Rozdział XII

335 42 10
                                    


- Teraz już wszystko pójdzie szybko, prawda? - zapytałem, gdy wracając z urzędu przeglądałem moje dokumenty. 

Karty z moimi danymi i zdjęciami utwierdzały mnie w tym, że faktycznie zostałem tu przyjęty jako obywatel obecnych czasów. Bez odwrotu, bez opcji protestu, bez szansy na normalność, jaką znałem. 

- Tak. Wydaje mi się, że tak. - potwierdził chłopak, idąc spokojnie obok mnie. 

On wydawał się bardziej zadowolony z faktu wyrobienia mi dokumentów. No tak, ułatwiało to nieco sprawę i jednocześnie uwalniało go z tej najgorszej procedury. Na pewno użeranie się z paniami po sześćdziesiątce zajmującymi czołowe miejsca w urzędach nie było wymarzonym spędzaniem czasu dla jego osoby. 

- I teraz będę musiał pójść do szkoły, mam rację? - pytałem dalej, grzecznie idąc obok niego. 

Jak zawsze na mieście był tłum ludzi. Masa osób śpieszących się w najróżniejsze miejsca mijała nas, utwierdzając w tym, że nie my jedyni mamy swoje życia. Że nasze kruche istnienia są jedynie malutkim skrawkiem wszechświata, mimo, że dla nas znaczą wszystko. 

- Tak, pójdziesz do niej wraz z końcem wakacji. Jako twój tymczasowy opiekun mam prawo wybrać ci placówkę. Wiesz, ostatnio trochę szperałem za dobrymi liceami w Londynie i wyszukałem kilka niezłych placówek. Z uwagi jednak na to, że nie mamy twoich poprzednich świadectw, będziesz musiał zdać testy sprawdzające twoją wiedzę, aby się gdziekolwiek dostać. Dasz radę, prawda? 

- Wierzę, że tak. Dbałeś o to, abym nie miał braków w edukacji. - mruknąłem, patrząc w przejrzyste, bezchmurne niebo. Ile jeszcze czasu będzie tak jasne i słoneczne? I czy gdy już takie nie będzie, czy ja wciąż będę tu przebywał? - Nie mógłbym mieć nauczania prywatnego? Wątpię, abym nadawał się do szkoły. 

- A ja wierzę, że dasz radę. Szkoła to nic strasznego. Tylko na początku może być ci nieco ciężko, ale gdy już zobaczysz jakie są dzieciaki i nauczyciele, chodzenie do szkoły nie powinno sprawić ci problemu. Powinieneś mieć kontakt z innymi dzieciakami, nie mówiąc o tym, że być może twoi rówieśnicy nauczą cię więcej niż ja. 

- Dlaczego tak sądzisz? 

- No wiesz, mimo wszystko różnica wieku między nami istnieje. Nawet jeśli nieduża, to i tak wszystko szybko się zmienia, nie mówiąc o tym, że i ja raczej nie wpisywałem się w obraz typowego nastolatka. Myślę, że twoi rówieśnicy znajdą z tobą więcej tematów do rozmowy i nieco trafniej pokażą, jak wygląda świat. 

- Ja też nie jestem do końca zwyczajnym szesnastolatkiem, Sebastianie. A do tego odmienne czasy jeszcze bardziej utrudniłyby mi złapanie kontaktu z kimś innym niż ty. Nie myśl, że z uwagi na wiek narzekam na twoje towarzystwo. W sumie na dzień dzisiejszy chyba nie potrzebuję innego. -powiedziałem, po chwili zauważając, że sznurówka w moim czerwonym trampku uległa rozwiązaniu się. 

Klęknąłem więc i próbowałem ją zawiązać tak, jak nauczył mnie tego ostatnio Sebastian, jednak słabo mi to szło. Nauczył mnie wielu rzeczy względem ubierania się, które jednak za sprawą jakichś dziwnych luk w pamięci nagle stawały się dla mnie czarną magią. 

- Daj, pomogę. - powiedział, schylając się, a następnie wiążąc dość szybko i sprawnie sznurówkę w moim bucie. 

Przez to znów znaleźliśmy na tym samym poziomie, przez co mogłem spojrzeć na jego bladą i jak zawsze zmęczoną twarz. Ciekawe, czy zawsze taki był, czy to może ja go wymęczyłem. Czy to zajmowanie się niesfornym, nieprzystosowanym do życia nastolatkiem odebrało mu wszystkie siły? A może coś jeszcze innego, ale kłopotliwego, zaprząta mu umysł, przez co ten nie potrafi się zregenerować na tyle, aby nie wyglądać jak trup? 

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELWhere stories live. Discover now