Rozdział 31

51 6 0
                                    

Kylie nie była pewna, kto powiedział, że nie można wrócić do domu. Ale miał trochę racji. Och, można było wrócić do domu, tyle że to było takie dziwne. I co ciekawe, wcale nie wynikało z obecności mamy. Właściwie trzygodzinną jazdę do domu spędziły całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć wymiotów ducha. Problemem był sam dom. Był zimny i nie tylko dlatego, że przyłączył się do nich duch, ale z powodu taty, a raczej jego braku. Nie było nic, co by jej przypominało, że kiedyś tu mieszkał. Nawet zdjęcia z ich wspólnych wycieczek zostały teraz zastąpione jej zdjęciami. Nie dziwiła się mamie, ale kurczę. Po raz pierwszy naprawdę się zaniepokoiła, czy jej mama zgodzi się na wyjazd do szkoły z internatem. I nawet zaczęła rozumieć, czemu matka chce sprzedać dom.

– Czyż nie jest przyjemnie wrócić do domu? – Mama ją przytuliła.

Wrócić? Nie bardzo. Za to uścisk był przyjemny. Tak miły, że nawet dom przestał jej się wydawać taki dziwny.

Kiedy weszła do swojego pokoju, nie mogła powstrzymać śmiechu. Na nocnym stoliku piętrzyły się broszurki na temat seksu, które przegapiła podczas swojej nieobecności. Na samym wierzchu leżała ta o bezpiecznym seksie oralnym, najwyraźniej uznana przez mamę za najważniejszą. O tak, to były niezbędne informacje. Zamierzała przecież uciec w nocy i uprawiać seks oralny. Jej mama zaplanowała cały weekend na sprawy pod hasłem „musimy". Musimy upiec twoje ulubione ciasteczka. Musimy zjeść pizzę w tej nowej restauracji. Musimy być o szóstej w nawiedzonym domu. I kiedy miała zdążyć z tą ucieczką i bezpiecznym seksem oralnym?

Dodała do listy jedno istotne „musimy". Musimy przekonać mamę, żeby zapisała mnie do szkoły z internatem. Mimo że nie chciała zostawiać mamy samej, była istotą nadnaturalną i w domu czuła się jak ryba wyjęta z wody.

O szóstej, po tym, jak upiekły ciasteczka i spędziły miło czas, Kylie zapakowała się do samochodu, by wybrać się na polowanie na duchy. I miała nadzieję, że właściciele pensjonatu nie będą mieć nic przeciwko temu, jeśli przyprowadzi jeszcze jednego gościa, bo na tylnym siedzeniu, wciąż okrwawiona i wciąż wymiotująca, jechała z nimi zjawa, która wciąż nie potrafiła nic jej przekazać.

Jakby na podkreślenie tego faktu duch zniknął, zanim dotarły do pensjonatu. Kiedy zebrały się w lobby, właścicielka, wysoka, dobrze zbudowana kobieta pod sześćdziesiątkę o ufarbowanych na rudo włosach, ustawiła ich w półkole.

– Witajcie, witajcie w pensjonacie Andersona. Nazywam się Celeste Bell. Część z was może mnie pamiętać z licznych programów telewizyjnych.

Kylie nie pamiętała, ale kilku gości skinęło głowami. Celeste była profesjonalną zaklinaczką duchów, która występowała w telewizji jako ekspert od nawiedzonych domów. Miała na sobie długą białą suknię, zupełnie jakby ubieranie się nastrojowo zwiększało przeżycia.

– Dom ten został wybudowany pod koniec dziewiętnastego wieku przez Joshuę Andersona, ale nieszczęście spotkało go zanim jeszcze się tu wprowadził, gdy jego młoda żona zginęła w dniu ich ślubu w wypadku wozu. Joshua odebrał sobie życie w sypialni małżeńskiej.

Dom został sprzedany i zrobiono w nim saloon. Niestety, szybko nastąpiło kolejne nieszczęście.

A teraz, zanim zaczniemy, wyjaśnię, jakie obowiązują zasady.

Zasady były proste. Trzymać się razem. Żadnych zbędnych rozmów. Celeste nakazała też wyłączyć telefony komórkowe, ponieważ taka energia mogła odstraszyć duchy.

To zabawne, pomyślała Kylie, bo z doświadczenia wiedziała, że duchy lubią bawić się jej komórką.

Sprawdziła nawet wzór umysłu Celeste, na wypadek, gdyby się okazało, że jest istotą nadnaturalną, ale nie. Dziesięciu uczestników, wyłączając Kylie i jej mamę, było w takim wieku, że kontroler w autobusie nie musiał ich nawet pytać o legitymację emerycką. Wszyscy ruszyli za przewodniczką na pierwsze piętro. Szli wolno, połowa z pomocą chodzików. Celeste zatrzymywała się w każdym pokoju i opowiadała kolejną upiorną historię, najczęściej z czasów saloonu.

Przebudzona o świcieDär berättelser lever. Upptäck nu