33.

5.9K 518 301
                                    

Mimo że dni stawały się coraz cieplejsze, kilkadziesiąt metrów nad ziemią wciąż panowało przenikliwe zimno. Chyba tylko zwieszony mu na szyi Harry pozwolił Draconowi nie zamarznąć.

Już od kilku minut toczył wewnętrzną walkę ze zmęczeniem i obawiał się, że za chwilę nie da rady już utrzymać ich obu na wciąż wzbijającym się wyżej smoku. Ale poddanie się nie wchodziło w grę - czuł się odpowiedzialny za nich obu.
Smok wkrótce wzleciał nad dość spory obszar zalany wodą, w czym Draco dostrzegł szansę zejścia na ziemię.

- Harry! - próbował jakoś zwrócić jego uwagę. - Jesteśmy teraz nad wodą, rozumiesz? Musisz wstrzymać oddech, bo, na Merlina, nie mogę oddychać za nas obu!

Jego ramię, dotychczas owinięte wokół rogu smoka, bezsilnie ześlizgnęło się z lodowatych łusek, zanim Draco zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć. Harry wpadł do wody kilka kroków od niego. Malfoy wyszedł już na brzeg, wypatrując w zimnej tafli zarysu sylwetki Gryfona, kiedy Potter wypłynął ponad wodę. Draco pomógł mu wyjść na ląd, podając mu rękę. Ślizgon nie zdążył nawet uspokoić oddechu, zanim Harry rzucił mu się na szyję, przewracając go na trawę.

Gryfon czuł, jak ziemia powoli znikała, pękała pod jego stopami. Coraz głębiej wpadał w czarną pustkę. Próbował się czegoś złapać, ale nie był w stanie wyplątać się z niewidzialnych lin, zaciskających się na jego szyi, odbierając oddech i ciągnąc go w dół. Nie mógł na niczym zacisnąć dłoni, nie mógł niczego się przytrzymać. Tylko oplatające go ramiona Malfoya dawały mu poczucie, że to dzieje się tylko w jego głowie, że wciąż stoi na twardej ziemi.

Draco szybko usłyszał i poczuł, że Harry znowu nie potrafił powstrzymać się od łez. Malfoy już dawno nie widział, żeby Harry płakał.
To nie tak, że Ślizgon przeszedł obok tego obojętnie. Racja, nie mógł zaprzeczyć, że jeszcze kilka miesięcy temu nie cierpiał widoku Astorii tak bardzo, że sam chętnie by ją przeklął. Ale powód tej całej nienawiści był dość naiwny - zwykła zazdrość o Pottera. Później, kiedy wygrał z nią tą małą bitwę (której ona sama pewnie nawet nie chciała toczyć), jej obecność stała mu się praktycznie obojętna. W tej obojętności przestał w końcu wyliczać po cichu jej wady, które nagle zdały mu się nie być aż tak uciążliwe. Zaczął za to dostrzegać zalety - była odważna, rozsądna, nie działała aż tak pochopnie, jak można by się spodziewać po niedoszłej Gryfonce. Jej śmiech był dziwnie uzależniający, a potrafiła go wywołać u każdego, za co nieraz przeklinał ją w myślach. A ich częste kłótnie, wybuchające z najgłupszych powodów, stały się dość specyficznym sposobem komunikacji. Pewnie Harry do teraz nie wiedział, ile słów i zdań ze sobą wymienili, podczas gdy on był poza namiotem. Potrafiła słuchać - to chyba Draco cenił w niej najbardziej, bo nigdy nie miał kogoś, komu mógłby się wygadać i nie martwić się, że komuś to zdradzi. Nawet Harry nie znał takich szczegółów, jakich ona zdołała z niego wyciągnąć - Potter czasem bardziej potrzebował jego, niż on Gryfona. Długo to zajęło, ale w końcu okazała się być po prostu dobrą przyjaciółką, chociaż Harry może nie dostrzegał tej nici sympatii między nią a Draconem, mając dość inną, gryfońską wizję przyjaźni.

Teraz czuł się winny temu, co się stało. Nie był Gryfonem, nie biegał na ratunek każdemu, kto rzucił mu się w oczy. Nie można mieć wszystkiego, często trzeba wybierać między ważnym a ważniejszym. A, może niestety, tą konkurencję zawsze wygrywał Harry, nieważne kto byłby jego przeciwnikiem.

Znowu zostali sami. I nie chodziło o to, że Draconowi to przeszkadzało. Problem był w tym, że zostali tylko oni, bez Astorii. A dalsze brnięcie w to wszytko bez jej śmiechu i głupich docinek wydawało się znacznie cięższe. Ta dziewczyna zdążyła przyzwyczaić ich do swojej obecności, stworzyć sobie obok nich miejsce, które, kiedy pozostało puste, będzie przypominać o sobie w okrutny sposób.

Zmiana stron || drarryOnde as histórias ganham vida. Descobre agora