Mowa jest srebrem...

2.7K 166 74
                                    

Moja jednodniowa choroba zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Z samego ranka stawiłam się na musztrze, ciesząc się całkowitym zdrowiem oraz gotowa do działania. Mając w pamięci ostatnią nauczkę, ważyłam każde moje posunięcie i byłam maksymalnie ostrożna przy każdym ćwiczeniu. Tym razem już nikt na mnie nie nakrzyczał, a mina generała Smitha była znacznie łagodniejsza niż poprzednio. Dzień zaczynał się zatem całkiem dobrze.

Na treningu stanęłam w parze z Christą. Przez chwilę myślałam, że Ymir może być na mnie o to zła, lecz najwyraźniej nie miała żadnych obaw, ponieważ zdawała sobie sprawę, iż mam inny obiekt zainteresowań. Tak, zauważyłam już, że one dwie mają się ku sobie i naprawdę nie chciałam im wchodzić w paradę. Na szczęście wyglądało na to, że nie stanowiłam dla nich problemu. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do blondynki i rozpoczęłyśmy trening. Siły były tutaj wyrównane, więc raz ona pokonywała mnie, a raz ja ją. Dosyć to było uczciwe. Przy okazji ćwiczeń opowiedziałam jej też historię z odbywanej przeze mnie kary, na co ona podekscytowała się i zaprosiła mnie po obiedzie do ich pokoju na plotki. Z chęcią się zgodziłam, co było kompletnie wbrew mojej naturze, ale w jakiś sposób czułam się z tym dobrze. Bardzo możliwe, iż zaczynam wreszcie opuszczać sidła aspołeczności i zawierać znajomości. To chyba dobrze, prawda? Dokończyłyśmy trening w przyjemnej atmosferze, po czym podałyśmy sobie dłonie i rozstałyśmy się aż do obiadu. W tym czasie poszłam do swojego pokoju i zrobiłam tam mały porządek, ponieważ ostatnio ostro go zaniedbałam. Jak dobrze, że kapral tego nie widział...

- Arquette! Dlaczego tu jest taki syf?! - zagrzmiał głos bruneta od strony wejścia, sygnalizujący, że się przeliczyłam w moich założeniach. Mogę sobie chociaż wybrać jakąś ładną trumnę? Dębowa byłaby zacna.

- No, bo... Ja właśnie miałam tu posprzątać, hehe! - odparłam dziecięcym głosem i niezręcznie podrapałam się w tył głowy, nie mając śmiałości na niego spojrzeć.

- Ty naprawdę nazywasz to twoje przekładanie śmieci z kąta w kąt sprzątaniem? Chyba sobie kpisz. - burknął marudnie Levi i bez słowa wyjaśnień, razem ze mną zabrał się do sprzątania mojego pokoju. Było to bardzo niecodzienne, aby kapral pomagał jakiemuś świeżakowi w robieniu porządku w kwaterze, lecz nie zamierzałam narzekać. Poza tym, znaliśmy się dostatecznie długo, bym w końcu przywykła, że ten facet uczyni wszystko, byle dookoła było idealnie czysto. Niektórzy śmiali się z niego i nazywali "pedancikiem", kiedy ich nie słyszał (bo przecież w jego obecności to zwykłe samobójstwo), ale mnie wcale nie bawiło jego zamiłowanie do porządku. Wręcz przeciwnie. W jakiś sposób podziwiałam to, jak bardzo dbał o czystość i schludność, zwłaszcza, że nieraz już musiał się pewnie babrać w błocie i krwi podczas wypraw. To w sumie całkiem ciekawe...

- Panie kapralu? - zebrałam się na odwagę, by rozpocząć ten nurtujący mnie temat. Ścielił akurat moje łóżko, podczas gdy ja zamiatałam podłogę. Jak tak dalej pójdzie, to tę miotłę będę używać częściej od moich ostrzy.

- Co chcesz? - prychnął, pochylając się, by wygładzić beżową kołdrę. Możliwe, że czterech właścicieli temu była biała.

- Dlaczego pan tak bardzo lubi sprzątać? I jak pan wytrzymuje w tym brudzie i smrodzie podczas ekspedycji? - zapytałam, na chwilę przerywając wykonywaną czynność. Ackerman również zastygł w miejscu, zapewne nieco zaskoczony nagłymi pytaniami.

- Kiedyś mieszkałem w Podziemiach. - odparł po chwili ciszy i usiadł na skraju mojej pryczy, spuszczając głowę na dół - Więc odpowiadając na drugie pytanie, przywykłem już dawno temu do odoru i syfu wszędzie, gdzie sięgał mój wzrok. Ale nie znaczy to, że mam się na niego godzić. Marzyłem, aby mieć czyste, bezpieczne schronienie. Skoro nareszcie je mam, to staram się o nie dbać.

Jego ton był chłodny, lecz lekko drżący. Nie patrzyliśmy na siebie przez długą, przepełnioną melancholią chwilę. On - ze wzrokiem skupionym w podłodze, ja - zerkając w bok, zakłopotana.  Powiedział tak mało, a zarazem tak dużo. Westchnęłam i odłożyłam narzędzie, w końcu ośmielając się spojrzeć na bruneta. Trzymał ręce splecione, ramiona na kolanach. Pierwszy raz ujrzałam go w takim stanie. Ten sam kapral, zawsze władczy, trochę agresywny, pewny siebie i górujący nad wszystkimi, teraz siedział przybity, ze spuszczoną głową oraz silną depresyjną aurą. Nie spodobał mi się ten widok. Wręcz poczułam w sercu furię, która motywowała mnie, aby przylać każdemu, kto doprowadził mojego dowódcę do takiego właśnie stanu. Może i na co dzień nie był najbardziej przyjaznym, czy super życzliwym człowiekiem. Fakt, często miałam przez niego obite siedzenie, posiniaczoną mordę, kompletny mętlik we łbie, a nawet lekką nerwicę, że zaraz wychynie na mnie gdzieś zza rogu. Ale to właśnie Levi. Chłodny, surowy i wymagający z zewnątrz, ale niezwykle opiekuńczy i troskliwy wewnątrz, nawet jeśli nie każdemu było dane poznać go od tej strony. Chociaż często traktuje mnie jak popychadło, albo nawet swoją zabawkę, to nigdy nie robił tego ze złymi intencjami. Zaopiekował się mną, dał mi dom, dał mi cel w życiu, dał mi nową siłę... Nową mnie... Po prostu był dla mnie... Zawsze był dla mnie niesamowicie ważny...

Nieświadomie wyciągnęłam dłoń w jego stronę i dotknęłam jego policzka. Nie miałam absolutnego pojęcia, co robię, moje ciało zareagowało samoistnie. Brunet podniósł na mnie wzrok, zszokowany, jeszcze bardziej w momencie, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy. Nie wiedziałam, jak on wyglądał, ale spowodował, że stalowe tęczówki zaczęły świdrować, jednocześnie odbijając blask wpadającego przez okno słońca, które nadawały im jaśniejszej barwy, niemal białej. Usta miał delikatnie rozchylone, nieśmiało ukazując nad wyraz zadbane jak na wojskowe warunki zęby. Krótkie włosy, normalnie zakrywające jego czoło, opadały teraz do tyłu, odsłaniając całość jego idealnie gładkiej twarzy. Dopiero w momencie, gdy jej dotknęłam, poczułam, jak naprawdę przyjemną miał skórę. Normalnie w tym momencie moja ręka trzęsłaby się jak galareta. Tymczasem stałam tam zupełnie spokojna na zewnątrz, za to cała rozdygotana w środku. Nim zdążyłam nabrać powietrza, zostałam pociągnięta do przodu zdecydowanym ruchem, tak, iż wylądowałam z facjatą wprost przed tą należącą do Leviego. W amoku próbowałam powstrzymać się przed upadkiem na niego i chciałam podeprzeć się wolną ręką o materac, lecz trafiłam w odrobinkę inne miejsce...

Zorientowałam się dopiero po kilku żenujących sekundach, w czasie których patrzyliśmy sobie w oczy, nie odzywając się ani słowem, nie do końca orientując się w zaistniałej, abstrakcyjnej sytuacji. Odsunęłam rękę, jakbym wyjmowała ją z gara z wrzącą wodą i miałam zamiar odskoczyć od Ackermana, gdy ten zdążył zacisnąć smukłe palce na przegubie mojej dłoni, która ledwo co zdążyła się ewakuować z nieprzyzwoitego miejsca. Byłam zmuszona stać pochylona, wspierana jedynie przez to, że ciemnowłosy trzymał mnie za nadgarstki. Ciało wyginało mi się w niecodzienny sposób, a nogi nie stanowiły dla niego w tym momencie niezawodnego wsparcia, do którego było przyzwyczajone. Plecy zaczynały mnie boleć, ale nie poddawały się w próbach powstrzymania nieuniknionego upadku. Mrugnęłam, cały czas wpatrując się w szeroko rozwarte oczy Leviego. Poniżej nich, na jego zwykle bladej skórze pojawił się delikatny, różowawy odcień. Chwila, on chyba nie...

W jednej chwili mężczyzna puścił moje ręce, przez co bezwiednie padłam w jego ramiona. Przytrzymał mnie jednak tylko przez moment, po upływie którego posadził mnie koło siebie i założył nogę na nogę, odwracając głowę w odwrotną stronę. Przetarłam oczy, nie wierząc w to, co widzę.

- Panie kapralu, czy pan?... - zaczęłam, ale reszta zdania uwięzła mi w gardle. Chociaż zapewne i tak bym go nie dokończyła, przez to, że brunet zdążył zdecydowanie mi przerwać, jeszcze ciaśniej zaciskając jedną nogę na drugiej.

- Zamknij się! - ryknął, pokazując mi jedynie swoje plecy i zakładając ramiona na krzyż - I wracaj do sprzątania.

Przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową, po czym sięgnęłam z powrotem po moją zacną miotłę, starając  się ze wszystkich sił przetrawić jakoś tę niekomfortową sytuację, podobnie jak i kapral. Dobrze, że nie dokończyłam zdania. Jednak mowa jest srebrem, lecz milczenie złotem.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz