Rozdział 11

49 6 0
                                    

Nic – odparła Kylie, próbując nie wydzielać żadnych hormonów ani uczuć, gdy na niego spojrzała. Kłopot w tym, że nie wiedziała, jak je powstrzymać. Gdzie, u licha, był ten guzik?

„Wyłącz się!" Naciskała go w myślach.

Derek przesunął się i usiadł na krześle obok niej. Nie chciała na niego patrzeć, bojąc się, że to tylko powiększy ilość wydzielanych hormonów, ale odwracanie wzroku było wyjątkowo niekulturalne. A przynajmniej tak mówiła jej mama.

– Wszystko w porządku? – zapytał Derek, zapewne świadom, że wciąż na niego nie spojrzała.

– Nie bądź niegrzeczna – prawie słyszała głos matki.

– Tak. – Spojrzała na niego. A ponieważ unikała go przez ostatnie kilka dni, to teraz pochłaniała go wzrokiem. Dech jej zaparło. O rany, naprawdę dobrze wyglądał.

O tak, to wszystko wina jej mamy!

Był lekko spocony, nie obrzydliwie, ale apetycznie. Jego skóra lśniła i pachniał trochę jak słońce, zupełnie jakby nasiąkł wszystkimi pięknymi zapachami z wędrówki. Pomyślała, że gdyby przyłożyła usta do jego skóry, to smakowałaby jak lekko posolone słońce. Brązowe włosy pozwijały się na końcach i były potargane przez wiatr. Miał na sobie ciemnozieloną koszulkę, która opinała tułów. I ulubione dżinsy. A w każdym razie te, które nosił najczęściej. Poznała je po tym, że miały wytarte kolana i bardziej go opinały. I doskonale na nim wyglądały.

Chichot Delli wyrwał Kylie z zamyślenia. Wampirzyca uśmiechnęła się od ucha do ucha i powachlowała się ręką przed nosem. Kiedy Kylie uświadomiła sobie, o co chodzi, zaczerwieniła się po same uszy.

A potem znów spojrzała na Dereka, który teraz wpatrywał się w jej biust. Co oznaczało, że najprawdopodobniej zanieczyszczał powietrze najróżniejszymi feromonami, próbując wymyślić, jak mogła się tak rozrosnąć przez noc.

– Ja... muszę znaleźć Mirandę. – Poderwała się z krzesła i wybiegła ze stołówki, niczym ubrana na biało dziewczyna natychmiast potrzebująca tamponu.

***

– Miranda? Jesteś tu? – Kylie zawołała od progu domku pięć minut później.

Jej przyjaciółka wybiegła z pokoju Kylie. Była przerażona, a oczy lśniły jej od łez. Ostatnimi czasy łzy w oczach Mirandy były swego rodzaju standardem, ale tym razem wyglądało to trochę inaczej. Kylie natychmiast to wyczuła. O tak, to musiało mieć związek z tym, jak wybiegła z jej pokoju i aż promieniała poczuciem winy.

– Tak bardzo mi przykro – powiedziała Miranda i czknęła. – Naprawdę, strasznie przepraszam.

– Naprawdę strasznie przepraszasz za co? – Czy Miranda znalazła i przeczytała listy od Lucasa? Nie uszanowała jej prywatności? – Nie chciałam tego ...

– Nie chciałaś czego? – Cierpliwość Kylie właśnie się kończyła. To były osobiste listy. Rany, drugiego nawet nie przeczytała. Kiedy wróciła z wyprawy do wodospadów, wsadziła go do szuflady razem z tym pierwszym. Powiedziała sobie, że przeczyta go dziś, ewentualnie jutro, a może i nigdy. Nie była pewna, czy przy tym wszystkim, co się działo, poradzi sobie jeszcze

z tym, co ma do powiedzenia Lucas.

– Robiłam to już dziesiątki razy i nigdy nie miałam problemu z odczarowaniem. Proszę, proszę, nie denerwuj się.

– Co zrobiłaś?

Miranda spojrzała znów na pokój Kylie, a gdy dziewczyna zrobiła krok w tamtą stronę, zastąpiła jej drogę.

Przebudzona o świcieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant