69.

196 14 0
                                    

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

NATALIA POW. Ostatni tydzień był dość intensywny... A to za sprawa tego że komendant przydzieliła mi i Miłoszowi innych partnerów. Oboje się z nimi nie dogadujemy i jest nam naprawdę ciężko czasami w tej robocie... Brakuje nam wspólnych patroli i nie ukrywamy tego przed nikim... Najszczęśliwsi to jesteśmy w domu, wspólnie, razem z Niki, która zaskakuje nas każdego dnia czymś nowym. Kochane dziecko...

Dzisiaj akurat, przerwę spędzam sama w stołówce, gdyż ten debil Robert znów gdzieś polazł. Siedziałam zamyślona nad miską zupy kalafiorowej, nie skupiając się na niczym konkretnym i dryfując myślami dokładnie nie wiadomo gdzie, gdy nieoczekiwanie usłyszałam tuż obok siebie zgrzyt krzesła. Wyrwałam się z myśli i spojrzałam na moją lewą. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy tylko mój wzrok spoczął na bardzo znajomym, brodatym szatynie.
-Miłek!- uśmiechnęłam się do niego -Też macie przerwę?!- nie ukrywałam nadziei w moim głosie.
-Tak się składa że tak- zgodził się, łącząc nasze dłonie na blacie stołu. Z uśmiechem uścisnęłam mu rękę, nie mówiąc nic -Gdzie masz tego idiotę?!- spytał, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Dobrowolskiego.
-Robercika?! A nie wiem! Nie jestem jego niańką, aby cały czas go pilnować!- prychnęłam lekceważąco, wzruszając ramionami, ale nie puszczając jego ręki. Góral w odpowiedzi tylko podniósł nasze dłonie i ucałował wierzch mojej w czułym geście. 'Mój Góral...!' -Co tam zajadasz?!- zmieniłam temat, wskazując łyżką na jego talerz.
-Zupę kalafiorową- odpowiedział z prostotą i kontunuował -Widzę że ty też- zaśmiał się, a ja wraz z nim -Ale tobie idzie coś oporniej niż mi widzę- dodał, wskazując na moją prawie pełną miskę.
-Jakoś tak nie mam apetytu...- powiedziałam mu prawdę, patrząc szczerze w oczy.
-Musisz jeść, bo jeszcze padniesz na interwencji i Dobrowolski sobie sam nie poradzi...!- spojrzał na mnie poważnie z prawdą w oczach. Jednakże ja w nich widziałam jeszcze coś, czego nie musiał mówić na głos. "A mnie nie będzie aby ci pomóc...". Ani mnie, ani jemu nie podobała się ta myśl, ale co zrobić?! Nie mamy na to żadnego wpływu...
-Wiem...- przytaknęłam z westchnieniem, na co Miłosz ponownie pocałował moją dłoń, a następnie puścił moją rękę i oboje zaczęliśmy jeść. Równolegle jednak zmieniliśmy temat rozmowy, aby nie psuć sobie humorów. Szczerze powiem, że bez obecności Miłosza, to bym chyba za 200 lat nie zjadła tej zupy! A gdy pojawił się Góral, to wciągnęłam od razu!
Ledwo zjedliśmy, Bachleda wstał od stołu.
-Już musisz lecieć?!- spytałam zawiedziona, patrząc w górę, na niego. Co jak co, ale chciałam spędzić z nim trochę więcej czasu...
-Nie tylko ja- odpowiedział i postawił mnie zdziwioną do pionu -Oddajmy to do kuchni i chodź...- powiedział enigmatycznie. Z uśmiechem, w duchu zastanawiając się co kombinuje, przytaknęłam i tak właśnie zrobiliśmy. Moment później, już z pustymi rękoma, wyszliśmy ze stołówki -Idź do pokoju po polar i widzimy się na korytarzu za chwilę...- szepnął mi do ucha.
-Co ty kombinujesz?!- spytałam go, gdy wdrapaliśmy się na nasze piętro.
-Zobaczysz- odpowiedział enigmatycznie, przez co się uśmiechnęłam.
-Ok- zgodziłam się i tak właśnie zrobiłam. Na całe szczęście Roberta nie było w pokoju, co było mi bardzo na rękę.. Wobec tego wzięłam całą resztę mojego munduru, oraz radio i kluczyki i wyszłam z pokoju. Bachleda już na mnie czekał na korytarzu.
-Chodź- uśmiechnął się tylko i zaprowadził nas do parku na tyłach komendy, gdzie klapnął na ławkę pod drzewem -Tu nikt nam nie będzie przeszkadzał...!- skomentował z uśmiechem.
-Nikt poza Jackiem, Adą, albo Robertem- prychnęłam kąśliwie, pokazując mu radio, ale siadając obok niego.
-Nimi się teraz nie przejmuj, tylko odpocznij- odpowiedział z prostotą, obejmując mnie ramieniem i przysuwając do siebie.
-Nie jestem...
-Natalia, ja widzę to w twoich oczach. Jesteś zmęczona...- stał przy swoim, patrząc na mnie z troską w oczach -Znam cię przecież...!
-Skoro tak mówisz...- westchnęłam, ale nie protestowałam dalej, tylko dałam się przytulić, na co Miłek pocałował mnie we włosy bez słowa. Chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy.
-Masz rację... Przez te patrole z Robertem jestem 2x bardziej zmęczona niż normalnie...- powiedziałam mu prawdę z westchnieniem -A najbardziej to bym chciała, aby komendant znów przydzieliła nas razem, na co się niestety nie zanosi...- to ostatnie dodałam kwaśno.
-Będzie ok. To tylko przejściowy okres....- pocieszył mnie i ponownie pocałował w głowę.
-Mam nadzieję Miłek, mam nadzieję...- westchnęłam, przekręcając się tak że patrzyłam mu w oczy.
-Jednakże nie ważne ile będziemy jeździć osobno, ja i tak kocham cię najmocniej- powiedział Miłosz, oddając spojrzenie, a chwilę potem pocałował mnie czule. Oddałam tego całusa z uśmiechem, ale zaraz potem się odsunęłam.
-Wolałabym aby nikt nas nie zobaczył...- wyjaśniłam, widząc jego zdziwioną minę, po czym dodałam -Kocham cię...- powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
-Ja ciebie też- odpowiedział cicho i się uśmiechnął.
Potem już siedzieliśmy przytuleni na tej ławce do końca przerwy. Pod koniec niej jednak, odezwało się radio.
-Natalia, gdzie jesteś?!- zabrzmiał głos Jacka.
-Na tyłach komendy, poszłam się przewietrzyć, a co!? Masz coś dla mnie i Roberta Jacku?!- odpowiedziałam, bardzo niechętnie biorąc krótkofalówkę z kamizelki. Nie ruszyłam się jednak z miejsca.
-Macie wezwanie na Konopnicką 5A do bójki...
-Przekaż Robertowi że czekam na niego przy radiowozie!- odpowiedziałam i dodałam -Wiemy coś więcej?!- niechętnie wstałam na nogi, a Miłosz zrobił to samo.
-Zgłaszała sąsiadka, z Konopnickiej 5b, mówi że właściciel bije się z jakimś obcym mężczyzną przy bramie...- gdy Nowak to mówił, szliśmy z Miłoszem dość szybkim krokiem w stronę parkingu. W końcu lada moment może się pojawić Robert...
-Ok, nic więcej?!
-Niestety. Sąsiadka nic więcej nie wie...
-Ok. Czekam na Dobrowolskiego i jedziemy. Jesteśmy na łączach Jacek!- zakończyłam rozmowę z blondynem akurat w momencie, gdy doszliśmy do mojego i Roberta radiowozu.
-Czyli musisz jechać...- powiedział niezadowolony Bachleda, patrząc mi w oczy.
-Niestety... Służba nie drużba, jak mawiają...!- zażartowałam, przez co się zaśmialiśmy.
-Jestem już, Natalia. Słyszałem że mamy bójkę...?!- powiedział Robert, wychodząc z komendy w tym samym momencie.
-Ok, wsiadaj- zwróciłam się do partnera oschle, nawet na niego nie patrząc, lecz otwierając drzwi kierowcy, po czym wróciłam spojrzeniem do Górala -No nic Miłek, widzimy się w domu...- uśmiechnęłam się słabo, trzymając drzwi i mając jedną nogę w radiowozie.
-Natalia, wezwanie mamy!- huknął na mnie Robert.
-Wyobraź sobie że jestem tego DOSKONALE świadoma panie młodszy aspirancie Dobrowolski!- odpowiedziałam chłodno, patrząc na niego przelotnie. Jak mnie ten idiota denerwuje...!?
-Do później- odpowiedział Miłosz, cmoknął mnie w policzek i odsunął się parę kroków. Wobec tego ja wsiadłam za kierownicę radiowozu i zamknęłam za sobą drzwi, a Bachleda wrócił do Ady, na komendę, kiedy razem z Robertem wyjechaliśmy do wezwania... Całą drogę czułam na sobie uporczywe spojrzenie blondyna, ale nie reagowałam. Żadne z nas się nie odezwało ani przez chwilę...

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ

MARII KONOPNICKIEJ 5
Zajechaliśmy pod adres, zaparkowaliśmy i wysiedliśmy z radiowozu. Od pierwszej chwili słyszeliśmy krzyki dwóch mężczyzn i jednoznaczne odgłosy szarpaniny. Wymieniliśmy tylko spojrzenia, po czym podeszliśmy do furtki. O dziwo była otwarta, z czego skorzystaliśmy i w ten sposób dostaliśmy się na posesję. Od razu zobaczyliśmy bijących się mężczyzn.

-Halo, panowie!? Co to za bójka?!- spróbowałam zwrócić na siebie ich uwagę. Nie podziałało -Panowie! Koniec tego! Policja!?- zareagował Robert, z tym samym skutkiem. W takiej sytuacji było tylko jedno wyjście... -Rozdzielamy ich...- podjęłam decyzję.
-Ale Natalia...!?
-Powiedziałam, ROZDZIELAMY ICH!- powtórzyłam chłodno, patrząc na partnera -To rozkaz, jasne!?
-Tak jest dowódco...- odpowiedział gorzko i wzięliśmy się do roboty... Szarpanina ta trwała dość długo, ale w końcu udało nam się to ogarnąć i rozdzielić panów. Dla pewności ich skuliśmy i odsunęliśmy na dwa końce ogrodu. Robert zajął się tym bardziej zapalczywym, a ja tym, z pozoru, spokojniejszym.
-O co wam poszło?!- spytałam, sadzając mężczyznę na schodach.
-Ten dureń mnie zaatakował! Ledwo przekroczyłem próg tej furtki i już machał na mnie pięściami jak jakiś psychol!- krzyknął wkurzony, patrząc na mnie.
-Bo nie masz tu prawa wstępu sukinsynie!!- odwrzasnął ten drugi, z którym rozmawiał Robert -On próbował zgwałcić moją żonę!!
-Zna go pan?!- spytaliśmy, chórem.
-Oczywiście! To mój były pracownik, Tomasz Wierzba!- odpowiedział, jak mniemam, właściciel domu. Spojrzałam na siedzącego przede mną faceta.
-Zgadza się?!- spytałam, a facet potwierdził skinieniem głowy -Jakiś dowód pan ma?!- kontynuowałam.
-W kieszeni kurtki, w portfelu...- odpowiedział gorzko, cały aż się trzęsąc ze złości. Z resztą, właściciel posesji nie był lepszy, cały czas słyszałam jak się awanturował...
-Dowódco, to nie ma sensu!? Nic z nich wie wyciągniemy w takich warunkach!- krzyknął do mnie Robert.
-Masz rację. Wzywam drugi radiowóz i jedziemy z nimi na komendę...!- niechętnie przyznałam Dobrowolskiemu rację i chwyciłam za radio -Jacek?! Zgłoś dla dwójki?!
-No co tam Natalia?! Jak ta bójka?!- spytał, po chwili ciszy.
-Sytuacja opanowana, ale na miejscu się z nimi nie dogadamy...- powiedziałam kwaśno, patrząc z powagą na pana Wierzbę.
-Potrzebujecie wsparcie?!
-Wyjąłeś mi to z ust Jacuś!- uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Zobaczę co dam radę zrobić i dam znać...
-Wielkie dzięki 00!- przerwałam rozmowę z dyżurnym i czekając na jego ustalenia, razem z Robertem wróciliśmy do nieudolnego i bezskutecznego przesłuchania...

....
20 minut później przyjechali do nas Czarek i Patryk z 14 i zabrali nam pana Wierzbę na komendę, podczas gdy my wzięliśmy na tylną kanapę właściciela posesji, czyli pana Jakuba Domagałę. Na komendę dotarliśmy w zupełnej ciszy, po pół godzinie i od razu wzięliśmy się za przesłuchania. Trwały dość długo, były okraszone dużą dozą złości, wulgaryzmów i wyzwisk, ale w końcu dowiedzieliśmy się wszystkiego... Okazało się że pan Wierzba pracował kiedyś w firmie należącej do pana Domagały. Ogólnie był świetnym pracownikiem, do czasu aż nie wypłynęło że dopuszczał się molestowania jego koleżanki z zespołu! Stało się to któregoś dnia, jakoś 2 tygodnie temu, gdy chciał zgwałcić panią Matyldę, czyli żonę swojego szefa! Wtedy Domagała od razu go zwolnił, a ten dzisiaj przyszedł się zemścić, czyli faktycznie zgwałcić tą kobietę... Nie przewidział tylko że jej mąż będzie wtedy w domu i wszystkiemu zapobiegnie...! Taka nienormalna historia...! Nie mniej, po odprowadzeniu pana Tomasza do PDOZ, a panu Jakubowi wpisując sprawę o pobicie, którą wniósł pierwszy z mężczyzn i puszczeniu go wolno, gdyż będzie odpowiadał z wolnej stopy, zamknęliśmy się w pokoju i spisaliśmy szybką notatkę. Zaraz potem, przelotem meldując o wszystkim Jackowi, wróciliśmy na patrol w grobowej ciszy... Zapowiadał się długi dzień....
CDN.

Jaki widać między Natalią, a Robertem nadal biegun północny...

Czy ten duet się kiedykolwiek dogada?

Czy ich relacja odbije się na związku szatynki z Bachledą?! 

I co Miłosz myśli o Dobrowolskim?! 

Miłego dnia! / Dobranoc! 

F.

True love is based on trustWhere stories live. Discover now