Kolejny dzień z życia ofermy

3K 184 78
                                    

- Arquette, obudźże się dziewczyno. - rozkazał półgłosem kapral, potrząsając mną z irytacją. Z trudem opuściłam objęcia Morfeusza i powróciłam do świata żywych. Ah, jakże "cudownie" było widzieć jego lico jako pierwszą rzecz z rana. Przepiękne uczucie. Absolutnie zero sarkazmu.

- Która jest godzina?.. - zapytałam zachrypniętym głosem, przeciągając się i przecierając oczy. Nie byłam w humorze, aby użerać się z nim jeszcze przed świtem.

- Twoja ostatnia, jeśli w tej chwili nie wstaniesz. - ryknął i kopnął nogę mojego łóżka. Jęknęłam, natychmiast się przebudzając i zlatując z pryczy jak oparzona. Wstałam prędko i potarłam poobijane siedzenie, które zamortyzowało mój upadek.

- Dlaczego mnie pan budzi tak wcześnie rano?

- Idziemy do lasu ćwiczyć ze sprzętem do manewru. Nie zamierzam ryzykować, że zostaniesz pożarta już na pierwszej wyprawie, a to już niedługo. Oporządź się migiem i idziemy, czekam na zewnątrz. - rozkazał i opuścił pomieszczenie, trzaskając za sobą drzwiami. W panice zaczęłam się ogarniać i już w kilka minut byłam gotowa do wyjścia. Stawiłam się przed kapralem i pomaszerowaliśmy w stronę gąszczu drzew. Doszliśmy tam po upływie około dziesięciu minut i natychmiast dostałam zadanie, aby znaleźć i zaatakować wszystkie kukły tytanów, które napotkam po drodze, aż dotrę do miejsca, gdzie Levi będzie na mnie czekał. Mężczyzna ruszył przodem i zniknął w chmarze gałęzi.

Odczekałam dwie minuty i ruszyłam. Nie chciałam po raz kolejny się przed nim zbłaźnić, więc skupiłam się mocno i wytężyłam wzrok. Nie minęło zbyt wiele czasu, nim napotkałam pierwszego "przeciwnika" i ruszyłam na niego. Cięcie było wystarczające, lecz nadal dosyć płytkie. Zacisnęłam zęby i przemieszczałam się dalej, wykonując szybkie i zwinne ruchy, jednak zdecydowanie zbyt mało precyzyjne. Nareszcie dotarłam do końca, dopadłszy po drodze dziewięciu przeciwników. Padłam na kolana ze zmęczenia tuż przed kapralem, z jęzorem wywalonym na zewnątrz oraz ciężkim, niestabilnym oddechem. Patrzyłam na niego wyczekująco, niecierpliwie czekając na werdykt.

- Poprawiłaś się od ostatniego razu. Teraz byłabyś w stanie uciec z pola walki. Ale ty nie masz uciekać, ty masz zabijać. - odpowiedział beznamiętnym tonem i zniżył się do mojego poziomu. Popatrzył na trzymane przeze mnie ostrza, po czym wyjął jedno z nich z mojej dłoni i obrócił je w drugą stronę, tak, i skierowane było do dołu. Uniosłam brew w zdziwieniu.

- W ten sposób powinno być Ci łatwiej. Sam wymyśliłem ten patent. - wyjaśnił, pomagając mi wstać i pokazał mi jeszcze jedną nietkniętą kukłę w oddali - Spróbuj teraz.

Wzięłam oddech i zdecydowanym ruchem rzuciłam się na "tytana". Użyłam całej swojej siły i przecięłam ostrzami miękkie miejsce na karku. Nie oglądając się jeszcze, wróciłam z powrotem do kaprala, wahając się, czy na pewno tym razem chcę zobaczyć efekt mojego ataku. Wolałam najpierw zanalizować facjatę Ackermana, aby ocenić, czy nie przynoszę mu wstydu, lecz minę miał niezmiennie wyzutą z emocji. W sumie, czego ja się spodziewałam? Niepewnie odwróciłam się i... Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Cięcie było tak głębokie, że prawie dotarłam do drewnianej części kukły. Rozdziawiłam japę i uszczypnęłam się z myślą, iż ja dalej śnię. Musiałam śnić, prawda? Ja, największa fajtłapa w historii korpusu, wykonałam tak świetne rżnięcie. Jeszcze raz zerknęłam na Leviego. Na jego twarzy wymalował się nikły uśmiech.

- Jak chcesz to potrafisz, Arquette. To może spróbujemy teraz czegoś trudniejszego. Ciekaw jestem, czy będziesz w stanie mnie złapać. - odparł zaczepnie, po czym ruszył dalej w głąb lasu z nadzwyczajną szybkością. W mgnieniu oka już go nie było.

- Hę?! - wrzasnęłam skołowana i odruchowo puściłam się za nim w pościg. Również byłam całkiem szybka, ale nie było mowy bym zdołała być tak szybka. Złapałam się za głowę, martwiąc się, co powinnam zrobić. Brunet już dawno zniknął mi z oczu i nie wiedziałam nawet w którą stronę się udał. Pomyślałam, że raczej przewidział, iż nie będę w stanie tak po prostu go dogonić, więc musi być to swego rodzaju pułapka, co udało mu się perfekcyjne. Zatrzymałam się na pobliskiej gałęzi i rozejrzałam dookoła. Nagle coś błysnęło zza igieł po mojej prawej stronie. Najciszej, jak to było możliwe popędziłam w tamtym kierunku. Wydawało mi się, że jestem już blisko, wyskoczyłam w stronę światła i... Pusto. Wściekłam się i ponownie rozejrzałam. Tym razem błysk dochodził z przeciwnej strony. Jak to w ogóle było możliwe? Przeklęta gra w kotka i myszkę. Kucnęłam i zamiast używać sprzętu, zaczęłam skakać po gałęziach. W ten sposób wydawałam nieco mniej dźwięku i myślałam, że będę w stanie go zaskoczyć. Niestety, w najgorszym możliwym momencie, znowu pokonała mnie moja niezdarność. Gdy byłam już tuż nad kapralem i właśnie miałam przypuścić atak, powinęła mi się noga. Obdrapana i nieźle poturbowana leżałam na ziemi, zaliczywszy imponujący upadek z wysokości. Otworzyłam oczy, czując się obolała na całym ciele, i napotkałam nieco zszokowaną twarz kaprala tuż nade mną. Jeszcze przez moment nie byłam w stanie powstać o własnych siłach, więc mężczyzna ostrożnie podniósł mnie z brudnej ziemi i zaczął nieść mnie w ramionach. Zaróżowiłam się, zarówno z zakłopotania, jak i z powodu dziwnej bliskości bruneta.

- Coś ty tam wykombinowała? - zapytał, wyglądając na nieco oszołomionego całą sytuacją. Odwróciłam wzrok, czując się jak kretynka i opowiedziałam mu wszystko, co zdarzyło się parę minut temu. Z początku dowódca nic mi nie odpowiedział i tylko jego chód zdradzał, że w ogóle jeszcze żył. Zupełnie nagle zatrzymał się i wybuchnął śmiechem. Zmieszana i speszona ukryłam palącą od czerwieni twarz w rękawie jego kurtki. Szczerze, chyba po raz pierwszy widziałam Leviego jak się śmieje. Z jednej strony było mi głupio, ale z drugiej... Udało mi się go rozbawić. To był niesamowity wyczyn. Zdawszy sobie z tego sprawę, sama zaczęłam się śmiać z mojej niezdarności. Gdy w końcu oboje się uspokoiliśmy, poczułam się nieco lepiej i mogłam już wracać o własnych siłach.

- Jesteś niemożliwa, smarkulo. Plan miałaś niezgorszy, ale nad wykonaniem musisz popracować. - zakpił Ackerman i zarzucił swoje ramię dookoła mojej szyi, tak, że spoczywało swobodnie na moim barku.

- Przynajmniej jestem na dobrej drodze. No i nie może pan już mówić, że tylko marnuję pana czas. - odparłam, chichocząc pod nosem.

- Tak? A niby co odbiera mi to prawo?

- Odpłacam się panu darmową rozrywką.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz