8.

8.4K 680 321
                                    

Szedł górską drogą w chłodnym, niebieskawym świetle świtu. W dole, otulone mgłą, majaczyło jakieś miasteczko. Czy znajdzie w nim człowieka, którego poszukiwał? Człowieka, który zna odpowiedź, który może mu pomóc rozwiązać ten problem...

- Wszystko w porządku?

Harry poderwał się do siadu. Znowu był w starej sypialni Syriusza. Za to w drzwiach stał Malfoy. Już kilka godzin minęło od ich ostatniej kłótni. Czego znowu chciał?

- Jasne- odparł chłodno.- Ile już tutaj stoisz?
- Dopiero przyszedłem- powiedział niepewnie.- Cały czas powtarzałeś Gregorowicz- dodał po chwili.
- Jaki Gregorowicz?- zapytał zbity z tropu Harry.
- To wytwórca różdżek- wyjaśnił obojętnie Draco.- Widziałeś go?
- Po co tu przyszedłeś?- zapytał Harry, ignorując pytanie Malfoya.
- Chciałem pogadać.
- Już pogadaliśmy. Możesz wyjść.

Draco przewrócił oczami. Harry zignorował jego, to on teraz zrobi to samo.

- Przemyślałem to... Chcę ci pomóc- powiedział, starając się brzmieć pewnie.
- Jasne. I uciekniesz przy najbliższej okazji.
- Nie dowiesz się, jeśli nie pozwolisz mi sobie pomóc. I tak nie mam już nic do stracenia. Wszyscy śmierciożercy tylko czekają, aż będą mogli się na mnie zemścić. Ci, którzy stoją za tobą, Potter, też najchętniej by mnie zabili. Do tego poluje na mnie Greyback. Moi rodzice najpewniej nie żyją, a jeśli Czarny Pan jeszcze ich nie zabił, to znaczy, że nie chcą mnie znać i tylko dlatego przeżyli.

Harry odwrócił wzrok. Zgoda, Malfoy nie miał nic do stracenia, ale to czyniło go jeszcze mniej godnym zaufania. Ludzie przyparci do muru potrafią robić naprawdę różne rzeczy, żeby tylko przeżyć jeszcze jedną sekundę. Malfoy mógł chcieć go oszukać, w jakiś sposób zaprowadzić do Voldemorta, żeby tylko przeżyć.

- Wiem, że moja reakcja nie była może najlepszym początkiem, ale naprawdę chcę ci pomóc, Potter- dodał Draco.- Przemyśl to.

Oboje zacisnęli palce wokół swoich różdżek, kiedy przez okno sypialni do pomieszania wpadł srebrny Patronus i przemówił głosem pana Weasleya.

- Wszyscy bezpieczni, nie odpowiadajcie, jesteśmy śledzeni.

Patronus zniknął. Harry uśmiechnął się pod nosem. Nic im nie jest, są bezpieczni.

Usłyszał jeszcze trzask zamykanych drzwi, a kiedy się odwrócił, Malfoya już nie było.

Właśnie, Malfoy. Mógł mu zaufać? Jeśli Draco naprawdę miałby mu pomóc, Harry musiałby mu powiedzieć wszystko. Musiałby mu wyjaśnić, co takiego robił Dumbledore, kiedy znikał z Hogwartu. Musiałby mu opowiedzieć wszystko o horkruksach i o wszystkim, co sam wiedział. Malfoy mógł mieć przydatne informacje i naprawdę mógłby mu się przydać. Ale jaką miał pewność, że Malfoy nie zdradzi jego planów Voldemortowi? Ryzyko było zbyt duże, a tu nie było na to miejsca. Harry musiał być pewien, że Malfoyowi można zaufać. A nie miał czasu, żeby jakoś to sprawdzić.

Z drugiej strony, Voldemort nie był znany z litości i przebaczania. Czy naprawdę zapomniałby o zdradzie Malfoya, gdyby ten wydałby mu Pottera? Harry raczej skłaniał się ku wersji, że Riddle najpierw wykorzystałby Malfoya, dając mu za zadanie przyprowadzenie do niego Harry'ego, a później zabiłby go tak czy inaczej.

Ale Malfoy też nie był głupi. Podejmował tylko złe decyzje, kiedy zaczynał się bać. Przebywał z Voldemortem, wiedział, jak Riddle obchodzi się ze zdrajcami czy mugolami. Zdawał sobie sprawę, że Czarny Pan potrafił kłamać tak, że to kłamstwo praktycznie stawało się prawdą.

Ale mógł tego nie wiedzieć, mógł być w jakiś sposób zaślepiony strachem. A w strachu Malfoy był w stanie zrobić mnóstwo rzeczy. Wcześniej wpuścił śmierciożerców do szkoły, a później próbował zabić Dumbledore'a. Ale stchórzył, nie dał rady. I Harry wątpił, czy następnym razem by mu się udało.

Zmiana stron || drarryWhere stories live. Discover now