Specjalna Opieka Medyczna

2.4K 139 79
                                    

Siedziałam na skraju biurka w gabinecie Ackermana, sycząc jednocześnie z bólu i wściekłości. Fizyczne cierpienia brały się z piekącego uczucia odkażania moich ran wodą utlenioną po bliskim spotkaniu z gałęziami, za to cierpienia psychiczne już wcześniej dokładnie objaśniłam. Przeklęty zakład. Nie jestem w stanie teraz zrozumieć, dlaczego byłam wtedy tak przekonana o mojej wygranej, ale pewnie gdybym jeszcze raz była w identycznej sytuacji, zrobiłabym to znowu. Taka już jestem. Diabelsko zawzięta. À propos diabelsko...

- Ała, to boli! - wrzasnęłam, wyszarpując ramię z uścisku kaprala, który od dobrych dwudziestu minut usiłował opatrzyć moje rany. W końcu westchnął bezsilnie, machając mi nasączonym wacikiem przed oczami.

- Korinna, to będzie bolało. Nic Ci na to nie poradzę. Lepsze to, niż jakaś gangrena lub tężec, wtedy już możesz sobie szukać dogodnego lokum na cmentarzu. - mruknął brunet, starając się jakoś okiełznać moje marudzenie. Nie chcąc się jednak tak łatwo poddać, odwróciłam głowę obruszona, zupełnie jak dziecko, które nie dostało swojego lizaczka.

- Gdybyś chciał, zrobiłbyś to tak, żeby nie bolało. - burknęłam, nadymając policzki. Widziałam w jego oczach, że miał ochotę wybuchnąć z nerwów tu i teraz, lecz w dalszym ciągu zachowywał swoją spokojną fasadę. Muszę się od niego kiedyś tego nauczyć.

- A jak pocałuję, to będzie bolało mniej, ty marudna czterolatko? - zaproponował, nachylając się tak, abym spojrzała mu w twarz. Miałam ochotę się roześmiać, widząc jego podirytowanie skryte za płaszczykiem usilnego niańczenia mnie.

- Może... Ale mam dziewiętnaście lat, nie cztery. - prychnęłam, podając mu z powrotem moje poharatane ramię.

- Dziwne, twoje zachowanie wskazuje na coś innego. - skwitował mnie Levi, zamykając mi tym dziób na kłódkę. Po raz kolejny przetarł jedną z ran wacikiem, na co ja odpowiedziałam cichym syknięciem oraz lekkim wzdrygnięciem, które jednak zniknęło wraz z uczuciem ciepłych, delikatnych, miękkich warg kaprala na świeżo odkażonej ranie. Moje policzki z kompletnie bladych zmieniły kolor na jasny róż, a ja zaczęłam żałować, że po jego ustach musiał tam być naklejony plaster, jakby nie mogły już po prostu tam zostać. W końcu wszystkie rany na moich rękach zostały opatrzone. Twarz wcześniej również. Zostały już tylko plecy, brzuch i nogi. Serio nieźle się poharatałam, jak na kogoś, kto zwyczajnie zleciał sobie z drzewka. Chyba naprawdę mam w życiu pecha. Można nawet spokojnie stwierdzić, że jedyną rzeczą, przy której mam szczęście był... Levi. Nie mówię teraz o przegranym z nim zakładzie, to w porównaniu do mojego prawdziwego fuksa jest tylko kroplą w morzu niezbyt przyjemnych sytuacji, które wynikły w naszej relacji. Bardziej mam na myśli to, że nawet kiedy działy się tak żenujące rzeczy, on i tak nigdy nie zniechęcił się do mnie, nie porzucił. Dalej wkładał ogromny wysiłek w to, bym dawała sobie radę jak najlepiej, nieustannie popychając mnie naprzód. Możliwe, iż to szczęście, które mi się przytrafia w stosunku do niego potrzebuje równowagi w postaci mojej niezdarności. W takiej sytuacji jestem w stanie jakoś to przełknąć.

- Zdejmuj koszulę. - rozkazał niewzruszonym głosem kapral, nasączając kolejny wacik wodą utlenioną. Kiedy to usłyszałam, zakrztusiłam się powietrzem, kaszląc jak głupia. Chyba coś źle usłyszałam... Prawda?

- S..słucham?.. - zająknęłam się, uderzając się pięścią w pierś, by wreszcie przestać się dławić. Ackerman jednak zamiast udzielić mi odpowiedzi, natychmiast zaczął rozpinać guziki mojego ubrania. Zamieniłam się w słup soli. Kurde, jednak dobrze usłyszałam. Siedziałam w miejscu, sparaliżowana, nie mogąc nic zrobić ani powiedzieć. Jedyną oznaką mojego wewnętrznego zestresowania i wyjącego w głowie czerwonego alarmu była niezwykle szybko poruszająca się w górę i w dół klatka piersiowa.

- Aż zaczynam żałować, że najpierw muszę Cię opatrzyć. - westchnął brunet, mierząc głodnym wzrokiem moją sylwetkę. Jasny róż na moich policzkach przemienił się w krwistą czerwień. Miałam jedną ranę na lewym obojczyku oraz dwie na brzuchu. Piekąca ciecz powyżej mojej klatki piersiowej po raz kolejny zmusiła mnie do zagryzienia zębów z bólu.

- Nienawidzę tego gówna... - burknęłam pod nosem, wpijając paznokcie w spodnią część blatu biurka.

- Trzeba było bardziej uważać, jak się poruszasz. Chociaż są też plusy. Przegrałaś zakład i jutro jesteś zdana tylko i wyłącznie na mnie. - zakpił ze mnie, odrywając przyrząd do odkażania od mojej skóry i zastępując go lekkim naciskiem swoich warg. Podskoczyłam w miejscu z zaskoczenia, trzęsąc przy tym głośno całym stołem, z którego spadło nawet kilka dokumentów oraz książka. Moja gwałtowna reakcja wywołała u ciemnowłosego zadowolony, krótki rechot, po czym spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Pochylałam się do tyłu, tak, że groził mi upadek plecami wprost na drewniane biurko.

- I co, już nie boli? - zapytał lekko drwiąco kapral, biorąc się za odkażanie ran na moim brzuchu. Kiedy zimny wacik dotknął mojej skóry, tamtejsze mięśnie napięły się odruchowo. Mimo pozbawienia mnie koszuli, było mi jeszcze cieplej, niż poprzednio. Zupełnie, jakby to gorąco pochodziło ze środka, roznoszone po całym moim ciele razem z całą falą ogarniających każdą część, przyjemnych ciarek. Wkrótce, zaraz po wacie, w zastępstwie znowu przyszły usta mężczyzny, potęgując wszystkie błogie odczucia milion razy. Musiałam mocno się wysilić, aby nie paść plackiem na biurko i pozwolić mojemu ciału przejąć kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Pech chciał, iż te dwie rzeczy zawsze muszą stać po przeciwnych stronach barykady.

- Taka opieka medyczna zdecydowanie wykracza poza wojskowe standardy. - mruknęłam półgłosem, uśmiechając się mimowolnie pod nosem. Moje nerwy były już na granicy wytrzymania, przez co bałam się, że za chwilę mogę się roześmiać jak chora psychicznie. Na szczęście tak się nie stało. Zamiast tego, moje ręce, podpierające aktualnie cały ciężar mojego ciała, zaczęły trząść się z wysiłku oraz ekscytacji.

- Specjalne traktowanie zależy tylko od tego, jak bardzo posłuszna będzie pacjentka. - wyszeptał Levi niskim, uwodzicielskim tonem, który łaskotał moje uszy i przyspieszył znacznie akcję serca w moim organizmie.

I w takiej chwili, do akcji znowu wkroczył mój życiowy pech...

- Levi, potrzebuję tych zaległych raportów! - odezwał się zza potężnych drzwi donośny głos generała Smitha. Mężczyzna zapukał do drzwi, najprawdopodobniej z zamiarem wejścia. A my, jak ostatnie cepy, nie zamknęliśmy ich na klucz. Ackerman odskoczył jak oparzony, prędko zbierając przewrócone przeze mnie na podłogę papiery.

- Zaraz! - krzyknął kapral, szukając wśród dokumentów tych, o które prosił blondyn. Pierwszy raz widziałam go tak spanikowanego, kompletnie pozbawionego swojej zwykle opanowanej i spokojnej aury. Ja w pośpiechu zapinałam guziki od koszuli, modląc się, abym zdążyła, zanim dowódca naciśnie na klamkę. Udało mi się to rzutem na taśmę, dosłownie w ostatniej chwili. Brunet natychmiast wcisnął Erwinowi w ręce stertę dokumentów, mając irytację wręcz wypisaną na twarzy. Ten jednak obrzucił nas bardzo sceptycznym, podejrzliwym spojrzeniem. Przez moment moje serce całkowicie się zatrzymało, by potem zacząć bić z potrojoną siłą.

- Dzięki... Czy przypadkiem czemuś przeszkodziłem? - zapytał, skacząc wzrokiem to na kaprala, to na mnie. Przełknęłam głośno ślinę. Szlag, a jeśli on wie?!

- Opatrywałem Arquette, spadła z drzewa na ćwiczeniach. Nie chciałem jej odprowadzać do lecznicy, bo trzy dni by jej tam naklejali jeden plaster, a na to nie mam czasu. - wyjaśnił niższy mężczyzna, celowo pomijając w swej historii wiele istotnych szczegółów. Dzięki niebiosom, chociaż on zdołał przybrać z powrotem swą pokerową twarz, aby spróbować nas z tego wyciągnąć, ponieważ moje kompletnie oblane czerwienią lica nie działały ani trochę na naszą korzyść.

Generał nieufnie przytaknął, po czym opuścił gabinet. Przy wychodzeniu jednak posłał mi jedno krótkie, zaciekawione spojrzenie. Ledwo widoczny błysk w jego błękitnym oku kazał mi wierzyć, że będę musiała być ostrożniejsza na to, jak się zachowuję, niż dotychczas. To był właśnie ten moment, kiedy Erwin Smith zaczął nas podejrzewać.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz