Rozdział -23 Albus Dumbledore i Dan Lind.

3.4K 266 61
                                    

Dla przypomnienia. 

Autorka: Fantastmania/Lilka.

Beta: Ahrimanka.

Rozdział 23

Dan

Pozostały niecałe dwa tygodnie do świąt, a przejmujący chłód całkowicie przejął temperatury w zamku. Uczniowie przemykali między klasami ubrani w czapki i szaliki, a w skrzydle szpitalnym pojawili się pierwsi chętni do wypicia eliksiru pieprzowego.

W obliczu tak przejmującej fali mrozów, które miały trwać aż do końca tygodnia, zaprzestałem kompletnie wychodzić poza zamek, a zaraz po zajęciach zamykałem się w swoich komnatach.

Zarówno Hermiona, jak i Severus, nalegali, bym cały czas siedział w cieple swoich pokoi. Najwyraźniej wychodzili z założenia, że skoro teraz po części byłem gadem, to powinienem unikać zbytniego wychłodzenia z uwagi na swoje zdrowie.

Nie narzekałem. W końcu wygodnym było po prostu odpuścić i pozwolić, by kolacja była mi dostarczana do komnat, książki z biblioteki były przynoszone przez Hermionę, a Severus pozwalał mi wylegiwać się w swoim łóżku tak długo, jak tylko miałem ochotę.

Tego dnia Hermiona miała włosy zaplecione w gruby warkocz; światło odbijało się w jego splotach, nadając im nieco bardziej rudawy kolor niż zazwyczaj. Nachylała się nad pergaminem, pisząc swoim schludnym pismem jakiś esej na Historię Magii. Ron siedział obok niej, ubrany w zeszłoroczny sweter bożonarodzeniowy z literą R. Patrzył już dłuższy czas krytycznie na linijkę, położoną obok pergaminu, na którym pisał, najwyraźniej rozważając, jak wielkie litery może napisać, by wypełnić brakujące mu do końca jego eseju pół stopy.

Obserwowałem ich, siedząc w milczeniu. Powinienem pisać esej dla McGonagall o transmutacji przedmiotów magicznych, tak by ukryć ich sygnaturę, ale nie wydawało się to w tym momencie aż tak ważne. Skierowałem wzrok na płomienie. Ich cicho trzaskający dźwięk był miły dla ucha, a kolory uspokajające. Dla eksperymentu sięgnąłem magią w głąb ognia, wyciągając dłonie w jego stronę. Płomienie zatańczyły, podsycane moją ingerencją i przez chwilę gładziłem trzaskającą energicznie magię, oglądając, jak zmieniają się jej intensywne barwy.

Przysunąłem się bliżej kominka, zmieniając pozycję swojego ogona i usiadłem na jego splotach, wpatrując się w ogień. Był taki ciepły. Taki kolorowy. Niczym pulsująca energia, wydobywająca się wprost z niezbadanych pokładów naszej planety. Wyciągnąłem doń dłonie, starając się pochwycić te wirujące barwy. Poruszając palcami, tworzyłem zawiłą plecionkę kolorów z cierpliwością artysty, tworzącego swoje dzieło.

Owa niezwykła, płynna faktura magii, jaką trzymałem w palcach, wydawała mi się tak inna, a jednocześnie tak znajoma, że wcale nie byłem zaskoczony, gdy ogień nagle zdawał się uzyskać własną wolę i począł chętnie wyciągać się w moją stronę.

Odpowiedziałem na to wezwanie, zanurzając palce w płomieniach. Czułem ich wbrew pozorom nieparzący dotyk. Wydawało mi się w tej właśnie chwili, że płomienie to szczupłe kobiece palce, pieszczące moją skórę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale nagle odniosłem wrażenie, że ogień to właśnie kobieta. Ktoś mi bliski, ktoś jak matka, chcąca uspokajająco przeczesać mi włosy z czoła tuż przed snem.

- Hej, Dan - odezwał się głos chłopaka za mną.

Wyrwałem dłonie, obracając się do przyjaciół przodem. Hermiona pisała coś jak szalona w swoim mugolskim notatniku, a Ron jadł czekoladę, patrząc prosto na mnie.

- Co zrobimy ze świętami? - zapytał.

Zamrugałem na to pytanie. Święta były... niepewnym tematem. Prawdopodobieństwo, że będę mógł je spędzić w domu Weasleyów, było znikome. Na Grimmuald Place - jeszcze mniejsze. Zostawał tylko Hogwart.

LamiaWhere stories live. Discover now