KISS KISS FALL IN LOVE

2.7K 147 128
                                    

Wytrzeszczyłam oczy, trzymając ręce w powietrzu, kompletnie nie wiedząc, co powinnam z nimi zrobić. Wargi Ackermana nachalnie całowały moje, co jakiś czas je oblizując. Jego dłoń z mojego policzka zsunęła się na mój kark, przyciągając mnie bliżej. Próbowałam coś powiedzieć, zaprotestować, zatrzymać tę sytuację, która zaistniała zbyt nagle, by mój zlasowany umysł mógł pojąć, co się właśnie zadziało. Jednak wszystkie moje próby szły nadaremno. Wolna ręka kaprala złapała moją i trzymała ją w górze, zmuszając mnie do przysunięcia się bliżej, a wręcz obalenia wprost na niego. Ten ruch sprawił, że jęknęłam z zaskoczenia, a moje otwarte usta zrobiły wejście dla języka bruneta, który zaczął bezwstydnie penetrować wnętrze mojej jamy ustnej. Nieświadomie, można nawet powiedzieć, że instynktownie, sama zaczęłam robić to w jego stronę, chcąc pogłębiać pocałunek jak tylko mogłam. Wszystko działo się tak szybko, że nie mogłam zrozumieć, w co się właśnie wpakowałam. Z jednej strony odruchowo starałam się wyrwać, przestraszona, wręcz spanikowana, lecz z drugiej... Chciałam tego. Tak bardzo. Bardziej niż czegokolwiek, kiedykolwiek. Smak jego ust, ta zachłanność, uczucie, jakby przejmował nade mną kontrolę, budziły wewnątrz mnie żywy ogień, który trawił mnie całą, pobudzając mnie do działania i paraliżując jednocześnie. Chciałam poczuć go całą sobą, ale za bardzo bałam się do tego przyznać.

- Le... vi... - wyjęczałam ostatkiem tchu, usiłując się odezwać, lecz nie mogłam nic powiedzieć z wiadomego powodu.

- Zamknij się, Arquette. - warknął, odrywając się na chwilę od moich warg i popychając mnie tak, iż wylądowałam plecami na materacu, przyciśnięta do niego przez ciężar ciemnowłosego. Czułam się, jakbym z powrotem była na treningu, powalona oraz całkowicie zdominowana przez dowódcę. Łapczywie walczyłam o tlen, który przez ostatnie kilka minut stał się dla mnie towarem deficytowym.

- Panie... Ka.. pralu... - wysapałam, chwytając się materiału jego koszuli. Twarz piekła mnie niemiłosiernie, jakbym co najmniej zrobiła sobie maseczkę z pokrzywy. Dopiero po chwili zauważyłam cienką strużkę śliny, łączącą nasze usta.

- Sama chciałaś zostać ukarana, prawda, Korinnuś? Więc masz swoją karę... - zawiesił się, pochylając się bliżej mojego lewego ucha - Jeśli się zapędzę, możliwe, że poznasz dziś zupełnie nowy rodzaj bólu...

Odwróciłam wzrok, próbując schować facjatę w poduszce, co niestety okazało się niemożliwe. Moja twarz z powrotem została przekręcona w stronę mężczyzny, gdy niespodziewanie w pomieszczeniu rozległ się głośny odgłos pukania.

- Cholera jasna, akurat teraz?! - krzyknął półgłosem zdenerwowany brunet, puszczając moją żuchwę i czym prędzej wstając ze mnie i siadając prosto na pryczy. Ja w panice również się podniosłam i podeszłam do drzwi. Kapral poprawił koszulę, dając mi znak, że mogę otworzyć niechcianemu gościowi. Nacisnęłam klamkę, a moim oczom ukazała się Sasha, trzymająca dwa pieczone ziemniaki.

- Hej, tak sobie myślałam, że nie było Cię dzisiaj na obiadku, więc musi Ci niesamowicie burczeć w brzuchu. No to zakradłam się do kuchni i zwędziłam to dla Ciebie, żebyś nie padła z głodu. - oznajmiła tryumfalnie dziewczyna, wręczając mi kartofle. Jednak jej uśmiech natychmiastowo zbladł, kiedy tylko ujrzała wkurzoną postać siedzącą na łóżku za mną.

- Dzięki, Sasha, ale lepiej już idź, jeśli nie chcesz dosta...

- Nie, niech zostanie. Może opowie nam o jej zdobyczach, co? Chętnie posłucham. - przerwał mi Levi, zakładając ręce na krzyż i wlepiając w biedną dziewczynę swój zdenerwowany wzrok. Brunetka przełknęła głośno ślinę i na chwiejnych nogach weszła do pokoju niczym na skazanie. Posłałam jej przepraszające spojrzenie, stając koło niej dla wsparcia. Kto jak kto, ale ja wiedziałam jak to jest być na celowniku Ackermana. Nie jest to najprzyjemniejsze uczucie.

- Sir, ja... - zaczęła dziewczyna, lecz nie była w stanie dokończyć. Wyglądała, jakby wszystkie słowa uwięzły jej w gardle.

- Już od dawna dostawałem skargi z kuchni, że znika im jedzenie i podejrzewałem właśnie Ciebie. Ale nigdy bym nie pomyślał, że sama dostarczysz mi na to dowody. Ułatwiasz mi tym pracę.

- Nie wiedziałam, że pan tu będzie... Ja...

- Korinna wyjaśniła Ci wszystko, więc mogłaś spodziewać się tego, że tu będę. - przerwał jej ostrym tonem, opierając się plecami o ścianę koło łóżka - Poza tym, to najgłupsza wymówka jaką słyszałem, Braus.

- Levi, starcz... - próbowałam jakoś obronić przyjaciółkę, lecz ciemnowłosy po raz kolejny zdecydował się wtrącić.

- Nie tobie oceniać, kiedy starczy, słonko. - mruknął, podchodząc do nas władczo. Czułam się znieważona, ale nie miałam do niego o to żalu. Nie byliśmy sami, więc musiałam znać swoje miejsce. W końcu to dalej mój przełożony.

- Tym razem przymknę oko, bo zrobiłaś to dla Arquette. Ale jeszcze jeden taki wyskok, a przez tydzień będziesz czyściła latryny. - odparł po chwili nieznośnego milczenia, wlewając wreszcie ulgę w serce dziewczyny, która zaraz po usłyszeniu zgody na opuszczenie pokoju, wystrzeliła na zewnątrz jak z procy. Odetchnęłam, patrząc na Leviego z wdzięcznością. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby Sasha miała z mojej winy kłopoty. Odłożyłam ostrożnie ofiarowane mi przez nią ziemniaki i wtuliłam się w klatkę piersiową bruneta. Nie spodziewał się tego, co wywnioskowałam po niespokojnym ruchu tejże części ciała, lecz objął mnie, mimo zaskoczenia.

- Dziękuję. - szepnęłam z małym, uroczym uśmiechem, po czym przytuliłam się do niego mocniej, wdychając głęboko jego zapach. Emanujące od niego ciepło było tak przyjemne, że wydawało się przyciągać mnie coraz bliżej i bliżej, nie pozwalając mi się oderwać.

- Nie dziękuj, tylko mnie pocałuj, idiotko.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz