12.

8.1K 586 381
                                    

- Wrócili- zawołała Hermiona, spoglądając przez okno na trzy postacie, deportujące się w ogródku przed domem.
- Hermiono...- zaczął błagalnie Ron.

Weasley zaczynał się o nią martwić. Granger codziennie czekała na powrót Zakonu, a kiedy tylko zobaczyła ich przed domem, biegła do salonu, żeby zapytać, czy Harry się nie odezwał. Oczywiście, Ron też bał się o przyjaciela, często myślał, czy sobie radzi, gdzie teraz jest, czy nie potrzebuje pomocy. Ale zachowanie Hermiony powoli zaczynało robić się niezdrowe.

Z drugiej strony ją rozumiał, może to był jej sposób, żeby nie zwariować. Nie miałby nic przeciwko, gdyby nie to, że za każdym razem z ust członków Zakonu padała taka sama, przecząca odpowiedź.

Widział, że czuje się coraz gorzej, zresztą z nim było tak samo. Mnóstwo czasu spędzili na domysłach, co może dziać się teraz z Potterem i jak mogą mu pomóc. Ale to nic nie dawało, nikt nie pozwalał im działać.

Hermiona rzuciła mu tylko gniewne spojrzenie i zbiegła po schodach do salonu. Od razu rzuciły się jej w oczy wściekle różowe włosy Tonks. Zaraz za nią do środka weszli Lupin i pan Weasley.

Remus na widok Hermiony przewrócił oczami, za co Nimfadora kopnęła go w kostkę. Rozumiała ją najbardziej z nich wszystkich. To normalne, że chciała wiedzieć, co się dzieje z jej przyjacielem. Niestety, większość członków Zakonu uważało to już za męczące.

- Harry się odezwał?- zapytała z nadzieją Granger.
- Nie- odparła Tonks, smutno się uśmiechając.- Ukrywa się, możesz być pewna, że Sama Wiesz Kto również nie wie, gdzie Harry się znajduje. Inaczej już obnosiłby się zwycięstwem- dodała, chcąc ją pocieszyć.

Hermiona westchnęła i pokiwała głową. Ze znacznie mniejszym entuzjazmem wróciła bez słowa do pokoju jej i Rona.

Znowu to samo. Zapewnienia Tonks już nie pomagały. To, że Voldemort jeszcze nie znalazł Harry'ego nie znaczyło, że nie zrobi tego za kilka godzin. Karciła się za takie myśli, ale taka była prawda.

- Znowu to samo?- zapytał Ron, z żalem patrząc na przyjaciółkę.
- Tak- odparła, siadając na podłodze obok przyjaciela.- Nie rozumiem, Ron, jak ty możesz tak spokojnie tutaj siedzieć.
- Hermiono, ja też się o niego martwię, to mój przyjaciel. Zdaję sobie sprawę, że on jest tam całkiem sam, ale musimy wierzyć, że on wie co robi.
- Nie jest sam- wtrąciła się Granger.- Jest z Malfoyem.
- Dobrze wiesz, że wychodzi na to samo- powiedział, a Hermiona pokiwała głową na znak, że ma rację.
- Posłuchaj, on na pewno jest na Grimmauld Place. Może powinniśmy spróbować się tam przenieść i jakoś mu pomóc?- zaproponowała Granger.
- To niebezpieczne. Poza tym, znasz go. Harry mógłby źle zareagować, gdybyśmy się tam nagle pojawili. Wydaje mi się, że on od początku chciał iść bez nas. To nie jest dobry pomysł. Musimy zaufać Harry'emu.
- Nie możemy tak bezczynnie siedzieć, kiedy Harry naraża za nas wszystkich swoje życie!
- Rozumiem cię, naprawdę. I nie myśl, że mnie nie obchodzi, co się dzieje z Harry'ym.
- Wcale tak nie myślę- zaprzeczyła szybko Hermiona.- Po prostu obiecaliśmy Harry'emu, że przejdziemy przez to razem.

Ron uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.

- Wiesz, że niewiele możemy zrobić. Ja też wolałbym teraz działać, szukać z Harrym horkruksów. Ale póki nie wymyślimy czegoś, co naprawdę mogłoby pomóc, bez niepotrzebnego mieszania, możemy tylko szukać w książkach informacji, które mogłyby być pożyteczne.

Hermiona cicho się zaśmiała. Ron był jedyną osobą, która potrafiła ją pocieszyć.

- Oboje wiemy, że wszystkie moje książki, które mogłyby się przydać są w mojej torebce, którą ma Harry- powiedziała spoglądając na niewielki stos ksiąg, które podczas pakowania uznała za mało potrzebne.
- Tym bardziej nie musisz się tak o niego zamartwiać. Założę się, że przemyślałaś wszystkie scenariusze i spakowałaś do tej torebki wszystko, co mogłoby się przydać.

Zmiana stron || drarryWo Geschichten leben. Entdecke jetzt