Sojusz, Granger?

HachiYuuko

204K 14.9K 7.3K

A co gdyby to wszystko zaczęło się od kłamstwa? ~ Cztery lata po wygranej bitwie rehabilitowany Severus Snape... Еще

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42 [część 1]
Rozdział 42 [część 2]
Rozdział 42 [część 3]
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66
Rozdział 67
Rozdział 68
Rozdział 69
Rozdział 70
Rozdział 71
Rozdział 72
Rozdział 73
Rozdział 74 [część 1]
Rozdział 74 [część 2]
Rozdział 75
Rozdział 76
Rozdział 77
Rozdział 78
Rozdział 79
Rozdział 80
Rozdział 81
Rozdział 82 [część 1]
Rozdział 82 [część 2]
Rozdział 83
Rozdział 84
Rozdział 85
Rozdział 86 [część 1]
Rozdział 86 [część 2]
Rozdział 87
Rozdział 88
Rozdział 89
Rozdział 90
Rozdział 91
Rozdział 92
Rozdział 93

Rozdział 23

2K 165 70
HachiYuuko

Śniadanie w Szkole Magii i Czarodziejstwa było takim elementem codziennej rutyny, kiedy ludzie nastrajali się na nadchodzący dzień i wyzwania, które ze sobą niósł. Kiedy jednak następnego poranka w Wielkiej Sali zawitała Hermiona Granger okazało się, że to co dzieje się przy stole nauczycielskim jest o wiele ciekawsze, niż towarzyskie rozmowy uczniów.

Zamiast swojego dotychczasowego miejsca młoda kobieta zajęła wolne krzesło obok Severusa, bezceremonialnie podsiadając Horacy'ego Slughorna. Obserwowała stremowana, jak ciekawskie spojrzenia uczniów zwracają się w ich stronę, a rozmowy nagle stają się o wiele cichsze. Długie szyje wychylały się ponad tymi, którzy szeptali do siebie nerwowo i nie mieli odwagi, aby rzucić bardziej ciekawskie spojrzenia, ale i tak — każdy chciał dobrze widzieć to, co dzieje się na końcu sali.

Minerwa McGonagall ze wszystkich sił starała się nie patrzeć w stronę swoich podwładnych. Obserwowała, jak torebka z herbatą wypuszcza napar do gorącej wody, a w myślach przeklinała dzień, w którym przyjęła Hermionę z powrotem do szkoły. Wywołali w Hogwarcie spore zamieszanie, a że plotki w tym miejscu rozchodziły się z prędkością błyskawicy, podejrzewała, że do południa cała szkoła, włącznie z portretami, będzie żyła związkiem jej przyjaciela z młodziutką nauczycielką mugoloznawstwa.

— Dzień dobry — rzucił nowoprzybyły nauczyciel eliksirów, ziewając niedyskretnie. Zatrzymał się w pół kroku, rzucając zaskoczone spojrzenie w stronę swojego miejsca, które ku jego zaskoczeniu, było już zajęte. — Coś mnie ominęło?

Anabella prychnęła pod nosem i wskazała głową wolne miejsce Hermiony obok siebie.

— Gdybyś słuchał mnie uważnie, to nic by cię nie ominęło — mruknęła. Na jej twarzy gościł dumny, tryumfujący uśmieszek, którego niestety nie udało jej się ukryć przed Minerwą. Mimo, że była najmłodsza stażem w gronie pedagogicznym, doskonale zdawała sobie sprawę co równa się z graniem na nerwach dyrektorki.

— Winszuję. — Horacy również zauważył minę przełożonej, która resztkami sił powstrzymywała się przed rzuceniem trzymanego widelca w stronę Severusa Snape'a. — Miałaś rację.

— Oczywiście, że miałam — szepnęła zaaferowana profesor Clark. — Nie spodziewałam się co prawda, że ujawnią to tak szybko, ale...

Jej głos zagłuszył donośny dźwięk odsuwanego krzesła. Minerwa McGonagall odłożyła spokojnie filiżankę na podstawkę i bez słowa opuściła Wielką Salę, nie zdradzając zdenerwowania ani odrobinę przyspieszonym krokiem. I o ile uczniowie sądzili, że jest to dobry zwiastun, tak Severus dobrze wiedział, że właśnie taka kobieta jest najgroźniejsza.

Zerknął chytrze na swoją towarzyszkę zbrodni, która w obecności dyrektorki mocno powstrzymywała się przed uśmiechem. Bała się, że wyrazi nim za dużo — całą noc nie spała, rozemocjonowana po wieczornej rozmowie. Wciąż odtwarzała w myślach minę Minerwy i za każdym razem wyglądała ona bardziej satysfakcjonująco.

— Dużo masz dzisiaj zajęć? — spytał mimochodem, kończąc dopijać kawę. Hermiona udała, że takie pytanie w ogóle jej nie zdziwiło i zmrużyła oczy, wertując w pamięci swój grafik.

— Nie. Dwie godziny z czwartą klasą i chyba też dwie z piątą — odparła, sięgając ręką po dorodną pomarańczę. — A co? Masz jakąś propozycję?

Rzuciła przez ramię spojrzenie w stronę swojego fałszywego ukochanego, zmuszając ciało do prawidłowej reakcji. Nie udało jej się jednak zarumienić, bo nagle z prędkością światła ponad wszystkimi wspomnieniami pojawił się pocałunek Severusa. I tak niespodziewanie jak się pojawił, opuścił jej umysł. Zostawił jednak dziwne uczucie skrępowania, zmuszając kobietę do odwrócenia wzroku.

— Może — mruknął obojętnie Snape. Oparł się wygodniej na zdobionym krześle, obserwując z zadowoleniem powoli słabnące, jednak wciąż żywe zainteresowanie jego osobą.

Nie lubił być w centrum zainteresowania. Był jednak na tyle przygotowany, że powstrzymał się od skrzywienia ust w grymasie. Zauważył, że Hermiona zbyt dużą uwagę poświęca obieraniu pomarańczy i zmarszczył brwi.

— Kończę dopiero przed kolacją — dodał po chwili, odpowiadając na niezadane pytanie panny Granger. — I podejrzewam, że zostanę wezwany na dywanik.

— Dasz sobie radę — zaśmiała się Hermiona wesoło, przyciągając uwagę siedzących bliżej nauczycieli. — To tylko Minerwa.

Jej ton sugerował, że miała ochotę dodać coś w stylu „sam mówiłeś, że nie jest groźna". Severus prychnął na ten dowód własnej hipokryzji. Nie bał się spotkania z Minerwą. Sam przed sobą ukrywał, że jest tym faktem przerażony.

Znała go jak nikt inny. Przez lata ich przyjaźni zdążyła zacząć zwracać uwagę, kiedy mężczyzna kłamie. A on wiedział zbyt dobrze, że będzie miała tysiąc argumentów przeciwko jego związkowi z młodą nauczycielką. Nie powie mu nic, rzecz jasna, ale jej wzrok dostatecznie wytrąci go z równowagi. Przygotowywał się mentalnie na tę rozmowę odkąd rozpoczęli z Granger dywagacje o udawaniu związku, ale wciąż nie był na to gotowy. Minerwa zbyt łatwo mogła go przejrzeć.

Nie była Voldemortem, ale to czyniło z niej jeszcze poważniejszego przeciwnika. Jej surowy, bacznie śledzący każdy ruch wzrok skupiał się wyłącznie na Severusie i nie obchodziło ją nic więcej. Czarny Pan nigdy aż tak bardzo nie skupiał się na słowach - liczyły się dowody. Pod względem umiejętności psychologicznych Minerwa biła go na głowę.

Siedząc na lekcjach Severus nie mógł się skupić. Polecił swojej klasie ćwiczenie zaklęcia, które przerabiali ostatnio, a sam pogrążył się we własnych myślach. Za późno zauważył, że nie wszystko idzie po jego myśli. Niespodziewanie w pomieszczeniu rozległ się huk, z ziemi uniosła się potężna, gęsta chmara dymu, a wśród uczniów rozległy się piski, kaszle i przepychanki.

— Tobie się wydaje, że jesteś na placu zabaw, Murphy? — Snape spojrzał na uczennicę, która sprawiała mu ostatnimi czasy więcej kłopotów niż sam Neville Longbottom w czasach swojej świetności i wykrzywił usta w grymasie. Drobna blondynka stała jak słup soli, trzymając w drżących dłoniach różdżkę, która jakimś cudem jeszcze nie upadła na ziemię.

— Ja... — zaczęła niemal płaczliwym tonem, który tylko mocniej zdenerwował Snape'a. Nienawidził takich uczniów. Uważał ich za mięczaków. Doceniał dokładne ich przeciwieństwo. I być może dlatego nie był w stosunku do Granger taki, jak kiedyś. Pamiętał, że zawsze potrafiła wytrzymać jego wzrok i nie tłumaczyła się głupio, kiedy popełniła błąd. O ile, oczywiście, go popełniała. — Nie wiem, jak to się stało, profesorze...

Uczniowie zerkali po sobie równie przerażeni co Amanda Murphy, a Snape w ostatniej chwili przypomniał sobie, że dziewczyna jest córką przewodniczącej Rady Rodziców. Nie powstrzymało go to jednak od wyrwania jej różdżki i zmierzenia jej pogardliwym wzrokiem.

— Nie wiesz? Więc może któryś z kolegów powinien ci wyjaśnić — syknął, pochylając się ku dziewczynce. Po jej bladych ze strachu policzkach zaczęły cieknąć łzy, a Snape skrzywił się niezauważalnie. — Kto nie umie rzucać podstawowych zaklęć? — rzucił do klasy, która w oczekiwaniu wpatrywała się to w profesora, to w uczennicę.

Podszedł do pierwszego z brzegu ucznia, niemal równie wysokiego co Severus i spojrzał na niego wyczekująco.

— Powiedz Humphrey, kto nie potrafi rzucać podstawowych zaklęć? — powtórzył, ale w jego tonie słychać było groźbę. Uczeń wiedział, że jeśli nie odpowie, dostanie za swoje. Zerknął przepraszająco na koleżankę z domu i mruknął pod nosem:

— Ameby...

— Ameby umysłowe — dokończył Snape tryumfującym tonem, zerkając na Amandę. Gryfonka zaciskała mocno szczękę, a jej delikatne rysy twarzy zmieniły się na nieco wojownicze. Chciała odpowiedzieć cokolwiek, chociaż jedno słowo. Ale zamiast tego z jej oczu popłynęło jeszcze więcej łez. — Dokładnie takie jak ty, Murphy. Naprawdę machnięcie różdżką i wypowiedzenie jednego, krótkiego słowa cię przerastają? — Dziewczynka nie była w stanie nawet pokręcić głową. Snape podszedł do niej, ponownie pochylając się nad jej drobną, zgarbioną posturą i uniósł kpiąco brew. — A liczyć do trzech umiesz?

— T-tak — zająknęła się Amanda. Snape prychnął w odpowiedzi.

— Po twoim popisie umiejętności nie jestem tego pewien — warknął. Wyprostował się, rzucając na ławkę zaklęcie naprawcze. Deski uniosły się w powietrze i powoli zaczęły na nowo zlepiać się ze sobą, aż wróciły do swojego pierwotnego wyglądu. — Gryffindor otrzymuje 15 ujemnych punktów za próbę sabotowania moich zajęć, panno Murphy. Nie myśl, że jak twoja matka ma w szkole jakąś władzę, to ty dostaniesz taryfę ulgową. Od dziś aż do niedzieli będziesz odbywać szlaban u pana Filcha, który z radością przydzieli ci zadanie na twoim poziomie. Jak szorowanie ubikacji lub wyrywanie chwastów.

Po sali rozniósł się jęk zawodu, a spośród nich Snape wyłapał informację o meczu Quidditcha, który Gryffindor miał w tym tygodniu grać z Puchonami. Zadowolony uśmiechnął się kpiąco, przypominając sobie, że Amanda Murphy grała w szkolnej reprezentacji na pozycji pałkarza. Cóż, talent do rozwalania to ma wyjątkowy, niewątpliwie, pomyślał.

Incydent ten zepsuł mu humor na resztę zajęć. Zapomniawszy zupełnie o groźbach Minerwy sprzed miesiąca rozdał kilka szlabanów i odjął zaległe punkty za cały miesiąc, pod koniec dnia będąc z tego powodu nieco szczęśliwszym. Nie trwało to jednak długo, ponieważ jego zachowanie nie umknęło uwadze dyrektor McGonagall. Zawitała do jego komnat nieco spokojniejsza niż na śniadaniu, jednak wciąż podminowana.

— Usiądziesz? — spytał Snape zupełnie nonszalanckim tonem. Sam zajął miejsce za biurkiem, odgarniając papiery, które przeglądał zanim kobieta mu nie przerwała. — Domyślam się, że nie przyszłaś na herbatkę.

— Nie — odparła oschle Minerwa. — Chętnie napiję się alkoholu.

Severus uniósł brew, zauważając w myślach, że tydzień jeszcze się nie skończył. Jego przyjaciółka nie miała w zwyczaju pić przed weekendem, nawet lampki wina czy likieru. Polał jej jednak pół literatki napoju od Rosmerty, który barwą przypominał jednak szczyny menela spod jej baru niż wykwintny trunek.

— Chcę wiedzieć czy to coś poważnego — oznajmiła Minerwa po dość długiej chwili milczenia. Spojrzała na Severusa swoim popisowym wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, jednak pod nim kryła się troska i zaniepokojenie.

— Pytasz o mnie i Granger — uściślił mężczyzna, okręcając w dłoni swoją szklankę z whisky. Wiedział, że nie powinien mieszać alkoholu z eliksirem, który przyjmował. Jedna szklanka jednak jeszcze nikogo nie zabiła.

— Najpierw porozmawiamy o tym — wtrąciła Minerwa — a potem o szlabanach, których obiecałeś nie rozdawać.

— Obiecałem nie rozdawać ich niezasłużenie — przypomniał Snape, jednak starsza czarownica uciszyła go skutecznie jednym spojrzeniem.

— Słucham. Ty i Hermiona.

Severus milczał przez chwilę, wiedząc, że kobieta poczeka cierpliwie na jego słowa. Widział po jej minie, że próbowała zrozumieć co się wokół niej dzieje, a on w tej chwili był jedynym, który mógł jej to wytłumaczyć. I Merlin jeden wiedział, jak dobrze się z tym czuł. Ukrył chytry uśmiech pod grymasem, który prawie zawsze gościł na jego ustach i świdrował kobietę wzrokiem.

— To coś poważnego — stwierdził zdawkowo. Brew Minerwy uniosła się na ułamek sekundy, a Snape nie powstrzymał prychnięcia pod nosem. — Daj spokój. Twoje miny na mnie nie działają, a tym bardziej ta.

— Chciałabym, żebyś choć raz nie żartował i odpowiadał na moje pytania zgodnie z prawdą — poprosiła McGonagall poważnym tonem. — Wyjaśnij mi. Co ty, do cholery, robisz?

Snape zaskoczony jej niespodziewanym pytaniem obserwował, jak na jej twarzy momentalnie pojawia się skrywana złość i choć kobieta bardzo starała się ją ukryć, skutki były marne. Źrenice kobiety zwęziły się, przypominając oczy burego kota, w którego lubiła się przemieniać, a nozdrza zaczęły poruszać się nerwowo.

— Nie uważasz, że to nieodpowiednie, abyś umawiał się z tak młodą osobą? Która w dodatku niedawno była twoją uczennicą? — rzuciła Minerwa, pochylając się na krześle i odstawiając szklankę z alkoholem.

— Była, Minerwo, to słowo kluczowe. Nie jest już nią, o ile sama pamiętasz, sama powierzyłaś jej stanowisko nauczyciela — stwierdził spokojnie Severus.

— Może nie powinnam była tego robić. Naprawdę, ja... Staram się zrozumieć, ale nie pojmuję, jak możesz być na tyle naiwny.

— Naiwny? — powtórzył Snape zaskoczony, o co dokładnie chodzi jego przyjaciółce. Kobieta posłała mu pobłażliwe spojrzenie.

— Macie zupełnie inne priorytety w życiu, Severusie, na Merlina, ona ma dopiero dwadzieścia trzy lata. Czego spodziewasz się po tak młodej osobie? Tego, że będzie spędzała wieczory w towarzystwie gbura nad starymi tomami ksiąg sprzed kilkuset lat? Czy prędzej tego, że zapragnie wyjść ze znajomymi, sama, bez uwiązania u nogi?

Słowa wylewały się z niej jak z gramofonu, do którego ktoś włożył zepsutą, zacinającą się płytę. I nie były to słowa, których Severus się spodziewał. Owszem, uderzyła w różnicę wieku, ale od zupełnie innej strony, niż oczekiwał. Upił łyk whisky, czując drażniące mrowienie w obojczyku, które jednak zignorował.

— Nie rozumiem, dlaczego według ciebie te dwie rzeczy się wykluczają — odparł po chwili. — Pamiętaj, że mówimy tu o Granger. Ona uwielbia stare woluminy i ślęczenie nad księgami do późnych godzin.

— Ale jest też na tyle młoda, że w końcu zapragnie wolności. Młodość rządzi się swoimi prawami, Severusie, z pewnością o tym pamiętasz — sarknęła kpiąco Minerwa. Zaskoczony tonem wypowiedzi mężczyzna uśmiechnął się krzywo pod nosem. — Naprawdę nie chcę... Nie chcę się wtrącać. To wasze życie, ale... Nie uważasz, że warto jednak to przemyśleć?

— Mówisz tak, jakbym oznajmił ci, że zamierzam się z nią jutro ożenić i mieć gromadkę dzieci. I psa — warknął Snape, udając obrażony ton. — Sama zauważyłaś, że jest młoda. I jeśli to stanie mi kością w gardle, będziesz pierwszą osobą, której przyznam rację.

— Bylebyś nie zgorzkniał do reszty, jeśli do tego dojdzie — mruknęła kobieta. Przyssała się do szklanki, kończąc temat niespodziewanie wcześnie. Severus podejrzewał jednak, że to nie jest koniec, a jedynie cisza przed burzą.

— A co do szlabanów... — zaczął, chcąc przerwać niezręczną ciszę.

— Ach — parsknęła Minerwa kwaśno. — Odwołałam oczywiście szlabany panny Murphy. Punktów nie mogę anulować, ale — Kobieta uśmiechnęła się tryumfująco — odrobiła je na moich zajęciach.

— Jesteś niereformowalna — prychnął Snape. — Właśnie przez takie zachowanie te bachory nie nauczą się dyscypliny i będą demolować mi sale na każdych zajęciach.

— Nie zamierzam przez ciebie mieć problemów z Radą — oznajmiła kategorycznie czarownica. — Wystarczająco są na mnie źli za sytuację z Christiną.

— Twoja sprawa, nie moja — przypomniał beznamiętnie Snape, zatapiając usta w alkoholu. Czuł, że robi źle. Nie powinien był pić. Przymknął oczy, pozwalając, aby ból rozszedł się po kościach i dotarł do najdrobniejszych zakończeń nerwowych w jego ciele.

— Oczywiście, że moja. Nie bez powodu jestem tu dyrektorką — prychnęła Minerwa, papugując jego ton. — Ktoś musi trzymać rękę na pulsie.

— Bylebyś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy — wtrącił Severus. Przyjaciółka zmierzyła go ponurym spojrzeniem, od razu wyłapując aluzję. Zauważyła jednak na jego twarzy cień niezadowolenia i grymas, który wykwitł na jego ustach.

— Powinieneś pokazać to Poppy — mruknęła. — Wiem, co uważasz na ten temat, ale może uda jej się złagodzić nieco ból...

— Wierz mi — przerwał jej gwałtownie Snape, czując, że ramię całkowicie mu zdrętwiało. Spróbował poruszyć palcami, co jednak przyniosło marny efekt. — Jeśli eliksir nie pomaga, Poppy również się nie uda.

— Prosiłeś o zaufanie względem Hermiony, a sam nie jesteś w stanie go okazać wobec nikogo — warknęła rozgoryczona Minerwa, kręcąc bezradnie głową. — Hipokryta.

— A ja Severus, miło mi — zakpił kwaśnym tonem.

Minerwa uśmiechnęła się krzywo, odkładając pustą szklankę na biurko. Nie lubiła pić, zwłaszcza w tygodniu nauki, ale wiedziała, że bez jednej szklanki ta rozmowa by się nie odbyła. Nie ze względu na rzekome właściwości dodające odwagi, ale na atmosferę, jaką niosła ze sobą obecność alkoholu.

— Podejdę do Poppy i poproszę ją o coś przeciwbólowego. Wiem, że kurczą ci się zapasy — stwierdziła, zbierając się do wyjścia. — Wrócimy jeszcze do tej rozmowy, jak będziesz w lepszym stanie.

— Oby to się nigdy nie stało — mruknął Severus. Oparł ramię na biurku, próbując przywrócić w nim krążenie, jednak nie czuł niczego poza promieniującym po klatce piersiowej bólem.

Kiedy Minerwa wyszła, syknął pod nosem. Podszedł do barku, w którym trzymał wszelkiej maści eliksiry i bez cienia urazy przyznał kobiecie rację. Zapasy się kurczyły. Czym był tak zajęty, że tego w porę nie zauważył? Ach, przypomniał sobie. Granger.

Nagle poczuł ból, jakby w jego ciało uderzył piorun. Impuls rozszedł się od ramienia po całym ciele, zmuszając go do zgięcia się w pół. W porę dosięgnął stabilnej powierzchni, na której oparł się całym ciężarem. Jego oddech stał się tak płytki, że ledwo starczało go na przeżycie. Zamknął oczy, mocno zaciskając powieki. Czekał i czekał, jednak ból nie ustępował. Jego ciałem wstrząsnął potężny spazm, posyłając go na bliskie spotkanie z podłogą. Usadowił się ciężko pod ścianą i spróbował przywrócić normalny rytm serca, nabierając głębokie oddechy. Przestał, zdając sobie sprawę, że dyszy jak lekkoatleta po przebiegnięciu maratonu.

Cholera, przebiegło mu przez myśl.

Jeśli Minerwa nie wróciłaby w porę było wielce prawdopodobne, że zastałaby go martwego. Podobno nie można umrzeć z bólu, ale teraz — siedząc na zimnej posadzce we własnym gabinecie — Snape nie był już tego taki pewien.

Poczuł nagle, że jego umysł ogarnia niemoc. Coraz większa część obrazu była zamazana, a kilkakrotne mruganie nie pomogło go oczyścić. Warknął pod nosem, próbując podnieść się na nogi. Oparł dłoń na dość niestabilnej półce, która pod ciężarem jego ciała osunęła się z zawiasów, a Snape runął nieprzytomny na stertę rozwalonych na ziemi książek.

Obudził się kilka godzin później. Od razu rozpoznał, gdzie się znajduje. Materiał pod jego dłońmi był nieprzyjemnie sztywny, a jego ciało okrywała pachnąca kamforą pościel. Syknął, podnosząc się na łokciach do pozycji pół-siedzącej, jednak czyjaś drobna dłoń go powstrzymała.

— Niech pan leży — mruknęła niepewnie Christina Blakers. Snape zerknął na nią pytająco. Jej ostatniej się spodziewał przy swoim szpitalnym łóżku. — Pani Pomfrey poszła do profesora Slughorna po zapasy i kazała mi się panem opiekować.

— A co ty tu robisz? Wydawało mi się, że miałaś wrócić na zajęcia — warknął pod nosem mężczyzna. Zignorował wyciągniętą rękę dziewczyny, siadając ciężko na materacu, który skrzypnął pod jego ciężarem.

— Przychodzę codziennie wieczorem po eliksir wzmacniający — wyjaśniła Christina. Odsunęła się nieco od profesora, marszcząc ciemne brwi. — Źle pan wygląda.

— Powinienem odjąć ci punkty za impertynencję — warknął Severus, rozglądając się po pogrążonym w mroku pomieszczeniu. Przy jego łóżku stał samotny, wysoki świecznik; jedyne dostrzegalne z pozoru źródło światła. — Która godzina?

— Późno — odparła dziewczyna, a widząc wzrok nauczyciela, dodała szybko: — Po dwudziestej drugiej.

— Powinnaś być dawno w dormitorium — stwierdził Snape dość oczywistym tonem. Christina uśmiechnęła się kwaśno, jasno dając do zrozumienia, że nie zamierza wychodzić. — Slughorn naprawdę nas rozpuścił.

— To nagroda po latach uciemiężenia — zaśmiała się nastolatka w odpowiedzi. Snape zerknął na nią, krzywo uśmiechając się pod nosem. Zauważył, że jej dłoń wciąż umiejscowiona jest w okolicach brzucha, co uznał za dobry znak. Przynajmniej ona zachowywała się jak dorosła. — Jak się pan czuje?

Mężczyzna spojrzał na swoją uczennicę, unosząc z trudem brew. Wciąż odczuwał ból na całym ciele, choć podejrzewał, że bardziej wiązał się z upadkiem niż skutkiem ubocznym eliksiru.

— Dokładnie tak, jak pewnie wyglądam — mruknął lakonicznie. — Paskudnie.

Christina uśmiechnęła się pod nosem, ale nie odezwała się już ani słowem. Siedziała wytrwale przy jego łóżku, co jakiś czas próbując przerwać ciszę lub odpowiadając na pytania nauczyciela. Kiedy drzwi do sali w końcu się otworzyły, Snape jęknął. Zauważył za plecami pielęgniarki Hermionę i Minerwę. A o ile obecność starszej czarownicy była dla niego zrozumiała, tak dwóch gryfonek w pomieszczeniu nie był w tym stanie znieść.

— Co tu robisz? — spytał Hermionę, kiedy dotarła do jego łóżka. Rzuciła mu pytające spojrzenie, jednak Snape zupełnie to zignorował. Nie miał teraz siły na odgrywanie kochającego faceta.

— Przyszłam zobaczyć, co się stało — odpowiedziała zgodnie z prawdą młoda gryfonka. Nie spodziewała się, że cokolwiek działo się ze Snape'em doprowadzi ich w końcu do szpitala. Biła się w pierś, że zaniedbała obietnicę, jaką sama przed sobą złożyła. Miała mu przecież pomóc. — Jak się czujesz?

— Niech mnie Merlin strzeże, jeśli jeszcze raz ktokolwiek zada to pytanie, polecą głowy — warknął pod nosem Severus, opadając ciężko na poduszki. Christina parsknęła pod nosem, przykuwając uwagę zdezorientowanej Hermiony. Minerwa z kolei przyglądała się całej scenie z dystansu.

— Narobiłeś bałaganu to teraz cierp — stwierdziła głośno Poppy, układając na szafce nocnej kilka nieoznakowanych fiolek. — Wszystko ma zostać opróżnione, chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.

— Nie jesteś na szczęście moją matką — odparł Snape. Wywrócił oczami i zamierzał już sięgnąć po pierwszą z brzegu miksturę, jednak najpierw posłał spojrzenie na kobiety stojące nad jego łóżkiem. — Urządzacie sobie jakieś widowisko moim kosztem? Chyba przegapiłem sprzedaż biletów.

Minerwa posłała przyjacielowi zaniepokojone spojrzenie, jednak nie odezwała się ani słowem. Podobnie jak Hermiona, która nie rozumiała jego zachowania. Christina z kolei wstała i rezolutnie uśmiechnęła się do profesora.

— Niech pan żałuje. To naprawdę dobre show — stwierdziła z przekąsem. Snape posłał jej mordercze spojrzenie, wyganiając ją w te pędy z pomieszczenia. Śmiech dziewczyny jeszcze długo rozbrzmiewał pod wysokim sklepieniem skrzydła szpitalnego po tym, jak je opuściła.

Hermiona podeszła do niego niepewnie, kiedy Minerwa zniknęła na chwilę z Poppy w jej gabinecie. Spojrzała na mężczyznę szerokimi ze strachu oczami, a Snape miał ochotę gorzko prychnąć. Powstrzymał się jednak, wiedząc, że może tym doprowadzić do ataku bolesnego kaszlu.

— Daruj sobie — warknął cierpko i odwrócił głowę w drugą stronę. Naprawdę nie chciał, aby teraz przy nim była. Cierpienie, jakiego doświadczał po klątwach Voldemorta było dla niego oznaką słabości, do jakiej nie chciał się przyznawać. I nie chciał, aby ktokolwiek mu współczuł z tego powodu. Zwłaszcza ona. — Jak masz mi matkować to równie dobrze możesz wyjść, nie zamierzam...

— Niech się pan przede mną nie zamyka — szepnęła nagle, marszcząc brwi. W jej oczach widział troskę i litość, które znienawidził jeszcze mocniej.

— Nigdy się nie otworzyłem, Granger — warknął. Kątem oka zauważył, że Minerwa wróciła w towarzystwie pielęgniarki i nagle poczuł, że jego ciało słabnie. Mógłby w tej chwili dać się przygnieść jakiemuś ciężkiemu kamieniowi, najlepiej takiemu ważącemu tonę. — Wyjdź stąd.

Hermiona uchyliła usta, chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale widząc jego nieprzystępną minę odpuściła. Zrezygnowana wstała i nie patrząc na nikogo, opuściła salę szpitalną. Zamierzała wrócić do swojego gabinetu, jednak nie wiedziała, co miałaby tam robić. Poczuła, że potrzebuje oddechu.

Nie rozumiała, dlaczego potraktował ją tak ozięble. Myślała, że pokonali pewną barierę i szczerze powiedziawszy, nie zamierzała za nią wracać. Miała wrażenie, że trafiła do punktu wyjścia, w którym Severus Snape jest oschłym gburem, niepotrafiącym przyjąć niczyjej pomocy. Nie, pomyślała. On jej nie chce. Nie rozumiała jednak dlaczego.

— Nie powinieneś był na nią warczeć — upomniała go Minerwa, kiedy zostali sami. — Chciała dobrze.

— Pamiętam coś o niewtrącaniu się w nie swoje sprawy — stwierdził pod nosem Severus, zerkając na przyjaciółkę, która zajęła miejsce Christiny na obrotowym krzesełku obok jego łóżka.

— W porządku. — Kobieta westchnęła, a po chwili uśmiechnęła się ciepło. — Nie chcesz jej pomocy, ale mojej nie pozwolę ci odrzucić. Napiszę jeszcze dzisiaj list do Mungo, aby przysłali nam uzdrowiciela od klątw czarnomagicznych.

Severus posłał jej spojrzenie ciskające gromy, którym jednak kobieta zdawała się nie przejmować. Uśmiechała się wciąż, zainteresowana kawałkiem materiału na zgniłozielonej szacie.

— Odpieprz się, Minerwo — odparł cicho. W jego tonie czaiło się zmęczenie, którego nie umiał już ukrywać. Przed nikim, włącznie ze swoją przełożoną, która spojrzała na niego zaskoczona.

— Nie — powiedziała hardo. — Zbyt wiele razy mnie o to prosiłeś.

— I nigdy nie posłuchałaś — warknął Severus. Minerwa zmarszczyła pobłażliwie brwi, jednak martwiła się jego stanem do tego stopnia, że nie zamierzała się kłócić. Był jej przyjacielem, na dobre i na złe. Cokolwiek by nie zrobił.

— Odpocznij. Zajrzę do ciebie rano — oznajmiła, podnosząc się z krzesła. — I nie próbuj namawiać Poppy, żeby mnie nie wpuszczała. Wciąż mam nad tobą władzę, przynajmniej w tej kwestii.

Severus miał ochotę rzucić klątwę w stronę odchodzącej kobiety, ale jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Ułożył się na niewygodnym posłaniu i wpatrzył w zdobiony sufit, licząc wszystkie wgłębienia i nierówności na jego powierzchni. Wiedział, że żaden uzdrowiciel mu nie pomoże, skoro on sam nie miał pojęcia, jak ma to zrobić.

Продолжить чтение

Вам также понравится

139K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
2.8K 171 23
Elizabeth Snape Nazwisko znane każdemu fanowi serii o pewnym czarodzieju. A gdyby ten nieczuły nietoperz zapijał smutki i za późno wyjął co poskutkow...
26.5K 2.4K 31
Druga część trylogii OBLIVIATE. Dwa lata po akcji pierwszej części, ktoś odwiedza grób i zostawia na nim list, który ma zmienić losy nadchodzącej woj...
Strefa grafiki Kasia

Разное

4.5K 246 27
Okładki do wzięcia! Proszę o zapoznanie się z regulaminem, a dopiero później zadawać pytania. :)