Epilog

6.5K 577 621
                                    

Pięć lat później

Promienie wschodzącego słońca wpadły przez okno do pokoju, padając na twarz śpiącego chłopaka i wybudzając go z płytkiego snu.

Co roku tego konkretnego dnia tęsknota lubiła szczególnie dawać o sobie znać, więc Harry już teraz poczuł lekkie pieczenie pod powiekami.

Z każdym wschodem słońca ból stawał się jego codziennością. Ciągnęła się za nim kolejny rok i nic nie wskazywało na to, żeby miało się to zmienić. Mimo wszystko on i tak nie potrafił się do niej przyzwyczaić.

Jak co dzień odwrócił się na drugi bok, żeby tylko dodać sobie bólu, spoglądając na puste miejsce obok siebie i poduszkę, na której nie było śladu, ani po jasnych włosach w nieładzie, ani po ich właścicielu. Do tej samej poduszki często, najmocniej jak umiał, zwyczajnie się przytulał. Ale poduszka nie miała serca, którego spokojnego bicia mógłby słuchać, nie dawała kojącego ciepła. Ale za to wypełniała pustkę obok niego, przy okazji doskonale wchłaniając łzy.

Z cichym westchnieniem wstał z łóżka, a krzesło stojące przy biurku kawałek dalej jak co rano mimowolnie przyciągnęło jego wzrok. Przez drewniane oparcie przerzucony był szary sweter z trochę krzywo wyszytą literą "D" na środku - to Molly Weasley uszyła go z wdzięczności za wielką pomoc Harry'emu, z zamiarem podarowania go Draconowi na święta, kiedy wojna już się skończy.

Potter potrząsnął głową, odganiając od siebie chęć do płaczu - nie chciał się znowu nad sobą użalać i zachowywać jak małe dziecko.

Szybko się ubrał i zszedł do kuchni. Luna już się tam krzątała, podając mu kubek herbaty.

Po wojnie oboje znaleźli w sobie oparcie. Lovegood bywała u niego tak często, że praktycznie u niego mieszkała. To na Grimmauld Place miała większość swoich rzeczy, włącznie z własną sypialną, a do swojego ojca wpadała, kiedy miała czas. Szybko stała się najlepszą przyjaciółką, z którą Harry rozmawiał o rzeczach, o których nie mógł już powiedzieć Ronowi czy Hermionie.

- Jak się czujesz, Harry? - zapytała, jak każdego dnia, Luna.
- Nadal go kocham, a jego nadal ze mną nie ma - odparł tak samo, jak robił to codziennie. - I widzę, że ty też.

Harry odstawił kubek na stolik i ruszył do przedpokoju, po czym wyszedł na zewnątrz. Niebo już o tak wczesnej porze przybrało jasny, niebieski kolor - nic dziwnego, zważywszy na to, że było lato. Było dość duszno, a temperatura wahała się pewnie w okolicach dwudziestu pięciu stopni, co mogło świadczyć o zbliżającej się burzy.

- Pan Potter - jakiś mężczyzna skinął mu z uśmiechem głową.

Czarnowłosy nawet go nie zauważył, mając spuszczoną głowę. Gdyby jednak usłyszał przechodnia, pewnie przypomniałby sobie, co jest powodem radosnych nastrojów u większości czarodziejów - była rocznica Ostatniej Bitwy, Bitwy o Hogwart, czy jakkolwiek jeszcze była nazywana. Harry zdawał się o tym nie pamiętać - dla niego ten dzień nie oznaczał wiele więcej, jak powstrzymywanie łez po stracie ukochanego.

Deportował się. Żałował, że nie zabrał ze sobą peleryny niewidki dostrzegając przed ruinami domu swoich rodziców kilka osób, zapewne odwiedzających to miejsce z powodu rocznicy. Nie chciał słuchać kolejnych podziękowań. Był jednak wczesny ranek, więc wystarczyło odczekać kilka minut, a rodzina zniknęła w jednej z ulic.

Jak co roku stanął przed drewnianą tabliczką z wyrytym napisem "Jeśli to przeczytasz, Harry, wiedz, że jesteśmy z tobą". Pod nim, jakby napisany dopiero chwilę temu, widniał podpis, na widok którego Harry'ego coś ścisnęło za gardło.

Zmiana stron || drarryحيث تعيش القصص. اكتشف الآن