XXVII.Już Czas

1K 96 5
                                    

Pov. Dipper
Moją rozmowę z Billem przerwała Wendy.
- O ja cię ale było strasznie, Adelajda twoi rodzice zrobili dobrą robotę - wskazała na dziewczynę z wyrazem pełnym uznania.
- Hehe no wiem wykorzystali do tego dziwność Wodogrzmotów - kiedy to powiedziała bardzo się zdziwiłem.

- Wiesz o tym że to miasto nie jest zwyczajne? - zapytałem na co ona pokiwała głową.
- No oczywiście, musiałabym być ślepa by nie zauważyć latającej gałki ocznej z skrzydłami nietoperza, która zamieniła w kamień mojego psa - przewróciła oczami, a ja spojrzałem gniewnie na Billa, za co przełknął głośno ślinę.
- No ale Bill, Dipper, Mabel teraz wasza kolej - już mieliśmy wchodzić.

Gdy siostra zobaczyła jej ulubioną książkę w rękach Adelajdy. Natychmiast do niej podbiegła i oświadczyła że nie będzie z nami nam się pchać i zostanie tu omówić z Adelajdą jej ulubione książki. Także ja sam z Billem wszedłem do domu strachów. Świetnie...

- Cykasz się? - rzucił Bill z cwaniackim uśmieszkiem. A ja się wzdrygnąłem bo jakaś głupią demoniczna łapa mnie za nogę złapała.
- N..Nie - zająknąłem się trochę gdy zobaczyłem portret rodziny z powykręcanymi głowami.

- Hihihi - usłyszałem przez co nie znacznie przybliżyłem się do Billa. Na co ten się zaśmiał.
- Daj spokój dzyndzlu, to wszystko jest udawane - Bill spojrzałem z politowaniem. Nagle coś przeleciało nad nami i wylądowało nad naszymi głowami.
- M-HOOO - Usłyszeliśmy nad swoimi głowami. Wystraszyłam się lecz wiedziałem co to jest, to była krowosowa. ( po angielsku. Cowl )
- AAAAaaa!!!! - usłyszałyśmy przerażający krzyk to była dynia z twarzą, która stała u naszych stóp i krzyczała na nas. Potem z cienia wyłoniły się dwie ręce, ja razem z Billem wzięliśmy nogi za pas i ruszyliśmy biegiem do wyjścia.

Obaj zdyszani wylądowaliśmy przed drzwiami które same się zamknęły. Wszyscy czekali tam na nas kiedy zauważyli w jakim jesteśmy stanie zaczęli się lekko chichotać pod nosami.
Jako pierwszy z ziemi do siadu podniósł się Bill.

- Dziewczyno... JAK twoi rodzice to zrobili?!??! - popatrzył na Adelajde.
- Wiesz Bill a myślałam że takiego wielkiego demona nic nie wystraszy? - Odezwała się Wendy z głupawym uśmieszkiem.
- Nie prowokuj mnie Corduroy!!! Te łapy co tam były nie mają NIC wspólnego z tym miasteczkiem... Czułem jakby należały do wrogo nastawionego demona. - Bill mówił poważnie oraz z sensem mimo że szok go jeszcze trzymał, może i bałem się wszystkiego ale te łapy wydały się czymś innym bo resztę jako tako rozpoznawałem jako tajemnice miasta wodogrzmoty małe. Bill nie bał  się do momentu póki one się nie pojawiły.

Kiedy wraz z Billem zebraliśmy się do kupy postanowiliśmy z resztą ekipy już wrócić bądź co bądź było już późno, pożegnaliśmy się z Adelajdą i udaliśmy się do auta. Ale pod moimi nogami znalazłem interesujący skrawek papieru który był był we krwi. Było na nim zdanie które mnie przerazliło.

GDZIEKOLWIEK BĘDZIESZ JA ZNAJDĘ CIĘ.

Od razu przed oczami staną mi wiersz który dał mi Ford. Może czas o tym powiedzieć Billowi?

467 słów

Sorki za przerwę ;(

Ale naprawdę nie wiedziałam jak się za to wziąć. Mam nadzieję że wam się podoba?

Dlaczego?! Where stories live. Discover now