Kiedy jeszcze byłam kadetką...

1.6K 80 23
                                    

Zbierając się w sobie, powoli kroczyłam w stronę gabinetu kaprala. Nie czekało mnie łatwe zadanie, przez co zestresowana byłam chyba jeszcze bardziej, niż przy pojedynku z generałem. Ten dziennik, w którego posiadaniu znajdował się obecnie Levi, założyłam po wstąpieniu do wojska i przestałam w nim cokolwiek pisać mniej więcej w połowie mojego szkolenia, kiedy to byłam już zbyt zajęta uzupełnianiem moich braków w koordynacji ruchowej oraz sile. Z racji mojej aspołeczności w stosunku do ludzi w korpusie treningowym, ten kajet był jedynym powiernikiem wszystkich moich myśli oraz przeżyć z tamtego okresu. Chociaż zapukałam już do drzwi biura, w dalszym ciągu nie byłam sobie w stanie wyobrazić tego, co będę mu musiała za chwilę przeczytać. Po wszystkim chyba wyskoczę przez okno ze wstydu.

- Spóźniłaś się. Umieram tu z ciekawości. - wyszydził Levi, odsuwając się razem z fotelem trochę dalej od biurka. Nie spodobał mi się ten gest, bo już wiedziałam, co dokładnie kombinuje. Znacząco klepnął dłonią kolano, wskazując, że mam na nim zasiąść. Cała czerwona na mordzie, posłusznie wykonałam jego polecenie, niechętnie biorąc do ręki wciskany mi przez niego pamiętnik.

- Twoje kary są coraz bardziej sadystyczne. - zaczęłam marudzić, drżącymi rękoma otwierając zeszyt. Brunet tylko złożył na linii mojej żuchwy krótki pocałunek, mamrocząc pod nosem:

- Nie próbuj mnie oszukać, Korinnuś. Wiem, że właśnie to kochasz we mnie najbardziej.

I najgorsze w całej tej sytuacji było to, że miał cholerną rację. Cała zaczynałam płonąć, kiedy zachowywał się w ten sposób... I jestem prawie pewna, iż to także mogłam uwzględnić gdzieś w dzienniku. Z wahaniem zaczęłam czytać skrupulatnie prowadzone przez moją młodszą wersję zapiski, czując jak mój głos załamuje się nieznacznie z zażenowania:

Drogi dzienniku

Zakładam Cię (jak to w ogóle brzmi dziwacznie w drugiej osobie) w dniu, kiedy wstąpiłam do wojska, gdyż jest to wydarzenie dla mnie tak abstrakcyjne, że jak go nie udokumentuję, to w życiu nie uwierzę, iż faktycznie miało ono miejsce. Zaledwie tydzień temu byłam jeszcze barmanką zarabiającą grosze, bez większych ambicji. Może jednak ten okrutny świat ma dla mnie jakiś inny plan?

Tę drogę otworzył mi kapral Levi Ackerman.

Na dźwięk jego imienia brunet wytężył już i tak skupiony na mnie wzrok. Zatrzęsłam się, starając się jak najmniej rumienić na twarzy, co było marzeniem ściętej głowy.

Pomógł mi ogromnie, kiedy ta świnia znowu dręczyła mnie w pracy. Tak w zasadzie dopiero wczoraj wyszłam ze szpitala po tym, jak rzucił we mnie kuflem! Oby zgnił gdzieś w rynsztoku na dżumę. Ale nie chcę teraz tego roztrząsać, bo przekleństwom nie byłoby końca. Jestem natomiast bardzo wdzięczna panu kapralowi za ratunek i zajęcie się mną. Wiele razy słyszałam o nim na mieście i sama byłam pod wrażeniem niektórych plotek o jego sile, ale na żywo budzi jeszcze większy szacunek. I jeśli mam być szczera, to jest do tego niesamowicie przystojny.

Odetchnęłam głęboko, czując jak moja twarz pali mnie niemiłosiernie od środka. Levi przyglądał się każdej z moich reakcji i uśmiechał się szelmowsko, czerpiąc dziką przyjemność ze stanu, w jakim się aktualnie znajdowałam.

- No co jest Arquette? Czytaj dalej. - poganiał mnie, bawiąc się w dłoni kosmykiem moich włosów tuż koło mojego ucha, by jeszcze bardziej się ze mną droczyć. Odchrząknęłam i kontynuowałam lekturę:

Wracając, dzięki niemu wstąpiłam do wojska i zamierzam dać z siebie wszystko. Chcę to zrobić przede wszystkim dla mamy, żeby jakoś ją wspomóc finansowo, ale pamiętam, o co naprawdę powinnam walczyć. O wolność. To brzmi tak poetycko, a jest w tym stwierdzeniu coś, co przyspiesza bicie mojego serca. Nie ukrywam, że zawsze byłam idealistką, więc być może tutaj w końcu się odnajdę.

Przewróciłam kartkę, idąc do zapisków z następnego dnia:

Drogi dzienniku.

Jestem już po pierwszych ćwiczeniach. Zawsze wiedziałam, że jestem łamagą, ale nie, że aż taką. Kilkukrotnie wywaliłam się na głowę, starając się utrzymać równowagę w uprzęży, przez co mam teraz pokaźną ranę na jej czubku. Z pomocą przyszedł mi po raz kolejny pan Ackerman, ucząc mnie cierpliwie, jak to zrobić. Jestem mu bardzo wdzięczna, mimo, że trochę przy tym na mnie krzyczał. Chyba po prostu ma taki trudny charakter. Zauważyłam, że bardzo wiele osób tutaj wręcz drży ze strachu przed nim, ale nie do końca ich rozumiem. Jest trochę przerażający z zewnątrz, to fakt, ale myślę, że w gruncie rzeczy bardzo dobry z niego człowiek. Mogę za to ręczyć głową, jeśli byłoby trzeba. Ktoś, kto wyrwał taką ciamajdę jak ja z tego syfu, musi mieć naprawdę złote serce. Chciałabym mu kiedyś za to serdecznie podziękować. 

Nim zdążyłam po raz kolejny przejść do zapisków z następnego dnia, brunet ostrożnie zabrał moją rękę z kartki i przyłożył kłykcie moich palców do swoich warg. Zastygłam na moment, starając się odgadnąć, o czym w tej chwili myślał. Jego oczy były lekko szkliste i odbijały promienie słońca, które wpadały przez okno. Wkrótce skrył facjatę w rękawie mojego swetra, tak, że nie mogłam dostrzec jego wyrazu twarzy. Przez dłuższy moment siedzieliśmy w absolutnej ciszy, słysząc tylko nasze własne oddechy. Postanowiłam ją w końcu przerwać, szepcząc do niego cicho:

- Levi... Dalej tak uważam. - odparłam szczerze, opierając policzek na czubku jego głowy, którą wtulił w moje ramię - Nawet, kiedy męczysz mnie na treningach lub tak, jak teraz... Naprawdę bardzo Cię kocham. 

To wyznanie spowodowało, że na policzkach bruneta mogłam dostrzec dyskretny, jasnoróżowy odcień. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując, jak mój oddech odbija się od jego włosów i sprawia, że kosmyki nieznacznie podskakują.

- Czytaj dalej, Koriś. - odezwał się w końcu kapral, przyciskając mnie mocniej do siebie. Otworzyłam dziennik, tym razem z pewną ukrytą radością opowiadając mu wszystkie moje dawne przemyślenia.

A radość ta brała się z tego, że sprawiałam ją też jemu. 


Siedzieliśmy tak do białego rana, kontynuując lekturę dawno zapomnianego przeze mnie dziennika. Miło było sobie odświeżyć kilka starych wspomnień, jak kiedy przy zmywaniu naczyń potłukłam wszystkie talerze i przez miesiąc musiałam co wieczór biegać dookoła placu, albo jak Levi naraził się Erwinowi i wmanipulował mnie w zemstę na nim... Niektóre z nich nas rozbawiły, niektóre wywołały łzy, a o innych przeprowadziliśmy długie dyskusje i debaty. Zasnęliśmy dopiero nad ranem, zupełnie zapomniawszy o jakichkolwiek obowiązkach następnego dnia.

Na dodatek, podczas, gdy drzemaliśmy w najlepsze, do kwatery dostarczono pewien bardzo ważny list...

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz