— Byleby nie zajęło ci to pół godziny — odparł Snape kpiąco, pchając ją lekko w kierunku wyjścia. Kobieta zaśmiała się pod nosem, posyłając mu wymowne spojrzenie. Opuścili skrzydło szpitalne, a kiedy zniknęli spod ostrzału zdenerwowanego spojrzenia Minerwy, Snape natychmiast zabrał rękę i wcisnął ją do kieszeni. — Mam nadzieję, że znalazłaś sobie coś wiarygodnego.

Hermiona posłała mu zrezygnowane spojrzenie. Odkąd wyjawił jej prawdę o wydarzeniach z Wrzeszczącej Chaty instynktownie czuła, że pomiędzy nimi na nowo pojawił się dystans. Mężczyzna nie był już tak skory do żartów ani w ogóle do rozmów, a każde jej próby ucinał w zarodku.

— Tak — skłamała. Kompletnie o tym zapomniała, jednak teraz stanowiło to jej najmniejszy problem. Przypomniała sobie nagle rozmowę z Harrym i poczuła skurcz w żołądku. Nigdy nie odzyska zaufania Snape'a, jeśli dowie się o jej zdradzie. — A pan? Co będzie pan robił?

Snape nie raczył odpowiedzieć ani nawet spojrzeć w jej kierunku. Hermiona westchnęła ciężko, zwalniając kroku, kiedy znaleźli się w holu.

— Zabierz co tam chcesz i za chwilę widzę cię u siebie — polecił Snape tak formalnym tonem, że Hermionie natychmiast zachciało się śmiać. Ta sytuacja między nimi była absurdalna, a ona nie miała bladego pojęcia, jak ją odwrócić. Jak na nowo przekonać go, że nie musi jej odtrącać. Zmuszenie go do wyznania zadziałało zupełnie inaczej, niż oczekiwała.

Będąc w pokoju udała się do łazienki i przemyła twarz ciepłą wodą. Wciąż zastanawiała się, dokąd udać się na „randkę" sama ze sobą. Myślała o Londynie i o uniwersyteckiej bibliotece, w której znajdowało się pełno interesujących tytułów. Książki były jedyną rzeczą, która przyszła jej do głowy, kiedy myślała o odwróceniu uwagi od niechcianych myśli.

Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nagle gabinet Snape'a zaczął na nowo ją przerażać. Stojąc naprzeciw drzwi nie mogła się zdobyć na dotknięcie klamki. Nie mogła przemóc się, aby zapukać. Stała jak słup soli i wpatrywała się przed siebie, czując przejmujący jej ciało paraliż.

Niespodziewanie drzwi otworzyły się gwałtownie, a Snape spojrzał na nią pytająco.

— Potrzebujesz pisemnego zaproszenia? — zakpił, robiąc jej miejsce. Hermiona przełknęła ślinę, wchodząc do środka. Zdążyła zauważyć, że mężczyzna zmienił ubranie na nieśmiertelną czerń. Po kontraście ze sportową, szarą bluzą Hermiona zorientowała się, że ten kolor rzeczywiście lepiej do niego pasuje. Czarna koszula luźno wisiała na jego ciele, a ciemne spodnie lekko opinały nogi, nadając jego postawie zupełnie nowego wydźwięku. Widywała go bez szat odkąd wróciła do Hogwartu jako nauczycielka, ale ten widok do tej pory nie przestawał jej zaskakiwać.

— Jaki mamy plan? — spytała, wiedząc, że tylko na ten temat mężczyzna będzie skłonny z nią rozmawiać. Severus zamknął drzwi i zapobiegawczo rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające.

— Najpierw przeniesiemy się do mnie — oznajmił, podchodząc do biurka i zabierając z niego różdżkę. Wcisnął ją do kieszeni, wciąż nie patrząc na Hermionę, która stała w miejscu i nie umiała się odnaleźć. — Tam się rozdzielimy.

— I tyle — dodała Granger, unosząc nieco brew. Snape wzruszył ramionami, potwierdzając niemo jej słowa.

— Tyle, Granger, potrzebujesz jaśniejszych wskazówek? — warknął, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć.

— Nie, nie potrzebuję — burknęła. Kiedy znów nie doczekała się żadnego słowa z jego strony, warknęła cicho pod nosem i zrobiła kilka kroków w jego stronę, niwelując dystans między nimi. — Co się z panem dzieje?

Snape posłał jej krótkie, przesycone wściekłością spojrzenie, ale nie odpowiedział ani słowem. Hermiona pokręciła głową nie chcąc, aby rozchodzili się pokłóceni.

— Chodzi o to, co powiedział mi pan przedwczoraj, prawda? — spytała cicho. — O Wrzeszczącej Chacie i wszystkim, co tam zaszło?

Jego milczenie jeszcze nigdy jej tak nie irytowało. Mało co ją tak irytowało. Mało kto. Westchnęła ponownie, mając nadzieję, że to zdenerwuje Severusa. Liczyła, że wtedy cokolwiek powie, wyrzuci z siebie cokolwiek leżało mu na sercu. Ale on tylko prychnął i wyszedł. Tak po prostu. Nie mając innego wyjścia, Hermiona podążyła za nim bez słowa.

— I kto tu stawia bariery — mruknęła do siebie, kiedy przecięli kolejny korytarz w drodze do gabinetu Minerwy. Czuła, że decyzja o ubraniu płaszcza jeszcze w pokoju była zła i teraz musiała nerwowo poprawić sweter, który kleił się do jej ciała.

— Nie wiem co liczysz uzyskać takim mamrotaniem do siebie — stwierdził Snape. Podał gargulcowi hasło, a kiedy ten odsłonił przejście, mężczyzna przepuścił kobietę przodem. Hermiona pokonała jedynie dwa stopnie, gwałtownie zatrzymując się i odwracając w stronę Severusa.

— Nie rozumiem po prostu, skąd taka nagła zmiana — rzuciła nerwowo, patrząc z góry na mężczyznę. Znów poczuła to dziwne kołatanie w żołądku, jak po raz pierwszy, kiedy odkryła co powoduje ta pozorna wyższość nam mężczyzną. — Co znowu zrobiłam nie tak? Drążę temat?

— Jak zwykle — warknął Snape, na co Hermiona wywróciła oczy ku górze.

— To dlaczego zamiast mnie obrażać, po prostu się pan zamyka? — ciągnęła Hermiona, mając gdzieś, czy tym razem profesor ją zbeszta.

— Wolisz być poniżana niż zbywana? — spytał kpiąco czarodziej, unosząc brew. Widząc, że gryfonka uchyliła usta, prychnął i dodał: — Nie wiedziałem, że taka z ciebie masochistka.

Oburzona Hermiona parsknęła, celując w niego palcem.

— To!

— „To", co? — spytał Snape, unosząc brwi.

— Och niech pan nie udaje — prychnęła Hermiona, wymownie nakreślając jego sylwetkę dłonią. — To jest tak irytujące, że...

Odwróciła się nagle, szybko pokonując pozostałe schodki, a rozbawiony jej zachowaniem Snape podążył za nią bez słowa.

— Nie wiem, o czym mówisz — mruknął pod nosem, kiedy stanęli pod drzwiami gabinetu dyrektorki.

— Doprawdy? — warknęła szeptem Hermiona, patrząc wyzywająco w oczy mężczyzny. Zbliżyła się ostrzegawczo i zmrużyła oczy. — I tak wiem, że robi pan to celowo. Chce się pan na mnie zemścić za to, że chciałam panu pomóc?

— Nie wiem, o czym mówisz — powtórzył wolniej Snape, cedząc wyraźnie słowa. Jego źrenice zwęziły się, przypominając oczy kota i niestety, przyprawiając Hermionę o ciarki. Niszcząc tym samym jej maskę grozy. — Przegrałaś.

— To nie była uczciwa rywalizacja — syknęła Granger. Severus prychnął gorzko, słysząc ten sam argument co zawsze. Zapukał do drzwi, naciskając klamkę zanim głos Minerwy zaprosił ich do środka.

— Jesteście — mruknęła jakby zawiedziona, że się nie rozmyślili. Przygotowała kominek do podróży i spojrzała niepewnie na Snape'a. — Na pewno dobrze się czujesz, mój drogi? Nie chciałabym, żeby...

— Jestem całkowicie zdrowy — przerwał jej Severus. — Sama słyszałaś.

Kobieta zacisnęła usta, poruszając jedynie brwiami w odpowiedzi. Wiedziała, że jej szanse na zatrzymanie ich w zamku są niemal zerowe. Wyciągnęła z teczki dwa arkusze i ułożyła je na biurku, podsuwając pióro.

— Podpiszcie — poprosiła, zerkając kolejno na Hermionę i Severusa. Nauczyciele bez słowa złożyli podpisy na kartach ze swoimi nazwiskami, w których oświadczali opuszczenie szkoły. Minerwa posłała przyjacielowi ostatnie spojrzenie, zanim para nie weszła do kominka i nie sięgnęła po woreczek z proszkiem. — Severusie, jeszcze jedno...

— Odpuść, Minerwo. Twoje próby zatrzymania nas w szkole nic nie dadzą — mruknął mężczyzna bez pardonu, a Hermiona zaskoczona spojrzała na niego z ukosa. Minerwa z kolei jedynie uśmiechnęła się kpiąco pod nosem.

— Ależ, mój drogi. Nie doszukujesz się przypadkiem konspiracji? — spytała cicho. Jej ton nie spodobał się Hermionie, która zmarszczyła brwi i przełknęła niepewnie ślinę.

— Nie wydaje mi się — warknął Snape. — Za dobrze cię znam.

— Chyba nie tak dobrze, jak sądzisz — stwierdziła Minerwa, rzucając przyjacielowi krótkie spojrzenie. W jej oczach błysnęła iskierka złośliwości, której przynajmniej Hermiona nigdy nie widziała. Zacisnęła dłoń Snape'a, wycofując się nieco za jego ramię. — Miłego dnia, moi drodzy — mruknęła z krzywym uśmiechem.

Gdyby tylko Severus w porę zorientował się, co ten uśmiech oznacza, byłby w stanie zareagować. Jednak pół sekundy zwłoki wystarczyło, aby na jego ustach wypłynął wściekły grymas. Płomienie pojawiły się zupełnie znikąd, a zaskoczona Hermiona pisnęła, przymykając oczy.

— Jasna cholera — usłyszała obok siebie. Szybko zorientowała się, że kominek, w którym wylądowali był o wiele mniejszy. Poczuła, jak kamienne ściany napierają na jej ciało, boleśnie wrzynając się w ramiona. Jej druga ręka niemal wgniatała się w bok ciała Severusa, który próbując się poruszyć, tylko syknął z bólu. — Nie szarp się tak — warknął.

Mężczyzna pierwszy wydostał się z kominka i otrzepał płaszcz, czując rosnącą złość. Znaleźli się w niedużym, skromnie urządzonym salonie, na środku którego stała jedynie kanapa i fotel. Okryte były takim samym, ciemnobrązowym kocem, jednym większym, a drugim małym, zakrywającym jedynie siedzenie dużego fotela. Na ścianach wisiało pełno półek z książkami, a pod jednym z prostokątnych, wysokich okien stał okrągły stolik, na którym ustawiono świecznik.

— Gdzie jesteśmy? — spytała Hermiona, kiedy w końcu pozbyła się kurzu ze swojego płaszcza.

— Severus?

Ten głos zaskoczył zarówno ją, jak i samego Snape'a. Para jak na komendę spojrzała w stronę drzwi do salonu, w których stała starsza, siwiejąca już czarownica. Jej twarz od razu wydała się Hermionie znajoma i kobieta potrzebowała zaledwie sekundy, aby poskładać wszystko w całość.

— Co tu robisz? — spytała czarownica, podchodząc niepewnie do Severusa. Kiedy stanęła naprzeciwko niego, ich podobieństwo uderzyło Hermionę i na moment zabrakło jej powietrza. Przypatrywała się parze z lekko uchylonymi ustami, za to Snape wyglądał, jakby dostał czymś w twarz. Wpatrywał się w niższą o ponad głowę czarownicę, której ciemne, zmęczone oczy badawczo ślizgały się po jego twarzy.

Przez kilka sekund żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Widok matki Severusa zbyt mocno ich zaskoczył.

— Kiedyś tu mieszkałem, przypominam ci — odparł w końcu, a jego cierpki głos wyrwał z otępienia Hermionę, która przestąpiła z nogi na nogę, nie wiedząc, jak zachować się w sytuacji, w której się znaleźli. Bez przygotowania, bez ostrzeżenia. Przeklęta Minerwa, przeszło przez myśl Hermionie.

— Oczywiście — mruknęła Eileen, nerwowo śmiejąc się pod nosem. Jej wzrok skierował się na stojącą w tyle kobietę, a brew w znajomym geście uniosła się w górę. Przekręciła lekko głowę, mrużąc oczy, po czym dodała: — Ciebie, duszko, chyba nie znam.

Hermiona poczuła, że po jej kręgosłupie pociekła cienka strużka potu. Uśmiechnęła się jednak, czując nerwowy skurcz w policzkach.

— Hermiona Granger, Eileen Prince-Snape — warknął pospiesznie Severus, zanim którakolwiek z kobiet zdążyła się odezwać.

— Hermiona Granger — powtórzyła starsza czarownica powoli, przyglądając się gryfonce z ciekawością. — Gdybyś mnie uprzedził, upiekłabym jakieś ciasto.

— To naprawdę niepotrzebne, pani Snape... — zaczęła szybko Hermiona, czując jak zażenowanie paraliżuje jej gardło. Nie była gotowa, aby poznać matkę Snape'a. Nie powinna być gotowa. Nie teraz.

— Och, błagam — zaśmiała się Eileen, podchodząc do niej i łapiąc ją przyjaźnie za ramiona. — Taka persona w moim domu? Mów mi po imieniu, proszę. Będę zaszczycona.

Hermiona posłała Severusowi przerażone spojrzenie, jednak jego mina wskazywała na to, że zaistniała sytuacja go bawi. Stanął za plecami swojej matki i założył nonszalancko ramiona na klatce, unosząc kącik ust. Gryfonka nie mając lepszej alternatywy ani sojusznika w swoim „chłopaku" uśmiechnęła się do jego matki najuprzejmiej, jak umiała.

— Rozbierzcie się, nie stójcie tak — poprosiła czarownica, poganiając Severusa gestem dłoni. Mężczyzna spoważniał, zerkając na nią oburzonym wzrokiem, kiedy kobieta sięgnęła do połów jego płaszcza.

— Mamy sprawy do załatwienia na mieście — skłamał szybko, odsunąwszy się od matki na krok. Eileen spojrzała na niego uważnie, przez ramię posyłając spojrzenie również Hermionie.

— Na herbatę znajdziecie chyba czas — stwierdziła kategorycznie. Tym razem to Hermiona miała ochotę się zaśmiać, kiedy dostrzegła wyraz twarzy Snape'a. Umęczony, ale wciąż mający ochotę zamordować je obie.

— Oczywiście, że znajdziemy — odparła rezolutnie, uśmiechając się szeroko. Karma, pomyślała, a Snape – zupełnie, jakby czytał w jej myślach – posłał jej oburzone spojrzenie. — Będzie nam bardzo miło.

— Fantastycznie. — Eileen uśmiechnęła się szeroko i odebrała od Hermiony płaszcz, zapraszając gestem do skromnej kuchni. Całe mieszkanie było udekorowane w bardzo chaotyczny, nieskładny sposób. Nie było tam obrazów, ani żadnych wiszących ozdób. W kuchni na parapecie stała jedynie samotna doniczka, z wyraźnie zadbaną, skrupulatnie pielęgnowaną draceną, która jako jedyna nadawała temu miejscu życia. — Czego się napijecie? Kawy, herbaty?

Hermiona przysiadła na jednym z czterech krzeseł przy niedużym, kuchennym stole, a Severus z oporem zajął miejsce obok niej. Wpatrywał się w uporem pięciolatka przed siebie, a jego szczęka zaciskała się mocno, jakby sama obecność w domu sprawiała mu ból.

— Herbaty — odparła w końcu Hermiona, zerkając kątem oka na mężczyznę. Nie odpowiedział nic, jednak pod stołem kobieta wyczuła, że jego noga zadrżała nerwowo. Miejsca nie było wiele, więc siłą rzeczy ich kolana stykały się ze sobą w tej pozycji, co tylko potęgowało uczucie dyskomfortu.

— Severusie, kawy?

Eileen odruchowo sięgnęła po pojemnik z mielonymi ziarnami, a nie doczekawszy się odpowiedzi, nasypała dwie łyżeczki do szklanki. Atmosfera zaczynała się zagęszczać z każdą kolejną sekundą milczenia Severusa, który nie wyglądał, jakby był zainteresowany rozmową. Widząc, że kobieta wciąż jest odwrócona do nich plecami, Hermiona szturchnęła lekko ramię mężczyzny. Kiedy zwrócił na nią uwagę, posłała mu wymowne spojrzenie i poruszyła brwiami. W odpowiedzi jednak doczekała się tylko morderczego wzroku.

Eileen niespodziewanie odwróciła się ku nim, lewitując na stół trzy parujące kubki. Hermiona podziękowała uprzejmie, sięgając po swój, a widząc, że Severus nadal prowadzi cichy protest przeciwko obecności w swoim domu, podsunęła kubek i jemu.

— Nigdy nie sądziłam, że dożyję momentu, kiedy mój syn się ustatkuje. A tu taka niespodzianka — stwierdziła po dłuższej chwili Eileen, kiedy żadne z dwójki młodszych czarodziejów nie kwapiło się do rozpoczęcia rozmowy. Hermiona zakrztusiła się pitą właśnie herbatą, kiedy kobieta spojrzała na nią z uśmiechem, a Snape posłał matce karcące spojrzenie. — Naprawdę, kochanie, ratujesz honor naszej rodziny.

— Tego nic już nie jest w stanie uratować — mruknął Severus pierwszy raz od dobrych kilku minut. Błysk w ciemnych, niemal czarnych oczach czarownicy nieco przygasł, a uśmiech na jej ustach przybrał przerażająco kwaśny wyraz.

— Nie przy stole, Severusie. Nie przy gościu — poprosiła, reflektując się niemal natychmiast. Przybrała najbardziej przyjazny uśmiech, na jaki ją było stać i uśmiechnęła się do Hermiony. — Opowiecie mi, jak się poznaliście?

Gryfonka posłała swojemu „chłopakowi" krótkie spojrzenie, widząc, że kręci głową z niedowierzania. Swoim milczeniem dał jednak znać, że daje Hermionie wolną rękę z całą tą sytuacją. Która nie była łatwa dla żadnego z nich.

— Właściwie to znamy się od lat. Severus był moim nauczycielem, a teraz pracujemy razem — stwierdziła po chwili, obejmując dłońmi kubek. Nie chciała zdradzić przed matką Severusa i samym mężczyzną, jak bardzo denerwuje się obecnością w ich rodzinnym domu. — Od trzech lat uczę mugoloznawstwa.

Eileen zlustrowała ją nieco oceniającym wzrokiem, a Hermiona poczuła się z tym nieco nieswojo. Kobieta jednak musiała zauważyć jej minę, ponieważ od razu posłała jej pogodny uśmiech.

— Och, to fantastycznie. A od kiedy się spotykacie? — spytała, patrząc na swojego syna i licząc, że w końcu włączy się do rozmowy. Jego milczenie ją martwiło. Bolało. Choć w całości je rozumiała, liczyła, że ta sytuacja nieco ich do siebie zbliży.

Widząc, że Snape nie zamierza odpowiadać, Hermiona mruknęła:

— Od niedawna. — Zdała sobie nagle sprawę, że nigdy nie ustalili żadnej wspólnej wersji tego, jak rzekomo zaczęli się spotykać. Posłała mężczyźnie przelotne spojrzenie, licząc, że pomoże jej wyswobodzić się z niezręcznej sytuacji. Severus, który wyczuł drżące kolana gryfonki, podniósł na nią zaciekawione spojrzenie i uniósł brew. Z jego ust jednak nie wydobyło się ani jedno słowo. Hermiona widząc, że pomoc nie nadejdzie, uśmiechnęła się delikatnie i dodała: — Severus pomagał mi uporać się z pewną kłopotliwą dokumentacją, jako ten starszy stażem. Od słowa do słowa... jakoś się zaczęło.

— Kto by się spodziewał — odparła wesoło Eileen.

Młoda kobieta odetchnęła głęboko, wciąż uśmiechając się mimo uścisku w żołądku i spojrzała na Severusa. Jego wzrok jasno dawał do zrozumienia, że mężczyzna ma ochotę być jak najdalej od tego miejsca. A kiedy poczuł dłoń Granger przypadkowo muskającą jego skórę dodatkowo wykrzywił wargi w ledwo zauważalnym grymasie.

— Dokładnie, kto by się spodziewał — powtórzyła wymownie Hermiona, widząc krzywy wyraz na ustach mężczyzny. — Pani syn miewa ostatnimi czasy wielkie serce dla potrzebujących.

Eileen uniosła brwi, zerkając pytająco na swojego syna, który wywrócił oczy ku górze na idiotyczną uwagę swojej „dziewczyny". Musiał jednak oddać jej to, że strategia przez nią obrana działała, a jej matka łykała haczyk jak Dumbledore niegdyś swoje dropsy.

— Nie miewam, ja zawsze taki byłem — odparł teatralnym głosem, wprawiając kobiety w śmiech. Hermiona uniosła brew, kiwając z politowaniem głową i musiała przyznać, że dręczenie Snape'a okazywało się coraz milszą rozrywką. Na co zresztą zasłużył, po tym jak planował zostawienie jej z tym samej.

— W to nie wątpię — zaśmiała się Hermiona, rozluźniona na tyle, żeby móc spokojnie oddychać.

Severus posłał jej kolejne mordercze spojrzenie, wprawiając młodą gryfonkę w cichy chichot.

— Opowiadał ci o tej historii z kotem? — spytała rozbawiona Eileen, a Hermiona pokręciła głową, będąc jednocześnie mocno zaintrygowana. Zwłaszcza wyraz twarzy Snape'a, jego ciągłe wywracanie oczami i prychanie powodowało, że bardzo chciała poznać tę historię. — Ile wtedy miałeś, cztery lata?

— Ciężko sobie wyobrazić — mruknęła ledwo słyszalnie Hermiona, pewna, że Snape usłyszy jej słowa.

— Jakoś tak, na pewno nie więcej — ciągnęła Eileen, pochyliwszy się nieco w stronę Hermiony. — Wyobraź sobie, że mały kot wdrapał się na jedno z drzew na naszym podwórku. Severus usłyszał jego płacz i wyszedł na zewnątrz, przypatrując mu się tak długo, aż ten zdążył zauważyć jego obecność. Każdy będąc na jego miejscu spróbowałby pomóc, prawda?

— Cóż, próbowanie jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło — mruknęła ze śmiechem Hermiona, na co Snape prychnął gorzko pod nosem.

— Powiedz to wszystkim tym, którzy umarli przy testowaniu eliksirów — wtrącił pod nosem. Każda jego odzywka powodowała coraz weselszy śmiech kobiet, a co za tym szło – rozluźnienie atmosfery. Na policzkach Hermiony pojawiły się delikatne rumieńce od ciepła, jakie wytwarzała mała powierzchnia kuchni. Zignorowała wypowiedź Severusa i spojrzała wyczekująco na jego matkę.

— Każda reguła ma swój wyjątek, Severusie — stwierdziła Eileen, patrząc znacząco na siedzącą naprzeciw czarownicę.

— Dobrze wiesz, że to powiedzenie ma na celu tylko i wyłącznie potwierdzenie reguły — mruknął mimochodem Snape, zakładając na piersi szczupłe ramiona. Opozycja jego matki i udawanej dziewczyny zaczynała go nieco irytować.

— Czyli właśnie przyznałeś mi rację — odparła Hermiona, wymownie unosząc brwi w geście tryumfu. Severus uchylił usta, nie mając pojęcia o czym gryfonka mówi, ale Eileen uprzedziła go w odpowiedzi:

— Domyślam się, że w waszym związku to rzadkość.

Hermiona zaśmiała się nerwowo, kiwając lekko głową. W jej głowie pojawiła się pasożytnicza myśl, próbująca odebrać kobiecie poczucie, że wybrną z tej sytuacji obronną ręką. A co jeśli pogubię się w zeznaniach? Oczami wyobraźni gryfonka widziała już sytuację, w której cały plan idzie tam, gdzie Hagrid wysyła sklątki tylnowybuchowe. Widziała jak sypie się na ich oczach, powodując lawinę konsekwencji, które swój koniec będą miały dopiero wtedy, kiedy ona zostanie z niczym. Snape pewnie i tak jakoś by sobie poradził. Jak ten nieszczęsny kot, co spada na cztery łapy.

— I co stało się z kotem? — spytała, chcąc wrócić na tor rozmów, w których nie czuła się niepewnie.

— A co miało się stać? Spadł i złamał sobie kręgosłup, głupi zwierzak — prychnął pod nosem Severus. Hermiona posłała mu oburzone spojrzenie, ale jego matka dotknęła ułożonych na stole dłoni i uśmiechnęła się pobłażliwie. Młoda gryfonka poczuła, że ciało Snape'a zesztywniało pod nagłym dotykiem matki.

— Stał przed tym drzewem chyba z godzinę, zanim zorientowałam się, że coś jest nie tak. Podeszłam do niego i spytałam co robi...

— Najgłupsze pytania to pytania oczywiste.

— „Patrzę i czekam" — zacytowała Eileen, zerkając wymownie na syna. — Czekał, aż kot spadnie z drzewa i złamie sobie kręgosłup.

Usta Hermiony same uchyliły się w geście zaskoczenia. Posłała mężczyźnie przeciągłe spojrzenie, na które on odpowiedział jedynie wzruszeniem ramion.

— Opłaciło się — wtrącił Severus, pierwszy raz odważając się zerknąć matce prosto w oczy. Impuls, jaki przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa na sekundę poraził go i sparaliżował. Wspomnienia zaczęły z niekontrolowaną szybkością zalewać jego umysł, który mimo blokad i usilnie stawianych murów poddał się, przyjmując niechciane urywki z życia.

— Kot rzeczywiście spadł z tego drzewa — mruknęła Eileen, dozując emocje niskim, przyciszonym głosem. Odsunęła dłonie, a mężczyzna od razu mocniej zacisnął pięści. — Severus przysiadł na ziemi i tkwił tam dobrych kilka godzin, a ja naprawdę zaczynałam się martwić. Wyobraź sobie, że ktoś nie porusza się przez tyle czasu.

— Widzę, że to jedno zostało do dzisiaj — stwierdziła wymownie Hermiona, unosząc brwi, kiedy Severus na nią spojrzał.

— A potem stało się coś... Nie wiem nawet, jak określić to, co wtedy zrobiłeś — stwierdziła Eileen, zerkając na syna. Ten jedynie prychnął i pokręcił głową. — Kiedy kot spadł, Severus podniósł go z ziemi i uleczył — kontynuowała przejętym tonem. — Nawet nie wiedziałam, że potrafi już używać magii. A on, chcąc przetestować swoją teorię, wybrał kota i czekał, aż zwierzę zrobi sobie krzywdę.

Eileen zamilkła, a Hermiona dłuższą chwilę trawiła usłyszaną historię. Jej wzrok ślizgał się między Severusem, martwym wzrokiem wpatrującym się przed siebie, a jego matką, na twarzy której coraz częściej dało się dostrzec wzruszenie. Na jego widok kobiecie zrobiło się słabiej, a cały dobry humor wyparował.

— Okrutne — skomentowała po chwili.

— Ale jakież do mnie podobne — dodał Snape, wzruszając nonszalancko ramionami. Hermiona posłała mu wymowne spojrzenie i uśmiechnęła się lekko. Nie wiedząc, jaki temat byłby bezpieczny dla nich obojga, powiedziała jedyne co w tej sytuacji przyszło jej do głowy:

— Żałuję, że Severus tak mało mi o pani opowiadał.

— Och, mój syn nigdy nie był gadatliwy — stwierdziła Eileen, wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się ciepło i dodała: — Nawet jako dziecko niewiele mówił.

— A o czym chciałaś rozmawiać? O wódzie czy siniakach? — wypalił zgryźliwie Severus, niespodziewanie wstając od stołu. Hermiona zadarła głowę, z szokiem wymalowanym na twarzy obserwując jak mężczyzna wychodzi z pomieszczenia, zostawiając ją sam na sam ze zdruzgotaną Eileen.

— Przepraszam, ja... — zaczęła Hermiona, nie wiedząc, co w ogóle powinna powiedzieć. Nie miała pojęcia o niczym, co dotyczyło przeszłości Severusa. Nie spodziewała się, że obecność w domu doprowadzi go do takiego stanu i że jedno pytanie zniszczy skrzętnie budowaną atmosferę, która powoli zaczynała sie rozluźniać. Chwilę siedziała sztywna jak kłoda, na przemian otwierając i zamykając usta, a jej wzrok błądził wszędzie, gdzie nie mógł spotkać smutnych oczu Eileen.

— Nie przepraszaj, skarbie. Ma prawo się wściekać — przyznała cichym głosem czarownica. Spuściła wzrok na drżące dłonie, które zaciśnięte leżały na stole pomiędzy nimi i przymknęła oczy, tłumiąc napływające emocje. — Nie byłam dla niego matką, na jaką zasłużył.

Hermiona spojrzała na nią zdezorientowana. Poczuła podświadomie, że to popołudnie jeszcze na długo zagości w jej pamięci. Przełknęła ślinę i wyciągnęła dłonie w stronę matki Severusa. Dotknęła ich i ścisnęła lekko, okazując tym samym wsparcie, którego przecież Eileen mogła w ogóle nie chcieć. Jeśli była choć po części taka jak jej syn, była szansa, że odbierze je jako wtrącanie się. Drążenie dziur.

— Proszę tak nie mówić — mruknęła cicho, kiedy kobieta przymknęła oczy. — Severus lubi wyolbrzymiać rzeczy i jestem pewna, że...

— Nie opowiadał ci o mnie wiele, prawda? — przerwała Eileen, zerkając na Hermionę zmęczonym spojrzeniem. Gryfonka zdobyła się jedynie na pokręcenie lekko głową, nie mając pojęcia, co może usłyszeć. Obawiała się tego bardziej, niż chciała przyznać. — Nie dziwi mnie to. Też bym się nie chwaliła. Spieprzyłam kilka rzeczy w moim życiu i jak widać, do dziś ponoszę za to karę.

— Nie może być pani dla siebie taka surowa. — Hermiona zmarszczyła brwi, czując, że naciska na jej prywatność w stopniu większym, niż by chciała. Od kiedy angażowała się w prywatne sprawy Snape'a? — Przeszłość nie jest wymówką, żeby wiecznie kogoś potępiać. — Zmarszczyła brwi i dodała ciszej: — Severus ze wszystkich ludzi na świecie powinien wiedzieć to najlepiej.

— Nie było mu łatwo wrócić do społeczności — stwierdziła Eileen, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie, na które Hermiona umiała jedynie znów pokręcić głową.

— Dlatego nie ma prawa oceniać pani za nic, co zrobiła pani kiedyś. Sam nienawidzi, kiedy ludzie to robią.

— Mój syn zawsze był hipokrytą — prychnęła Eileen pod nosem, jednak na jej ustach niespodziewanie pojawił się ciepły uśmiech. — Dlatego cieszę się, że ma obok siebie kogoś takiego jak ty.

— Porozmawiam z nim — mruknęła Hermiona, czując nagle, że dłoń Eileen, ściskająca jej własną, zaczyna ją parzyć.

Wstała i wyszła z kuchni, wkładając wiele sił, żeby nie przypominało to ucieczki. Minęła przedpokój i zaglądnęła do salonu, nie odnajdując nigdzie Severusa. Wspięła się po schodach na górę, jednak w połowie zatrzymała się, dostrzegając coś interesującego. Ramka, na którą właśnie patrzyła, przedstawiała coś, czego Hermiona nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Eileen, o wiele młodszą niż obecnie, ciemnowłosego mężczyznę, który wyglądem przypominał pewnego dobrze znanego kobiecie profesora i młodego chłopaka, który stał pomiędzy nimi z obojętną miną i wpatrywał się w obiektyw, jakby miał ochotę zamordować tego, kto stoi po drugiej stronie. Hermiona uśmiechnęła się do siebie, przejeżdżając palcem po twarzach ludzi, w których domu się znalazła i zaczęła zastanawiać się, czy zemsta na profesorze była rzeczywiście dobrym pomysłem. Ruszyła na piętro, odnajdując go stojącego w sypialni przy oknie. Stał tyłem do niej, a mimo to doskonale wiedziała, że jest wściekły.

— Wszystko w porządku? — Snape nie odwrócił się, zmuszając ją tym samym, aby podeszła bliżej. Jego twarz przypominała odlew z marmuru i nawet jego powieki ledwo co się poruszały. Hermiona zmarszczyła brwi, kalkulując w głowie co powinna powiedzieć. — Powinnam była to odkręcić na samym początku — mruknęła, stając z Severusem ramię w ramię. Wyglądnęła za okno, które tak zaabsorbowało mężczyznę i wpatrzyła się w puste ulice ciągnące się przed nimi. Wszystko było niesamowicie szare, jakby wyprane z wszelkich kolorów. Hermiona nigdy nie widziała czegoś tak przykrego. Wszelka zieleń, jaka mogła ożywić nieco otoczenie, wydawała się sucha. Martwa. Jesień w pełni swojej siły nie była w stanie tego zrobić w pojedynkę. — Jak tu pusto — szepnęła po chwili, uchylając w szoku usta.

— Zawsze tak było — odparł niespodziewanie Severus, nie odwróciwszy jednak wzroku. — Odkąd pamiętam.

Hermiona spojrzała na niego przepraszająco. Jej szczęka mocniej się zacisnęła, kiedy próbowała ułożyć w głowie jakiekolwiek składne zdanie, a brwi nad jej pełnymi wyrzutów sumienia oczami ściągnęły się ku sobie.

— Przepraszam. Powinnam była odpuścić, a nie mścić się za pański upór — mruknęła pod nosem, uśmiechając się krzywo. Miała nadzieję, że to nieco pomoże Severusowi, dzięki czemu i ona nie będzie z tym wszystkim sama.

— Mścić się? — prychnął Snape, jednak bez nuty kpiny. — Naiwność, Granger, to z tego co pamiętam drugi stopień do piekła.

— Zajmę zaszczytne miejsce obok pana — odparła Hermiona, zerkając w górę i odnajdując jego spojrzenie. Uśmiechnęła się słabo, jednak głos mężczyzny ją zaskoczył.

— Nadal jesteś pewna, że chcesz robić ze mnie bohatera?

Wzrok Severusa dosłownie wbił ją w ziemię i poczuła, że w żołądku coś z ogromną siłą przewróciło się do góry nogami. Uchyliła usta z zamiarem odpowiedzi, jednak nic konstruktywnego nie przyszło jej do głowy. Spuściła wzrok, na co Snape prychnął.

— To jakaś nowość. Panna Mam-Zawsze-Coś-Do-Powiedzenia zaniemówiła — parsknął, a kącik jego wąskich warg uniósł się w kpiącym geście. Było w tym jednak tyle goryczy, że Hermiona nie odważyła się zaśmiać.

— Ja po prostu... — Kobieta ponownie podniosła na niego spojrzenie, tym razem jednak o wiele łagodniejsze i mniej litościwe. Severus złapał się na myśli, że gdyby chciał, mógłby wystawić ramiona i objąć ją całą - tak drobna i niewielka się przy nim wydawała. Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiedziała co ze sobą zrobić. — Nie wiem już kogo bardziej pan wini. — Severus zmarszczył brwi słysząc jej słowa, a jego lewa powieka nieco drgnęła, kiedy wwiercił spojrzenie w Hermionę. Kobieta wyjrzała za okno nieobecnym wzrokiem, obejmując się ciasno ramionami. — Nie wiem, co stało się kiedyś. Nie wiem nawet czy chcę wiedzieć. Sęk w tym, że... Pańska matka nie jest niczemu winna. — Hermiona uniosła spojrzenie, odnajdując bezdennie puste, ciemne oczy Severusa. — Ani pan.

Ponoć kłamstwo powtarzane wystarczająco wiele razy staje się w umyśle człowieka prawdą. Ponoć w ten sposób można wmówić sobie rzeczy, które dla innych są wierutnym kłamstwem. A Severus spędził prawie czterdzieści lat wmawiając sobie właśnie to, co Hermiona Granger z taką łatwością wypowiedziała na głos. Jakby wyczytała te słowa z jego myśli, które w pewnym momencie stłumił, odepchnął na dalszy plan. Spojrzał na nią przeciągle, obserwując jak mięśnie na jej twarzy co chwila spinają się i rozluźniają. Nie powinien był ją wciągać w swoje sprawy prywatne i teraz doskonale wiedział czemu.

— Nie znasz całego obrazu sytuacji — odparł, na co Hermiona gorzko parsknęła pod nosem i odwróciła wzrok.

— Nie jestem też głupia i umiem sobie wyobrazić, jak ona wygląda. Widzę, jak wścieka się pan na każde wspomnienie o ojcu, a to, co mówił pan do matki... Mówi samo za siebie. — Uśmiechnęła się półgębkiem do swojego rozmytego odbicia w szybie, a Severus zauważył po obu stronach ust delikatne wgłębienia. — Ale wiem, że nie chce pan wysłuchiwać mądrości życiowych, zwłaszcza od gówniary, która nic o życiu nie wie.

— Nie wiedziałem, że tu taka przebywa — zakpił Snape obserwując, jak na usta jego towarzyszki wypływa kolejny uśmiech. Był szczery i przyjemny dla oka. Niespodziewanie mężczyzna odczuł coś na kształt spokoju. Jakby jej radość przynosiła mu ulgę, gasząc palące uczucie wściekłości, które panoszyło się po jego sercu. Zamrugał kilkukrotnie, natychmiast odsuwając od siebie te myśli.

— Zabrzmi ckliwie, ale... Kiedyś o ten sam kredyt zaufania prosił pan nas. Mnie, Harry'ego i Rona. Mieliśmy uwierzyć, że cokolwiek stało się w przeszłości... Przeszłością pozostanie. — Hermiona dobierała słowa ostrożnie, wyraźnie, aby Snape zdążył je przetrawić i uwierzyć, że nie mówi ich w pysze. — I obawiam się, że będzie mi pan musiał uwierzyć na słowo, ale to jest wykonalne. Pytanie jak mocno się tego chce.

Kobieta ponownie spojrzała na Snape'a, ale tym razem było w tym coś dziwnego. Puste, niemal czarne oczy po raz pierwszy od dawna nie wyrażały kpiny, pogardy ani złości. Można było w nich za to dostrzec wszechogarniające zmęczenie.

— Nie jestem pewien, czy jeszcze potrafię — odezwał się po dłuższej chwili Severus. Powietrze wokół nich zgęstniało do tego stopnia, że ledwo dało się poruszać.

— Wybaczać?

Hermiona, w wielkim szoku, że Severus Snape pierwszy raz obnażył jakiekolwiek bezpośrednie emocje, zupełnie zapomniała gdzie się znajduje. Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, czując jak jej ramię styka się z założonymi na piersi ramionami Severusa i zadarła głowę, posyłając mu zachęcające spojrzenie.

— Obyś nigdy nie dowiedziała się jak to jest być wypranym z emocji — mruknął pod nosem. Obdarty z uczuć stał przed młodą czarownicą i nie potrafił zrozumieć jak kobieta zmusiła go, aby wypowiadał słowa, które tliły się z tyłu jego świadomości. Na jego twarzy nie pojawiła się ani jednak skaza, maska wciąż tkwiła na niej nietknięta, ale jakby przezroczysta. Dzięki czemu Hermiona widziała już, że zawierzyła w dobrego człowieka.

— Na szczęście ma pan mnie — oznajmiła weselej, niespodziewanie uśmiechając się szeroko. — Będę pana irytować do końca, choćby ta irytacja miała być jedyną emocją, jaka w panu pozostanie.

— Już pozostała — prychnął Snape, mrużąc ciemne oczy.

— Czyli nie jest pan wyprany z emocji — stwierdziła odkrywczo Granger, unosząc tryumfalnie dłonie. — Jest jeszcze dla pana nadzieja.

Severus wywrócił oczami i pokręcił z rezygnacja głową, słysząc po raz kolejny naiwne mrzonki swojej byłej uczennicy.

— Zdradź mi sekret, Granger — mruknął, odwracając się do okiennicy. — Czego dosypuje ci Hagrid do magicznych herbatek? Jakieś zakazane substancje psychodeliczne, czy może mieszanki egzotycznych ziół?

Hermiona uśmiechnęła się kpiąco i zbliżyła o krok do Snape'a.

— Gdybym panu powiedziała, musiałabym pana zabić — wyszeptała złowieszczym tonem. Mężczyzna słysząc jej słowa uniósł kącik ust w geście szczerego rozbawienia, co wycisnęło na twarzy Hermiony szeroki, promienny uśmiech. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wystawiła ku niemu dłoń i poruszyła wymownie brwią.

— Masz szczęście, że to jedyny kredyt, na jaki mnie stać — warknął, podchodząc do niej. Zignorował dłoń, wymijając ją w drzwiach i ruszył schodami na parter, gdzie czekała na nich Eileen.

— Jest w tym wszystkim jakiś plus — dodała cicho, a Snape zerknął na nią pytająco przez ramię. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i wzruszyła ramionami. — Będzie pan mógł bezkarnie zemścić się na Minerwie, a ja z radością panu pomogę.

— Severusie... — zaczęła Eileen, widząc wchodzącą do kuchni parę. Obserwowała spod zmarszczonych brwi, jak jej syn zakłada ramiona na piersi i posłała pytające spojrzenie Hermionie, która tylko zacisnęła usta w prostą linię.

— Powinniście porozmawiać w cztery oczy — mruknęła, uśmiechając się do matki Severusa. Zerknęła na mężczyznę, który zaciskał mocno szczękę, a dłonią miął skrawek materiału swojej koszuli, schowany pod ramieniem. Wiedziała, że tę rozmowę musiał odbyć sam, ale wierzyła, że się na nią zdobędzie. Zrobiła krok w tył i odwróciła się, jednak słowa Snape'a przykuły jej uwagę.

— Powinniśmy się zbierać.

Spojrzała przez ramię na wyraźnie skołowanego mężczyznę i zmarszczyła brwi. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Snape ruszył w jej stronę jak burza, przecinając w kilka kroków przedpokój. Zabrał wiszący na ściennym wieszaku płaszcz i wypadł z mieszkania, zatrzaskując za sobą mocno drzwi. Co wcale, ani trochę, nie wyglądało na ucieczkę.

— Przepraszam za niego — wydukała Hermiona w stronę Eileen, która tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się do młodej kobiety.

— Przejdzie mu. — Myśląc, że koniec wrażeń na dziś jest już bliski Hermiona była w ogromnym błędzie. Starsza czarownica bez słowa podeszła do niej i niespodziewanie uściskała ją czule, przymykając ze wzruszenia oczy. — Obiecaj mi, że jeszcze mnie odwiedzicie.

Nie mając siły na odpowiedź Hermiona skinęła głową, co musiało wystarczyć, bo Eileen odsunęła się na długość wystawionych ramion i posłała przyszłej synowej szeroki uśmiech.

— Naprawdę miło było cię poznać, Hermiono — powiedziała przez ściśnięte gardło. Gryfonka uśmiechnęła się ciepło i czym prędzej zabrała swój płaszcz, opuszczając dom rodzinny Snape'ów. Delikatny deszcz sączył się z ciemnoszarego nieba, a na burkowanych ulicach co jakiś czas zdążyły już uformować się kałuże. Młoda kobieta rozejrzała się dookoła i dostrzegła odzianą na czarno postać na szczycie mostu przecinającego płynący leniwie strumień. Pobiegła w jego stronę, a stukot jej obcasów odbijał się od wysokich, gęsto zabudowanych kamienic.

— Co się stało? — spytała z lekką zadyszką, kiedy w końcu udało jej się dogonić Severusa. Zdążył dojść aż do granic osiedla, które niemal namacalnym murem oddzielone było od reszty miasta. Szare budynki kończyły się w pewnym punkcie i przeradzały się w ładne, strzeliste kamienice. Zupełnie jakby komuś brakło farby, aby pomalować tę część obrazka.

— Te twoje bzdury o wybaczeniu — warknął Snape, nie zwalniając kroku nawet wtedy, kiedy Hermiona zaczęła mieć problem z nadążeniem za nim. Zatrzymał się nagle w pół kroku, odwracając w jej stronę i mierząc w nią oskarżycielsko palcem. Kobieta sapnęła pod nosem, wciąż próbujac nabrać powietrza. — Są gówno warte.

— Pan się zwyczajnie boi — zarzuciła Hermiona, na co Snape jedynie parsknął. Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie jeszcze szybszym krokiem, co według Hermiony było niemal niemożliwe. Kobieta podbiegła przed siebie, wyprzedzając Severusa i zagradzając mu drogę. On jednak zlustrował ją wściekłym spojrzeniem i wyminął ją agresywnie, na co kobieta po prostu zatrzymała się i machnęła z rezygnacją ramionami. — Oczywiście! Najlepiej uciec od problemu!

Snape zawrócił w ułamku sekundy i podszedł do Hermiony, która przestraszona jego nagłym wybuchem, aż cofnęła się o krok. Ciemne, zlepione deszczem pukle włosów opadały niemal na oczy mężczyzny, które przeszywały ciało kobiety na wylot. Pojedyncze krople skapywały na policzki i usta, jednak mężczyzna zdawał się nie zauważać tego. Jedyne, co widział, to przemoczona, przerażona Granger, która dostaje to, na co zasłużyła.

— Nie bądź bezczelna — wycedził cicho Severus, celując palcem pomiędzy jej oczy. Nigdy wcześniej nie czuł takiego przypływu agresji i emocji naraz. Miał wrażenie, że jego serce zaraz eksploduje, a nogi drżały niepokojąco, zmuszając do nieustannego ruchu. To wszystko było jej i wyłącznie jej winą. — Ja nie uciekam od problemów.

— A co to niby było, jak nie uciekanie? Taki odważny, wojenny bohater, a nie umie porozmawiać z własną matką? — spytała Hermiona, nie bacząc na konsekwencje. Zdążyła zrozumieć, że to jedyny sposób, aby zmusić Snape'a do pokazania co tak naprawdę kryje się wewnątrz jego parchatego, ponoć czarnego serca.

— Zastanów się dwa razy, zanim coś powiesz — warknął. Jego bliskość, dotąd elektryzująca i przyciągająca, teraz zaczęła Hermionę przerażać. Ale była pewna, że efekt będzie warty tego poświęcenia. — Nie chcesz palnąć o dwa słowa za dużo.

— A co mam do stracenia? — Hermiona wytrzymała jego natarczywe, pełne chęci mordu spojrzenie. Mijający ich mugole zerkali w tamtą stronę z obawą i zaciekawieniem, jednak żaden nie zatrzymał się na dłużej. — I niby co jest kłamstwem? To, że się pan boi czy to, że pan ucieka?

— Obydwie te rzeczy.

W ciemnych dotąd oczach zapaliła się iskierka wściekłości. Hermiona prychnęła, kręcąc głową z niedowierzania.

— To dopiero kłamstwo — warknęła, celując palcem w pierś mężczyzny. — Może pan wmawiać i sobie i mnie, że jest inaczej, ale nie ma pan zwyczajnie odwagi przyznać się, że coś pan poczuł. Wtedy, kiedy pan wrócił i na nią spojrzał.

— Marnujesz się w tej szkole, Granger — prychnął Snape. — Może powinnaś była pójść na Harvard, na psychologię. Idealnie byś się tam nadawała.

— Tu nie chodzi o mnie! — krzyknęła Hermiona, rozkładając bezradnie ramiona. Nie chciała podnieść głosu, ale czuła, że odbija się od muru bez żadnego skutku. A nasilający się deszcz nie ułatwiał jej komunikacji. — Ten mechanizm obronny, który pan stosuje... Nie działa. Próbuje pan odwracać kota ogonem, tak jak teraz. A prawda jest taka, że boi się pan przyznać, że po prostu coś pana boli.

— Boli mnie to, jakim wrzodem na dupie jesteś — warknął Severus.

Jego ton spowodował, że Hermiona aż cofnęła się o krok, a głaz w jej wnętrznościach niemal powalił ją na kolana. Mimo, iż wiedziała, że mówi to w złości i w dodatku nie pierwszy raz... jego słowa ją zabolały.

— Znowu — mruknęła rozgoryczona, a jej głos zelżał na sile. — Broni się pan przed tym, co pana może zranić. Jak wspomnienia o tym, co zdarzyło się między wami lata temu.

— Dlaczego właściwie tak zależy ci na tym, żeby pogodzić mnie z matką? — spytał w końcu Snape, przypatrując się byłej uczennicy z gniewem. Jego twarz spięła się, a mięśnie w ramionach drgały, co widoczne było nawet przez ciepły, czarny płaszcz. Dawno nic tak nie wyprowadziło go z równowagi i Severus zaczynał się obawiać, że w pewnym momencie cienka linia po której stąpali, zerwie się. — Czujesz się w obowiązku, bo wydaje ci się, że nawiązałyście kontakt? Czy czujesz po prostu potrzebę naprawiania cudzego życia, bo swoje spieprzyłaś do reszty?

Hipokryzja uderzyła Severusa w twarz dokładnie w momencie, w którym wypowiedział o dwa słowa za dużo. Widząc nagłą zmianę na twarzy Hermiony zamilkł, ale nie potrafił przeprosić. Nie czuł wyrzutów sumienia. Prosiła się o to, z każdym kolejnym zdaniem potęgując w nim złość. Jakby czekała.

— Spieprzyłam, zgadza się — mruknęła gorzko Hermiona, wycofując się o kolejny krok. Wcisnęła dłonie do kieszeni rozpiętego płaszcza, w pośpiechu narzuconego na ramiona i odwróciła spojrzenie, krzywiąc się pod nosem. Jej brwi nerwowo zmarszczyły się, a wargi drgały, podobnie jak rozchylone z zimna nozdrza. — Ale ja nie zamierzam czekać kolejnych czterdziestu lat, żeby je naprawić.

Jej pusty wzrok skierował się na Severusa, którego emocje powoli zaczęły opadać. Serce powracało do normalnego rytmu, a oddech stawał się mniej spazmatyczny. I coś zaczęło rosnąć wokół serca jak cierń, raniący i krwawiący z każdą mijającą chwilą.

Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, zostawiając za plecami zdezorientowanego Severusa Snape'a. Gdyby wiedział, w co właśnie uderzył, pewnie powstrzymałby się od wypowiedzenia tych słów. Nawet on wiedział, że czasem należy ugryźć się w język. Skąd jednak mógł wiedzieć, że Hermiona próbowała naprawić jego relacje z matką, bo sama nie posiadała już rodziców, o których mogła walczyć?

Nie mógł. Nikt nie miał o tym pojęcia. Długo skrywany w najciemniejszych odmętach duszy sekret wydarł się z jej piersi wraz z pierwszym szlochem, na jaki pozwoliła sobie przystając przy barierce oddzielającej padok od brudnej, mętnej rzeki. Cztery lata temu, niedługo po ostatecznej bitwie w Hogwarcie, Hermiona z nadzieją i wielkim niepokojem udała się na samotną wyprawę do Australii. Żadne z jej przyjaciół nie miało pojęcia o przebiegu tej wizyty, a Hermiona latami skutecznie maskowała sytuację kłamiąc z ciężkim sercem. Ale nie była w stanie zrobić inaczej. Z czasem stało się to coraz łatwiejsze, a pytania przyjaciół ograniczyły się do zapytania o zdrowie, na które mogła z czystym sumieniem odpowiadać zgodnie z prawdą. Jej rodzice żyli i wiedli spokojne życie w William Creek. Nie mając pojęcia o magii, swojej córce i przeszłym, porzuconym bez własnej woli życiu.

Hermiona spoglądnęła przed siebie, na zmąconą przez deszcz taflę wody i spróbowała uspokoić szalejące serce, jednak kiedy piąty głęboki wdech nie pomógł, postanowiła się poddać. Ruszyła drogą ku znanemu punktowi deportacji. Stanęła w cichym przejściu pomiędzy ceglanymi, zaniedbanymi blokami i przymknęła oczy, wyobrażając sobie Hogsmeade.

Zdecydowanie powiedziała dwa słowa za dużo, ale sądziła, że robi to w dobrej wierze. Naiwnie myślała, że zbawia świat, że ratuje Severusa Snape'a przed czymś, czego później będzie żałował. Ile razy jeszcze musiała dostać w twarz, żeby ocknąć się i uświadomić sobie, że to wszystko i tak jest na nic?Jej najszczersze chęci zdadzą się na nic, jeśli on tego nie chce. Przeklęta Minerwa miała rację. Nikogo nie da się zbawić, jeśli ten ktoś nie chce zostać zbawiony.

Continue Reading

You'll Also Like

14.9K 1.2K 22
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
73.7K 3.8K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
236K 8.5K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...