39.

274 17 1
                                    

Notatka pod rozdziałem.
F.

PARĘ TYGODNI PÓŹNIEJ
NATALIA POW. Minęło już parę tygodni od rozprawy. Teraz już wróciłam do dawnej siebie, tej sprzed tego całego wariactwa... Jestem naprawdę szczęśliwa i w tym momencie nie zmieniłabym zupełnie NIC w moim życiu... Z Góralem jesteśmy BARDZO szczęśliwi i jeszcze się nigdy nie kłóciliśmy... Normalnie życie bajka!
Jeśli chodzi o sprawę tej demolki i kradzieży, to sprawców ujęliśmy już następnego dnia. Nieźle się przyczaili, ale błąd zrobili taki, że chcieli spieniężyć swój "towar"... Oczywiście, praktycznie od razu po przyjęciu zgłoszenia, Jacek powiadomił wszystkie Lombardy i inne takie miejsca... I to, jak zazwyczaj, był 100% strzał w dziesiątkę! Zadowoleni ich przesłuchaliśmy i wsadziliśmy na dołek, aby później odpowiadać za swoje przewinienia przed sądem krótko później... Na całe szczęście udało nam się oddać wszystkie skradzione przedmioty właścicielce. Była bardzo szczęśliwa...
Podobnie jak my. Mimo tego że nasi przyjaciele wiedzą o naszym związku, nie wydali nas szefowej, więc nadal jeździmy razem w patrolu... Chyba nie mogło być lepiej...

Dzisiaj mamy na pierwszą zmianę, wiec wstaliśmy już przed 6. Niby mamy na komendę na 8, ale nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądała sytuacja na mieście, ile nam zajmie szykowanie się w domu... Czułam też że ten dzień, jest niejako taką przysłowiową "ciszą przed burzą"...
Jednakże nie ma czasu na takie dywagacje, tylko trzeba się zbierać...
-Dobra! Ty robiłaś śniadanie, więc ja sprzątam. Leć do łazienki!- powiedział Miłek, gdy skończyliśmy jeść.
-Ok- zgodziłam się i tak właśnie postąpiliśmy. Poszło tradycyjnie, czyli dość szybko i zaledwie 40 minut później jechaliśmy już na komendę. Całą drogę, gdy tylko mógł, Miłosz trzymał dłoń na moim udzie, a ja położyłam swoją na jego. Radio średnio głośno grało, słonko świeciło... Przyjemna, dość luźna atmosfera... Z uśmiechem założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos i spojrzałam na siedzącego obok Miłosza. On sam również miał swoje na nosie i cieszył się z dobrej pogody tak samo jak ja.

Na komendzie byliśmy 20 minut przed odprawą. Wina korków, ale nie mieliśmy ochoty na nie narzekać i niepotrzebnie psuć sobie przez to humory... Nasza praca najpewniej zrobi to za nas i tak, więc po co przyciągać nieuniknione?!
Zaparkowaliśmy tam gdzie zazwyczaj, Miłosz zgasił silnik i wysiedliśmy. Praktycznie z automatu przybraliśmy manierę czysto przyjacielską, lekko się przepychając i żartując. Na wejściu spotkaliśmy biegnących do radiowozu Emilkę i Krzyśka. Skinęliśmy tylko im rękoma i udaliśmy się do środka, nie chcąc ich zatrzymywać. Na recepcji skinęliśmy Zosi na dzień dobry i udaliśmy się do szatni, nie przerywając luźnej rozmowy. Przebraliśmy się w mundury dość szybko. Oczywiście Miłek był szybszy, bo nie musiał włosów wiązać... Tak to jest jak się fryzurę robi dopiero w pracy...?!
Wtedy wpadliśmy do Tomka po broń. Akurat się spieraliśmy, które z nas szykuje się do pracy dłużej. Oczywiście śmiejąc się przy tym...
-Siemasz Tomuś!- zażartowałam z uśmiechem.
-Natalia, Góral- uśmiechnął się do nas.
-To co zawsze panie kolego- dodał od siebie Miłek, opierając rękę na blacie.
-Się robi!- zaśmiał się i odwrócił, aby wydać nam nasze bronie, a my podpisaliśmy się na liście, przy naszych nazwiskach. Jednakże nie mogliśmy nie kontynuować naszej małej sprzeczki...
-A właśnie że ty!- odparował Miłek -Przeż ty 40 minut w tej łazience ślęczysz!- prychnął.
-Nie liczę ci ile bierzesz prysznic?!- odparłam, robiąc oburzoną minę. Oficjalna wersja była taka że mieszkamy razem do czasu aż nie znajdę sobie mieszkania po rozwodzie i nie sprzedam domu. A faktyczna... Tą znali tylko nasi przyjaciele.
-Wasza broń- powiedział Tomek, przerywając nam naszą wymianę zdań -A po drugie, nie wiem czy wiecie, ale zachowujecie się jak stare, dobre małżeństwo!- zaśmiał się. Jednocześnie zrobiliśmy zdziwione miny, nawet się na to nie umawiając. Widać że jesteśmy zgrani i dobrzy z nas aktorzy, gdyż Tomek się nie połapał, że to tylko gra pozorów...
-Zwariowałeś!- prychnęłam, udając zażenowaną -Wychodź częściej do ludzi, bo już wariujesz!- dodałam i wyszliśmy z Miłkiem ze "zbrojowni". Udaliśmy się do pokoju, aby tam w spokoju przygotować się do służby. Tak jak wszystko dzisiaj, poszło nam to szybko i gładko. Zanim się obejrzałam, mieliśmy 2 minuty do odprawy, a byliśmy cali gotowi.
-Chodź już. Bo się spóźnimy...- powiedziałam wstając z biurka i podchodząc do drzwi.
-Masz rację. Mamy 2 minuty- zgodził się Miłosz, również wstał i wspólnie wyszliśmy. Przeszliśmy korytarzami i chwilę potem już byliśmy w sali odpraw. Zastaliśmy tam naszych przyjaciół, patrol 7, czyli Asię i Szymona. Przysiedliśmy się do nich i zaczęliśmy rozmawiać na luźne tematy. Między innymi o pracy, czy trochę prywacie... Oczywiście ani pół słowem nie wspomnieliśmy o tym jak mi i Miłkowi się żyje po "zmianach"...! Gadaliśmy sobie dłuższą chwilę, gdy do sali odpraw weszła pani komendant. Wtedy "wesołe pitu pitu", jak to mówi Lola, się skończyło i skupiliśmy się na pracy i dzisiejszej służbie. Nie dostaliśmy trudnego rewiru, ale najprostszego też nie, gdyż ten przypadł w udziale Aśce i Szymonowi. Nie mam pojęcia czemu, może to przez ostatnie zawirowania z ojcem Zatońskiej...?!
My natomiast, znów nudziliśmy się jak przysłowiowe mopsy. Nie było absolutnie NIC ciekawego! Jak w 90% odpraw... Dlatego uratowała nas nasza "zabawa"... Inaczej to chyba bym z tych nudów po prostu "zjechała" po krześle i usiadła na ziemi!
Po odprawie jeszcze jakiś czas pogadaliśmy z przyjaciółmi, po czym każde z nas poszło do swojego prewencyjnego, aby przygotować się do służby. Co było dziwne, to fakt że Jacek jeszcze nic dla nas nie miał, a zazwyczaj już stoi z żółtą karteczką w dłoni w naszych drzwiach, zanim jeszcze zdołamy się ubrać...
-Dziwne że jeszcze go nie ma, co nie?!- zagadnęłam Miłosza, gdy odebrałam od niego radio.
-Jakoś... Może nic dla nas nie ma?- odpowiedział na to, z nadzieją.
-Oby! Bo nie chce mi się zapierdzielać jak dziki osioł po całym mieście już od samego rana!- skomentowałam, wywracając oczami. Przez mój czyn zaśmialiśmy się krótko, po czym, w fenomenalnych humorach, zeszliśmy na dół, do radiowozu. Wsiedliśmy tak jak zawsze, Miłek za kierownicę, a ja na miejscu pasażera. Chwilę później już mknęliśmy dość zaludnionymi ulicami Wrocławia...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Jeśli podsumować ilość naszych interwencji w ciągu ostatnich paru godzin, to wynosi to 20. 10 awantur, 5 włamań, 4 kradzieże i jedna bójka... No spokoju żeśmy nie mieli, to jest pewne! Na całe szczęście teraz złapaliśmy przerwę i wjechaliśmy do Żabki na hot dogi, po drodze zahaczając o piekarnię po świeże drożdżówki, które wzięliśmy na wynos. Potem znów wróciliśmy na nasz rewir i znaleźliśmy spokojne miejsce, aby zjeść. Radiowóz zostawiliśmy otwarty, Miłek tylko wyjął kluczyki ze stacyjki i usiedliśmy sobie obok siebie na masce, aby spożyć nasz "obiad"....
-Miłek?!- zagadnęłam w pewnym momencie Górala.
-No co tam?!- spojrzał na mnie ciekawy, nie przestając zajadać hot doga.
-Nie wydaje ci się że ten dzień jest jakiś dziwny...?!
-Dziwny?!- powtórzył, a ja potwierdziłam skinieniem głowy -Nie. Jest chyba tak jak zwykle...- odparł i dodał -A co?! Martwi cię coś?!- mówiąc to złapał mnie za wolną rękę i lekko ją uścisnął, nie odwracając spojrzenia od moich oczu. Westchnęłam.
-Sama już nie wiem...- odpowiedziałam, patrząc przed siebie -Mam takie wrażenie że niedługo wydarzy się coś... Coś na co nie będziemy przygotowani ani trochę...- wróciłam spojrzeniem do mojego Górala, nie puszczając naszych rąk i gryząc hot doga w zamyśleniu. To było naprawdę nurtujące uczucie...
-Cokolwiek to będzie, będzie ok- odpowiedział na to, pewny siebie, patrząc na mnie z uśmiechem. 'Jejku, jak on to robi że samym uśmiechem i spojrzeniem potrafi sprawić że miękną mi kolana?!'...
-Masz rację. Ważne że mamy siebie- zgodziłam się z nim, na co Miłek puścił moją rękę i objął mnie tym ramieniem, jednocześnie całując w skroń. Z uśmiechem dałam się przytulić. Gesty te, znaczyły więcej niż słowa i bardzo je doceniam...
Dalej spędziliśmy przerwę na jedzeniu i rozmowie o wszystkim i o niczym, byle nie o moim przeczuciu. To naprawdę była miła przerwa...
Ostatnie pół godziny minęło jak z bicza strzelił i zanim się obejrzeliśmy, musieliśmy się zbierać...
-Koniec przerwy, chodź już...- zwróciłam się do Górala, odbijając się od maski radiowozu i stając przed nim. Bachleda nic nie odpowiedział, podniósł się i pocałował mnie namiętnie i czule, ale przelotnie, po czym jak gdyby nigdy nic wyminął mnie i wsiadł za kierownicę. Z szerokim uśmiechem i jeszcze lekkim niedowierzaniem że to zrobił, pokręciłam głową z dezaprobatą i sama wsiadłam na miejsce pasażera. Zadowoleni zapięliśmy pasy i Miłek odpalił silnik. Moment potem już wyruszyliśmy na dalszy patrol, kręcąc się po znajomych uliczkach... Nie sądziłam tylko, że miałam cholerną rację i dzisiejszy dzień to tylko przysłowiowa "cisza przed burzą"...
CDN.

BARDZO wam wszystkim dziękuję! Minęły 3 miesiące odkąd pisze tą książkę, a już 6 tysięcy wyświetleń! Jesteście wielcy!
Dziękuję naprawdę!!

A wracając do rozdziału...:
Dzisiaj tak luźno, takie "niby nic", bez żadnej konkretnej sprawy...
Jednak czy to szczęście jakie mają się utrzyma?!
I co miała na myśli Natalia, mówiąc "cisza przed burzą"...?!
Zobaczymy...!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

True love is based on trustWhere stories live. Discover now