17.

6.6K 583 364
                                    

Macie tutaj rozdział, który miał być kilka dni temu. Przepraszam, że tak późno, ale dosłownie przed chwilą skończyłam go pisać, a obiecałam sobie, że dzisiaj go wrzucę.

Przypominam, że to ff jest zawieszone, a ten rozdział dodaję, bo był zaległy. Tak żeby nie było wątpliwości.

---------------------------------------------------------

Draco nie wiedział co robić. Miał niecałe dziesięć minut, zanim wróci do swojej normalnej postaci i nie zdąży w tym czasie przeszukać całego Ministerstwa.

Miał go zostawić? Nigdy.

- Mcnair!

Wzdrygnął się i z obojętnym wyrazem twarzy odwrócił się w stronę, z której dochodziło to wołanie. Miał nadzieję zobaczyć Pottera, a  właściwie Ogdena. Ale to Yaxley, którego od razu rozpoznał, biegł w jego stronę z krzywym uśmiechem.

- Potter jest w Ministerstwie- powiedział przyciszonym głosem Yaxley, kiedy znalazł się obok Malfoya.- Dostałem wiadomość od Greybacka, że jest w sali przesłuchań, na poziome dziesiątym.
- Greyback?- zapytał, starając się ukryć przerażenie.
- Podejrzewamy, że z Potterem jest syn Lucjusza. A Greyback... Cóż, wiesz jaki jest. Nie może się doczekać.

Ślizgonowi zrobiło się ciemno przed oczami, przez chwilę miał wrażenie, że zemdleje.

Wydało się, cholera, śmierciożercy wiedzą, że Potter jest w Ministerstwie.
I po co on się na to zgadzał, prawie wcale się nie zastanawiając. Przecież ten plan od początku nie miał prawa się udać. A teraz nie było już odwrotu, musiał grać dalej, bo od tego zależało życie Pottera. I jego.

Właśnie, Harry. To wszystko jego wina. To jego wina, że Malfoy nie potrafił mu odmówić. A teraz Draco obiecał sobie, że jeśli uda im się dożyć jutra, to osobiście zabije tego głupiego Gryfona.

- Zajmę się tym- powiedział w końcu Malfoy, siląc się nawet na uśmiech.

Nie był pewny, czy Yaxley nic nie podejrzewa i czy w jego głosie nie było słychać przerażenia. Dlatego szybko odwrócił się do niego plecami i porzucił wszelkie próby stwarzania pozorów opanowanego. Szedł szybkim krokiem, a kiedy się odwrócił i nie zauważył za sobą Yaxleya, rzucił się biegiem w stronę sali przesłuchań. Nie był pewny, ile zostało mu czasu. Siedem minut? Może pięć? Chociaż może już tylko dwie. Zresztą nie ważne, to i tak za mało czasu, żeby stąd uciec.

Na odpowiednim piętrze wyszedł z zatłoczonej windy. Co chwila zerkał na końcówki swoich włosów, w obawie, że czas się skończył, że te czarne Mcnaira powoli stają się bardzo jasne, praktycznie białe.

Jeszcze jeden zakręt, później już tylko sala przesłuchań.
Dopiero teraz nasunęło mu się jedno pytanie: co Potter do cholery robił na dziesiątym piętrze, jeszcze jeden poziom niżej od Departamentu Tajemnic? Chyba nie był na tyle głupi, żeby robić sobie tutaj spacer ze świadomością, że w każdej chwili może wrócić do swojego normalnego wyglądu.

Z drugiej strony właśnie na taki wypadek Draco zmienił się w jednego z popleczników Voldemorta. Bo tak jak się spodziewał, wszystko poszło nie tak, a nawet gorzej.

Skręcił w następny korytarz i zatrzymał się gwałtownie, kiedy tuż przed sobą zobaczył postać jakiegoś mężczyzny. Był pewny, że to jeden ze śmierciożerców, ale za nic nie był w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska.

- Mcnair- powiedział sucho.- Potter tutaj jest- dodał, wskazując głową na jedne z drzwi.
- Tak- odparł, zanim mężczyzna zdążył coś jeszcze powiedzieć. Nie chciał tego słuchać.

Zmiana stron || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz