11.

388 26 4
                                    

NASTĘPNEGO DNIA
NATALIA POW. Rano obudziłam się cała obolała, a wydarzenia wczorajszego wieczora wróciły do mnie jak boomerang, przez co w oczach stanęły mi łzy bezsilności.
Na moje szczęście Łukasz jeszcze śpi... Powstrzymując je siłą woli wstałam z kanapy i udałam się do sypialni. Jak najciszej mogłam wzięłam ciuchy z szafy i poszłam się uszykować do pracy. Wzięłam ciepły prysznic, aby zmyć z siebie wczoraj, a potem ubrałam bieliznę i stanęłam tylko w niej przed lustrem. Siniaki miałam na brzuchu, trochę klatce, śladowe resztki jego dłoni na szyi i dosyć duże na prawym ramieniu, oraz lekkie opuchnięcie na policzku. Zabrałam się do zakrywania tych widocznych spod munduru makijażem, po czym się umalowałam, rozczesałam włosy, ubrałam się. W kuchni wzięłam z apteczki leki na uspokojenie i przeciwbólowe i biorąc najpotrzebniejsze rzeczy, czym prędzej opuściłam dom. Na podjeździe wsiadłam w auto i pojechałam na komendę licząc że praca pozwoli mi chociaż na moment o tym wszystkim zapomnieć....

KWADRANS PÓŹNIEJ.
Na komendę przyjechałam szybciej niż myślałam. O dziwo nie było dzisiaj korków.... Bez problemu zaparkowałam, weszłam do budynku i przywitałam się z siedzącą na recepcji Emilką, a następnie zniknęłam na naszym piętrze. Dość szybko odebrałam broń, przebrałam się w mundur i poszłam do kuchni zjeść śniadanie i wziąć wszystkie leki. Ręce okropnie mi się trzęsły, ale dałam radę. Zrobiłam sobie kanapki, zjadłam je, nalałam wodę do szklanki, połknęłam leki i zrobiłam sobie kawy. W czasie gdy ekspres się grzał wpadłam na pomysł, aby zrobić kawę również Miłoszowi.
-Pewnie będzie mu miło...- mruknęłam z lekkim uśmiechem, myśląc o partnerze. Jakbym go przywołała myślami chwilkę później wszedł do kuchni!
-Hej Natalka!- powiedział uśmiechnięty.
-Cześć! Trzymaj kawę!- podałam mu napełnione naczynie.
-Dziękuję- podziękował z uśmiechem i wspólnie wróciliśmy do pokoju prewencyjnego. Czułam ogromną ochotę powiedzenia o wszystkim Miłoszowi, ale się powstrzymałam. 'Nie mogę tego zrobić...! Nie mogę ryzykować że Łukasz się dowie i będzie konfrontacja...'- powiedziałam sobie, siadając za biurkiem. 'Albo Miłosz coś mu zrobi...'- dodałam również w myślach- 'A nie chciałabym aby mój partner i przyjaciel miał przeze mnie problemy...'
-Natalia... Natalka?! Ej, Kicia!- dopiero na to ostatnie zareagowałam i spojrzałam na Bachledę z niedowierzaniem.
-Jak ty mnie Miłek nazwałeś?!- spytałam go, unosząc prawą brew.
-Aż dziw że dopiero na to zareagowałaś!- odparł jak gdyby nigdy nic i zapadła cisza, którą po paru sekundach przerwaliśmy wybuchając śmiechem. Śmiałam się naprawdę szczerze, a wszystkie smutki wczorajszego dnia i dzisiejszego poranka odeszły w zapomnienie.
-Wy się tak śmiejecie i śmiejecie, a ja dla was robotę mam!- chwilę później do pokoju wszedł Jacek.
-No co tam dla nas masz Jacku?!- spytałam kolegę przez śmiech. Miłosz podobnie jak ja nie mógł się opanować.
-Może najpierw się uspokójcie...?!- zauważył rozbawiony Nowak.
-Chyba nie damy rady!- wysapał nadal się śmiejąc Miłosz. Ja byłam w stanie tylko pokiwać przecząco głową.
-To lepiej się uspokójcie, bo macie wezwanie do bójki w parku południowym...- powiedział Nowak z szerokim uśmiechem.
-O nie...!- jęknęliśmy chórem, przez co znów zaczęliśmy się śmiać.
-Nieźle żeście się zgrali!- zaśmiał się Jacek.
-Tak wyszło!- znów powiedzieliśmy jednocześnie, co pogłębiło nasz atak śmiechu.
-Dobra! Chodź Góral, uspokoimy się po drodze!- wysapałam wstając, nie przestając się śmiać. Miłosz zrobił to samo, zabraliśmy co było potrzebne, wzięliśmy dokładniejsze informacje od Jacka i krótko później opuściliśmy mury komendy.

10 MINUT PÓŹNIEJ
PARK POŁUDNIOWY
Zaparkowaliśmy i po zostawieniu wozu poszliśmy wgłąb parku. Bardzo szybko znaleźliśmy zgłaszającą.
-Dobrze że już państwo są!- wykrzyknęła, jak sądzę nastolatka -Oni się zaraz pozabijają!
-Kto?!- spytaliśmy chórem.
-No ci panowie! Zaprowadzę was!- była skora do pomocy i bardzo przerażona.
-Poczekaj! Najpierw musimy spisać twoje dane, jako osoby zgłaszającej!- zatrzymał ją Miłosz.
-No dobrze- stanęła w miejscu i podała nam legitymację szkolną. Nazywała się Beata Sokół i chodziła do drugiej klasy liceum. Rocznikowo pełnoletnia. Szybko spisałam co miałam, po czym oddałam jej dokument.
-Proszę za mną! Oni się zaraz pozabijają!- wykrzyknęła i szybkim krokiem zaprowadziła nas na miejsce zdarzenia. Po chwili już słyszeliśmy krzyki i odgłosy bójki, a moment potem również ją widzieliśmy. Na całe szczęście nie było gapiów...
-Dziękujemy Beato! Tu masz moją wizytówkę jakbyśmy jeszcze coś od ciebie chcieli odnośnie sprawy...- puściłam nastolatkę. Podziękowała i ulotniła się, a nam pozostał "problem"... Patrząc na bijących się, westchnęliśmy. Teraz już nie było nam do śmiechu, tak jak te 10 minut temu...
-To co.. rozdzielamy?!- spytał Miłosz.
-Najpierw spróbujmy pokojowo- zaproponowałam i podeszliśmy bliżej.
-Panowie, dzień dobry!?- krzyknęłam. Brak reakcji.
-Już dosyć panowie!- tym razem spróbował Miłosz. Również bez rezultatu.
-Panowie, POLICJA!!- krzyknęliśmy chórem. Znów żaden z nich nie zareagował.
-Rozdzielamy!- przeszliśmy do planu B, i po chwili szarpaniny odseparowaliśmy od siebie bijących się i ich skuliśmy. Teraz dla odmiany darli się nie na siebie, tylko na nas, więc nawet nie mieliśmy możliwości wylegitymowania się. Dopiero gdy krzyknęłam że zaraz postawimy im mandaty, uspokoili się jako tako. Po dłuższej chwili rozmowy okazało się że jeden z nich, pan Mariusz Ławniczak, pożyczył drugiemu, Arkadiuszowi Zarębskiemu pewną sumę pieniędzy, dość dużą w zasadzie i ten drugi nie chciał jej oddać... Czyli jednym słowem potwierdził się stereotyp o tym że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi albo o pieniądze, albo o kobietę... Tym razem akurat chodziło o to pierwsze...
Po kolejnych minutach rozmowy żaden z panów nie wniósł oskarżenia i obiecali że już nie będą zakłócać porządku. W takiej sytuacji nie pozostawało nam nic innego jak spisać notatkę służbową z interwencji i puścić panów wolno, licząc że ta sprawa jednak rozejdzie się po kościach, bez interwencji policji... Poczekaliśmy dla pewności, aż rozejdą się w osobne strony, a potem wróciliśmy do radiowozu. Wtedy zdaliśmy relację z przebiegu zdarzenia Nowakowi i udaliśmy się na dalszy patrol. Było niewiele do roboty, więc dość szybko przyzwyczailiśmy się do tej "ciszy na radiu" i zajęliśmy się rozmową. Dalszy patrol, jak na razie mijał nam na rozmowach i staraniach, aby nie mieć kolejnej głupawki...

Jeździliśmy już jakiś czas, gdy radio odezwało się po raz kolejny:
-Dziewiątka, zgłoście się!?
-Tu 9, co mamy?!- odebrałam wezwanie.
-Niedaleko was, na Mari Konopnickiej ktoś zgłasza zakłócanie porządku publicznego...
-Awantura?!
-Najprawdopodobniej... Jedźcie to sprawdzić...
-Zrobi się, bez odbioru 00!- zakończyłam i udaliśmy się na miejsce wezwania.

5 MINUT PÓŹNIEJ
Bardzo szybko znaleźliśmy to "zakłócenie porządku publicznego"... Okazało się że to była dwójka awanturujących się facetów... Zaparkowaliśmy opodal, zostawiliśmy radiowóz i podeszliśmy do nich. Spróbowałam zacząć kulturalnie:
-Dzień dobry panowie!?- krzyknęłam, lecz bez rezultatu.
-Panowie!!- spróbował Miłosz, jednakże i jego nie posłuchali.
-POLICJA!!- krzyknęliśmy chórem, lecz znów bez odzewu. Wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. Wystarczył nam moment aby się za to zabrać i ich "spacyfikować" zwyczajnie kując ich w kajdanki.
-O co kurwa chodzi?! Przecież my nic nie zrobiliśmy!? Przynajmniej ja nie, nie wiem jak ten ćwok! / Sam jesteś ćwok!!- panowie się przekrzykiwali, a my chwilę odczekaliśmy.
-Aspiranci Mróz i Bachleda, KMP! Pojadą państwo teraz z nami na izbę wytrzeźwień!- krzyknęłam i właśnie tak zrobiliśmy. Oczywiście wcześniej wezwaliśmy drugi patrol dla pomocy... Jak nam szczęście dopisało, akurat w okolicy był znajomy nam patrol 7, czyli Asia i Szymon. Przyjechali po może 5 minutach od wezwania...
-Cześć, co mamy?!- spytali nas, podchodząc bliżej. Bez słowa wskazaliśmy na dwoje awanturników.
-Pijani?- spytała Aśka.
-Nic mi nie mów...- odparłam zmęczonym tonem. Wysłuchiwanie ich zażartej kłótni wręcz odbierało wszelkie chęci do życia...
-Weźcie jednego i pomóżcie nam ich przewieźć na izbę...- poprosił Miłosz.
-Jasna sprawa stary!- uspokoił nas Szymon.
-Ale najpierw należy im wypisać mandaty...- dodała Asia i wspólnie się do tego zabrałyśmy, a gdy skończyłyśmy, nasi partnerzy schowali je w portfelach awanturników.
-To teraz izba?!- bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
-Nie ma innego wyjścia!- przytaknęli mi i się podzieliliśmy. Oni wzięli jednego, my drugiego i wpakowaliśmy ich do radiowozów. Jazda na izbę wręcz pękała nam głowy, gdyż gość i tak się awanturował, mimo iż jego koleżki nie było w pobliżu... Nawet nie mogłam na spokojnie zdać raportu Jackowi z naszych działań!

W KOŃCU, po 15 minutach dojechaliśmy do celu i czym prędzej wyciągnęliśmy awanturnika z radiowozu. Zabraliśmy go do budynku, a tam przejął go personel z izby. Przeprowadzili pod naszym okiem wszystkie procedury, na końcu osadzając go w jednej z sal. My w tym czasie napisaliśmy wstępną notatkę z interwencji. Krótko po nas przyjechali Asia i Szymon z drugim z zatrzymanych. Oni też napisali notatkę, po czym pożegnaliśmy się z personelem i wyszliśmy z budynku.
-Niezła awanturka, co?!- zagadnął Szymon.
-Nic nie mów Zieliński, bo mi głowa już pęka!- odparłam i obiema rękami złapałam się za głowę.
-Dzień jak co dzień- skwitował to Miłosz, a potem pogadaliśmy jeszcze parę chwil z przyjaciółmi z siódemki, po czym się rozdzieliliśmy, wsiedliśmy do "swoich" radiowozów i pojechaliśmy na dalsze patrole...
CDN.

Dzisiaj dzień pełen roboty, ale się jeszcze nie skończył, także "nie chwal dnia przed zachodem słońca"!
Zobaczymy co dalej im się przytrafi!?
Macie jakieś pomysły co do tego?!
Dajcie znać w komentarzach!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

True love is based on trustWhere stories live. Discover now