Rozdział 25

62 6 0
                                    

- No proszę, nasza panienka od duchów. – Przemądrzały ton Fredericki nie zadziałał na Kylie dobrze.

Ona bije cię podłością na głowę. Nie zadzieraj z nią, przypomniały jej się słowa Dereka. No dobra, miał rację. Nie chciała zadzierać z Fredericką, ale biorąc pod uwagę, że wilkołaczyca stała metr od niej, to raczej nie miała innego wyjścia. Za późno na ucieczkę i schowanie się pod łóżkiem.

Kylie wstała i spojrzała w ciemne oczy przybyłej, licząc, że ta nie zauważy jej niepewności.

Poprzedniego dnia, stawiając się Selynn, nie czuła strachu. Nie. Działała instynktownie, chciała bronić matki. Teraz musiała bronić siebie, ale jej instynkt walki chyba poszedł na spacer. – Rany, nie słyszałam, żebyś pukała. – Postanowiła naśladować szorstki ton i postawę Fredericki, mając nadzieję, że to ją zbije z tropu.

Fredericka uśmiechnęła się lekko, dając tym do zrozumienia, że jej blef nie zrobił na niej wrażenia.

– Uznałam, że im szybciej porozmawiamy, tym lepiej. – Fredericka rozejrzała się po domku, jakby oglądała meble. To wnętrze nie różniło się za bardzo od tych z innych domków. Stała tam wyściełana brązowa kanapa i wyściełany złoty fotel, które prawie do siebie pasowały. Mama przywiozła jej kilka poduszek, które dodały pokojowi barw. Na niskim stoliku stały wygodne lampy z białymi abażurami, a Miranda porozkładała w różnych miejscach kryształy. Ujrzała za plecami Fredericki Łapka, który znieruchomiał na widok kogoś obcego w domku, a potem pognał na kanapę i schował się pod czerwonozłotą poduszką.

Specjalnie mu się nie dziwiła.

– A o czym chcesz rozmawiać? – spytała. – O tym, że to nieelegancko wpadać do czyjegoś domu bez pukania?

Jej cięta riposta mogła sprowokować Frederickę, ale podejrzewała, że bardziej niebezpiecznie byłoby okazać strach niż denerwować wilczycę. Fredericka warknęła, a oczy jej zalśniły. A potem zmierzyła Kylie wzrokiem i dziewczyna musiała skupić całą siłę woli, by nie schować się pod poduszkę obok Łapka. Fredericka poruszyła brwiami. Kylie, która jeszcze nigdy nie była tak dumna ze swojej nowej umiejętności, zrobiła to samo. Wzór wilczycy przypominał wzory wilkołaków, które oglądała poprzedniego dnia nad wodą, ale jego pociemniałe brzegi wyglądały groźnie. Czy to mogło coś znaczyć? Naprawdę będzie musiała wziąć jakiś kurs czytania wzorów.

– Słyszałam, że możesz należeć do mojego rodzaju. – Fredericka zmrużyła oczy. Myśl, że mogłaby być spokrewniona z tą babą, przyprawiła ją o mdłości. Znów spojrzała na trzęsącą się na kanapie poduszkę. Przypomniała sobie słowa Holiday o tym, że raczej nie może być wilkołakiem, bo kotowate ich nie cierpią. Naprawdę miała nadzieję, że Holiday się nie myliła. Nawet picie krwi przez resztę życia wydawało jej się mniej okropne niż bycie wilkołakiem.

Kylie nie spuszczała z tonu.

– Na twoim miejscu nie wierzyłabym we wszystko, o czym mówią.

– A ja na twoim pamiętałabym, że jeśli się przemienisz, to pewnie się spotkamy. A przy pełni księżyca trudno raczej panować nad emocjami i pojawia się wtedy wiele ofiar.

– W takim razie pilnuj swojego ogona – odparła Kylie.

Fredericka zmarszczyła brwi.

– Zwłaszcza gdy samica czuje, że jakaś inna próbuje się przystawiać do jej partnera.

– A więc nadal masz trudności z utrzymaniem faceta? – Kylie walczyła ze strachem.

Oczy Fredericki zalśniły jeszcze mocniej.

Przebudzona o świcieKde žijí příběhy. Začni objevovat