20. cz. II

6.2K 604 931
                                    

Kilka godzin później Harry poczuł się trochę lepiej. Widząc to, Draco wyciągnął z torebki Hermiony jakąś książkę i usiadł na łóżku obok Pottera.

- Chciałeś wiedzieć, kim jest ten chłopak ze zdjęcia w domu Bagshot. To Gellert Grindelwald. Jest w tej książce. "Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore'a", dzieło Skeeter. Zabrałem to z salonu Bagshot.

Malfoy podał mu książkę. Po przeczytaniu pierwszych stron w Harrym znowu coś pękło. Zaufał Dumbledore'owi, a on tym czasem wcale nie był taki święty. Przyjaźnił się z czarnoksiężnikiem, Grindelwaldem, razem planowali, jak zdobyć władzę nad mugolami i mugolakami. Albus interesował się czarną magią, a jemu kazał z nią walczyć. Harry zrozumiał, że w ogóle go nie znał. Dumbledore nigdy nie powiedział mu całej prawdy. A oczekiwał od niego, że pokona kogoś, kogo on sam nie potrafił.

Był wściekły. Rzucił książką z całej siły w podłogę.
Draco nie mógł na to patrzeć. Ale tym razem mógł coś zrobić, a nie tylko patrzeć i czekać, aż to minie. Nachylił się, żeby go pocałować, żeby dodać mu otuchy.

Ale Harry odwrócił głowę.

- Przestań - powiedział stanowczo Potter.

Draco poczuł się, jakby jego serce przestało bić.

Dlaczego...?

Poczuł się, jakby ktoś bezlitośnie kopnął go w brzuch.

Dlaczego...?

Dlaczego Harry to zrobił? Przecież... Przecież wszystko było dobrze.
Więc dlaczego teraz sprawił, że Draco się złamał, rozsypał na miliony kawałeczków?

- Ale... - zaczął głosem pełnym bólu.
- Przestań - powtórzył Potter.
- Dlaczego? Dlaczego mnie wtedy nie odepchnąłeś? - zapytał czując, że nie jest w stanie powiedzieć nic więcej.
- Nie wiem! - Harry, pomimo wciąż złego samopoczucia, zerwał się z łóżka. - Ale teraz żałuję, że tego nie zrobiłem! - po tych słowach szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz.

Zostawił Dracona samego. Może nawet nie zdawał sobie sprawy, że go zniszczył.

****

Kilka dni później Harry sprawiał wrażenie, jakby o wszystkim zapomniał. Traktował Malfoya jak przyjaciela tak samo, jak przed wizytą w Dolinie Godryka. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ranił tym Dracona. A Ślizgona takie zachowanie, udawanie, że nic się nie stało, bolało znacznie bardziej, niż gdyby Potter wykrzyczał mu w twarz, że go nienawidzi.

Załamał się, a Harry jakby tego nie widział. Albo nie chciał widzieć.
Po paru dniach Malfoy starał się go zrozumieć. Nie narzucał się, nie pokazywał, że cierpi.
Nie pokazywał, że nie może patrzeć, jak Potter kocha kogoś innego.
Bo wreszcie zrozumiał, że Harry kocha Ginny. I kiedy pierwsza złość minęła, obiecał sobie, że mu tego nie zniszczy. On sam miał zniszczone życie. Nie chciał go niszczyć jeszcze jemu, a jeśli ma być szczęśliwy z nią - nie będzie mu przeszkadzał.

Ale z drugiej strony, nie mógł sobie wybaczyć, że wtedy to zrobił. Albo nie mógł wybaczyć Potterowi, że tego nie chciał. Może nie powinien się tak szybko poddać.

Na jednej szali stało jego szczęście, na drugiej - szczęście Harry'ego. Ciężko mu było uwierzyć, że te dwie rzeczy nigdy nie będą mogły pójść ze sobą w parze. Jak można wybrać między czymś takim? Niczego nie pragnął bardziej, niż mieć obok siebie Harry'ego. Ale właściwy wybór... On mówił, żeby odpuścić, odsunąć się i zniknąć.

Draconowi Lucjuszowi Malfoyowi ofiarowuję fragment Zwierciadła Ain Eingarp, w głębokiej wierze, iż w trudnej chwili, pomoże mu ono dokonać właściwego wyboru między tym, co upragnione, a tym, co właściwe.

To wspomnienie, słowa Scrimgeoura, a właściwie Dumbledore'a, znikąd wpadły mu do głowy. Wszystko pasowało idealnie. Wybór między tym, co upragnione, a tym, co właściwie. Czyżby Dumbledore wiedział? Wiedział o wszystkim, czy był to po prostu bezsensowny pomysł starca, który dziwnym trafem znajduje zastosowanie?
Teraz już wiedział, czym jest zwierciadło Ain Eingarp. Pokazywało najskrytsze pragnienia człowieka. Może naprawdę mogłoby mu pomóc? Nie, przecież to głupie. Ma słuchać kawałka starego szkiełka? Ale jednak Dumbledore po coś mu je zostawił. Tak samo jak zapisał Harry'emu miecz Gryffindora, czy Granger baśnie Beedle'a.

Skorzystał z okazji, że Pottera nie było w namiocie. Dzięki zaklęciu przywołującemu szybko znalazł kawałek zwierciadła. Usiadł na swoim łóżku i... I bał się spojrzeć na szkiełko. Nie wiedział dokładnie, jak działa. Ale jeśli miało pomóc znieść ból... Może było warto.

Powoli otworzył oczy i utkwił wzrok w lustrze. Zobaczył siebie, uśmiechał się. Zaraz obok stał Harry, trzymał go za rękę. Wyglądali na szczęśliwych. Ale wtedy Ślizgon zauważył, że ten Draco na lusterku, miał podwinięte rękawy koszuli, a na przedramieniu nie było śladu po Mrocznym Znaku. Było idealnie. Zbyt idealnie i nawet jakieś głupie lustro mówiło mu, że to nigdy nie ma prawa się wydarzyć. Ale mimo wszystko przez następne minuty wpatrywał się jak urzeczony w ten obrazek. Wspaniale było widzieć, jak przynajmniej tutaj miał to, czego pragnął najbardziej.

Najpierw nie rozumiał, jak to szkiełko miałoby mu pomóc.Ale później dostrzegł najszczerszy uśmiech Pottera. Był szczęśliwy.

Rzucił kawałek zwierciadła na stertę kocy w rogu namiotu, obok leżało lusterko Syriusza. Draco zrobił kilka kroków po namiocie licząc, że to mu jakoś pomoże. Podniósł szkiełko i schował się do kieszeni. Podjął już decyzję i wiedział, że jest ona dobra. Ale ona bolała. Jeśli myślał, że to lusterko w jakiś sposób sprawi, że wszytko dobrze się skończy, grubo się pomylił. Ale nikt nie powiedział, że dobre decyzje nie będą ranić. Dobre decyzje... Przynajmniej w jego opinii właśnie ta taka była.

---------------------------------------------------------

Harry już dzień po tym, jak znowu pokłócił się z Malfoyem, starał się udawać, że nie pamięta o tym, co się wydarzyło w Dolinie Godryka. Ale nie zapomniał, nie potrafił.

Sam do końca nie wiedział, co się stało. Czuł wtedy straszną pustkę i... Och, przecież zdawał sobie sprawę, że to tylko głupie tłumaczenia. Nie wiedział już, co jest prawdą, nie wiedział, co czuje. Dlatego postanowił traktować Malfoya jak przyjaciela, jakby nic się nie stało. A Draco przecież sprawiał wrażenie, jakby również zapomniał. Więc, skoro go nie ranił...

Oczywiście, że go ranił i doskonale to wiedział. Malfoy świetnie udawał, ale on i tak to widział.

Po tym wszystkim zaczynał rozumieć szkolne zachowania Dracona. Chociaż wtedy wydawały mu się próbami upokorzenia i wyprowadzenia z równowagi, teraz rozumiał, że Ślizgon nie umiał inaczej zwrócić na siebie jego uwagi.
Ciężko mu było uwierzyć, że ktoś taki jak Malfoy był zdolny to takiego uczucia. Ale ono było, czy tego chciał, czy nie.
A to, co Malfoy zrobił w Dolinie Godryka... Harry nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tego chciał. Kiedy był już bliżej "tak", w głowie pojawiała mu się myśl o Ginny. Nie mógł jej tego zrobić. Była siostrą jego najlepszego przyjaciela i chociażby z tego względu po prostu nie mógł jej skrzywdzić.

Nie wiedział, co czuje i to był jego największy problem. Ale Draco czasem tak dobrze odgrywał swoją rolę, że Harry naprawdę zastanawiał się, czy Ślizgon pamięta.

I wszystko wydawało się być w porządku do dnia, mniej więcej tydzień po wizycie w Dolinie Godryka, kiedy Draco po prostu zniknął.

Zmiana stron || drarryWhere stories live. Discover now