czternaście

46 7 4
                                    

     Rankiem spakowałem się i schodząc na śniadanie zatrzymałem się przed drzwiami do pokoju June. Przez chwilę biłem się z myślami, czy zapukać i pożegnać się z nią ja należy, ale ostatecznie zrezygnowałem. Nie wiedziałbym nawet, co powiedzieć. Na dole ustawiłem walizkę w korytarzu przy schodach. Spojrzałem na zdjęcia wiszące na ścianie i uśmiechnąłem pod nosem. Na jednym z nich tata ubrany w gruby, ciemnozielony sweter siedział na podłodze namiotu, zbierając rozsypane wokół zapałki. Zdjęcie zrobiła mama podczas jednego z ich pierwszych wyjazdów wakacyjnych, jeszcze zanim urodziła się June. Lubiłem myśleć o nich jako młodych osobach, pełnych życia i szczęścia, którego mieli aż w nadmiarze. Gdzie to się podziało...?

     W kuchni mama nadal rozmyślała nas hasłami do krzyżówek. Na parapecie przy stole leżały jeszcze dwa dodatkowe egzemplarze. Jeden z nich z wetkniętym między stronami długopisem, podpisany był imieniem taty.

     - Macie swoje oddzielne krzyżówki? – spytałem, wskazując na parapet. Mama uśmiechnęła się i wstała, sięgając po naszykowany już wcześniej talerz ze śniadaniem dla mnie.

     - Ostatnio tak spędzamy wieczory. W zimie to chyba najlepsze zajęcie.

     - Nie nudzi się to wam? – Mama pokręciła przecząco głową, a kiedy powiedziałem: – To chyba znak, że się starzejecie - roześmiała się głośno. Jej głos wypełnił kuchnię i od razu zrobiło się w niej przytulniej. Chwilę później, jakby zwabiony śmiechem mamy, do kuchni wszedł tata. Miał na sobie piżamę, choć na pewno nie spał już od dłuższego czasu. Jego włosy były zmierzwione, zupełnie jak moje każdego ranka. Przyglądając się mu zauważyłem, że lewa nogawka jego spodni jest mokra.

     - Co się stało? – rzuciłem, skinieniem pokazując zamoczoną piżamę taty. Mama oderwała wzrok od krzyżówki i również przyglądała się pytająco.

     - Wyszedłem na rower – odpowiedział krótko. Uznałem, że nie będę ciągnąć tematu, skoro sam nie chciał go rozwinąć. Usiadł obok mamy składając na jej głowie krótki pocałunek i teraz patrzyłem na nich oboje. Ten obraz zawsze był dla mnie wyjątkowy.

     - O co chodzi z tą walizką na korytarzu? – zapytał tata sięgając po swój egzemplarz łamigłówek, który zaraz otworzył na zaznaczonej długopisem stronie. Miał dziś dobry humor.

     - Jak to? – spytałem wyraźnie zdziwiony. – Rozmawialiśmy wczoraj o tym. Mieliśmy wyjechać po śniadaniu, bo mam samolot na czwartą po południu.

     Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie i ten sam smutek, który widziałem już poprzedniego wieczoru. Zapomniał, że wyjeżdżałem? Może jego dziwne zachowanie wskazywało na to, że w ogóle wyparł moją obecność w tym domu, ale nie chciało mi się w to wierzyć.

     Zobaczyłem jak mama łapie go za dłoń i kciukiem rysuje małe koła na jej wierzchu, na co w odpowiedzi tata uśmiecha się smutno. Nigdy wcześniej nie widziałem, by robiła coś takiego. To zwykle on uspokajał innych w ten sposób. Patrzyłem na nich, siedzących tuż przede mną i przez głowę przeszła mi myśl, że chciałbym zatrzymać czas w momencie, który obserwowałem jeszcze chwilę temu. Czułem się wtedy szczęśliwy, tata też na takiego wyglądał. Ostatnie dni pokazywały mi jego twarz smutną lub zmartwioną, często zmieszaną i niepewną, a dziś przychodząc do kuchni i całując mamę, był moim tatą. Tym, który pocieszał mnie w trudnych chwilach, śmiał się z mojego poczucia humoru i przede wszystkim tym, który był dla mnie wsparciem. Miałem cichą nadzieję, że zatrzymany czas nigdy nie ruszy, ale przecież sam zdołałem już popsuć tę chwilę swoją wzmianką o wyjeździe. Może tata żartował, pytając o walizki... Powoli docierało do mnie, że Maisie miała rację mówiąc, bym wziął się w końcu w garść. Byłem chyba zbyt przewrażliwiony.

z zamkniętymi oczamiWhere stories live. Discover now