trzynaście

48 5 7
                                    

   Kolejne godziny dłużyły mi się w ten najgorszy sposób. Z jednej strony bardzo chciałem zostać, bo miałem nadzieję, że wszystko znowu będzie w porządku, ale z drugiej nie mogłem doczekać się wejścia na pokład samolotu i po prostu uciec z miejsca, które nijak nie przypominało tego, co zostawiłem zeszłego lata.

   Zastanawiałem się jak wielki sekret skrywał się za dziwnym zachowaniem rodziców i jak krzywdzący musiał być, skoro go przede mną ukrywali. Marzyłem, żeby ojciec zapukał do drzwi mojego pokoju i, tak jak ostatnim razem, usiadł obok i powiedział, co mu leży na sercu. A wiedziałem, że coś leżało na pewno. To wszystko stanowiło dla mnie przedziwną zagadkę, a nigdy nie byłem dobry w takie rzeczy. Domysły sprawiały, że plątały mi się myśli, przez co tworzyłem niepokojące wizje potencjalnych scenariuszy, a to z kolei wywoływało u mniej strach. Nienawidziłem się bać. Bałem się bać.

   Strach często gościł w moim życiu, chociaż mogłoby się wydawać, że nie miał ku temu powodów. Odkąd pamiętam posiadałem dziwną umiejętność naginania rzeczywistości. Potrafiłem źle odebrać spojrzenie różniące się od poprzednich, ton głosu zbaczający z typowego dla niego brzmienia. Nie raz zdarzyło mi się złapać biegnącą po mojej głowie przypadkową myśl i zmienić ją w coś, co nie dawało mi później spać. Jako dziecko bałem się wielu rzeczy, ale rzadko kiedy były to potwory pod łóżkiem. Mój strach zawsze krążył wokół rodziny. Mając kilka lat bałem się, że rodzice kochają mnie mniej niż June. Bałem się, że tata nie da sobie rady, a mama już nigdy nie będzie taka, jak kiedyś. Przerażało mnie, że nasza rodzina może się rozpaść. Później zacząłem bać się swoich uczuć, samotności po wyjeździe Maisie, śmierci i tego, że kiedyś zabierze ona moich rodziców. Teraz boję się o tatę, o relację z Maisie, która nadal wydaje mi się być krucha. Boję się, że w pewnym momencie moja dotychczas piękna bańka pryśnie, a ja zostanę z gorzkim smakiem w ustach i piekącymi oczami.

   Chciałem napisać do Maisie, ale to też bałem się zrobić. Nie do końca wiedziałem, dlaczego. Było w niej coś, czego nie znałem, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Wiadomo, że się zmieniła, wydoroślała i nabrała innego wyrazu ale była dla mnie teraz jeszcze bardziej nieosiągalna, niż kiedyś, a jej talent do onieśmielania mnie często sprawiał, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Mimo to nadal mnie do niej ciągnęło. Zacząłem myśleć o tym, że jesteśmy teraz innymi osobami, choć ona bardziej niż ja. Na naszym pierwszym spotkaniu powiedzieliśmy sobie, że patrzymy na siebie tak samo, ale z biegiem czasu zauważam, że patrzę na nią zupełnie inaczej. Z większym dystansem i zapasem obaw, jakby były mi one potrzebne do odkrycia jej zamiarów i intencji. Wierzyłem w każde jej słowo, każdy gest, uśmiech, błysk w oku i każde założone za ucho kasztanowe pasmo włosów, ale było w tym wszystkim coś, co kazało mi wątpić. Choć odrobinę. Nie byłbym sobą, gdybym uznał, że wszystko jest w porządku.

   Wyciągnąłem jednak telefon i wysłałem do Maisie wiadomość z zapytaniem, czy mógłbym zadzwonić. W odpowiedzi usłyszałem pulsujące wibracje rozbrzmiewające na przemian z piosenką Billy'ego Joela.

   - Dobry wieczór, Jack – powiedziała oficjalnie, kiedy podniosłem słuchawkę, ale czułem, że się uśmiecha. Zawsze to robiła.

   - Hej. – Zamilkłem na dłuższą chwilę, a ona chyba czekała, aż coś powiem, bo też się nie odzywała.

   - W czym rzecz? – spytała w końcu.

   - Boję się – odpowiedziałem krótko, decydując się na obnażenie swoich myśli. – Dzieje się coś, z czym nic nie mogę zrobić.

   - Co takiego? – W jej głosie wyczułem zmartwienie.

   - Nie mam pojęcia.

   - Jak to? Jack, co jest...

   - Tata jest inny. Mama jest inna. Nie mówią mi o czymś, a ja czuje się jak obcy we własnym domu. Nie mam pojęcia, co myśleć, ale aktualnie doszedłem do momentu, w którym nie mam nic dobrego w głowie. Dlatego dzwonię.

   - To ja dzwonię – powiedziała żartobliwie, pewnie mając nadzieję na rozładowanie mojego widocznego napięcia. – Jack, przede wszystkim weź parę głębokich oddechów. Nie, nie, to nie są głębokie odde... zrobimy to razem, dobrze? Wdech... i wydech. Nie słyszę jak oddychasz, Jack. No dalej, ostatni. Lepiej?

   - No nie wiem...

   - Ty i twoje pesymistyczne podejście do życia. – Niemal zobaczyłem, jak przewraca oczami. - Powiedz mi, na spokojnie, co masz na myśli mówiąc, że rodzice są inni? W jaki sposób?

   - Tata jest chłodny, wycofany. Milczy i nie chce rozmawiać. Mam wrażenie, że nie cieszy się z mojej obecności, albo nawet, że mu przeszkadzam...

   - Bzdura – wtrąciła Maisie.

   - ... a mama jest tajemnicza. Kiedy pytam, co się dzieje, odpowiada wymijająco, mówiąc, że to nie powinno mnie martwić. Jestem jej synem od prawie dwudziestu lat, czy ona nie wie, że takie słowa martwią mnie jeszcze bardziej?

   - Okej, Jack, znów się nakręcasz. Nie chcę być tą, która to powie... ale to powiem. Musisz trochę wyluzować. Wiem, że przyjechałeś do domu, żeby się wyciszyć, a teraz wszystko wygląda inaczej niż zakładałeś, ale postaraj się odrzucić te najciemniejsze scenariusze, jakie sobie napisałeś. Może to chwilowy kryzys małżeński, z którym nie wiedzą, jak sobie poradzić. Albo problemy z redakcją twojego taty.

   - Nawet jeśli jedna z tych opcji jest prawdziwa, to czemu mi nie mówią? Byłoby prościej, nie sądzisz?

   - Znają cię. To twoi rodzice. Wiedzą dobrze, że zrobisz dla nich co tylko się da, więc może, jeśli usłyszałbyś o ich problemach, rzuciłbyś wszystko i przyjechał na ratunek. A oni tego nie chcą.

   - Może tak. Ale jeśli...

   - Jack, do cholery, przestań to sobie robić – rzuciła z irytacją w głosie. – Są dla ciebie najważniejsi i rozumiem, że się o nich martwisz. Ale wszyscy jesteście dorosłymi ludźmi. Więc na litość boską weź się w garść i może spójrz na to z dystansem.

   Nie byłem pewien, jak czułem się z jej nastawieniem. Z jednej strony powinienem jej posłuchać, bo pewnie miała rację, ale z drugiej potrzebowałem od kogoś zapewnień, że moje obawy nie są nieuzasadnione. A ona była osobą, na którą liczyłem w tej kwestii najbardziej. Westchnąłem do słuchawki, utrzymując trwającą ciszę. Nie odzywaliśmy się przez parę powolnie upływających minut, po czym usłyszałem:

   - Pogadaj z nim jutro w drodze. W samochodzie od ciebie nie ucieknie. – Po tych słowach rzuciła jeszcze szybkie „dobranoc" i rozłączyła się.

   Dziwnie było mi zakończyć rozmowę z Maisie nie czując się przepełnionym radością, jak to zwykle bywało. W takich chwilach zauważałem te sześć lat rozłąki. Okres, kiedy jej nie znałem. Czy teraz mogłem powiedzieć, że ją znam? Przez większość czasu byłem wręcz pewien, że tak, ale w takich momentach nabierałem do niej dystansu. Chciałem oddać się tej relacji w pełni, ale mając nawet najmniejsze wątpliwości, nie mogłem tego zrobić. To także przynosiło mi niepokój.

   Przed zaśnięciem napisałem do Stelli z prośbą o odebranie mnie z lotniska. W odpowiedzi otrzymałem jedynie kropkę i jakiś dziwny znak, co uznałem za potwierdzenie. Uśmiechnąłem się, myśląc, że dobrze było mieć kogoś takiego, jak Stella. Pewnego, szczerego do bólu i prawdziwego. Wspomnienie jej nieco rozwiało to wszystko, co nade mną wisiało. 



z zamkniętymi oczamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz