Rozdział 24

51 8 0
                                    

Mama spuściła wzrok.

– Ja...

– Proszę, mamo – powiedziała. – Proszę. Jeśli coś wiesz, to mi powiedz.

Nagle mama bardzo się zainteresowała trzymanym w ręku napojem.

– Nie mogłam się zdobyć na to, by wyrzucić jego nekrolog – powiedziała w końcu. – Wsunęłam go od tyłu w ramkę twojego zdjęcia z dzieciństwa, które wisi na ścianie. Są tam ich imiona i nazwa miasta, w którym mieszkali.

Nagle znów ogarnęła ją nadzieja.

– Jak wrócisz do domu, to zeskanujesz mi to i wyślesz? Proszę.

Mama skinęła głową.

– Jeśli wciąż żyją, to mnie znienawidzą.

– Nie sądzę. Pewnie się po prostu ucieszą, że mnie poznają.

Matka dotknęła policzka Kylie.

– Przepraszam, skarbie. Robiłam to, co uważałam za najlepsze, ale teraz... wydaje mi się, że mogłam postąpić inaczej.

– Nie szkodzi – odparła i nie namyślając się, znów uściskała swoją stroniącą od przytulania matkę.

***

Godzinę później Kylie obserwowała, jak samochód mamy znika za horyzontem. Kiedy wróciła do obozu, przy bramie czekali na nią Burnett i Holiday.

– Myślę, że mamie nic nie będzie – powiedziała, zakładając, że po to przyszli. A potem pomyślała, że Burnett pewnie słyszał całą ich rozmowę. I wtedy uświadomiła sobie, że chyba jednak nie przyszli tam ze względu na jej mamę. – Czy będę miała kłopoty za pobicie się z Selynn? – zapytała.

Przyszło jej to do głowy podczas rozmowy z mamą. Jak by nie patrzeć, Selynn należała do JBF.

Holiday potrząsnęła głową.

– Nie, Selynn dostała to, na co zasłużyła. Źle podeszła do sprawy. Bardzo źle. – Holiday spojrzała na Burnetta, zupełnie jakby zwracała się z tą przemową również do niego. – Jeśli ktoś wspomni cokolwiek na temat tego, co się wydarzyło przy jeziorze, to już ja mu pokażę, gdzie raki zimują.

Kylie miała właśnie spytać Holiday, co miała na myśli, mówiąc o rakach, gdy Burnett wzruszył ramionami.

– Nie sądzę, aby ktokolwiek cokolwiek mówił. – W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Nigdy nie rozumiałem tego powiedzenia z rakami. Jak zimowanie raków ma się do dawania komuś wcirów?

– Nie mam pojęcia. – Holiday znów spojrzała na Kylie, Burnett podążył za nią wzrokiem i chwilę później już oboje dziwnie się w nią wpatrywali.

– Skoro nie chodzi o Selynn, to o co? – zapytała dziewczyna.

Burnett wsadził ręce w kieszenie dżinsów.

– Po prostu chcieliśmy się upewnić, że nic ci nie jest.

Już miała mu odpowiedzieć, gdy zauważyła, że znowu się gapią.

– Jeśli to wszystko, to czemu wślepiacie się we mnie tak, jakby mi wyrósł ogon?

– A myślisz, że to możliwe? – W jego głosie słychać było niepokój.

O cholera! On mówił poważnie.

Przesunęła ręką po pupie, by się upewnić, że nic się tam nagle nie pojawiło. Ale nie.

Przebudzona o świcieWhere stories live. Discover now