Nadszedł Dzień Próby cz.2

1.6K 86 60
                                    

Plac treningowy. Dookoła mnóstwo krzątających się członków oddziału, każdy ukradkiem spoglądający na mnie i na trzech dowódców. Lekki deszczyk mżył z nieba, a kilka kropel spadło wprost na mój nos. Mężczyźni rozprawiali o czymś między sobą, zostawiając mnie zakłopotaną, stojącą jak idiotka na samym środku, trzęsącą się z zimna oraz niepokoju. Rozum podpowiadał mi, aby podsłuchać, o czym mówią, ale mój mózg zbyt się zawiesił, by skupić się na czymkolwiek. Wszystko w zasięgu mojego wzroku rozmazywało się jak w tafli wody, a w uszach słyszałam tylko uporczywe dzwonienie. Nie myślałam o niczym, nie czułam niczego poza przeszywającym zimnem.

- Korinna, słuchaj mnie uważnie. - twarz Leviego nagle pojawiła się tuż przed moją, a jego oczy patrzyły wprost w moje, aby upewnić się, że rozumiem, co do mnie mówi. Jego smukłe dłonie mocno trzymały moje ramiona, pocierając je czule, pomagając mi się rozluźnić - Najpierw zmierzysz się w walce wręcz z Erwinem. Nie musisz wygrać, to by było zbyt wymagające, chodzi tylko o to, żeby sprawdzić twoje umiejętności. Potem pójdziemy do lasu i będziesz musiała wykazać się z zabijaniem kukieł. Do tego weźmiemy Erena jako twojego przeciwnika. Skoncentruj się i rób dokładnie tak, jak na naszych treningach. Dasz radę, smarkulo?

Wzięłam głęboki oddech i nie odpowiedziawszy nic, przytuliłam go mocno, chowając twarz w jego ramię. Brunet przez moment stał zupełnie zaskoczony, ale po chwili przycisnął mnie lekko w swoją stronę, drugą ręką gładząc wierzch mojej głowy. Wsunęłam palce między fałdy luźnego materiału jego koszuli, nie chcąc się odrywać od niego, choć widmo mojego testu sprawdzającego wisiało nad nami nieubłaganie. A może raczej stało dwa metry obok i chrząkało wymownie, co zmusiło nas do powrotu do okropnej rzeczywistości.

- Jeśli już skończyliście, to może zaczniemy? - zapytał z tłumionym rozbawieniem Pixis. Zacisnęłam zęby i z odnowionymi siłami stanęłam naprzeciwko generała. Nigdy przedtem nie miałam okazji z nim walczyć, nie wiedziałam więc, czego powinnam się spodziewać. Właśnie o to chodziło. Znając styl walki Ackermana, wiedziałabym, gdzie uderzać.  W dodatku, gdybym miała walczyć z brunetem, mogliby go oskarżyć o oszukiwanie na moją korzyść.

Wysunęłam prawą nogę do przodu i uniosłam pięści, przygotowując się do walki. Smith uczynił to samo. Choć moja głowa pulsowała, błagając mnie o odpoczynek, to musiałam ze wszystkich sił zmuszać się do zachowania maksymalnie skupionej uwagi. Prawdziwą walką wcale nie była ta z blondynem, ale ta z moim nieposłusznym ciałem,  które domagało się przerwy od tego permanentnego wycieńczenia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Miałam niestety dla niego złe wieści, bo najpewniej już do końca życia będę zmuszona do nieustannego wysiłku.

Pierwszy cios zadałam ja, o dziwo nawet trafiony. Udało mi się jednak tylko kawałek przepchnąć mężczyznę do tyłu, ale to wystarczyło, by przeszła przeze mnie iskra motywacji. Mogę to zrobić. Muszę to zrobić. Levi mówił, że nie muszę go wcale pokonać, ale przecież nie na tym polega walka. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby wygrać. Spojrzałam przez moment w stronę bruneta, który stał z założonymi rękoma, przyglądając się uważnie. Przez moment jego kąciki ust uniosły się lekko w górę, a głowa dygnęła lekko, dając mi do zrozumienia, że dobrze mi idzie. Wzdrygnęłam się cała, a serce zabiło mi szybciej. Pamiętaj, dla kogo to robisz, Korinna. Najprędzej, jak tylko mogłam, popędziłam zadać drugi cios, celując w klatkę piersiową. Choć poruszałam się szybko i zwinnie, Smith zdążył go uniknąć i starał się powalić mnie na ziemię za nogę, lecz w ostatniej chwili udało mi się go odkopnąć. Wylądowałam nieco chwiejnie, ale szybko przybrałam z powrotem stabilną pozycję. Tym razem to generał zaatakował. Jego pięść prawie trafiłaby w moją głowę, ale schyliłam się i kopniakiem podcięłam mu nogi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy wylądował plecami na ziemi. Co prawda podniósł się, przekoziołkowując do tyłu, ale upadł! Uśmiechnęłam się pod nosem, z każdą sekundą nabierając pewności siebie. Walka trwała długo i przyciągnęła do siebie praktycznie cały oddział, który wlepiał we mnie wzrok w osłupieniu. Ludzie przepychali się jeden przez drugiego, by móc stanąć bliżej i zobaczyć to dziwne zjawisko. Nie dziwię im się, pamiętając, jaką fajtłapą byłam w obozie szkoleniowym. Ale jej już nie ma. Jest Korinna Arquette, którą z tego całego tłumu gapiów interesowała tylko jedna osoba, której stalowe tęczówki przesłaniały rozszerzone ze zdumienia, czarne źrenice. I dla tej osoby była w stanie zrobić wszystko. Przez naprawdę długi okres czasu walczyliśmy jak równy z równym, co mi się absolutnie w najlepszych snach nie śmiało śnić. Jednak potyczka wkrótce miała dobiec końca, a nikt nie wysuwał się na przód. Musiałam coś wymyślić i to szybko. Żadne siłowe sztuczki tu się nie sprawdzą, bo generał pod tym względem górował nade mną co najmniej trzykrotnie. Trzeba było być ostrożnym, nie dać zuchwalstwu przejąć nade mną kontroli. Myśl chłodno, Korinna. Twoja jedyna opcja, to przechytrzyć go sprytem.

- Minuta! - krzyknął Pixis, a ja spięłam się cała, wiedząc, że to moja ostatnia szansa, aby się wykazać. Serce biło mi jak oszalałe, ale ciało nie odczuwało więcej zmęczenia. Byłam zbyt zdeterminowana, aby cokolwiek mogło mnie teraz powstrzymać.

Po ostatnim ciosie odskoczyłam do tyłu i spojrzałam na sylwetkę Erwina. Był silny i barczysty, ale miałam nad nim przewagę pod względem zwinności oraz szybkości ruchów. Do tego on zaczął już z lekka dyszeć, co wskazywało na jego zmęczenie. Dziwny impuls do działania przeszedł przez moje ciało, gdy spojrzałam ukradkiem w stronę Leviego. Choć jego twarz wyrażała to, co i zwykle, to jego usta poruszyły się nieznacznie. Nie było szansy, abym mogła usłyszeć, co powiedział, ale umiałam wyczytać to z ruchu jego warg. Z głośnym okrzykiem rzuciłam się na generała i tym razem walnęłam go w brzuch, nim zdążył się zorientować. Tłum nagle ucichł, w jednej chwili wszystkie krzyki ustały, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był mój zdeterminowany wrzask. W mgnieniu oka złapałam mężczyznę za ramię i powaliłam na ziemię, dobijając ciosem w plecy, który zadałam lewą nogą.

.

.

.

Wygrałam. Ja wygrałam.

Nie wiem dokładnie, jak długo wszyscy stali jak słupy soli, z gębami rozwartymi jak wejście do jaskini, ale z dwie minuty na pewno. Zapadła głucha cisza jak makiem zasiał. Doskonale słyszałam brzęczenie muchy oraz najmniejsze podmuchy wiatru. Przynajmniej miałam potwierdzenie, że nie tylko ja byłam do żywego zszokowana tym, co przed chwilą zaszło. Wstałam od leżącego na ziemi Smitha i stanęłam na środku placu, rozglądając się po minach zgromadzonych żołnierzy. Niektórzy przecierali oczy, niektórzy tylko mrugali z niedowierzaniem. Lecz w całym tłumie była tylko jedna, jedyna twarz, która choć nigdy się nie uśmiecha, teraz niemal płakała ze szczęścia. Spojrzałam na szare niebo. O siło wyższa, która być może gdzieś tam jesteś... Dziękuję.

Moje ciało wyczerpało się w jednej chwili i padłam bez czucia na ziemię, zemdlawszy, nim zdążyłam nawet dotknąć podłoża.

Witajcie robaczki!

Myślałam, że długo mi to zajmie, a tu proszę - rozdzialik już na następny dzień. Dzięki wam mam dobrą motywację ;*

Jednak podzielę tę historię na trzy części, ponieważ mam nawyk rozpisywania się i tak jakoś wtedy długo wychodzi, a jeszcze długa droga przed nami. Mam nadzieję, że się podobało i widzimy się w kolejnym!


Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz