cztery

67 12 20
                                    

a.n. Postanowiłam zrobić wam niespodziankę i dodać dodatkowy rozdział przed piątkiem bo jestem (bardzo) podekscytowana, jak zareagujecie, zarówno na ten, jak i następny. Po prostu nie mogę się doczekać hah
Mam nadzieję, że nie zawiode! Koniecznie mówcie, co myślicie.
/G.

*  *  *

   Raz, dwa, trzy… Raz, dwa, trzy…
   Liczyłem w głowie minuty, każde tyknięcie zegara, każdy ruch wskazówki. Ludzie przechodzili obok mnie, ale zdawałem się ich nie widzieć, jakby byli przezroczyści. Wokół było głośno, ale ja słyszałem tylko zegar i własne serce, które biło przeraźliwie głośno. Miałem wrażenie, że czas zabierał mi powietrze i z każdym kolejnym oddechem, i każdą kolejną minutą, coraz bardziej zapominałem, jak się oddycha.
   O czym myślałem? W mojej głowie było chyba zbyt wiele myśli, bym mógł zatrzymać się przy którejś choć na chwilę. Jak długo będę musiał czekać? Kiedy przyjdzie? Czy w ogóle przyjdzie? Czy zanim się pojawi nie stchórzę? Czy sobie poradzę? Czy zniosę jej wzrok? Czy w ogóle będę w stanie na nią spojrzeć? Czy moje serce znowu się złamie?
   Wszystko przeraźliwie się dłużyło. Siedziałem przy swoim stoliku może godzinę, sącząc zimną już herbatę, którą Stella postawiła przede mną, zaraz po moim przyjściu. Widziałem, że co chwilę zerkała na mnie zza lady; wydawała się przejęta moim zdenerwowaniem, choć nie wiem, czy wiedziała, jak bardzo przerażony byłem. Moja lewa noga powoli odmawiała mi posłuszeństwa i mimowolnie uderzała o podłogę, trzęsąc przy tym całym stolikiem. Co mnie zadziwiało to to, że nawet wyjazd z domu i samotność w nowym otoczeniu, nie wywołała we mnie tak silnego stresu jak to piątkowe popołudnie. Siedząc tam w rogu kawiarni, miałem wrażenie, jakby cała moja niepewność co do samego siebie i wszystkie wątpliwości ruszyły, niczym  maszyna losująca. Nigdy nie byłem fanem loterii. Nie miałem szczęścia do takich rzeczy.
   Dźwięk otwieranych drzwi w końcu wyrwał mnie z transu. Spojrzałem w stronę wejścia. Dziewczyna, która właśnie wieszała swój puchaty, ciemno miedziany płaszcz na wieszaku przy oknie, wydała mi się znajoma... I obca, w tym samym czasie. Stała, odwrócona do mnie plecami. Miała na sobie cienki golf w odcieniu ciepłego żółtego, który przywiódł mi na myśl letnie słoneczniki, które mama czasami wstawiała do wazonu w kuchni. Lato w naszym domu zawsze było pięknym okresem, który zupełnie różnił się od reszty miesięcy. Wszystko wtedy biło ciepłem, zarówno za oknem, jak i w domu. Rodzice zdawali się kochać mocniej. Ja sam czułem się trochę szczęśliwszy. Dobrze było złapać tę myśl wśród tego chaosu.
   Dziewczyna podeszła do lady, zamawiając coś u Stelli. Czułem na sobie wzrok znajomej, ale byłem skupiony na czymś zupełnie innym, przez co moje serce zabiło zdecydowanie zbyt szybko. A potem się zatrzymało. Na wieszaku obok płaszcza dziewczyny wisiał szalik. Szalik w kolorze przypominającym przekwitającą różę, przejrzałe na słońcu jabłko, szlachetny kamień. Powiedziałbym, że po prostu czerwony, ale ta czerwień kryła za sobą więcej, niż tylko barwę.
   Zobaczyłem, jak Stella pokazuje na mnie palcem. A później dziewczyna odwróciła się w moją stronę i przez chwilę patrzyliśmy na siebie, wstrzymując oddechy. Spojrzenie jej niebieskich oczu mnie oślepiło. Zauważyłem jednak, że filiżanka, którą trzymała w dłoni trzęsła się na spodku. Może nie powinno, ale trochę mnie to uspokoiło. Dziewczyna powoli stawiała kroki w moją stronę, jakby bojąc się podejść. Czułem, że im bliżej była, tym bardziej huczały mi w głowie kolejne pytania. Postawiła filiżankę z kawą na stoliku. Usiadła naprzeciwko mnie. Wzięła głęboki oddech i założyła kasztanowy lok za ucho.
   - Cześć, Jack – powiedziała cicho. Jej głos brzmiał inaczej niż przez telefon. Nie powinno mnie to dziwić. Przez chwilę zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć. Jakich słów użyć. Tak bardzo nie chciałem milczeć. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć to wszystko, o czym myślałem. Ale jak mogłem, skoro ta cisza trwała tak długo? – Jack? – powtórzyła nieco zaniepokojona. To był ten moment. Mój moment, by zacząć wszystko od nowa. Siedziała przede mną, a ja przed nią. Oboje byliśmy niczym dwie czyste kartki, które od dawna byłem gotowy zapisać, ale bałem się, że skreślając zdania wszystko zepsuję. Czym jednak jest rękopis bez błędów..? Nikt nie jest idealny. W szczególności ja. Chciałem w końcu dopuścić to do siebie. I wiedziałem, że ona może mi w tym pomóc. Wziąłem więc długopis do ręki i zapisałem pierwsze zdanie na swojej kartce.
   - Cześć, Maisie. Dobrze cię widzieć.


a.n.2. (aaa naprawdę nie mogę się doczekać, co powiecie)

z zamkniętymi oczamiWhere stories live. Discover now