34.

372 22 1
                                    

NATALIA POW. Ten dzień zaczął się niezwykle zwyczajnie... Albo i zwykle?! Sama już nie wiem. Wiem na pewno, że szczęście nas nie opuszczało... Rano wiadomo, śniadanie, ubrać się i do pracy, a tam mundur, broń, odprawa i patrol...
Tych interwencji trochę było, ale nic wielkiego... Parę awantur i dwie kradzieże, które rozwiązaliśmy dosyć szybko, czyli jak zazwyczaj...

Około 15 wzięliśmy przerwę, którą postanowiliśmy spędzić na komendzie i zjeść..

KOMENDA
Po przyjeździe zahaczyliśmy o stołówkę i wzięliśmy sobie jedzenie na górę. Przez cały "czas wolny" rozmawialiśmy tak naprawdę o byle czym, jednocześnie zachowując profesjonalną postawę. Przecież nie chcieliśmy aby ktoś się dowiedział o naszym związku...
W pokoju pozwoliliśmy sobie na trochę więcej "luzu", ale i tak nie mówiliśmy do siebie per "Kochanie, Skarbie i etc"... Ryzyko "wykrycia" było zbyt duże...
Na spokojnie zjedliśmy, po czym zajęliśmy się uzupełnianiem papierów z rana... Trochę tego było, ale nie zajęło nam to zbyt dużo czasu... Akurat skończyliśmy ostatnie raporty, gdy do pokoju wpadł Kamyk.
-Dobrze że jesteś Natalia...- spojrzał na mnie.
-A o co chodzi?!- spytałam, ciekawa.
-U Zośki ktoś zostawił, twierdził że do ciebie od prokuratora Jagiełły...- wyjaśnił, przeszedł przez pokój i wręczył mi brązową kopertę.
-Dzięki. Czekałam na tą wiadomość...- przesłałam mu uśmiech, ale wewnątrz panikowałam jak małe dziecko.
-Tyle chciałem, na razie!- pożegnał się.
-Cześć!- odkrzyknęliśmy za nim i Kamyk się zmył. Spojrzałam przerażona na Miłosza. Bachleda widząc moje spojrzenie wstał.
-Chodź, znajdźmy ustronne miejsce...- powiedział stając przy drzwiach -Tu w każdej chwili może ktoś wejść...- dodał, przypominając oczywiste. Również wstałam zza biurka i wspólnie wyszliśmy z pokoju, biorąc jedno radio ze sobą, w razie gdyby Jacek coś chciał. Po dłuższej chwili "wędrowania" po komendzie, skończyliśmy na pustej kondygnacji schodów pożarowych. Tędy zazwyczaj nikt nie chodzi... Z westchnieniem oparłam się o ścianę, a Miłosz stanął przede mną.
-Otwieraj. Jestem tu, pamiętaj- spojrzał mi w oczy, kładąc rękę na moim ramieniu i lekko je ściskając.
-Dzięki- uśmiechnęłam się do niego i otworzyłam kopertę, po czym wyjęłam z niej zawartość. Z rosnącą paniką, ale i podnieceniem otworzyłam zgiętą na pół kartkę i się wczytałam w tekst napisany drobnym druczkiem maszynopisu, najprawdopodobniej komputera. Musiałam nieźle zblednąć, gdyż Miłosz się zmartwił:
-Natalka co jest?!- wiercił we mnie spojrzenie. Doczytałam do końca, po czym bez słowa rzuciłam mu się na szyję. Zdziwiony "atakiem" Bachleda objął mnie odruchowo w pasie i przytrzymał przy sobie, zataczając się niekontrolowanie do tyłu na dwa kroki.
-To za miesiąc!- pisnęłam radośnie.
-Ale co za miesiąc?!- spytał, odsuwając się odrobinę, ale mnie nie puszczając. Nie sczaił na początku, o czym mówię.
-No rozprawa! Ta która raz na zawsze uwolni mnie od Łukasza!- spojrzałam mu głęboko w oczy, z szerokim uśmiechem i iskierkami szczęścia tlącymi się w oczach.
-To wspaniale!- przytulił mnie ponownie i przechylił się tak że podniósł mnie z ziemi. Wypełniało mnie takie szczęście że... Że nie wiem jak je opisać! Czułam się jakbym mogła latać, czy przenosić góry! Po chwili Miłosz postawił mnie na ziemi na krótką chwilę, po czym z dziecinną łatwością posadził na parapecie okna obok nas i obejmując mnie w tali pocałował czule. Z uśmiechem oddałam ten pocałunek, obejmując go jedną ręką za szyję, a drugą jego policzek. Cieszyłam się niezmiernie że mam go obok i że ten koszmar z moim mężem niedługo się naprawdę i nieodwracalnie skończy...
-Tak się cieszę!- wysapałam, gdy wreszcie się od siebie odsunęliśmy.
-Wreszcie bydlak się od ciebie odczepi i już nigdy więcej nie położy na tobie łapy!- dodał bardzo zadowolony ze sprawy Miłek.
-Cieszę się że cię mam...- dodałam, przygryzając lekko dolną wargę.
-A ja się cieszę że mam ciebie!- odparł i ponownie mnie pocałował. Rozpierało nas takie szczęście że mogłabym zrobić wszystko!
-Już zawsze będziesz tylko moja! Wystarczy miesiąc!- wyszeptał po tym, jak mnie przytulił. Słysząc jego słowa zrobiło mi się ciepło na sercu. 'Jak ja go kocham!'- pomyślałam z radością.
-Tylko twoja- powtórzyłam, odsunęłam się odrobinę i pocałowałam go ponownie. Nikt dzisiaj nie mógł nam popsuć humoru...
Ten czuły moment przerwał nam nikt inny jak nasz niezastąpiony kumpel Jacek, odzywając się na radiu:
-Natalia, gdzie jesteście?!- słysząc go, przedłużyliśmy pocałunek przez moment, po czym się od siebie odsunęliśmy odrobinę. Patrząc Miłoszowi z iskierkami radości w oczach, nie zmieniając pozycji ani o milimetr, zabrałam mu z pasa radio i się odezwałam:
-Zaraz będziemy u ciebie, co dla nas masz?!- uśmiechaliśmy się do siebie szczerze.
-Macie wezwanie na .......- słysząc to spojrzeliśmy na siebie zawiedzeni. Znaczyło to nic innego jak koniec przerwy..
-Co tam się stało?!- spytałam dyżurnego.
-Awantura domowa...
-Ok. Daj nam się zebrać i już tam jedziemy...- powiedziałam ugodowo.
-Na łączach dziewiątka- odpowiedział i się wyłączył.
-Chodź, idziemy...- powiedział równie niezadowolony co ja Miłek i pocałował mnie w czoło.
-Chodźmy- zgodziłam się, zeskoczyłam z parapetu i poszliśmy do pokoju.

True love is based on trustWhere stories live. Discover now