Rozdział IV

422 49 14
                                    


- Sebastianie, jak działa pralka? - nie wiem, które to było pytanie tego dnia.

Korzystając z obecności Sebastiana przy moim boku, pytałem o naprawdę wiele rzeczy, które nurtowały mnie, od kiedy znalazłem się w tym wieku. Nastał wieczór, drugi, jaki spędzałem w jego mieszkaniu. Wyglądało na to, że zostanę tu jeszcze trochę czasu, skazując go na pilnowanie i dbanie o mnie. Co dziwne i wciąż nie do pojęcia, z własnej woli wziął mnie pod swoje skrzydła, mimo że dostał przedsmak moich wygórowanych standardów i charakteru, który do łatwych nie należał. W ciele Sebastian skrywał się masochista.

-Jeśli chcesz, mogę cię kiedyś nauczyć z niej korzystać. - zaoferował, rzucając mi ubrania na przebranie. - Idź się umyć.

- Nie umiem. - mruknąłem, łapiąc ubrania.

- To się nauczysz. Jak mówiłem, ucz się samodzielności.

Mówiąc to, nawet na mnie nie spojrzał, znów grzebiąc w szafie. Zgodnie z jego prośbą udałem się do łazienki. Na szczęście w miarę ogarniałem, jak działa wanna, i nawet zdjęcie z siebie ubrań poszło mi lepiej niż wczoraj. Nie wiem, czy to kwestia tego, że zamiast mojego wyszukanego stroju były to luźne ubrania Sebastiana, czy może powoli nabierałem wprawy, ale byłem z siebie zadowolony.
Następnie wszedłem do wanny i umyłem się najlepiej, jak umiałem, czując na skórze przyjemne kropelki ciepłej wody, która robiła się bardzo gorąca albo niezwykle lodowata w zależności od tego, jak operowałem kurkami. Potem dokładnie się wytarłem i przebrałem w świeże ubrania, następnie wracając do Sebastiana.

- No, prawie sobie poradziłeś. - stwierdził po obejrzeniu mnie. - Dalej masz pełno szamponu we włosach. Naprawdę nie wiem, co z tobą jest nie tak.

Jakby na udowodnienie swoich słów przejechał dłonią po moich włosach, następnie ją odsuwając, przez co faktycznie ujrzałem pianę.

- Wcześniej ty mi spłukiwałeś włosy. - obrażony skrzyżowałem ręce na piersi, bardziej oczekując pochwały niż zbesztania moich nowo nabytych umiejętności.

- Wygląda na to, że i tym razem będę musiał to zrobić. - złapał mnie za rękę i poprowadził do łazienki. Tam patrzyłem, jak odkręca wodę, regulując ją, aby nie była zbyt zimna ani ciepła. - Nachyl się.

Wykonałem polecenie, pochylając się nad wanną. Już po chwili ponownie poczułem wodę w idealnej temperaturze, która zaczęła moczyć włosy, skapując po ich końcach do wanny. Wraz z nimi ujrzałem pianę, którą Sebastian wcześniej pokazał mi na dłoni. Wygląda na to, że muszę jeszcze poćwiczyć.
Kiedy szampon został do końca spłukany, Sebastian wziął ręcznik i zaczął nim dokładnie wycierać moje włosy. Po chwili jednak chwycił dziwne urządzenie i podłączył je do prądu, następnie kierując w moją stronę, na co odsunąłem się, patrząc na niego podejrzliwie.

- To tylko suszarka, nic ci nie zrobi. - powiedział, włączając ją i kierując na swoje włosy, co nieco rozwiało jego ułożoną fryzurę.

Faktycznie, oprócz nieprzyjemnego hałasu przedmiot nie wydawał się groźny. Dałem się więc zaciągnąć z powrotem przed lustro, gdzie Sebastian zaczął dosuszać moje włosy. Powietrze lecące z urządzenia było przyjemnie ciepłe i gdyby nie ten okropny hałas, być może bym się z nim polubił.

- Jak to działa? - pokazałem na suszarkę, która została odłożona na miejsce, kiedy przestała być potrzebna.

- Szczerze mówiąc, sam do końca nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale potem mogę o tym poczytać, jeśli cię to ciekawi. - wziął szczotkę i zaczął nieśpiesznie rozczesywać moje włosy, przez co stopniowo z rozwianych na wszystkie strony i puszących się, robiły się takie, jak zawsze.

Patrzyłem na lustro przed nami, przenosząc wzrok to na siebie, to na niego. Przez demonstrację nieszkodliwości suszarki włosy mojego lokaja wciąż były w nieładzie, co stanowiło interesujący widok. Ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że to już nie jest nieskazitelny demon i uosobienie perfekcji.

- Pytasz mnie o tak wiele rzeczy... - mruknął po chwili, nie przestając czesać moich włosów spokojnymi ruchami. - Ale jeszcze nic nie mówiłeś o czasach, z których ponoć jesteś. Ani kim w nich jesteś.

- Jestem hrabią. - odparłem od razu.

- Wiem. Wypominasz o tym, kiedy tylko nadarza się okazja. - nie krył rozbawienia. - Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej.

- Cóż, jestem hrabią i, można by rzec, śledczym królowej. Wypełniam różne misje. Pomagałeś mi w tym, odkąd zawarliśmy kontakt.

- A jak stoi kwestia twojej rodziny?

- Rodzice nie żyją, jestem ostatnim członkiem rodu Phantomhive. Mam jednak wujostwo i kuzynkę, chociaż w sumie to moją narzeczoną.

- Masz bogatsze życie uczuciowe niż ja. Nawet jeśli z kuzynką. - gwizdnął z uznaniem, odkładając szczotkę na bok.

- Nie kocham jej, Sebastianie, tylko spełniam swoje obowiązki. Tak, jak powinien to zrobić dziedzic i chluba danej rodziny.

- To aż przykre. Za innymi dziewuchami się nie rozglądasz?

- Nie. Skoro jestem umówiony z rodziną Milfordów, moim obowiązkiem jest ożenienie się z Elizabeth. Zresztą nie widzę sensu w uganianiu się za inną dziewczyną, skoro wyjdzie na to samo. Ważne, aby w przyszłości mieć dzieci i żonę.

- Smutne macie to życie w XIX-wieku. Naprawdę nie ma miejsca na trochę uczuć?

- Nie w moim przypadku. Nie mam jednak o co się martwić, i tak zjesz moją duszę, nim będę na tyle dorosły, aby wziąć ślub. Prawie dokonaliśmy mojego celu, po którego spełnieniu miałem ci zapłacić.

- Więc stąd znasz moje imię, czyż nie?

- Tak. To ja ci je nadałem, psie.

- Ależ ślicznie dziękuję, kotku. - odpowiedział, udowadniając, że mimo innych czasów najwyraźniej wciąż lubi się droczyć. - Wiesz, trochę trudno mi się o tym słucha. Nie obraź się, ale podróż w czasie i kontrakt z demonem nie brzmią jak rzeczy dziejące się na co dzień.

- Nie wiem, jak mógłbym ci udowodnić, że to prawda. Mogę co najwyżej obiecać, że nie kłamię. - podrapałem się zakłopotany po tyle głowy.

Fakt, brzmiało jak niezłe fantasy, ale mówiłem szczerze. Zapewne, gdyby przyszedł do mnie człowiek ze średniowiecza, moja reakcja byłaby podobna i w tym przypadku rozumiałem Sebastiana. Nie wiedziałem jedynie jak skłonić go do uwierzenia w prawdziwość moich słów, aż do czasu, gdy w mojej głowie nie zaświtała pewna myśl.

- Macie tutaj bibliotekę? - zapytałem, ożywiając się nieco. - Najlepiej taką, która ma dużo książek historycznych. Być może ma zbiory nazwisk obywateli mieszkających w Londynie przez ostatnie kilkaset lat, opowiada o posiadłościach lub rodach szlacheckich.

Przez chwilę się zastanawiał, a ja stałem obok w nerwowym oczekiwaniu. Tymczasem pierścień na mojej dłoni lekko połyskiwał w świetle łazienkowych żarówek, utwierdzając mnie w myśli, że nie wyśniłem sobie życia, do którego chciałem wrócić, że faktycznie gdzieś tam czekała na mnie rezydencja pachnąca herbatą i białymi różami, niesforna służba i Sebastian, demoniczny lokaj, który z listem od królowej zapuka do drzwi mojego gabinetu. Sebastian, który będzie czymś więcej niż jedynie człowiekiem, któremu chęci życiowe odmawiały posłuszeństwa.

- Wydaje mi się, że mamy taką bibliotekę. - rzekł, opuszczając łazienkę, a ja udałem się za nim, nim zdążył zgasić światło. - Nie mam pojęcia, czy ma książki na tematy, które wymieniłeś, ale jeśli chcesz szukać czegoś w tym typie, to tylko tam. Jeśli chcesz, możemy tam jutro podjechać.

- Byłbym wdzięczny. - wlazłem na łóżko i położyłem się, wtulając policzek w poduszkę, a on tak jak wczoraj nakrył mnie pierzyną.

Być może ten świat i życie nie były złe. Zapewne XXI-wiek ma do zaoferowania więcej, niż podejrzewam. Gnębiła mnie jednak myśl o totalnie innej, nieznanej jeszcze rzeczywistości. Czy poradzę w niej sobie jako zwykły człowiek, podczas gdy dorastałem jako hrabia u boku żądnego krwi demona? On, ten byt właśnie, był w dużej mierze powodem moich obaw. Dlaczego znaki kontraktu zniknęły? Jakby ktoś gumką wymazał ostatnie lata mojego życia, pozostawiając jedynie czyste strony niesplamione obecnością diabła w moim życiu.

- W takim razie pojedziemy. Dobranoc. - powiedział Sebastian, który już chciał zgasić lampkę, jednak ubiegłem go kolejnym pytaniem, tym razem innej natury.

- Jeszcze nie idziesz spać? - zapytałem, widząc, że godzina nie jest zbyt młoda.

- Nie, muszę się pouczyć. Mam za niedługo egzaminy. - uśmiechnął się zmęczony, gasząc po tych słowach lampkę. - Dobranoc.

Powtórzył, następnie opuszczając sypialnię i przymykając za sobą drzwi. Były lekko rozchylone, przez co widziałem strugę światła w przyjemnym, żółtym kolorze wkradającą się do pokoju. Następnie do moich uszu doszedł odgłos rozkładanych na biurku książek i kartek, których szmer przypomniał dokumenty, które studiowałem w swoim gabinecie. Taki sam cichy szelest.
Świat oszalał. Całkowicie zmienił się przez ten czas, idąc do przodu, ale i cofając się w niektórych kwestiach. Czasem byłem pod wrażeniem osiągnięć obecnych ludzi, a innym razem łapałem się za głowę, zastanawiając, czy pozjadali wszystkie rozumy. Faktem jednak było, że świat ten był pełen zaskoczeń i ciekawości. Niczym dziecko mógłbym pytać i pytać, dogłębnie studiując odpowiedzi na każde z zawiłych kwestii. Wiedziałem jednak, że dziś dane mi było usłyszeć prawdopodobnie jedną z najdziwniejszych rzeczy, jakie dojdą do moich uszu podczas bycia w tym wieku.
Sebastian, mój wykształcony w każdej dziedzinie demon besztający mnie za błędy w mojej edukacji, właśnie poszedł się uczyć.

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELWhere stories live. Discover now