Rozdział 15 - Zakazany las to za mało.

4K 266 47
                                    

 

Dan.

Na naszym wspólnym śniadaniu, moją najtrudniejszą misją było, przygryzanie swojego własnego języka.

Nieubłagalnie zbliżała się chwila w której, zarówno on jak i ja musieliśmy iść na lekcje, ale odkąd wstaliśmy z łóżka nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa.

Czułem po kościach, że sam z siebie nic nie powie i to ja musiałem przejąć inicjatywę. Wiedziałem o tym, bo wiedziałem, jakich słów powinienem użyć. W mojej głowie odtwarzałem sobie tą rozmowę już po raz dwudziesty podczas trwania posiłku i żadna z wybranych opcji nie kończyła się ciszą. Bowiem pierwszym słowem, jakie powinienem powiedzieć byłoby.

„Przepraszam Severusie za nieposłuchanie się ciebie i narażenie się na niebezpieczeństwo, ale..."

I zanim bym dokończył to zdanie zaczęłaby się nasza kłótnia. Dlatego nie powiedziałem nic.

Nie mogłem wczoraj nie zareagować. Musiałem się ujawnić i uratować Raphaela i Sarah. Gdybym tego nie zrobił już by nie żyli. To było coś, czego byłem pewien jak diabli, skoro praktycznie cale dzieliły ich od szczęk olbrzymich mięsożernych pająków.

Severus zakazał mi podejmować jakichkolwiek interwencji i teraz był na mnie zły. Z jednej strony cudownym uczuciem było mieć świadomość, że ktoś się o mnie troszczy. A z drugiej strony wiedziałem, że być może powinienem zareagować inaczej. Zrobić coś, co nie tyle by sprawiło, że pomógłbym przyjaciołom, ale i uchroniło mój sekret bycia Lamią. A ja nie tylko naraziłem się na śmiertelne niebezpieczeństwo, dosłownie, bo gdyby nie dziwna reakcja akromantul to byłbym dla nich niczym szwedzki stół, to także całkowicie odsłoniłem się z swoim sekretem.

Niestety tak to ze mną było. Gdy dochodziło do jakiś ekstremalnych sytuacji zazwyczaj działałem, a nie myślałem. W mojej głowie zablokowała się w tamtym momencie myśl, że muszę działać by nie było za późno, ale patrząc się z szerszej perspektywy miałem zerowy pomyślunek na temat własnego bezpieczeństwa.

I właśnie o to Severus był wściekły.

I tu był cholerka problem.

Po tym jak Severus dziurawił sadzone jajka jakby sobie wyobrażał tam mnie samego na torturach podejrzewałem, że jak tylko otworze usta zaatakuje mnie on słownym atakiem niczym samuraj i będzie brutalnie niszczył każdy argument, jaki przytoczę. Głośna pełna ostrych słów kłótnia wisiała w powietrzu.

W związku z tym, zaraz po śniadaniu, nie odzywając się ani słowem pocałowałem go delikatnie na pożegnanie w policzek i uciekłem przez fiuu, a gdy tylko wyszedłem z kominka w swoim pokoju odetchnąłem głośno z ulgą.

Nie chciałem się kłócić.

Wrzuciłem swoje książki do torby i przeczesując lekko swoje włosy skierowałem się na pierwsze tego dnia zajęcia.

Dzięki bogu nie miałem dziś żadnych Eliksirów.

Starałem się zignorować szarpiące moimi zmysłami zaniepokojenie, gdy kierowałem się na pierwsze lekcje. Cały czas oczekiwałem, że poczuje na ramieniu czyjąś rękę, która zaciągnie mnie w jakieś ciemne przejście by żądać wyjaśnień.

Byłem tchórzem.

Dziękowałem Merlinowi za to, że przynajmniej śniadanie miałem już za sobą. Konieczność udania się do Wielkiej Sali akurat dzisiaj? Koszmarna perspektywa, nawet nie chciałem o tym myśleć. Aurorzy jeszcze nie opuścili szkoły i parę razy wymijałem jakiegoś przedstawiciela tego zawodu na korytarzu, co powodowało mnóstwo plotek wśród uczniów.

LamiaWhere stories live. Discover now