24. (+)

887 55 3
                                    

Pov Ally

Jest po dziesiątej wieczorem. Właśnie Archie odprowadza mnie do domu. Spędziliśmy razem południe. Zabrał mnie do kina, a potem poszliśmy do naszej ulubionej kawiarni. Po prostu spędzić razem czas, a wieczorem obejrzeliśmy film, który niedawno wyszedł. Oczywiście Archie chciał coś innego oglądać, ale przekonałam go do obejrzenia ,,Świątecznego rycerza". Mówił, że będzie się nudził, ale tak nie było. Był tak pochłonięty, że nie zauważył, że nie słyszał mojego pytania, które zadałam. Śmiałam się z niego przez dobre dziesięć minut.

- O czym tak myślisz? - spytał obejmując mnie

- Ciągle mnie bawi sytuacja z filmem - zaśmiałam się.

- Daj już spokój - przewrócił oczami

W pewnym momencie usłyszałam jakiś dźwięk.

- Słyszałeś to? - spytałam i obróciłam się w tamtym kierunku.

- Nie, coś się stało?

I znowu to samo. Usłyszałam jakieś krzyki. Wyswobodziłam się z obiec chłopaka i poszłam w tamtym kierunku.

- Daj spokój, Ally. Może coś tobie się stać, jak tam pójdziesz.

- Nic mi się nie stanie.

Gdy weszłam w zaułek przeraziłam się. Wszędzie rozpoznałabym tą sylwetkę. Była to Lauren, która biła jakiegoś gościa. Szybko podbiegłam do dziewczyny i chciałam ja odciągnąć, ale jedyne co poczułam to jak dziewczyna mnie popycha i upadam na chodniku.

- Archie zatrzymaj ją. Zaraz go zabije! - krzyknęłam.

Bez pytań złapał ją tak, że nie może się wyrwać. A uwierzcie mi próbowała.
Wstałam z chodnika i spojrzałam na osobę, która leżała. Widać było, że jeszcze chwila i byłoby po nim.

- Idziemy - rozkazałam. Chłopak wziął ją na ręce, gdy się uspokoiła.

- Gdzie idziemy? - spytał

- Do Cam...Camzi - wyjęczała Lauren

- Na pewno nie do niej do domu. Jest zbytnio pobijana. Trzeba ją opatrzeć. Postaw ją i pójdź do mnie po auto. Tylko szybko - dałam mu kluczyki.

***

Pov Camila

Od dobrej godziny próbuje przeczytać chociaż jedna stronę książki, ale nie mogę w ogóle się skupić. Ciągle dręczę się tym, że wszystko to moja wina. Oczywiście oglądałam ją. Nie mogłabym ominąć jej wywiadu. Dobra skup się na książce, a nie na niej. Gdy znowu zaczynam czytać słyszę, jak ktoś dzwoni do domu. Nosz kurde, kto ma teraz czelność o tej godzinie dzwonić. Jak Carmen się obudzi to tą osobę uduszę własnymi rękoma. Ciężko było ją uśpić, ponieważ Lauren miała ją dzisiaj wziąć do domu, ale jak widać zapomniała. Pisałam do niej, ale nawet nie raczyła odpisać. Gdy znowu po domu roznosi się dźwięk dzwonka. Wstaje, zakładam szlafrok i idę otworzyć drzwi. Gdy widzę przed drzwiami zdyszaną Ally. Jestem zdziwiona, że przyjechała o tej godzinie.

- Wszystko dobrze?

- O jesteś. Bardzo dobrze. Jak byś mogła pójdź jeszcze po Dianh i Normani.

- Już idę, ale co się stało?

- Dowiesz się, jak pójdziesz po nie, a ja wejdę tu z Archim. Po drodze jeszcze weź apteczkę.

- Okey

Mam złe przeczucie i to bardzo złe. Bez pukania wchodzę do pokoju i widzę jak Dinah i Mani przytulone do siebie oglądają coś na laptopie.

- Ally prosi żebyśmy szybko zaszły do salonu. Nie wiem o co chodzi, ale potrzebuje was.

Dziewczyny spojrzały na siebie dziwnym wzrokiem i tak jak powiedziałam. Wstały i pobiegły na dół. Ja jeszcze wzięłam apteczkę i poszłam do salonu.

- Co jej się stało? - opuściłam apteczkę na ziemie, gdy zobaczyłam Lauren. Łuk brwiowy był rozcięty, z nosa była zaschnięta krew tak samo koło ust. Dłonie były posiniaczone. Leżała na sofie i coś bełkotała, ale żadna z nas nie mogła jej zrozumieć.

--------
Cześć, czołem 👋

Wybaczcie mi, że w poprzednim tygodniu nie pojawił się rozdział, ale akurat na głowie miałam maturkę, więc nie miałam zbytnio czasu na napisanie rozdziału. Od dzisiaj będę się pojawiać tak jak dotychczas w poniedziałki najpóźniej we wtorek.

Naty❤

573 słów

Wszystko wyjdzie na jaw - CamrenWhere stories live. Discover now