1.

908 39 12
                                    

NATALIA POW. Gdy weszłam rano do pokoju, Miłosz już był. Jeździmy razem już dość długo i bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a co za tym idzie, zgraliśmy. Mimo że znamy się dopiero parę miesięcy, ja mam wrażenie że znamy się całe lata! Przy Bachledzie czuje się najbardziej sobą, jak przy nikim innym... Mogę mu powiedzieć absolutnie WSZYSTKO!
-Cześć!- powiedziałam wchodząc. Bachleda już siedział za biurkiem i coś wypisywał, chyba swój raport z wczoraj.
-Cześć!- odpowiedział patrząc na mnie przez moment, po czym wrócił do pisania. Przeszłam przez pokój, zostawiłam swoje rzeczy w szafce i usiadłam za moim biurkiem.
-Masz coś do oddania Jackowi? Właśnie do niego idę...- spytał chwilę później, wstając zza swojego biurka z raportem i paroma teczkami w ręce.
-A mam!- odparłam niewinnie, biorąc do ręki nie mały stosik akt, notatek i raportów. Bachleda podszedł i odebrał je ode mnie bez mrugnięcia okiem.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-Nie ma za co!- odparł również z uśmiechem i chwilę później znikł w drzwiach, więc zostałam w pokoju sama. Postanowiłam nacieszyć się chwilą i po prostu posiedzieć w ciszy, której od jakiegoś czasu nie mogę zaznać w domu. Razem z mężem ciągle się kłócimy i nie potrafimy przestać... Czasem dochodzi nawet do rękoczynów z jego strony... Gdzie tam czasem! Praktycznie ciągle!! Stare sińce nie nadążają schodzić przed powstawaniem nowych!! A ja nie mam siły aby coś z tym zrobić... Jest mi z tym okropnie, ale po prostu nie potrafię! Do tego nikomu o tym nie powiedziałam! Nawet Miłoszowi, czy Karolinie! Po prostu nie potrafię...
Jakiś czas później wrócił Miłosz i zebraliśmy się na odprawę. Przed nią pogadaliśmy jeszcze chwilę z Zuzą i Wojtkiem, którzy mają dzisiaj służbę równolegle z nami, a potem wysłuchaliśmy 40 minutowego gderania komendant Jaskowskiej o tym na co mamy uważać, gdzie zachować czujność i kto gdzie pojedzie na patrol. Gdy wreszcie się od niej uwolniliśmy, skoczyliśmy tylko po radia i kamizelki i wyjechaliśmy na patrol. Jak zwykle prowadziłam, a Miłosz siedział na miejscu pasażera. Tak jak zazwyczaj pochłonęła nas pełna żartów rozmowa, gdy kręciliśmy się bez celu po ulicach Wrocławia w naszym rewirze. Dzięki niemu, po raz kolejny zapomniałam o problemach w domu...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
-00 dla 09, zgłoś!!- odezwał się Jacek, przerywając nam rozmowę.
-09, zgłaszam! Co mamy?!- spytał Miłosz od razu.
-Jedźcie na *************
-Co tam się stało?!- pytał dalej.
-Awantura domowa....
-Okej, podaj jeszcze raz adres...
-********************
-Jedziemy tam...
-Za ile będziecie?- spytał Jacek, na co mój partner spojrzał na mnie.
-20, do 30 minut...- odparłam patrząc na niego chwilę, po czym wracając spojrzeniem na drogę.
-20, do 30 minut, wiesz jak z korkami...- odpowiedział Jackowi.
-Dobra, ale postarajcie się być jak najszybciej!
-Zobaczymy co da się zrobić 00! Bez odbioru!- zakończył debatę z Nowakiem, a ja już nas kierowałam pod adres.

25 MINUT PÓŹNIEJ
MIEJSCE WEZWANIA
Weszliśmy tam z brońmi w rękach. Krzyki było słychać już na klatce schodowej. Bardzo głośno wrzeszczeli... Mężczyzna i kobieta... I trzaski były, jakby ktoś przedmiotami rzucał... Na szybko pogadaliśmy ze zgłaszającą, a potem zajęliśmy się sprawą. Bardzo głośną sprawą...
Jacek bez wahania dał nam zielone światło, aby wejść z buta, co zrobiliśmy bez namysłu. Gorzałą nie śmierdziało, więc RACZEJ nie byli nachalni... Przynajmniej tyle dobrego w obecnej sytuacji...
-Policja!! Zamknąć się!! Policja!!- krzyknęliśmy chórem, mierząc do obojga. Małżeństwo stało bardzo blisko siebie i energicznie wymachiwało rękoma. Tradycyjnie kłócili się w kuchni. To drugie co do pomieszczeń, w którym najczęściej dochodzi do kłótni. Od razu ujrzeliśmy dużo potłuczonego szkła dookoła nich... To tym było rzucane... Małżeństwo nie zauważyło nas na samym początku, ale potem, zamknęli dosłownie na moment...
-Aspiranci Mróz i Bachleda, KMP!- wylegitymowałam nas i schowaliśmy broń. Wtedy się zaczęło... Wrzeszczeli, na siebie, na nas... Okropna kakofonia dźwięków... Nasze odsunięcie ich od siebie i krzyki nic nie dawały. Państwo Malczewscy nie przestawali się kłócić... Dopiero gdy wyciągnęłam kobietę do sypialni, powiedziała mi o wszystkim. Że jej mąż zaczął pić, kraść i ją zdradzać... Współczułam jej... Po kwadransie wróciłam do partnera. Pan Marek wciąż się awanturował... Miłosz nie był w stanie ani go uspokoić, ani nic z niego wyciągnąć... Bez wahania wezwałam drugi patrol, zanim wróciłam.
-Dość tego! Jedzie pan z nami na komendę!!- warknął Bachleda, szarpiąc gościem w górę.
-Walcie się!- burknął w odpowiedzi.
-Nie mów nic, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia!- odparłam i wspólnie wyciągnęliśmy go z mieszkania, a potem z bloku. Pani Aldona poszła za nami bez słowa. Drugi patrol przyjechał chwilę później i wzięliśmy ich na komendę. Facet cały czas się awanturował. Mimo iż jego wrzaski podnosiły nam ciśnienie, to z całych sił staraliśmy się je ignorować. Nawet nam poszło, a korków też nie było (chwała Bogu!), więc po 15 minutach byliśmy już na komendzie. Po zaparkowaniu radiowozu poszliśmy z nim do środka. W budynku od razu usadziliśmy go w pokoju przesłuchań i rozpoczęliśmy bardzo głośną rozmowę. Miałam wrażenie że trwała w nieskończoność... Ale na całe szczęście w końcu się przyznał do zarzucanych mu czynów! Wtedy wsadziliśmy awanturnika do PDOZ i zostawiliśmy go Adamowi, po czym przesłuchaliśmy panią Aldonę. Z kobietą poszło zdecydowanie szybciej i już po kwadransie, wróciliśmy do pokoju i usiedliśmy za biurkami. Od razu wzięliśmy się za spisanie wstępnej wersji raportu i krótko później wróciliśmy na patrol. Mieliśmy jeszcze parę interwencji, ale żadna nie była tak trudna jak ta z rana...

PO PRACY
Gdy się przebraliśmy, wspólnie opuściliśmy komendę, pożegnaliśmy się na parkingu i każde z nas pojechało w swoją stronę. Miłosz udał się do swojego mieszkania, a ja wróciłam do domu. Do domu w którym nie czułam się ani trochę bezpiecznie...
Z westchnieniem którego nie powstydziłby się męczennik zdjęłam buty i kurtkę, po czym znikłam w łazience, aby umyć ręce. Gdy to zrobiłam udałam się do kuchni, aby ugotować obiadokolację. Łukasz miał wrócić lada moment, więc musiałam się za to szybko brać jeśli nie chcę znów dostać nowych sińców do kompletu...
Zdążyłam ugotować makaron i zrobić sos pomidorowy, gdy wrócił... Nie rozbierając się wszedł do kuchni, podszedł do mnie i obejmując mnie od tyłu pocałował mocno. Wzdrygnęłam się na to i całą sobą zmusiłam, aby od niego nie odskoczyć. Tylko skończyłoby się to awanturą, której za nic nie chciałam...
-Cześć kochanie!- jego dobry humor mi nie pasował. Coś MUSIAŁO być nie tak!! Tylko w tej sekundzie nie wiedziałam co takiego...
-Cześć! Jak w pracy?- spytałam nie przykrywając gotowania.
-O dziwo nikt mnie dzisiaj nie wkurwił...- powiedział idąc do przedpokoju, aby tam zostawić kurtkę i buty, po czym wrócił do mnie.
-A twój?- spytał nadwyraz kurtuazyjnie.
-Nie było jakoś ciężko... Z Miłoszem się dużo nagadaliśmy...- odparłam zanim się zastanowiłam co właściwe mówię.
-Kto to?!- od razu się zjeżył.
-Jak to kto?! Mój partner z patrolu!?- odpowiedziałam od razu i odwróciłam się w jego stronę z łyżką w ręku -Przecież go znasz!
-Jesteś pewna że tylko partner?!- wysyczał, ignorując moje słowa.
-O co ty mnie oskarżasz?!- krzyknęłam i dodałam -NIGDY cię nie zdradziłam jeśli o to ci chodzi! Nawet o tym nie pomyślałam!- broniłam się.
-A ja myślę że jednak tak!!- krzyknął na mnie.
-Że niby kiedy?!- oparłam obie ręce na biodrach.
-Nie dawno! Z tym, jak mu tam... Góralem!- posądził Miłosza.
-O nie mój drogi! Nie wciągaj w to Miłosza! To po pierwsze, a po drugie Miłosz to mój partner z pracy jest! I w dodatku dobry przyjaciel, a nie jakiś kochanek!- krzyknęłam i dodałam -Za kogo ty mnie masz?! Że niby cię zdradzam na prawo i lewo?!- moja złość z każdą chwilą rosła.
-Nie zdziwiłbym się! Powiem więcej!Twierdzę że robisz to od dawna!- darliśmy się na siebie nawzajem.
-To jesteś głupi! Sukinsyn!- ledwo ta obelga opuściła moje usta, poczułam ultra mocne uderzenie w prawy policzek. Gdyby nie szafki za mną, to na bank bym już leżała na ziemi... Automatycznie złapałam się za policzek prawą ręką, przekładając do lewej łyżkę.
-Coś ty zrobił!!?- prawie wyszeptałam, zabijając go wzrokiem.
-Może to cię oduczy zdradzania mnie!- 'A on dalej swoje! No nie mogę!'
-Sam sobie to żryj!- walnęłam w niego brudną łyżką nie patrząc na to że ma na sobie białą koszulę i czym prędzej uciekłam do sypialni, zamykając się w niej. Od razu skuliłam się w kłębek na łóżku i leżałam w bezruchu dobrą godzinę, czując jak łzy bezsilności spływają po moich policzkach. Trwałam tak, cały czas słuchając jak się na mnie drze zza drzwi. Nie miał jednak tyle odwagi aby wpaść do sypialni, a może po prostu nie chciał psuć zamków, aby nie musieć kupować nowych?! Sknera!!
Potem poczytałam książkę, czekając aż wyjdzie z kumplami na piwo, aby odreagować i wyżalić się kolegom jaką to "okropną żoną jestem!!" Zdziwiło mnie że skończyło się dzisiaj na tylko 1 uderzeniu...
Gdy poszedł, ja udałam się pod prysznic, przebrałam się w piżamę i znów zamknęłam się w sypialni, gdzie zjadłam wziętą z kuchni kolację, przejrzałam media społecznościowe i poszłam spać, mając w dupie czy Łukasz wróci tej nocy do domu...
CDN.

I co zrobi Natalia?!
Czy powie o wszystkim Miłoszowi?!
Jak długo Mróz zniesie te męczarnie??
Miłego dnia! / Dobranoc!
Fantazylovestory 😸

True love is based on trustWhere stories live. Discover now