Rozdział XXV

255 40 14
                                    


- Witam w kółku modowym! Cieszę się, że mamy nowego członka! - wraz z wejściem do jednej z klas, usłyszałem znajomy, nieco piskliwy głos. 

Wraz z nim ujrzałem dobrze mi znaną blondynkę, która mierzyła mnie wzrokiem swoich jasno zielonych tęczówek. Moja kuzynka, narzeczona i totalnie znielubiona przeze mnie dziewczyna stała właśnie naprzeciw, prezentując swoją XXI-wieczną wersję. 

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, był jej ubiór. Pozostała przy sukienkach, zdecydowanie krótszych niż te, które pamiętałem. Wciąż miały one jednak niezwykle uroczy i cukierkowy charakter, który wydawał się być odzwierciedleniem jej wewnętrznego ''ja''. 

- Tak... Tak, mi też miło. - posłałem w jej stronę niezbyt przekonujący uśmiech. 

Nie wiem, czy kazałbym Aloisowi mnie zapisać, gdybym wiedział, że to Elizabeth tutaj rządzi. Zapewne wybrałbym jakieś inne, znacznie mniej stresujące mnie kółko zainteresowań. 

- Alois, a ty się ze mną nie przywitasz? - upomniała dziewczyna, przez co i ja zwróciłem swoją uwagę na blondyna. 

Chłopak bez chociażby ''cześć'' po prostu udał się w głąb pokoju, zajmując jedno z miejsc przy stoliku. Oparł się przy tym o wezgłowie krzesła, delikatnie odchylając do tyłu. 

- Dzień dobry, Elizabeth. - powiedział, bez wielkiej chęci jednak w głosie, co doskonale zrozumiałem.  

Kątem oka spojrzałem na blondynkę, która mimo niechęci nastolatka, wydawała się szczerze urzeczona. Wpatrywała się w Aloisa jak w obrazek. Patrzyła na niego wzrokiem takim, jakim blondyn patrzył na Claude'a i jakim Grell obdarzał Madame Red. Było to spojrzenie zupełnie rozmarzone, oderwane od rzeczywistości. Dziewczyna wzrokiem mierzyła całą jego posturę, wydając się obdzierać go przez to z każdego drobnego sekretu. 

Nie spuszczając wzroku z mojej byłej narzeczonej, udałem się do stolika, zajmując miejsce obok mojego kolegi z klasy. Siedziałem cicho, póki nie byłem pytany, w pierwszej kolejności chcąc wybadać otoczenie. Ciekawiła mnie relacja między Elizabeth i Aloisem, ale i działanie kółka. 

- To jak, zaczniemy w końcu? - usłyszałem nowy głos, przez co drgnąłem przestraszony, zwracając wzrok w kierunku, z którego doszedł dźwięk. 

Przy końcu stołu siedziała dziewczyna, która znana mi była równie dobrze, co Elizabeth. Różnica była taka, że ją lubiłem znacznie bardziej, więc jej widok akurat mnie ucieszył. 

Sieglinde zajmowała miejsce znacznie z tyłu, przy końcu sporego stołu. Najwyraźniej ta sala służyła jedynie do kółek zainteresowań, ewentualnie prac w grupach, ponieważ stół składał się z kilku złożonych ze sobą ławek. 

- Już, chwilkę, bez pośpiechu. - blondynka klasnęła w dłonie, ani na chwilę nie pozbywając się z twarzy nad wyraz szczęśliwego uśmiechu. 

- Jest nas tylko czwórka?  -zapytałem, nieco zdziwiony tak małą liczebnością. Rozejrzałem się przy tym, aby upewnić, że jedynie Sullivan została przeze mnie pominięta. 

- Niestety, mało osób tu uczęszcza. Ale nie ma się czym martwić! Dzięki temu można lepiej wykorzystać pieniądze od samorządu! - napomknęła dziewczyna, najwyraźniej niezwykle zadowolona z tego faktu. 

Zastanawiałem się, czym spowodowana była tak niska frekwencja. Czy przewodniczącą kółka, innymi jej członkami, czy może po prostu moda nie była obecnie tym, co najbardziej interesowało młodzież. Miałem wrażenie, że jedynie Elizabeth interesują modowe nowinki, a cała reszta osób jest tu z tego samego powodu, co ja, lub, jak wspomniał blondyn, dla wiśniowej coli.

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELWhere stories live. Discover now