22.

6.8K 575 744
                                    

To już drugi rozdział w tym tygodniu... Ale jeśli nie dzisiaj, to obawiam się, że nie miałabym czasu go wrzucić.

Wyszedł dość długi, ale nie chciałam go dzielić na dwie części.

Poprawiany na szybko, więc za wszystkie błędy z góry przepraszam.

---------------------------------------------------------

Draco prawie upadł, potykając się o własne nogi, kiedy Greyback ruszył przed siebie, a jego zmusił do tego samego. Przeszli przez bramę, a zanim dotarli do sporych drzwi wejściowych, Draconowi znowu zakręciło się w głowie od natłoku myśli i emocji. Za chwilę mógł się spotkać z rodzicami. Wolałby w ogóle ich nie widzieć, najlepiej schować się pod peleryną niewidką i uciec jak najdalej. Bo jak zareagują na jego widok? Nigdy nie byli specjalnie wyrozumiali, nigdy nie okazywali zbyt wielu uczuć. A teraz sam dobrze wiedział, że ich rozczarował. Może nie będą chcieli go znać, może już w ich opinii nie mieli syna.
Już wystarczająco usłyszał i już wystarczająco mocno czuł głuchy ból. Nie chciał jeszcze widzieć rozczarowania czy nienawiści w oczach Lucjusza i Narcyzy.

W końcu weszli do środka. W domu panowała cisza, wyglądało na to, że był pusty. Draco, gdyby nie był przerażony tym, co za chwilę miało się wydarzyć, pewnie odczułby ulgę.
Nie musiał podnosić wzroku na Greybacka - bez problemu mógł wyobrazić sobie krzywy uśmiech na jego twarzy. Skoro nikogo nie było w mieszkaniu, miał wolną drogę.

Draco wstrzymał oddech i mocno zacisnął powieki, kiedy wilkołak popchnął go na ścianę. Czuł na sobie jego oddech...

- Drętwota! - zawołał znajomy głos, gdzieś z drugiego końca pomieszczenia. - Incarcerous!

Greybacka odrzuciło w tył, po czym wilkołak znieruchomiał. Szmalcownicy upadli na ziemię, próbując wyswobodzić się z oplatających ich lin.

Draco był zbyt przerażony, żeby otworzyć oczy. Kilka sekund później poczuł, jak więzy splecione na jego nadgarstkach rozluźniają się, aż w końcu zniknęły. Ktoś złapał go za ramię i pomógł wstać. Ślizgon zaskoczony otworzył oczy. Ujrzał przed sobą tak podobne do tych jego, szare tęczówki, wpatrujące w niego z dziwną mieszanią uczuć, chwilę później zastąpionych pustką.

Lucjusz Malfoy nie odezwał się ani słowem. Dracona tylko to dobiło - nie potrafił nic wyczytać z jego wzroku. Lucjusz bez słowa odwrócił się i odszedł, a Draco odruchowo poszedł za nim. Szybko zorientował się, gdzie ojciec go prowadzi. Jego przypuszczenia potwierdziły się, kiedy zatrzymali się przed drzwiami starego pokoju Dracona. Lucjusz wpuścił go do środka. Młody Malfoy spojrzał na niego, ale on już na niego nie patrzył.

- Zostań tutaj - polecił Lucjusz, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Z tonu jego głosu Draco też wiele się nie dowiedział. Bez namysłu spróbował otworzyć drzwi - były zamknięte. Usiadł na swoim starym łóżku. Nie miał różdżki, był tu zamknięty. Chociaż i tak nie miał zamiaru uciekać. A kilka minut później doszedł do wniosku, który sprawił, że minimalnie uniosły mu się kąciki ust - Lucjusz nie dał Greybackowi zarazić go likantropią, więc w jakiś sposób musiało mu jeszcze na nim zależeć.

Przez chwilę miał w głowie głupią myśl, że teraz może wszystko będzie jak dawniej. Ale nic nie mogło być jak dawniej, dopóki gdzieś tutaj był Czarny Pan.

Nie wiedział, ile minęło czasu, może kilkanaście minut, może godzina, kiedy drzwi nagle się otworzyły i do pomieszczenia wbiegła szczupła, blondwłosa kobieta. Narcyza mocno przytuliła syna. Draco jednak nawet nie drgnął. Czuł się nieswojo we własnym domu, nawet w obecności matki. Tak dawno jej nie widział, ale ona ani trochę się nie zmieniła. Cieszył się na jej widok, chociaż nie potrafił tego okazać.

Zmiana stron || drarryWhere stories live. Discover now