Wpadanie w kłopoty to specjalność naszego zakładu

2.2K 124 55
                                    

No to się wrobiłam. W zasadzie nawet nie ja, tym razem była to głównie wina Leviego. Pech chciał, że nie było go teraz pod ręką, więc i tak z problemem musiałam stawić czoła sama. Wyjaśnianie wszystkiego pani pułkownik, jednocześnie dbając, by nie wrzeszczała jak podekscytowana wariatka na cały budynek, było najbardziej niezręczną rzeczą, jaką w życiu przeszłam. A jeszcze cięższe było tłumaczenie jej, że nie może o tym absolutnie nikomu powiedzieć. Ostatecznie wymusiłam na niej milczenie, grożąc jej niepohamowanym gniewem kaprala Ackermana, który zdawał się być jedyną rzeczą, jakiej się bała. Wszyscy się go baliśmy, ale tylko ja w tym wszystkim byłam na tyle niepoczytalna, by dobrowolnie się na niego narażać. Aż zaczęłam się zastanawiać, kto tu jest bardziej powalony - Zoë, czy ja. To akurat niezwykle trudna do rozstrzygnięcia zagwozdka.

- Wiesz co?.. Myślę, że tę paczkę powinnaś przekazać mu osobiście. - zaśmiała się Hanji, dając mu kuksańca łokciem i poruszając porozumiewawczo brwiami. Zaczerwieniłam się wściekle, uśmiechając się pod nosem.

- Może... - odparłam nieśmiało, spuszczając wzrok na trzymaną w dłoniach paczkę. Lepiej ja, niż ktoś inny. W dodatku przydałyby mi się jakieś wyjaśnienia.

- Nie 'może', tylko 'na pewno'! - krzyknęła radośnie, na co ja po raz kolejny ją uciszyłam. Nie bałam się o to, że powie o mnie i kapralu komuś celowo, lecz tego, że przez przypadek coś wypapla, lub właśnie wykrzyczy. Chyba nie będę już mogła spać spokojnie, wiedząc, że taka sytuacja może mieć miejsce. Wiedziałam, że muszę teraz powiedzieć o tym Leviemu, ale... Boję się jego reakcji. Tak jak jeszcze chyba nigdy się go nie bałam.


Ackerman wrócił wieczorem. Wiedziałam o tym, ponieważ w drodze powrotnej rzucił kamykiem w moje okno i kazał mi przyjść do niego za pół godziny. Moje serce biło tak szybko ze zdenerwowania, że chyba do końca życia nie będę się musiała martwić o niskie ciśnienie. Zawał już prędzej. Nabrałam powietrza i zaczęłam iść w stronę jego gabinetu, chowając trzymaną pod pachą paczkę pod materiałem kurtki. Modliłam się, aby nikt mnie nie spostrzegł. Jak zwykle jednak, gdy tylko ja się o coś modlę, niebiosa bawią się w żartownisia i robią mi jeszcze bardziej pod górkę. Nie polecam bycia ulubioną zabaweczką sił wyższych. Zwłaszcza, gdy jesteś przy okazji zabaweczką najsilniejszego człowieka na świecie.

- Dokąd to o tej porze, Arquette? - zza rogu nagle wychynęła postać generała Smitha, świdrując mnie swoim poważnym wzrokiem. Przestraszyłam się go nie na żarty, mając w pamięci jak to ostatnio o niemal złapał nas na gorącym uczynku. Przełknęłam ślinę, z trudem opanowując wszelkie oznaki mojego zdenerwowania. Nigdy nie zrobię kariery aktorskiej, oj nie.

- Ja... Idę po rozkazy do kaprala i przy okazji przekazać mu zamówioną paczkę. - odparłam zgodnie z prawdą. Łał, to coś nowego, gdy nawet nie trzeba kłamać, aby się jakoś wykręcić.

- Ach tak... Dosyć często chodzisz do kaprala. Niby sam zezwoliłem na to, aby tylko on sprawował nad tobą opiekę, ale już kilka osób przyszło do mnie zaniepokojonych ilością czasu, jaki razem spędzacie. - odparł, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. Również nie mogłam tego zrobić, bo od razu wiedziałby, że kłamię. Dawaj, Korinna, postaraj się brzmieć wiarygodnie. Twoje życie od tego zależy. Na szczęście, domyśliłam się, że blefuje z tymi doniesieniami. Sposób, w jaki to wypowiadał był oczywistym kłamstwem, co trochę mnie rozluźniło. Skoro musiał udawać, że ma mnie w szachu, to tak naprawdę nic na mnie nie ma.

- Nie poradzę nic na to, że ludzie mają bogatą wyobraźnię, sir. - odpowiedziałam nieco bezczelnym tonem, zadzierając nos z wyższością - Ja tylko wypełniam rozkazy najlepiej, jak potrafię. Z kolei kapral Levi stara się mnie cały czas ćwiczyć, co zajmuje bardzo dużo czasu. No i poza tym, to w końcu kapral Levi.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz