pięć

70 14 8
                                    

a.n. Chciałabym, żeby ten rozdział był znaczący, tak samo mocno dla was jak i dla Jacka, i mnie...
Ale! jesteśmy tu, w małej nowojorskie kawiarni, czekając na to, co się wydarzy. Czy Jack stanie się prawdziwy?
Mam nadzieję, że ten rozdział będzie wyjątkowy.

Miłego czytania!

/G.

*  *  *

  - Trochę się denerwuję – usłyszałem i przez chwilę zastanawiałem się, czy te słowa nie wypłynęły z moich ust. Nie wyglądała na zbyt zdenerwowaną, choć jej oczy patrzyły na mnie jakby zza szyby. Czułem ten dystans, który był między nami. Jakby ten niecały metr dzielący oba końce stolika, był odcinkiem na mapie, który w rzeczywistości odpowiadał tysiącom kilometrów.
   - Dlaczego? – spytałem krótko, ciągle próbując znaleźć w głowie odpowiednie słowa.
   - Dlaczego? – powtórzyła. – Jack, nie widziałam cię od siedmiu lat. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Żadne z nas nie jest już tą samą osobą, co kiedyś, prawda?
   - Tak… chyba. Chyba tak.
   Pomyślałem, że miała rację. Prawdą było, że się zmieniłem. Byłem zupełnie inny, niż sześć czy dziesięć lat temu. Chciałem wiedzieć, jak inna była ona. I czy inna ona była w stanie zaakceptować innego mnie. Naprawdę chciałem wiedzieć.
   - Ja też się denerwuję – wypaliłem, uznając, że to jakoś podniesie ją na duchu. Na jej ustach pojawił się uśmiech, który sprawił, że zrobiło mi się gorąco.
   - Naprawdę? Nie powiedziałabym – rzuciła sarkastycznie, śmiejąc się przy tym zupełnie tak samo, jak zapamiętałem. – Dlaczego ty się denerwujesz?
   - Nie wiem… to znaczy, wiem, ale… ech.
   - Spokojnie, Jack. Nie spiesz się. Wszystko jest w porządku. – Jej głos zmienił barwę na słodszą i bardziej głęboką, nieco cieplejszą i milszą. Podobało mi się, w jaki sposób dobierała słowa kierowane w moją stronę. Jakby nadal dobrze wiedziała, co na mnie działa.
   - Denerwuję się, bo tyle razy wyobrażałem sobie ten moment, że teraz nie chcę go zepsuć.
   - Zepsuć? Czemu miałbyś go zepsuć, Jack?
   - Nie wiem. To przecież ja. Zawsze w końcu coś psuję…
   - Och, proszę cię. Nie gadaj głupot.
   - Ale tak właśnie jest – szepnąłem, nie do końca chcąc, by mnie usłyszała. Onieśmielała mnie i choć bardzo chciałem zacząć rozmawiać z nią tak, jak sobie zaplanowałem, nie wiedziałem, jak to zrobić.
   - Chcesz mi opowiedzieć, co u ciebie? No wiesz, co działo się przez te lata… - spytała, starając się ciągnąć rozmowę.
   - Myślę, że chętniej usłyszałbym, jak tobie minął ten czas. Nie uważam, żebym miał o czym opowiadać… Naprawdę, raczej nic dobrego się nie działo.
   - W porządku, jeśli chcesz… – podniosła filiżankę z kawą do ust, zostawiając na niej odcisk burgundowej szminki. Kiedy zaczęła opowiadać, wyłączyłem się na chwilę i po prostu na nią patrzyłem. Nie zmieniła się diametralnie. Oczywiście, miała mocniejsze, bardziej kobiece rysy twarzy, trochę ciemniejsze włosy, które teraz nie aż tak rude, nadal odbijały światło miedzianymi refleksami. Były średniej długości, ich falowane kosmyki lekko opadały na ramiona. Na jej nosie nadal było dużo piegów, choć zdecydowana część z nich, przykryta została makijażem. Oczy były jedynym, co pozostało takie samo. Niebieskie, niczym chłodne chmury, przez które delikatnie przebijał się promień słońca; niczym najczystsza tafla jeziora; podobne do najpiękniejszych niezapominajek. Patrzyły na mnie tak, jakby ciągle pamiętały, kim byłem. Czy ona pamiętała?
   - W przedostatniej klasie mama wyjechała do Hiszpanii na staż i już nie wróciła – powiedziała, a jej słowa przywołały mnie myślami do kawiarni. Spojrzałem na nią zdziwiony, na co ona kontynuowała. – Po prostu, dostaliśmy od niej maila, że zostaje. Wiesz, coś w stylu „kocham was ale tu w końcu czuję, że żyję, bla, bla, bla”.
   - Przykro mi…
   - Wiesz, mi też było. Ale minęło już trochę czasu i chyba przywykłam do tego, że jej nie ma. Czasem się odzywa, ale z każdym kolejnym miesiącem mam wrażenie, że w końcu przestanie i o mnie zapomni… Przepraszam – powiedziała, a na jej twarzy zagościł grymas zmieszania. Oparła głowę na dłoni. - Chyba nie powinnam teraz tego wyciągać.
   - Nie, nie. W porządku, naprawdę. – Zdziwiło mnie, że tak łatwo przyszło jej otworzyć się przede mną. Naprawdę było mi przykro z powodu jej mamy i wydawało mi się, że moje słowa nie umiały oddać tego, co właśnie czułem. – A twój tata, jak on się trzyma?
   - Zaskakująco dobrze. Wydaję mi się, że już dawno chcieli się rozstać. Coś nie zaskoczyło, tak czasem bywa i rozumiem to. Może dobrze się stało.
   - Musiało być ci ciężko…
   - Było, ale miałam wsparcie przyja… - urwała, zdając sobie sprawę z tego, na jak delikatny grunt właśnie weszła. – No wiesz, jakoś sobie z tym poradziłam. A co u twoich rodziców, hm?
   - Też się trochę pozmieniało. Mama jest nieco inna, niż kiedyś. Po śmierci babci coś w niej pękło.
   - Och… Przykro mi, Jack. Kiedy to się stało?
   - Niecałe pięć lat temu, tak myślę. Od tamtej pory częściej pracuje, wycofała się. Jest po prostu zdystansowana. Dużo pracy zajęło nam wszystkim doprowadzenie relacji do takich, jakimi są teraz – mówiłem, a  w głowie zaczęło narastać mi pytanie, dlaczego i ja z taką łatwością mówię jej o czymś, o czym nikomu wcześniej nie powiedziałem. Może wcale nie zmieniłem się tak bardzo.
   - Ale teraz jest dobrze, tak? – zapytała, wyraźnie przejęta.
   - Myślę, że tak. Tata ciężko zniósł mój wyjazd…
   - A ty? Jak ty go zniosłeś, Jack? – wtrąciła mi.
   To pytanie zatrzymało mnie na dłuższą chwilę. Musiałem zastanowić się nad jego treścią. Jak zniosłem swój wyjazd? Prawdą było to, że chyba jeszcze go nie zniosłem. Chyba jeszcze długo miałem go znosić, przyzwyczajać się do zmian i zdawać sobie sprawę, że rzeczy nie są już takie, jakimi były przedtem. Nie chciałem jednak dłużej mówić o sobie, więc powiedziałem po prostu: - Lepiej, niż się spodziewałem. - Chyba mi uwierzyła.
   Siedzieliśmy przy pustych filiżankach, rozmawiając o życiu i przeszłości, zgrabnie omijając rok, w którym przestaliśmy być przyjaciółmi. Choć nie byłem pewien, czy przestaliśmy. Wiele razy mówiłem sobie, że to koniec. Wiele razy patrzyłem na siebie w lustrze i z wyrzutem mówiłem na głos, że to już zamknięty rozdział, że przeze mnie ta relacja nie ma przyszłości. Problem w tym, że im częściej to powtarzałem, tym bardziej zaczynałem w to wątpić, aż w końcu przyszedł moment, w którym żałowałem, że kiedyś w ogóle wypowiedziałem te słowa. To było trochę jak efekt placebo; wciskałem sobie kit, że lepiej zrezygnować, lepiej do tego nie wracać. Trułem się własnymi myślami i to nie było dla mnie dobre, ale na dłuższą metę zadziałało. W pewnym momencie miałem świadomość, że więcej się nie spotkamy. Moment, w którym przestała dzwonić, był tym, w którym zdałem sobie sprawę, że ona nie ma już siły więcej wyciągać do mnie ręki. Zależało jej tak długo, a ja ciągle ją odpychałem, aż w końcu dała za wygraną. Nie można przecież ciągle tkwić przy kimś, kto cię rani… A później dostałem ten telefon, ten jeden telefon, który przyniósł mi nadzieję, może złudną, może nie. Ale ona wyciągnęła do mnie rękę po raz kolejny. Czy byłem gotowy ją chwycić? Byłem pewien, że tak, choć w mojej głowie krzyczała jeszcze myśl sprzed lat, że nie powinienem tego rozgrzebywać. Ale skoro przez tyle lat ona ze mnie nie zrezygnowała, a ja tak naprawdę nigdy nie chciałem jej skreślać, może warto było to odbudować. Przynajmniej spróbować. Bardzo chciałem znów móc z nią rozmawiać i po prosu mieć ją obok.
   - Powiedz mi, Jack – zaczęła. – Jak to się stało, że jesteś tak inny, a jednocześnie taki sam?
   - Myślisz, że to wiem? – spytałem.
   - Ja wiem, że wiesz.
   - Skąd ten pomysł? – zaśmiałem się cicho. Powoli zaczynałem czuć się komfortowo w jej towarzystwie. Cały ten strach uchodził ze mnie z każdym kolejnym, wypowiedzianym w jej stronę słowem.
   - Mówią, że oczy to zwierciadło duszy. Twoje się nie zmieniły, ale cała reszta ciebie jest inna. Jak to się stało?
   - Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. Naprawdę nie miałem pojęcia. – Ale myślę, że trochę nie masz racji.
   - Nie mam?
   - Nie. Widzisz, wydaję mi się, że moje oczy są zupełnie inne niż kiedyś. Po prostu na ciebie patrzę, jakby nic się nie zmieniło. I ty robisz to samo – powiedziałem, czując mocne bicie swojego serca. Strach przed jej odpowiedzią zaczynał mnie przerastać, szczególnie, że milczała dłuższą chwilę. W końcu jednak uśmiechnęła się nostalgicznie i spojrzała na mnie zupełnie tak, jak wtedy, gdy mieliśmy po siedem lat.
   - Widzisz, Jack. Mówiłam, że wiesz.
   - A ty? Jaka jest twoja odpowiedź na to pytanie?
   - Cieszę się, że znów możemy na siebie patrzeć.
   - Ja też, Maisie. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

z zamkniętymi oczamiWhere stories live. Discover now