dziewięć

64 8 2
                                    

     Tata czekał na mnie na parkingu przed lotniskiem. Nie wysiadł z samochodu, żeby się przywitać, po prostu czekał. Na zewnątrz było o wiele cieplej, niż się spodziewałem – zapomniałem już, że tutaj zima niczym nie przypominała tej w Nowym Jorku. Spakowałem walizkę do bagażnika i wsiadłem do środka. Tata spojrzał na mnie ciepło i uśmiechnął się. Nie znałem wcześniej tego uśmiechu. Było w nim coś, czego nie umiałem wyjaśnić; jakby ogromna ilość tęsknoty, radości i smutku przeplatały się ze sobą z każdym mrugnięciem jego oczu. Nie byłem pewien, co o tym myśleć.
     Nie rozmawialiśmy po drodze i choć trzy godziny w ciszy mogłyby wydawać się ukojeniem, ja nie wiedziałem, jak mam to rozumieć. Chciałem się odezwać, nie raz, ale czułem, że tata nie miał ochoty na rozmowę. Jakby był zbyt zmęczony by mówić. Spoglądał na mnie czasem, wpuszczając na twarz ten sam uśmiech, którym mnie przywitał. Działo się coś, co dawno nie miało miejsca. Tata był jakby dalej.
     W domu mama przywitała mnie z otwartymi ramionami, przytulając chyba za wszystkie lata, kiedy tego nie robiła. Dobrze było znów móc na nią spojrzeć. Zapomniałem, jak bardzo brakowało mi widoku jej twarzy. Tak po prostu.
     Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, wchodząc do domu był zapach. Mówi się, że każde miejsce ma swój zapach i zauważa się go dopiero po dłuższej nieobecności. Wcześniej nie skupiałem się na tym, pewnie dlatego, że „dłuższa nieobecność” nie dotyczyła mnie prawie nigdy. Dom pachniał jak lato. Nawet w środku zimy czułem tu słońce i, choć ciężko to wyjaśnić, tak właśnie było. Zupełnie jakby wycisnąć z bezchmurnego nieba wszystko, co najlepsze i ustawić na półce, niczym pamiątkę z wakacji. Czułem w powietrzu nuty gorących poranków, mokrej wieczornej trawy i świeżych nasion słonecznika. Czułem się, jakbym nigdy nie wyjechał; jakby czas już zawsze stał tu w miejscu, a tym miejscem był środek lipca.
     Wszedłem do swojego pokoju. Wyglądał zupełnie tak samo, jak go zostawiłem – pusty, bez życia, nieciekawy. Zastanowiło mnie, dlaczego wcześniej nie przeszkadzała mi jego bezwyrazowość. Może dlatego, że sam zwykłem taki być? Usiadłem na łóżku i wyjrzałem przez okno. Pożółkła trawa błyszczała od szronu w świetle ulicznej latarni. Było już ciemno, a ja czułem się wykończony jak nigdy. Przebierając się, zauważyłem, że w kącie pokoju brakuje fikusa. Pomyślałem, że mama znalazła mu lepsze miejsce. Z tą myślą zasnąłem.
     Rankiem obudził mnie dzwonek roweru. Zerknąłem przed dom i zobaczyłem ojca, który właśnie minął naszą bramę. Złapałem z walizki pierwszą lepszą koszulkę i zbiegłem na dół.
     - Dzień dobry – powiedziała mama, stawiając przede mną kubek kawy. – Jak się spało?
     - Gdzie pojechał tata? – powiedziałem, ignorując jej pytanie.
     - Może do sklepu. Albo do redakcji. Nie jestem do końca pewna…
     - Od kiedy jeździ na rowerze?
     - Od października.
     - Ale jest zima.
     - Owszem. Jest zima. Ojcu to nie przeszkadza. Wydaję mi się, że to go wycisza – powiedziała spokojnie.
     - Ta… chyba aż za bardzo – mruknąłem, pociągając łyk kawy.
     - Co masz na myśli? – zapytała mama, przystawiając krzesło obok mojego.
     - Wczoraj nie odzywał się do mnie przez całą drogę. Nie dzwoni do mnie tak często, jak obiecywał. Jest inny.
     Mama obrzuciła mnie zagadkowym spojrzeniem. W jej oczach mieszała się dziwna troska i zmartwienie. Znów coś, czego nie umiałem do końca rozgryźć, zupełnie jak uśmiech taty.
     - Twój ojciec jest ostatnio… trochę bardziej zestresowany niż kiedyś.
     - Jak to? – spytałem podenerwowany. – Co się dzieje?
     - Nic, czym powinieneś się martwić, kochanie. Naprawdę, gdyby działo się coś poważnego, powiedzielibyśmy ci, tak?
     - Nie wiem, mamo. Mam wrażenie, że wszystko się zmieniło. Ty, tata. Nawet w domu jest inaczej. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy wasze zmiany mi pasują. Coś się dzieje, a ja…
     - Zmiany są potrzebne, Jack – przerwała mi, mierzwiąc moje włosy. Wstała od stołu i wyszła, zostawiając mnie w kuchni samego. Poczułem się pominięty. Niezrozumiany. Zupełnie jakbym znów miał siedem lat.

z zamkniętymi oczamiΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα